Anna Maria Musz – Ze skarbczyka poety

0
325

Anna Maria Musz


Ze skarbczyka poety… – Jan Stanisław Kiczor „Od Sasa do lasa”

 

Praca poetycka przypomina pracę rzemieślniczą. I tu, i tu poddaje się obróbce nie zawsze wdzięczne tworzywo, i tu, i tu na ostateczny efekt wpływa w jednakowym stopniu znajomość „fachu”, co talent rzemieślnika, wreszcie – i tu, i tu podczas pracy powstają skrawki i ścinki, tak oryginalne, że nadające się do późniejszego wykorzystania. I właśnie tym inspirującym „skrawkom” chciałabym się dziś przyjrzeć.

            Owe „ścinki” są często pieczołowicie zbierane – zarówno przez autorów, jak i wydawców. Ci drudzy dostrzegają w nich wielki potencjał. Wystarczy przypomnieć, jak wielką popularnością cieszyły się „Rymowanki” Wisławy Szymborskiej czy „To i owo” Tadeusza Różewicza. Do poetyckich „sylw” trafiają często listy, fotografie, rękopisy, dedykacje, ale przede wszystkim – nieznane wcześniej teksty.

            O ile zatem zbiory „skrawków” nie powiedzą nam o twórczości danego poety tyle, ile tom wierszy stanowiący zamkniętą całość artystyczną, o tyle niezmiennie stanowią prawdziwą gratkę dla czytelników. Są jak szperanie po szufladach albo podchwytywanie kartek z rękopisami, odkładanych na bok przez twórcę. Tam – na biurku – powstaje ważny tom, ale tu, w tych odłożonych na później papierach, zostają perełki, które nie domagają się książkowej całości: istnieją same dla siebie i tak właśnie powinny być rozpatrywane: jako osobne „dziełka”, zapisy chwil, osobne myśli, odbiegające często daleko od głównego nurtu, w którym tworzy dany autor.

            Piszę o tym wszystkim trzymając w ręce tom, który również można uznać za poetycką sylwę: „Od Sasa do lasa i inne faramuszki” Jana Stanisława Kiczora. Znajdziemy w nim zbiór wierszy, które z różnych powodów nie weszły do dotychczas wydanych tomów, a także aforyzmy i fraszki autora „Chichotu na rozstajach”. Nie znajdziemy – skanów czy zdjęć z archiwum autora, ale te zostały z kolei udanie zastąpione fotografikami, wykonanymi przez Filipa Wrocławskiego. Za ornamentową stroną tytułową czeka nas szereg współczesnych, czarno-białych fotografii, o celowo zaburzonych płaszczyznach. Zdjęcia układają się w kostki albo formy zbliżone do obrazów widzianych w kalejdoskopie.

            Nie odbierając Czytelnikom satysfakcji ze zgłębiania zawartości tomu, warto nakreślić jednak ramy, w których obracają się wiersze z „Od Sasa do lasa”. A będą to refleksje o poezji i przekomarzaniu się z życiem, o relacjach z ludźmi, a nawet… z samym sobą:

 

Zarzuciłem sobie ręce na szyję,

witając serdecznie.

 

Dobrze się spotkać,

gdy nawarstwień tyle

w każdym mnie (…)

 

(„Spotkanie”)

 

Nie dajmy się jednak zwieść lekkiemu tytułowi. „Od Sasa do lasa” nie jest wyłącznie zbiorem satyrycznym. To także poezja refleksyjna, która wie, kiedy przestać się śmiać i zacząć mówić poważnie. Zachęcam do zwrócenia uwagi także na formę wierszy. Obok dobrze rozpoznawalnego wiersza sylabicznego i sylabotonicznego, znajdziemy tu także wiersz wolny. I choć w poprzednich tomach Jana Stanisława Kiczora pojawiały się pojedyncze teksty w tej stylistyce, to właśnie na białe wiersze z „Od Sasa do lasa” zwróciłam szczególną uwagę. Bardzo dobrze pokazują one, że autor tomu – znany przede wszystkim z charakterystycznego stylu, nawiązującego do poezji klasycznej – zaciekawia także wtedy, gdy pozbawia swoje wiersze rymów i zrytmizowania:

 

 

Kiedy żegnaliśmy się, na Via dei Colli,

padał pierwszy śnieg.

Patrzyłem na odciśnięte w bieli

twoje odejście.

 

Wiele już było pierwszych śniegów

i za każdym razem

oglądam świeże ślady.

 

Nie znajduję twoich.

 

 

(„Nadzieja)

 

Jan Stanisław Kiczor nie stroni od autotematyzmu. W wierszach często ujawnia się jako poeta, a w jednym z nich dokonuje nawet ironicznego podsumowania własnej twórczości. Fragment tego utworu za chwilę przytoczę – teraz chciałabym zwrócić uwagę na jeden zawarty w nim wers, ponieważ stanowi on bardzo trafne podsumowanie charakteru tej poezji: Moje, bom (…)/ ozdobną powierzchowność do wewnątrz przenikał. To klucz do odczytania dużej części twórczości autora „Od Sasa do lasa” i charakterystycznego sposobu, w jaki buduje on poetyckie obrazy: mnożenia szczegółów, nagromadzenia obrazów, tworzenia łańcuchów przedmiotów, postaci, wrażeń, emocji i zjawisk – przy pomocy których poeta opowiada historię z przesłaniem. A oto fragment wspomnianej wcześniej, ironicznej autocharakterystyki:

 

Moje, bom nieudolnie, jak kostkę Rubika,

Obracał w nowe brzmienia – nieprzebrzmiałe treści,

Ozdobną powierzchowność do wewnątrz przenikał,

Szukając, co swojego mogę w nich pomieścić.

 

Nie moje w stu procentach, bo gotowe słowa

Znalazłem wśród potocznych, rozpoznanych znaczeń.

Część użyłem, albowiem sens ich potrzebował,

Choć wiem. Ktoś zaraz powie, że można inaczej.

 

(„Tak i nie”)

 

            Poeta nie obawia się wykorzystywać poezji do oceny i podsumowywania rzeczywistości. Pisze zarówno o uniwersalnie pojmowanej ludzkiej egzystencji, jak i o bardzo konkretnej rzeczywistości, w której w ramach wysyłania władzy „na odpoczynek”, odsuwa się ją od rządzenia. Muszę jednak podkreślić, że – choć w „Od Sasa do lasa” pojawiają się takie komentarze – ta poezja pozostaje całkowicie… apolityczna. Jestem przekonana, że przed następnymi i jeszcze następnymi wyborami słowa poety będą równie aktualne, jak dziś i przy poprzednich głosowaniach – ponieważ dobrze pasują do całej naszej rzeczywistości, a ta pozostaje niezmienna. Dokładnie tak samo będzie zresztą z wyborami i postawami życiowymi, o których autor pisze sporo. Wiersze społecznie i egzystencjalnie zaangażowane są dziś rzadkością (gdy „poezja emocji” zwycięża często w ogóle nad całą „poezją przesłania”), ale w formie zaproponowanej przez Jana Stanisława Kiczora, zwłaszcza w tak urozmaiconym tomie, stają się nie tylko strawne, ale i w pełni akceptowalne.

            Esencją sylw poetyckich są jednak wiersze lekkie, żartobliwe, pogodne, a nawet swobodne obyczajowo. W „Od Sasa do lasa” znajdziemy takich tekstów wiele i mam wrażenie, że właśnie tego będą szukać Czytelnicy, którzy sięgną po tę książkę. Domyślam się jednak, że literacki żart i zabawa słowem staną się dla nich największa radością, gdy odnajdą je sami. Dlatego nie podam tu żadnych konkretnych ścieżek, tytułów ani tropów. Na zachętę przytoczę za to dwa wiersze, które posłużą za ilustrację pogodnej, lżejszej strony książki – resztę pozostawiam do odkrycia Czytelnikom…

 

 

Ach, moja Pani – jakże pragnę czule

Gasić namiętność twoich zakamarków

Wzrokiem, dotykiem, myślą – i w ogóle…

Na biurku, stole, w łożnicy, czy w parku.

 

Nie zwlekaj Pani, niechaj coś się dzieje,

Bo krwawi miłość – nieodwzajemniona,

A i to powiem – czasu mam niewiele;

W domu, z kolacją, czeka na mnie żona.

 

(„Walentynkowo)

 

 

Ech, życie… kot pomyślał, „marcując” na dachu –

Coraz mniej przyjemności, coraz więcej strachu.

Jakże tu się zakochać, gdy świadomość boli,

Że tak łatwo z tej blachy można się sp……lić.

 

(„Kocie rozterki)

 

 

 

————————–

Jan Stanisław Kiczor, Od Sasa do lasa i inne faramuszki. Wstęp: Leszek Żuliński, opr. graficzne: Filip Wrocławski. Wydawnictwo Pisarze.pl 2013, s. 132.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko