Eugeniusz Kabatc
Portret artysty z czasów starości
Ze wzruszeniem przeczytałem książkę Macieja Patkowskiego o mistrzu Ignacym Paderewskim.* A ściślej o latach ostatnich Prezydenta, jak się go tu określa. O tych ostatnich latach życia, wplątanych przez bezlitosne parki w losy najokrutniejszej z wojen. A przecież miały być przeznaczone na zasłużony wypoczynek, warunki ku temu składały się przychylnie, rzekłbym, nad wyraz sympatycznie i patriotycznie, choć nie na ziemi ojczystej. Szwajcaria, gdzie osiadł, zdawałoby się, na dobre, ze swoim porządkiem, klimatem i krajobrazem kołysała raczej do snu. Mistrz, który dobiegał osiemdziesiątki, był człowiekiem bogatym, mógł sobie pozwolić na duży, wygodny dom w zieleni, na rodzinne i towarzyskie w nim ciepło, a także o właściwą dbałość o nienajlepsze zdrowie. Nie wędrował już po świecie, nie koncertował, rozwożąc między ludzi swoją sztukę muzyczną najwyższej klasy, spijał najwyborniejsze wina [także z własnych kalifornijskich winnic], radując się spokojem czasu i rozwojem nie tak dalekiej Polski, do której przywrócenia życiu dwadzieścia lat wcześniej tak dzielnie się przyłożył.
Wszelako musiał spoglądać na wschód z coraz większym niepokojem. Z losów ojczyzny nie był do końca szczęśliwy, trzeba było jednak naprawić to, co – jego zdaniem – piłsudczycy tak konsekwentnie i uparcie psuli, więc w swoim szwajcarskim domu przygarniał zasłużonych, acz zepchniętych z pola władzy działaczy, tworząc ów Front Morges, domagający się nieodzownych zmian w kraju, który coraz wyraźniej gubił się na politycznych manowcach. Był wśród nich, zaniepokojonych sytuacją, również gen. Sikorski, a ten wszak miał wkrótce odegrać decydującą rolę w wojennej historii Polski i ponownym zaktywizowaniu patriotycznym spoczywającego na laurach mistrza fortepianu.
Inwazja niemiecka na Polskę w sposób naturalny obudziła na nowo energie polityczne Paderewskiego. Wstępne próby wepchnięcia go do negocjacji na temat upokarzających ustępstw wobec Hitlera od razu spaliły na panewce, wywołując natomiast potrzebę zdecydowanych działań antyniemieckich. Sikorski, obejmując szefostwo polskiego rządu na emigracji, ma go obok siebie w Paryżu jako przewodniczącego nowo powołanej Rady Narodowej RP, a gdy generał wycofuje się z Francji do Anglii, Paderewski w swojej Szwajcarii pomaga jak może żołnierzom z internowanej tu armii generała Prugar-Ketlinga, po bojach z Niemcami we Francji chroniącej się przed kapitulacją marszałka Petaina…
I wtedy zaczyna się – wśród niebezpiecznych intryg – ten główny akt książki i życia starego Mistrza – ostatnia wyprawa za Ocean. Wiele odbywał podobnych, zwykle triumfalnych, ale ta była jedyna w swoim rodzaju – wojenna. Z podwójnym tego znaczenia sensem: ucieczki przed możliwą – po klęsce Francji i jej sojuszników – napaścią niemiecką na neutralną Szwajcarię, ale też misji obywatelskiej po amerykańską pomoc. Bardzo w jej skuteczność polityk Paderewski wierzył.
Rozważania pana Macieja Patkowskiego wokół okoliczności tego wydarzenia są bogate w faktografię, lecz i gęsto podszyte autorską imaginacją. Narracje zręcznie się uzupełniają i współtworząc kolejne etapy opowieści, nadają jej charakter wielkiej acz groźnej przygody. Pan Maciej jest historykiem od siedmiu boleści, podobnie zresztą jak i jego przyjaciele, z którymi zaistniał niegdyś pokoleniowo w kraju, a których w Stanach niefrasobliwie się wyparł – niepomny słów własnej książki, że „przyjaźń to jest coś, co się nie zaciera”. W poszukiwaniu na tej amerykańskiej drodze tropów ojczystych dramatów wpada w swoistą pułapkę, niemal w trywializację wątków, w ich emocjonalne simulacrum. Tytuł <Kryptonim „Paderewski”>, jak nazwał swoją książkę, kieruje naszą uwagę na sensacyjność tematu, tę trudną drogę od wolności zagrożonej do wolności zbawczej przesłaniając spazmatycznym, podniecającym rytmem ucieczki-pościgu przez terytoria w istocie wrogie uchodźcom, jak np. Hiszpania generała Franco, tylko z pozoru neutralna. A przedtem była jeszcze Francja-Vichy, a potem Portugalia Salazara, również kontrolowane przez niemieckie służby bezpieczeństwa, podobnie jak Atlantyk penetrowany przez korsarsko-terrorystyczne U-booty.
