Andrzej Tchórzewski
Ciężar wersetu
Bo więcej waży jedna dobra strofa
niż ciężar wielu pracowitych stronic
(Czesław Miłosz)
Z wierszami Jerzego Fryckowskiego (ur.1957) stykałem się przeważnie w Necie... Ale lista książek i otrzymanych nagród poety spod Słupska wygląda dość imponująco. Zakres zainteresowań – również. Poeta, krytyk literacki, dziennikarz, redaktor, animator kultury… – czytamy na okładce najnowszego tomu wierszy* tego autora. Darujmy sobie tego krytyka literackiego. Dziś każdy bywa krytykiem nawet po zamieszczeniu kilku uwag na jakimś portalu literackim. O papierowych książkach lepiej nie wspominać, gdy opublikowanie tomu szkiców czy recenzji graniczy z cudem. Minęły czasy, kiedy np. Czerwona msza Urbankowskiego ukazała się w nakładzie 20 tysięcy egzemplarzy, a praca zbiorowa Kaskaderzy literatury nawet w pięćdziesięciu tysiącach. To były, zresztą, wyjątki wśród dwu-trzy tysięcznych nakładów. Wypadałoby jednak uszanować statuty SPP i ZLP, i zgodzić się z wyrażanym tam poglądem, że krytykiem zostaje ktoś po opublikowaniu co najmniej jednej książki zawierającej szkice, eseje czy recenzje (?). Jednak i tu powstaje pewna trudność natury aksjologiczno – merytorycznej.
Od dawna recenzje z książek mają charakter marketingowy, a rzeczywiste czy sfingowane wypowiedzi kolegów po piórze lub czytelników, publikowane często na portalach literackich bądź na internetowych stronach wydawnictw, zastępują
rzetelne omówienia publikacji. Niemniej jednak nawet w Sieci zdarzają się trafne spostrzeżenia, świadczące co najmniej o znacznej wrażliwości estetycznej, np. na stronie salonu promocji twórczości Parnas.pl pewna blogerka napisała o wierszach Fryckowskiego : „jestem fanką pana metafor i skojarzeń”. Rzeczywiście wiersze autora Chwil siwienia* cechuje zgrabna metaforyka i rozmach. Wcześniej, poczynając od debiutu w 1989 r. (tom Cierpliwość ubogich) przez wydane w Krakowie książki; Aleja dusz, Nogami do przodu, Gdzie już cicho o mnie, Zaufać ślepcom, było kreowanie bohatera lirycznego (podmiotu lirycznego, „peela”) połączone z próbą stworzenia osobistego mitu, podobnego tym jakie zostały po Wojaczku, Stachurze czy “Brunonie” Milczewskim. Ów podmiot miał więcej wspólnego z bohaterem prozy lat sześćdziesiątych produkowanej przez tzw. hłaskoidów, niż z człowiekiem przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia. Ni to wieczny student, ni to włóczęga czy cwaniak lub obibok. Mały realizm, operując dość sprawnie realiami rzeczywistości okresu gomułkowskiego, nie potrafił utworzyć własnych archetypów i w rezultacie poniósł artystyczną klęskę. Zapewne nie bez pomocy cenzury i władz politycznych, którym czarny obraz życia przeszkadzał w propagowaniu wizji przyszłego szczęścia.
