Maciej A. Zarębski – Ukrzyżowany przez Tymińskiego

0
502

Maciej A. Zarębski

 

 

Ukrzyżowany przez Tymińskiego

 

 

Marc Chagall     Moja znajomość z Romanem Samselem, literatem, podróżnikiem i znawcą problematyki iberoamerykańskiej miała początkowo charakter korespondencyjny. Od jakiegoś czasu wymienialiśmy listownie poglądy na literaturę, otaczający świat. Dzięki Wojciechowi Żukrowskiemu, znał moją działalność regionalistyczną w Polsce, kulturotwórczą w Staszowie oraz twórczość literacką. Osobiście poznaliśmy się w kwietniu 1995 roku. Było to na pogrzebie Zygmunta Wójcika, naszego wspólnego znajomego. Roman od początku traktował naszą znajomość bardzo poważnie, a moje pisarstwo wręcz entuzjastycznie. I nie wynikało to z koniunkturalizmu. Po prostu Roman był niezwykle przyjaźnie nastawiony do otaczającego świata i wszelkich pozytywnych jego objawów. Interesował się wszystkim, co przyczyniało się do postępu. Z pewnością wynikało to z obserwacji innych, odmiennych od naszej kultur, czyli widzenia naszej polskiej rzeczywistości z bardziej uniwersalnej perspektywy.Był pisarzem przyjaźnie nastawionym do twórczości literackiej innych. A przede wszystkim literatem czytającym książki napisane przez innych, co w środowisku pisarzy jest rzadkością. I bardzo łagodnym krytykiem. Nigdy nie oceniał twórczości kolegów z perspektywy konkurencji, lecz z pozycji powoli odchodzącego autorytetu, który cieszy się, że może pałeczkę twórczego działania przekazać młodszemu pokoleniu. Jest to w obecnych czasach istotna rzadkość, na którą mogą sobie pozwolić tylko ludzie nietuzinkowi, a do takich z pewnością się zaliczał.

   Oczywiście nie był postacią jednoznaczną, o czym mogłem się przekonać. Niemniej jednak uważam, iż uwikłanie Romana w meandry polityczne lat 60. i 70. ówczesnej rzeczywistości podzielonego na dwa obozy świata, bardziej wynikało u niego z ogromnej woli poznawania odmiennych od polskich realiów, niż z chęci czynienia komukolwiek zła. Ono było niestety konsekwencją jego wyborów, stąd wynikał dramatyzm jego osoby. W okresie kiedy doszło do nawiązania naszych obustronnych kontaktów, Roman był już człowiekiem w pewnym sensie przegranym życiowo oraz bardzo schorowanym.

   Z pewnością czasy, kiedy brylował na salonach literackich oraz był częstym gościem publicystycznych audycji I programu Polskiej Telewizji, dawno minęły; zamknął je walec historii, który po roku 1989 odmienił polską rzeczywistość, skazując wielu prominentów epoki PRL-owskiej na potępienie i niebyt. Teraz podobnym do niego osobom przyszło w samotności wegetować, czekając na nieuchronne przeznaczenie. Ta sytuacja zmuszała poniekąd do przeżywania od nowa swojego życia i oceny dokonywanych w nim nie zawsze trafnych wyborów… Na pewno łatwiej jest oceniać, szczególnie z perspektywy upływającego czasu, niż dokonywać trudnych wyborów.

   A życie Romana było dość skomplikowane, co zresztą nie wynikało wyłącznie z uwarunkowań tamtejszej rzeczywistości, lecz ze złożoności jego napędzanego twórczym niepokojem charakteru. Urodził się w Złoczowie 15 czerwca w roku 1935. Po wojnie studiował na Wydziale Polonistycznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Przez  rok (1956-1957)  był redaktorem Polskiego Radia w Bydgoszczy. W latach 1957-1963 pracował w Radiu Katowice, w międzyczasie kończąc studia w Toruniu. Równolegle w latach 1961-1963 współpracował z redakcją dwutygodnika „Poglądy”. W latach 1966-1967 był członkiem redakcji „Współczesności”. „Zasłynął” w tym okresie podpaleniem dekoracji sylwestrowej i w konsekwencji pożarem redakcji, na szczęście ugaszonym w porę. W rezultacie został ochrzczony pi-Romanem, jak pisał we wspomnieniach Piotr Kuncewicz.