Napracował się tedy pan Maciej niemało nim swoją wiedzę historyczną uzupełnić zdołał, a docierając też do listów i pamiętników z epoki – subiektywnych, owszem, ale poznawczo i obyczajowo atrakcyjnych – powiązał to wszystko ciekawie wyobraźnią doświadczonego pisarza. Sam wyruszył kilkadziesiąt lat później tropem tej wyprawy, rozpoznając miejsca i krajobrazy drogi, odwołując się do ich charakteru i znaczenia. Jego wrażenia są czasem moimi, jak te gdy przebijałem się kiedyś z naszym wspólnym przyjacielem przez groźną powódź pod Barceloną .[ Jest ich więcej z tego szwajcarsko-pirenejskiego szlaku i choćby dlatego ta książka jest mi bliższa] Ale pan Patkowski śledzi tę przeprawę z iście detektywistyczną wnikliwością, urozmaicając ją zmyślaniem, domysłem, historią zabytkowych miejsc, odwołując się możliwej teczki oznaczonej w tajnych biurach niemieckiego wywiadu właśnie kryptonimem „Paderewski”, dobywając z akt amerykańskich ślady korespondencji Mistrza z Prezydentem, zza oceanu osłaniającym politycznie tę niezwykłą podróż. Poznajemy lepiej rodzinne otoczenie starego uchodźcy, jego inteligentnych sekretarzy, którzy stają na głowie, by bezpiecznie przeprawić swojego wybitnego i wielbionego szefa na drugą stronę oceanu. Zręcznie manipulują popularnością wielkiego artysty nawet na statku, nawet wtedy, gdy staje się łupem U-bootu, niechętnie rezygnującego z zatopienia pasażerskiej jednostki pod amerykańską banderą…
Jest tu jeszcze opis ostatniego roku życia Paderewskiego na Florydzie, miesiącom jego intensywnej działalności politycznej na rzecz przystąpienia Stanów do wojny i udziału w niej Polonii amerykańskiej. Ale próba zbudowania wizerunku człowieka przez jego starość nie musi się powieść. Odwołania do przeszłości są niezbędne i pana Patkowskiego stać na to, świat muzyczny jest mu bliski, amerykańskie lata mistrza tudzież, co ułatwia zrozumienie pasji, z jaką Paderewski oddał się na służbę publiczną dla ojczyzny: niegdyś i w zamieci II wojny. Jest wiele prac historyków kultury, które tej cesze Mistrza poświęcają swoją uwagę, ale i jego własne „Pamiętniki” sięgają do tych złóż ludzkich nadwartości, z którymi tu mamy do czynienia; toteż zrozumiałe wydaje się, że autor książki wybrał dla swego „portretu artysty z czasów starości” jakby sumujący fragment jego życia, podwójnie dramatyczny: konkluzją swojego osobistego wątku antropologicznego i końcem pewnej Europy, w której wybrykiem szalonego dyktatora cały świat stanął na głowie.
W wielkim splocie sztuki i polityki, w którym pojawiają się tu osobistości historyczne od skazanego na hańbę marszałka Petaina po zmierzającego ku wielkości prezydenta Roosevelta, najmniej jest jednak miejsca na samego Paderewskiego. Jego osoba utknęła w jego losie, człowiek został zamknięty w układzie historycznym nawet wtedy, gdy „fantazja literacka w tonacji b-moll”, jak malowniczo wyznaje autor, spływa na rozmowę o kalifornijskich winach i rozmywa się w falach oceanu. Kłopot to duży opisać wybitnego człowieka wraz z jego tajemniczym wnętrzem, ale i tak ta przebogata przygoda życia w sztuce i polityce, w pogodzie i burzy świata jest poruszająca. Uzupełniona aneksem „not biograficznych postaci historycznych” przypomina o prawdziwości mijających chwil i wydarzeń, niewczesna skarga na „piwniczny” pochówek ojczysty w podziemiach warszawskiej katedry św. Jana nie brzmi poważnie, natomiast odautorskie oddanie „pod osąd Czytelnika” owe „formy dialogowe, filmowe, scenariuszowe”, jakimi ożywia dokumentalną narrację, lękając się, że „w beletrystyce jest to zjawisko prawie nieznane”, znajduje we mnie odpowiedź pozytywną. Nie ma obawy, panie Macieju, są to formy dobrze znane i w Pańskim wielce interesującym „Kryptonimie” szczęśliwie się sprawdzają. Winszuję udanej pracy.
————————————————————————–
*Maciej Patkowski <Kryptonim „Paderewski”>, Wydawnictwo LTW Łomianki 2013.