Bunt nie zniknął jednak ze sceny. I to nie z powodu ustatecznienia się, jak chciał Stanisław Grochowiak. Poeta zbuntowany sięgnął po nową stylistykę (dykcję? – jak chcą miłośnicy współczesnej polszczyzny), jaka za sprawą Literatury na świecie (nr 7 z1986 r.) dotarła z kilkudziesięcioletnim opóźnieniem do Polski. Chodziło o szkołę nowojorską, oharyzm albo personizm czyli nurt przeciwstawiający się usuwaniu osoby autora z tekstu poetyckiego. „Ale żebyś miał o nim (tzn. o “personizmie” – uwaga moja. AT) jakieś mgliste pojęcie powiem, iż jeden z jego mniej istotnych przejawów polega na zwracaniu się do jednej osoby (innej niż sam poeta )” – pisał Frank O’Hara w manifeście datowanym 3 września 1959 r. Pisanie wsobne, o zdarzeniach zachodzących w niewielkim kręgu znajomych czy przyjaciół, podwójne dotykanie Rzeczywistości, częsty autotematyzm, demonstracja poglądów, ale tylko takich, które autor stanowczo podziela, względnie odrzuca. Tak pojmowany oharyzm prezentuje się jako swoisty naturalizm liryczny, a na samym wstępie odrzuciwszy wszelką filozofię, rzekomo, na rzecz sztuki, wygląda na naskórkowy, prymitywny realizm poznawczy, coś w rodzaju leninowskiej teorii odbicia.
Naturalnie, w praktyce zalecenia estetyczne wyglądały znacznie lepiej. „Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo” – wzywał swego przyjaciela Sted, nie nalegając jednak, że to jest coś więcej niż zabawa towarzyska. Polski oharyzm wyglądał inaczej i… ewoluował tak, że dzisiaj właściwie jest to inna poetyka, a o dawnych zamorskich inspiracjach zapomniano. Niemniej jednak coś zostało z tamtych klimatów: anegdota czy opowieść, obecność drugiego „podmiotu”, szczegółowość opisów, odnotowywanie wydarzeń z określonego kręgu artystyczno-towarzyskiego, niechęć do filozofii… Są i nowe elementy; oharyści szanowali własne dziedzictwo kulturowe (przynajmniej Whitmana, Crane’a, Pounda i Williamsa), naszych młodych TO nie interesuje, wolą się zachowywać tak, jakby wszystko zaczęło się od nich. Duże wzięcie ma futurystyczna zabawa słowem. Wg wielu Amerykanów – znamię tandety artystycznej, gdy chodzi o zabawę dla samej zabawy. Nasi młodzi (no, bez przesady!) wyraźniej okazują niechęć do podmiotu zbiorowego i moralizowania, operują mniejszą ilością środków stychotwórczych… Ten konglomerat, widoczny bardziej w praktyce, niż w teorii, nazwałem kiedyś narracją zmetaforyzowaną. Tu i ówdzie nazwa ta się przyjęła, chociaż nie rejestruje wszystkich ważniejszych parametrów te stadnej poetyki. Przez dłuższy czas ulegał jej również Fryckowski. No, może utwory wiejskiego nauczyciela wyróżniały się dłuższą frazą i bardziej zręcznymi metaforami. Przełom nastąpił w omawianym tomie wierszy, nagrodzonym w konkursie imienia polskiego emigracyjnego poety – Wacława Iwaniuka (1912-2001). W Chwilach siwienia nie ma już nagromadzenia błyskotliwych metafor ani odwołań „generacyjnych”. Są metafory konieczne i rzeczywistość pokazana w jej najważniejszych aspektach. Może zadziałała magia nazwiska patrona konkursu – jednego ze współtwórców Drugiej Awangardy. Może zdecydowane przejście condradowskiej smugi cienia, dziś tak bardzo opóźnione. W każdym bądź razie krytyka muszą interesować rezultaty, a nie ich przyczyny. Odnotowuję, więc, kilka znakomitych tekstów: Telemach, Mojżesz, Pożegnania, Spowiedź menela pod wiaduktem w Poznaniu. I sporo koniecznych metafor. Co określam tym mianem? Po prostu skrótowy zwrot, który jest w stanie zastąpić obraz lub opis sytuacji czy też działania. Oto przykład; „Samym napięciem żył otworzy puszkę” (str.12 ), „…wysłużone wagony bez oddechu lokomotywy / dopalają w sobie wspomnienia podróży w nieznane” (str.14 ).
W starej poetyce ta ostatnia syntagma byłaby uznana za metaforę barokową czy Grochowiakową. W nowej niczym się nie wyróżnia, jest zwyczajnym elementem narracji metaforycznej, konstruowanym na różne sposoby. Na przykładzie wspomnianego już wiersza “Chojnice. Dworzec. Sierpień.” (str. 14) da się prześledzić czym jest i czemu służy ten zmetaforyzowany opis. Stojące na bocznicy stare, zdezelowane wagony pachną jeszcze „wodą brzozową” i słychać w nich „plusk pierwszych pocałunków”. Odrealniony, poetycki opis tej Rupieciarni to Sceneria, Czas na akcję i… poglądy Obserwatora (peela?), którego, jak się okazuje, nie można by pomylić z Autorem ze względu na wypowiedź w 2 strofie, gdzie mamy mowę pozornie zależną, a właściwie już monolog wewnętrzny dość prymitywnego Everymana:
„Z autokaru wysiada grupa Szwedów pytają o toaletę/ wstyd mi bo takowej nie ma /udaję że nie rozumiem/ a niech się kurwa meczą za potop/ za podniesienie ręki na Najświętszą Panienkę”. Akcja toczy się dalej; bo „ktoś uczynny zaprowadził ich do toii toiki”. Następuje opis grupowego załatwiania czynności fizjologicznych, niepozbawiony akcentów indywidualizujących; „tylko jedna gruba blondyna nie może się domknąć/ i swobodnie zdjąć rajstop a co dopiero majtek firmy thompson”. Zmiana Obserwatora w Podpatrywacza – to kolejny koncept autora analizowanego wiersza. Mamy więc, domyślny peep show, raczej obrzydliwy. Po co? Nie wiadomo. Chyba nie chodzi tu
o epatowanie opisem czynności fizjologicznej. Klucz do odpowiedzi stanowi zakończenie wiersza, z groteskowym i – zapewne – celowym przywołaniem znanego bon-motu Norwida; „przysadzista blondyna/ szcza na moją ziemię/ skąd kruszynę chleba/ podnoszą dla uszanowania”. Zmieniwszy klika słów w quasi cytacie, a więc : „gdzie” na „skąd” i „przez” na „dla”, urywając też syntagmę, Fryckowski osiąga efekt wypowiedzi groteskowej. Nie jest to jednak kpina ani z Norwida, ani z patriotycznych tęsknot, silnie zsakralizowanych. Przeciwnie, raczej drwina z cytowania Norwida, czy w ogóle przywoływania klasyków. Młodym to się podoba, starym – nie. Wzbudzeni patrioci podniosą krzyk i … znajdą się w kłopocie. Autor Chwil siwienia nie jest bowiem antypatriotyczny. Zastanówmy się; norwidowy Peeel, a konkretniej sam Poeta-Emigrant tęskni za Krajem, przywołuje jeden
z obrazów kultu chleba i Pracy, bohater liryczny wiersza Fryckowskiego, bo przecież nie da się udowodnić że sam Poeta – Krajowiec** marzy o tym, żeby nie musiał się wstydzić przed cudzoziemcami za największą polską dolegliwość – brak “toalet”, czyli niesłowna deklaracja patriotyzmu, ale jego współczesna wersja – respektowanie Rzeczywistości , zamiast Tęsknot – Zmiana Realiów, zamiast utrwalania Obyczaju – aktualny, patriotyczny Program. Można by podać jeszcze kilka przykładów świadczących o antykosmopolityzmie Autora. To przede wszystkim cykl Synowie polscy, a także obrazy z wędrówek po Polsce odnotowujące nie tylko wrażenia, lecz również obserwacje zjawisk społecznych ( Spowiedź menela pod wiaduktem w Poznaniu). Tytułowe siwienie to, naturalnie audenowska kara za poczęcie, czy heideggerowski byt ku śmierci. Pojmowany jednak trochę inaczej, nie jako atrybut kondycji ludzkiej, ale jako momenty samowiedzy uzyskiwanej dzięki obserwacji. Życie jest więc mniej tragiczne. To proces samodegradacji oraz oporu przeciwko niej. I tak właśnie jest rozumiane we współczesnych naukach biologicznych czy w Tybetańskiej Księdze umarłych. Liryk – obserwator ustala kolejność; pierwszy osiwieje pies (str.33). Najprawdopodobniej zgodną z potocznymi wyobrażeniami. Aktualnymi, bo zakończenie wskazuje na wyraźną różnicę między śmiercią kliniczną i biologiczną; „a potem ponoć światło / i rodzice kiwający na mnie palcem”.
W najciekawszym, prawie epickim wierszu Pożegnania (str. 34-36) Narrator (peel?) odnotowuje przebieg procesu rozpadu Rodziny: „pierwsza odchodzi żona”, później Syn, Córka, Pies i … Bohater Liryczny. Nie jest to jeszcze „odchodzenie” – słowo
z nekrologów, ale zwykłe porzucenie i reakcja na nie, opowiedziana przy pomocy metafor. Koniecznych, zawierających w sobie elementy gigantycznej Paraboli, a może tylko Przypowieści. Przyjrzyjmy się, więc, poszczególnym Figurom Rozstania.
I Sytuacjom (wrażeniom ?) po ich odejściu. Kiedy znika Żona: „…masz coraz więcej do prania/ choć koszul coraz mniej/ powoli przestajesz pachnieć old spicem i amforą// w łożu małżeńskim tylko monidło przegląda się w kryształkach krochmalu”. Syn początkowo „za głośno słucha muzyki”, później jego zachowanie coraz bardziej odbiega od oczekiwań Ojca, wreszcie zostaje naruszony stary obyczaj męskiej rozmowy:
„w barku legion zagranicznych alkoholi/ czeka na pierwszą rozmowę do świtu”.
Daruję sobie dalsze cytowanie, bo przecież nie chodzi o to, żeby „cytatologią” zapychać pustkę myślową i krzewić obojętność aksjologiczną, ale o dostarczenie Czytelnikom wyobrażenia o typie narracji lirycznej, zastosowanej w najlepszym – moim zdaniem – tekście „Chwil siwienia”. Na końcu tego łańcucha degrengolady, odchodzi sam bohater liryczny „spakowany od kilku lat/bez szczoteczki do zębów” i tu pozwolę sobie na osobistą dygresję. Pogląd, że mężczyzna po pięćdziesiątce powinien być „spakowany” wyraził podczas promocji mojej książki w 2012 r. krytyk dr Andrzej Wołosewicz, stwierdzając żartobliwie, że jestem niewłaściwym egzemplarzem na poparcie tej słusznej skądinąd tezy. Głowię się, więc, czyj jest ów bon-mot: Wołosewicza czy Fryckowskiego? To zajęcie nie przeszkodziło mi jednak w przeczytaniu i próbie zrozumienia interesującej i ważnej książki pomorskiego poety.
Andrzej Tchórzewski
————————————————
* Jerzy Fryckowsk:i Chwile siwienia, Wyd. Tawa, Chełm 2013, str.38, Nagroda Główna w VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im Wacława Iwaniuka sponsorowanym przez gminę Siedliszcze. ISBN 97-83-83-6263818-5
** Kategorię „podmiotu lirycznego” (resp. „bohatera lirycznego”) wprowadzono do teorii literatury, a później do krytyki literackiej, na przełomie lat pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych minionego stulecia przede wszystkim w dwóch celach; a) zerwania
z dziewiętnastowiecznym biografizmem b) ułatwienia Autorowi – Poecie, wzorem Autora prozy artystycznej, posługiwania się „sprzecznymi” sądami i opisami czyli tzw. Polifonią.