W latach 1967-1971 był pracownikiem działu publicystyki kulturalnej I programu Polskiej Telewizji. Od roku 1972 do 1977 współredagował warszawską „Kulturę”. W latach 1972-87 wiele  podróżował po świecie, głównie do krajów Ameryki Łacińskiej; pełniąc w latach 1977 -1981 funkcję stałego współpracownika „Trybuny Ludu”. Od roku 1982 do 1984 był redaktorem naczelnym Działu Literackiego Polskiego Radia, a w latach 1984-1988 publikował w dzienniku „Rzeczpospolita”. Bywał w  Kolumbii, Hondurasie, Salwadorze, Kostaryce. W Nikaragui pełnił funkcję korespondenta wojennego, a w Peru na Pontyfikalnym Uniwersytecie Katolickim i Uniwersytecie San Marcos w Limie wykładał przez dwa lata (1986-1987) historię literatury polskiej. Podróżował także po terenach wschodniej Kanady i północnych stanach USA. Tematyka jego wielu reportaży nawiązuje do przeżyć podróżniczych. Do najbardziej znanych należą takie pozycje jak: „Śmierć w Rio de Janeiro”(1972), „Dotrzeć do bunkra Somozy”(1980), „Ślad człowieka, ślad węża”(1984), „Cyklon nad Nikaraguą”(1986) oraz „W pogoni za dolarem czyli kanadyjska ruletka”(1998), „Pałac gubernatora: nowele amerykańskie”(1999). Debiutował jednak w roku 1961 zbiorem opowiadań zatytułowanych „Teatr ludzi uczciwych”, o tematyce współczesnej. Proza Romana Samsela była wysoko oceniana przez krytyków. Według Janusza Termera, wybitnego znawcy literatury współczesnej: …najlepiej jako pisarz realizował się w opowiadaniach. Ten literacki gatunek najbardziej odpowiadał jego charakterowi pisarskich uzdolnień i naturze człowieka – obserwatora czułego na wszelkie odmiany rzeczywistości i ludzkich zachowań indywidualnych, gdzieś tam w świecie latynoskim podpatrzonych i przetworzonych w krótkie, zwięzłe, żywe i barwne obrazki; pozornie dotyczące tylko spraw drobnych i niepowtarzalnych, kryjących jednak zawsze w sobie ów rozegrany i nieogarniony kosmos wielkich spraw ludzkiej egzystencji.

    Zresztą Roman Samsel wypowiadał się nie tylko w literaturze. Miał także osiągnięcia w twórczości filmowej. W zrealizowanym w roku 1971 filmie „Notatnik brazylijski” oraz w roku 1973 „Spadkobiercach Montezumy” wystąpił z powodzeniem w roli operatora filmowego i autora zdjęć.

   Naszą znajomość niewątpliwie ułatwiały wspólne pasje: podróżnicza, fotograficzna i literacka oraz ciekawość świata i tolerancyjne do niego podejście. Listy napisane przez Romana, szczególnie w latach 2000-2003 są dla mnie cenną pamiątką, stanowiąc zarazem potwierdzenie  początku naszej znajomości.

W liście z dnia 28 lutego 2000 roku napisał:

Serdeczne dzięki za książkę „Ostatni z szesnastu”. Książka jest rewelacyjna i stanowi podstawę do badań nad losem, twórczością i działalnością Adama Bienia. Od dawna interesowała mnie Jego postać jako niezwykłego człowieka, który przetrwał moskiewskie więzienie i wrócił do Polski, aby znowu o nią walczyć. Z książki Pańskiej Adam Bień wyłania się mimo całej wielkości swego losu jako postać kontrowersyjna. I dobrze. Nikt nie jest zupełnie jednoznaczny, nawet najwięksi bohaterowie. I przez to samo są ciekawsi. Zauważa Pan, że Adam Bień godził się na kompromisy, aby móc żyć i działać. Dzięki także za obydwa „Gońce”. Bardzo interesujące. Myślę, że potrafi Pan ze Staszowa stworzyć nowe Ateny. Chętnie będę z Panem współpracował, bo widzę, że ma Pan wielkie zdolności, dużo entuzjazmu i siły.

Z kolei w liście z 12 kwietnia 2000 r. pisał m. in.:

Przysłał mi Pan niezwykłą książkę „Sprawy, ludzie, historia”. Wprost nie mogę nadziwić się Pańskim talentom i wielkiej energii. To Pańska młodość pcha Pana do czynu! Oby tak dalej. W książce, o której piszę, znalazłem ciekawą rozmowę z Zygmuntem Wójcikiem, który był mi bardzo bliski. Przypuszczam, że właśnie na Jego pogrzebie poznałem Pana, a być może w Jego domu. Na pewno w tamtym czasie.

W innym liście, z dnia 12 października 2000 r., nawiązuje do pogrzebu Wojciecha Żukrowskiego: Byłem na pogrzebie Wojciecha Żukrowskiego i także Pana szukałem. Było bardzo dużo żałobników i pewnie minęliśmy się w tłumie. Wielki smutek po odejściu Wojciecha. W dodatku tak niespodziewanie. Byłem z Nim jeszcze umówiony na spotkanie, a tymczasem on zwinął się tak nagle.

12 kwietnia 2001 roku – po udanych spotkaniach w Staszowskim Muzeum z młodzieżą i mieszkańcami Staszowa, które odbyły się 22 marca – pisze do mnie: Drogi Maćku (przeszliśmy na Ty).Dzięki za Twoją i Waszą gościnę. Było wspaniale. Oczywiście przyjadę 24 maja (chodziło o obchody 20-lecia Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego, na które został zaproszony) przyjadę i przygotuję wystąpienie, o które prosisz – „Wielka moc małych miast”.  Pani Marianna (Karpińska) i redaktor Danuta Parol z „Echa Dnia” nie odezwały się. Nie wiem, kiedy będzie audycja, nie otrzymałem publikacji z „Echa”. Tutaj już wspaniała wiosna. Daj znać, kiedy przyjedziesz, żebym mógł Cię powitać.

Druga część listu, bardziej osobista, dotyczy problemów zdrowotnych, z którymi się zmagał.

Oczekiwał ode mnie i żony nie tylko porady lekarskiej, ale także słów pocieszenia i otuchy.

Jego wystąpienie na jubileuszu STK, wygłoszone na sympozjum poświęconym „Szansom małych miasteczek w jednoczącej się Europie” było niezwykle interesujące. Zostało w całości opublikowane w IV tomie „Almanachu Staszowskiego”, wydanym w maju 2003 roku.

W liście napisanym w dniu 3 czerwca 2001 roku Roman nawiązuje do uroczystości jubileuszowych:

Dzięki serdeczne za gościnę podczas uroczystości XX -lecia Towarzystwa, było nadzwyczajne i do dzisiaj wspominam Twoją troskę, jaką nas otoczyłeś (nas gości) i znakomitą organizację.

Wysuwam wniosek, że JEDNOSTKA jest najważniejsza.

Za parę dni w liście z 12 czerwca komentuje imprezę Instytucie Słowackim w Warszawie, podczas której promowałem w obecności m.in. Magdy Vasyarovej ambasador Republiki Słowackiej swoją książkę „Impresje słowackie” (współautor Waldemar Oszczęda).

Myślę, że odniosłeś sukces. Wzbudziłeś zainteresowanie i poparcie p. Ambasador dla swojej działalności na rzecz Słowacji. Teraz na pewno czyta Twoją książkę. Myślę, że możesz ją zaprosić na odczyt do Staszowa – może na jesieni – to jeszcze umocni zadzierzgnięte  więzy porozumienia. W przyszłości może zechce promować Twoje publikacje, a także otoczy Cię opieką i wsparciem. To pewnie nie przyjdzie natychmiast, ale w miarę Twojego działania.

Ciekawy jestem Twojej książki o Ojcu. To bardzo ważne.

Do książki o Tacie, nad którą pracowałem w latach 2000-2001, a promowałem w kieleckim pałacyku Tomasza Zielińskiego 30 listopada 2001 roku (zresztą z udziałem mojej Mamy Julianny, siostry Aleksandry oraz Romka Samsela w roli recenzenta) nawiązał w liście z dnia 22 października 2001 roku pisząc: Czekam na Twoją książkę o Ojcu. Postaram się napisać o moich wrażeniach z lektury.

I dalej o planach  – 15 listopada lecę do Barcelony na sympozjum literackie. Wrócę 18 XI, do Ciebie przyjadę 21 listopada o godz. 17.00 Tytuł spotkania proponuję „Gang kokainowy i inne łajdactwa”. To powinno zainteresować nawet młodzież. Jestem obserwatorem na procesie gangu kokainowego na Bemowie. Chcę Ci zaproponować stroniczkę tekstu na okładkę do „Pokuty” (tu Roman nawiązuje do planów wydania w Bibliotece Staszowskiej książki pod tym tytułem, traktującej o jego relacjach ze Stanem Tymińskim. Ukazała się wiosną następnego roku). 21- 22 listopada Roman złożył wizytę w Zagnańsku i Staszowie. Towarzyszył mu profesor Andrzej Tyszka. Pierwszego dnia zwiedzaliśmy Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, Strawczyn i pamiątki związane ze Stefanem Żeromskim. Wieczorem przy lampce wina dyskutowaliśmy o mojej książce o Ojcu zatytułowanej „Jeszcze jedno życie”. Następnego dnia Roman  odbył spotkanie z młodzieżą Zespołu Szkół i w Muzeum Ziemi Staszowskiej.  Uczestniczyli w spotkaniu, poza prof. Andrzejem Tyszką, także pisarz Zdzisław Łączkowski i poetka z USA Danuta Kostewicz. Za tydzień Roman przyjechał do Kielc na promocję mojej książki. W sympatycznej recenzji, która ukazała się w kieleckim piśmie „Ikar” napisał: Któż nie odczuwa potrzeby refleksji nad sobą i swoim życiem. Także swoim życiem duchowym, które jest busolą zachowań i weryfikacją pamięci. Refleksję tę znajdzie w książce Macieja A. Zarębskiego „Jeszcze jedno życie”. Całostronicową recenzję kończy słowami Bogactwo szczegółów jest głównym atutem tych wspomnień. W książce poznajemy nie tylko ojca Macieja. Sporo dowiadujemy się o autorze i jego najbliższej rodzinie. Przybliża nam także swoje ambicje i wolę działania. Niezliczona ilość fotografii wzbogaca książkę, pokazując twarze i postacie jej protagonistów.

W liście z dnia 21 stycznia 2002 roku nawiązuje do prac redakcyjnych książki „Pokuta”. Myślę, że byłoby dobrze w Twoim słowie redakcyjnym wykorzystać list ks. Tischnera. Został jeszcze sam Stan Tymiński. W swoim bardzo długim wywiadzie, który obecnie opublikował w Boże Narodzenie w prasie polonijnej w Kanadzie mówi, że wróci do Polski, kiedy będzie tu potrzebny, aby Ją (tzn. Polskę) naprawić. Jest to tekst krytyczny wobec Polski i skandalizujący, jak zwykle u niego.  Chcę  na ten temat napisać dodatkowo  pół strony, aby uzasadnić podtytuł książki (Stan Tymiński; patriota czy blagier). Uporządkuję także kolejność listów i komentarzy. Komentując mój tekst na okładkę pisze Twój tekst jest dobry, może trochę ironii by się przydało więcej!

Książka ujrzała światło dzienne pod koniec maja 2002 roku i była prezentowana na III Ogólnopolskich Targach Wydawnictw Regionalnych w Staszowie w dniach 23-25 maja 2002 roku. Roman wziął w nich czynny udział, m.in. w dyskusji poświęconej „Literaturze małych ojczyzn”.  Wypowiadając się na temat globalizacji przestrzegł przed wyolbrzymianiem jej negatywnych skutków. Podkreślił rolę liderów w działalności na rzecz regionu. Powiedział m.in. Tak sobie myślę, że gdyby Zarębskiego nie było, to ta wielotomowa Biblioteka Staszowska, by się chyba rozpadła. On wydał mi książkę „Pokuta” i za to jestem mu wdzięczny.

   Na początku czerwca w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki Roman Samsel promował inną swoją książkę zatytułowaną „Więźniarka islamu”. Porusza w niej problem sytuacji Polki katoliczki związanej małżeństwem z Syryjczykiem Muzułmaninem. W liście do mnie  napisanym 7 czerwca 2002 roku, Roman poza suchą relacją ze spotkania – było bardzo dużo osób, na pewno sto, w pięknej sali bibliotecznej. Sprzedano ponad 70 książek (po 18 zł) bardzo rygorystycznie liczonych. Nie zapomina o mnie pisząc Rozmawiałem z p. Ewą Chwedeńczuk z MCK, która spotkanie organizowała. Bardzo chętnie powita Cię w tym Centrum Kultury, naturalnie czym prędzej zaproponujesz jej Twój występ, tym lepiej. 

I dzięki jego protekcji mogło dojść tam do spotkania w dniu 10 września 2002 roku, którego tematem była prezentacja Nowości Biblioteki Staszowskiej”. Obok Romka wzięli w niej udział inni autorzy związani z wydawnictwem staszowskim: Jerzy Przeździecki, Leon Janowicz, Andrzej Tyszka, Zdzisław Łączkowski, Stanisław Szwarc Bronikowski, Krzysztof  Szular. W czasie spotkania Roman potwierdził rolę Wojciecha Żukrowskiego w naszym poznaniu. Powiedział m. in. także Maciek zaprosił mnie do Staszowa. Ucieszyłem się, że mogę zobaczyć  inne środowisko, innych ludzi. Ja się tam bardzo dobrze czułem. Tam w Staszowie wydano moją książkę „Pokuta”. W tej książce opisuje swoje ukrzyżowanie jako akt desperacji za przynależność do partii (należał do PZPR w latach 1956-1982). Aktu ukrzyżowania dokonał Stan Tymiński. Nie sądziłem, że zostanie tak szybko wydana. Ona miała pierwszy nakład ponad 20 tys. egzemplarzy i tytuł „Dałem się ukrzyżować”. Bo to jest książka pokutna z elementami religijnymi. Zarówno w pierwszym jak i drugim wydaniu  książki jest motyw „kozła ofiarnego”, czyli katharsis moje, czyli Romana Samsela. W podtytule napisano „Patriota czy blagier”. Oczywiście ja uważam go za blagiera, ale ostateczny wybór należy do czytelnika.  

   Przez następne miesiące nasze kontakty nieco osłabły. Powodem był pogarszający się stan zdrowia Romana. Choroba nowotworowa, pomimo stosowania specjalnie importowanych z Chin leków homeopatycznych (obok pomocy oficjalnej medycyny) postępowała. Od czasu do czasu Roman telefonował. W marcu 2003 roku zadzwonił, że musi położyć się do Szpitala Zakaźnego na ulicy Wolskiej. W kwietniu zatelefonował, że nie ma poprawy, że jest coraz słabszy, że narasta żółtaczka i wodobrzusze. 1 maja 2003 roku z samego rana odebrałem telefon od Romana. Słabnącym głosem powiedział, że zbliża się koniec. Są już przerzuty i  płyn w jamie brzusznej. Bardzo nalegał na przyjazd. Ponieważ nie mogłem z powodu dyżuru żony pojechać natychmiast, umówiłem się na 3 maja. W międzyczasie zatelefonowałem do Krzysia Szulara z propozycją towarzyszenia mi w tym wyjeździe. Przed południem 3 maja (święto Konstytucji) wyruszamy z tą misją specjalną. Po dwóch godzinach jazdy jesteśmy w Warszawie, parkujemy przed szpitalem na Wolskiej. Bez trudu odnajdujemy separatkę, w której leży Roman. Wygląda źle. Z trudem oddycha, jest żółty i obrzęknięty. Spełniamy wszystkie jego zachcianki, prosi o zakup ulubionych ciastek oraz kabanosów. Ale po ich dostarczeniu nie wykazuje żądnego zainteresowania. Widać, że jego dni, a może nawet godziny, są policzone. Rozmawiam z lekarzem dyżurnym, który potwierdza diagnozę. Proszę Romana, aby wpisał dedykację do książki „Pokuta”. Prosi o wykonanie telefonu do znajomych: Ewy Kreczmar, Zygmunta Broniarka i Zdzisia Łączkowskiego. Udaje się nam połączenie jedynie z Zygmuntem Broniarkiem, z którym wymienia zaledwie pozdrowienia. Wpisuje jeszcze na moją prośbę dedykację w książce „Pokuta”. Żegnamy się i mamy świadomość, że to już pożegnanie ostatnie. Wracamy w fatalnym nastroju do Kielc. Teraz zostaje tylko oczekiwanie na złą niestety wiadomość. 7 maja po południu otrzymuję tę hiobową wieść. Dzwoni lekarz dyżurny z informacją, iż Romek odszedł dziś rano. Ostatnie dwa dni praktycznie był w śpiączce i chyba nie cierpiał. Dobre i to.

    Na pogrzeb do Małkini w dniu 10 maja jadę w towarzystwie Wiesia Kota, z odległego o 500 km Lewina Brzeskiego, gdzie uczestniczyliśmy w Warsztatach Literackich organizowanych przez Mariana Kosińskiego. W ostatnim pożegnaniu Romana wzięła udział kilkudziesięcioosobowa delegacja jego kolegów i sympatyków z Warszawy z Romualdem Karasiem oraz byłym ambasadorem Polski w Meksyku Marianem Sobieskim. Mszę celebrował proboszcz ks. kanonik Radzisław Ambroziak. Na cmentarzu Romana pożegnał Romuald Karaś, podkreślając tragizm i złożoność postaci zmarłego, a także jego olbrzymie zaangażowanie w życie współczesnego świata.

Fragment mającej się wkrótce ukazać wspomnieniowej książki prezesa Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego Macieja A. Zarębskiego Kolaże pamięci.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko