Andrzej Tchórzewski – Ciężar wersetu

0
294

Andrzej Tchórzewski


Ciężar wersetu

 

 

Bo więcej waży jedna dobra strofa 

niż ciężar wielu pracowitych stronic

                                                                                            (Czesław Miłosz)

                                                                                                                     

Z wierszami  Jerzego Fryckowskiego (ur.1957) stykałem się przeważnie w  Necie... Ale lista książek i otrzymanych nagród poety spod  Słupska wygląda dość imponująco. Zakres zainteresowań – również. Poeta, krytyk literacki, dziennikarz, redaktor, animator kultury… – czytamy na okładce najnowszego tomu  wierszy* tego autora. Darujmy sobie tego  krytyka literackiego.  Dziś każdy bywa krytykiem nawet po zamieszczeniu  kilku uwag na jakimś portalu literackim. O  papierowych  książkach lepiej nie wspominać, gdy opublikowanie tomu szkiców czy recenzji graniczy  z cudem. Minęły czasy, kiedy np. Czerwona msza  Urbankowskiego ukazała się w nakładzie  20 tysięcy egzemplarzy, a praca zbiorowa Kaskaderzy literatury nawet w pięćdziesięciu tysiącach. To były, zresztą, wyjątki wśród  dwu-trzy tysięcznych nakładów. Wypadałoby jednak uszanować statuty SPP i  ZLP,  i zgodzić się z wyrażanym  tam poglądem, że krytykiem zostaje ktoś po opublikowaniu co najmniej  jednej książki zawierającej szkice, eseje czy recenzje (?). Jednak i tu powstaje pewna  trudność natury aksjologiczno – merytorycznej.

Od dawna recenzje  z książek  mają charakter marketingowy, a rzeczywiste czy sfingowane  wypowiedzi  kolegów  po piórze lub czytelników, publikowane często na portalach literackich bądź na internetowych stronach wydawnictw, zastępują
rzetelne omówienia publikacji. Niemniej jednak  nawet w  Sieci zdarzają  się trafne spostrzeżenia, świadczące co najmniej o znacznej wrażliwości estetycznej, np.  na stronie salonu promocji twórczości Parnas.pl pewna blogerka napisała o wierszach Fryckowskiego : „jestem fanką pana metafor  i skojarzeń”. Rzeczywiście wiersze autora Chwil  siwienia*  cechuje  zgrabna metaforyka i rozmach. Wcześniej, poczynając  od debiutu w 1989 r. (tom Cierpliwość ubogich) przez wydane  w Krakowie książki; Aleja  dusz, Nogami do przodu, Gdzie już cicho o mnie, Zaufać  ślepcom,  było kreowanie  bohatera lirycznego (podmiotu lirycznego, „peela”) połączone z próbą  stworzenia osobistego mitu, podobnego tym jakie zostały  po Wojaczku, Stachurze czy “Brunonie” Milczewskim. Ów podmiot miał więcej wspólnego z bohaterem prozy lat sześćdziesiątych produkowanej przez tzw.  hłaskoidów, niż z człowiekiem przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia. Ni to wieczny  student,  ni to włóczęga czy  cwaniak  lub obibok. Mały realizm, operując  dość sprawnie realiami  rzeczywistości  okresu gomułkowskiego, nie potrafił utworzyć własnych archetypów i w rezultacie poniósł artystyczną  klęskę. Zapewne  nie bez pomocy cenzury i władz politycznych,   którym czarny obraz życia  przeszkadzał  w propagowaniu wizji przyszłego szczęścia.

Bunt nie zniknął  jednak ze sceny. I to nie z powodu ustatecznienia  się,  jak chciał Stanisław Grochowiak.  Poeta zbuntowany sięgnął po nową stylistykę (dykcję? – jak chcą miłośnicy współczesnej polszczyzny), jaka  za sprawą Literatury na świecie (nr  7 z1986 r.) dotarła  z  kilkudziesięcioletnim opóźnieniem  do Polski. Chodziło o  szkołę nowojorską, oharyzm  albo  personizm czyli nurt przeciwstawiający się usuwaniu  osoby autora  z tekstu poetyckiego. „Ale żebyś miał o nim (tzn. o “personizmie” – uwaga moja. AT) jakieś mgliste pojęcie powiem, iż jeden  z jego mniej istotnych przejawów polega  na zwracaniu się do jednej osoby (innej niż sam poeta )” – pisał Frank  O’Hara w manifeście datowanym 3 września 1959 r. Pisanie wsobne, o zdarzeniach zachodzących w niewielkim kręgu znajomych czy przyjaciół, podwójne  dotykanie  Rzeczywistości, częsty autotematyzm, demonstracja poglądów,  ale tylko takich, które autor stanowczo podziela, względnie  odrzuca. Tak pojmowany oharyzm prezentuje  się jako swoisty naturalizm  liryczny, a na samym wstępie odrzuciwszy wszelką filozofię, rzekomo, na rzecz sztuki, wygląda  na naskórkowy, prymitywny realizm poznawczy, coś w rodzaju leninowskiej  teorii odbicia.

Naturalnie, w praktyce zalecenia estetyczne  wyglądały znacznie lepiej. „Ruszaj  się, Bruno, idziemy  na piwo” – wzywał swego  przyjaciela  Sted, nie nalegając jednak, że to jest coś więcej niż zabawa towarzyska. Polski oharyzm  wyglądał  inaczej i… ewoluował tak, że dzisiaj właściwie jest  to inna  poetyka, a o dawnych  zamorskich inspiracjach zapomniano. Niemniej jednak coś zostało  z tamtych klimatów: anegdota  czy opowieść, obecność  drugiego „podmiotu”, szczegółowość opisów, odnotowywanie wydarzeń  z określonego kręgu artystyczno-towarzyskiego, niechęć do filozofii… Są i nowe  elementy; oharyści szanowali własne dziedzictwo kulturowe (przynajmniej Whitmana, Crane’a, Pounda i Williamsa), naszych młodych  TO  nie interesuje, wolą się zachowywać tak, jakby wszystko zaczęło się od nich. Duże wzięcie ma  futurystyczna zabawa słowem. Wg wielu Amerykanów – znamię tandety artystycznej, gdy chodzi o zabawę  dla samej zabawy. Nasi  młodzi (no, bez przesady!) wyraźniej  okazują niechęć  do podmiotu zbiorowego i moralizowania, operują mniejszą  ilością środków  stychotwórczych… Ten konglomerat, widoczny bardziej w praktyce,  niż w teorii, nazwałem kiedyś narracją zmetaforyzowaną. Tu i ówdzie nazwa  ta się przyjęła, chociaż nie rejestruje wszystkich ważniejszych parametrów  te stadnej poetyki.  Przez dłuższy czas ulegał  jej również  Fryckowski. No, może  utwory wiejskiego nauczyciela wyróżniały się dłuższą  frazą i bardziej zręcznymi metaforami. Przełom nastąpił  w omawianym tomie  wierszy, nagrodzonym w konkursie  imienia polskiego emigracyjnego poety – Wacława Iwaniuka (1912-2001). W Chwilach siwienia  nie ma już nagromadzenia  błyskotliwych metafor ani   odwołań  „generacyjnych”. Są  metafory konieczne  i rzeczywistość  pokazana w  jej  najważniejszych aspektach. Może zadziałała  magia  nazwiska patrona konkursu – jednego ze współtwórców   Drugiej Awangardy. Może zdecydowane przejście condradowskiej smugi cienia, dziś tak bardzo opóźnione. W każdym  bądź razie krytyka muszą interesować rezultaty, a nie ich przyczyny.  Odnotowuję, więc,  kilka znakomitych tekstów: Telemach, Mojżesz, Pożegnania, Spowiedź  menela pod wiaduktem w Poznaniu. I sporo koniecznych metafor. Co  określam  tym mianem? Po prostu skrótowy zwrot, który jest w stanie zastąpić obraz lub opis sytuacji  czy też działania. Oto przykład; „Samym napięciem żył otworzy puszkę” (str.12 ), „…wysłużone wagony bez oddechu lokomotywy / dopalają w  sobie wspomnienia podróży w nieznane”  (str.14 ).

W starej poetyce   ta ostatnia syntagma  byłaby uznana za  metaforę barokową czy Grochowiakową. W  nowej niczym się nie wyróżnia, jest zwyczajnym elementem narracji metaforycznej, konstruowanym  na różne  sposoby. Na przykładzie wspomnianego już wiersza “Chojnice. Dworzec. Sierpień.” (str. 14) da  się prześledzić czym jest i czemu służy ten zmetaforyzowany opis. Stojące  na bocznicy  stare, zdezelowane wagony pachną jeszcze „wodą brzozową” i słychać w nich   „plusk pierwszych  pocałunków”. Odrealniony, poetycki opis  tej Rupieciarni to Sceneria, Czas  na  akcję i… poglądy Obserwatora (peela?), którego, jak się okazuje, nie można by pomylić z Autorem  ze względu na wypowiedź  w 2 strofie, gdzie mamy mowę pozornie zależną, a właściwie już monolog wewnętrzny  dość prymitywnego Everymana: 
„Z autokaru wysiada grupa  Szwedów  pytają  o toaletę/ wstyd mi bo takowej  nie ma /udaję że nie rozumiem/ a niech się kurwa meczą za potop/ za podniesienie ręki na Najświętszą Panienkę”. Akcja toczy się dalej; bo „ktoś uczynny  zaprowadził ich do toii toiki”.  Następuje  opis grupowego załatwiania czynności fizjologicznych, niepozbawiony  akcentów indywidualizujących; „tylko jedna gruba blondyna nie może  się domknąć/ i swobodnie zdjąć rajstop a co dopiero  majtek firmy thompson”.  Zmiana Obserwatora w Podpatrywacza – to kolejny koncept autora  analizowanego wiersza. Mamy więc, domyślny  peep  show, raczej  obrzydliwy. Po co? Nie wiadomo. Chyba  nie chodzi tu
o  epatowanie   opisem czynności  fizjologicznej. Klucz do odpowiedzi stanowi  zakończenie wiersza, z groteskowym i – zapewne –  celowym przywołaniem  znanego bon-motu  Norwida; „przysadzista blondyna/  szcza na moją ziemię/ skąd kruszynę chleba/  podnoszą  dla uszanowania”. Zmieniwszy klika słów w  quasi cytacie, a więc : „gdzie”   na „skąd” „przez”  na „dla”, urywając  też syntagmę, Fryckowski  osiąga efekt wypowiedzi groteskowej. Nie jest  to jednak kpina ani z Norwida, ani z patriotycznych tęsknot, silnie zsakralizowanych. Przeciwnie, raczej drwina z cytowania Norwida, czy w ogóle  przywoływania klasyków.  Młodym  to się podoba, starym – nie. Wzbudzeni  patrioci podniosą krzyk  i … znajdą się w kłopocie. Autor Chwil siwienia  nie jest bowiem  antypatriotyczny. Zastanówmy się; norwidowy Peeel, a konkretniej  sam Poeta-Emigrant  tęskni za Krajem, przywołuje  jeden
z obrazów kultu chleba i  Pracy, bohater liryczny  wiersza Fryckowskiego, bo przecież nie da się udowodnić że sam  Poeta  – Krajowiec**  marzy o tym, żeby nie musiał się wstydzić przed cudzoziemcami za największą  polską dolegliwość – brak “toalet”, czyli niesłowna deklaracja  patriotyzmu, ale  jego współczesna wersja  – respektowanie Rzeczywistości , zamiast  Tęsknot – Zmiana Realiów, zamiast utrwalania Obyczaju – aktualny, patriotyczny Program.  Można by podać jeszcze kilka  przykładów świadczących o antykosmopolityzmie Autora. To przede wszystkim cykl Synowie  polscy, a także obrazy z wędrówek po Polsce  odnotowujące  nie tylko wrażenia, lecz również  obserwacje   zjawisk  społecznych   ( Spowiedź menela pod wiaduktem  w  Poznaniu). Tytułowe siwienie  to, naturalnie  audenowska  kara za poczęcie, czy heideggerowski  byt ku śmierci. Pojmowany jednak trochę inaczej, nie jako atrybut kondycji ludzkiej,  ale  jako momenty samowiedzy uzyskiwanej  dzięki obserwacji. Życie  jest więc mniej tragiczne. To proces samodegradacji  oraz oporu przeciwko niej. I tak właśnie jest  rozumiane we współczesnych naukach biologicznych czy w Tybetańskiej Księdze umarłych. Liryk – obserwator ustala kolejność; pierwszy osiwieje pies (str.33). Najprawdopodobniej zgodną z potocznymi wyobrażeniami. Aktualnymi, bo zakończenie  wskazuje  na wyraźną różnicę między śmiercią kliniczną  i biologiczną;  „a potem ponoć światło / i rodzice kiwający na mnie palcem”.
W najciekawszym, prawie  epickim wierszu Pożegnania (str. 34-36)  Narrator (peel?) odnotowuje przebieg procesu rozpadu Rodziny: „pierwsza odchodzi żona”, później Syn, Córka, Pies i … Bohater Liryczny. Nie jest  to jeszcze „odchodzenie” – słowo 
z nekrologów, ale zwykłe porzucenie i reakcja na nie, opowiedziana przy pomocy metafor. Koniecznych, zawierających w  sobie elementy gigantycznej Paraboli, a może tylko  Przypowieści. Przyjrzyjmy się, więc, poszczególnym   Figurom  Rozstania.
I Sytuacjom  (wrażeniom ?) po ich odejściu. Kiedy znika Żona: „…masz coraz więcej do prania/ choć koszul coraz mniej/ powoli przestajesz pachnieć old spicem i amforą//  w łożu  małżeńskim  tylko monidło przegląda się w kryształkach krochmalu”. Syn  początkowo „za głośno słucha muzyki”, później  jego zachowanie  coraz  bardziej odbiega od oczekiwań  Ojca, wreszcie zostaje naruszony stary obyczaj męskiej rozmowy:
„w barku legion zagranicznych alkoholi/ czeka  na pierwszą rozmowę  do świtu”. 

Daruję sobie  dalsze cytowanie, bo przecież nie chodzi o to, żeby „cytatologią” zapychać pustkę myślową i krzewić obojętność  aksjologiczną,   ale  o dostarczenie  Czytelnikom wyobrażenia  o typie narracji lirycznej, zastosowanej w najlepszym – moim zdaniem – tekście „Chwil  siwienia”. Na końcu  tego łańcucha  degrengolady, odchodzi sam bohater  liryczny „spakowany od kilku lat/bez szczoteczki do zębów” i tu pozwolę sobie na  osobistą dygresję. Pogląd, że mężczyzna po pięćdziesiątce  powinien  być „spakowany” wyraził podczas promocji mojej książki w 2012 r. krytyk dr Andrzej Wołosewicz, stwierdzając  żartobliwie, że jestem  niewłaściwym egzemplarzem na poparcie  tej słusznej skądinąd tezy. Głowię  się, więc,  czyj jest ów bon-mot: Wołosewicza czy Fryckowskiego? To  zajęcie nie przeszkodziło mi jednak w  przeczytaniu   i próbie zrozumienia  interesującej i ważnej książki pomorskiego poety. 

                                                                                                                                                                                                                                           Andrzej Tchórzewski

 

 

 

————————————————

 

* Jerzy Fryckowsk:i Chwile  siwienia, Wyd. Tawa, Chełm 2013, str.38, Nagroda Główna w VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im Wacława Iwaniuka sponsorowanym  przez gminę Siedliszcze. ISBN 97-83-83-6263818-5                                                             

** Kategorię „podmiotu lirycznego” (resp. „bohatera lirycznego”) wprowadzono do teorii literatury, a później  do krytyki literackiej, na przełomie lat  pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych minionego stulecia przede wszystkim w  dwóch celach; a) zerwania
z dziewiętnastowiecznym biografizmem b) ułatwienia Autorowi – Poecie, wzorem Autora prozy artystycznej, posługiwania się „sprzecznymi” sądami i opisami czyli tzw. Polifonią.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko