Krystyna Habrat – GDZIE NASZA RADOŚĆ ŻYCIA?

0
283

Krystyna Habrat


GDZIE NASZA RADOŚĆ ŻYCIA?


 

Marc Chagall Patrzę dziś rano przez okno, a tu wszędzie szaro, mglisto. Na niebie i na ziemi. Śniegu trochę leży, ale wcale nie przypomina białego obrusu na uroczyście zastawionym stole, jaki cieszy oczy.  Z tego trawa   wyziera i bure połacie ziemi. Ponury dzień.

  Nagle przypomniałam sobie, że trwa jeszcze karnawał. Czas radości i zabawy. Wielkich bali, nie mówiąc o pomniejszych potańcówkach, dyskotekach i prywatkach.  A jak my się   bawimy?

  Zajrzałam do opisu dawnych zwyczajów karnawałowych i zadziwiły mnie niektóre, dawno zapomniane, a nawet te kultywowane niby dotąd, ale jakoś tak bez rozgłosu, jakby już ich nie było.

  Niegdyś w karnawale, poczynając od Sylwestra,  bawiono się hucznie na balach, maskaradach. Urządzano kuligi.  Po wsi chodzili kolędnicy z gwiazdą i turoniem. Wystawiano przedstawienia z królem Herodem, Diabłem i Śmiercią, zwane jasełkami. W domach śpiewano kolędy przy choince ustrojonej aż do Matki Boskiej Gromnicznej.  Wreszcie nadchodził Tłusty Czwartek, kiedy wszyscy objadali się pączkami, i Ostatki,  zakończone Śledziem w przeddzień Środy Popielcowej, przynoszącej  nastrój postu.

  Czy mówią nam teraz coś  takie określenia, jak: szczodraki,  król migdałowy, goniony, cenar, galarda, kotylion, drabant, mięsopust, małmazyja, Comber, Zapusty, Podkoziołek, zabijanie grajka? Raczej niewiele, bo nawet mój komputer podkreśla je czerwonym wężykiem, jako słowa nieznane lub błędne. A faworki czyli chrust, róże karnawałowe, krem szodonowy, poncz czy lody kręcone w domu?

  Mam jeszcze w zestawie robota maszynkę do kręcenia lodów, nawet jakieś przepisy, ale wykorzystałam je może  dwa razy, bo zawsze brakowało mi czasu tym się zająć. A teraz wszystko prościej kupić gotowe w sklepie i przetrzymać w zamrażarce. Pamiętam z dzieciństwa, że lody kręciło się jeszcze po sąsiedzku, ale tylko na specjalne okazje.  Wtedy starsza pani przynosiła kupowaną w rzeźni  wielką taflę lodu, owiniętą w gazety, i zaraz  wszyscy wiedzieli, że szykują się imieniny pana domu. Urządzała je  dla zięcia druga staruszka. Już jej córka, żona tego pana, na takie  ceregiele nie miała czasu, bo  wracała z biura późno.

  Tak, odkąd kobiety w większości poszły do pracy zawodowej, zabrakło im czasu na kultywowanie wielu miłych zwyczajów. Odpadają częste przyjęcia, bo pani domu ma na co dzień więcej obowiązków i po przyjściu z pracy nie wie w co – jak to się mówi – ręce najpierw włożyć, czy bawić się z dziećmi, iść na plac zabaw, czy pilnować jak starsze odrabiają lekcje, ale trzeba też gotować obiad na następny dzień, prać, sprzątać…. wszystko powtarzane aż do znudzenia i ciągle w  pośpiechu. A w niedzielę  chciałoby się choć trochę odpocząć w ciszy.  Brakuje czasu na karnawał. 

  Znalazłam opisy dawnych kuligów, gdy zajeżdżano kawalkadą sań do czyjegoś dworu i wypijano co lepsze trunki z piwniczki, wyjadano co się dało ze spiżarni, a na koniec zabierano  ze sobą zaskoczonych gospodarzy,  wyruszając na kolejny dwór. Pamiętamy takie zabawy choćby z „Popiołów” Żeromskiego. Takich kuligów już nie ma, bo  i dworów nie ma. Ani bogato zaopatrzonych spiżarni w wina i mięsiwa, skąd służba wynosiła jedzenie dla biesiadników. Nie ma też służby i teraz w razie  najazdu niespodzianych gości, pani sama musi zakasać rękawy, przywołując do kuchni swego Ludwika od rondla. No i dobrze. Przejechać się saniami można w miejscowościach górskich albo w parku. Zresztą kto tam pamięta dawne czasy?

  Ale z pewnością bawiono się  kiedyś radośniej.

 Wyczytałam, że w Polsce jeszcze w XIX wieku bale i tańce sylwestrowe bywały rzadkością i to tylko w najbogatszych domach. Musiało być  wtedy dużo dobrego jedzenia, dbano o dobre humory, stroniąc w tym dniu od trosk i kłopotów. A bale? Jak wielką rolę w powieści „Wojna i pokój”  odegrał bal, gdzie Natasza Rostowa poznała Andrzeja Bołkońskiego. W jednej chwili odmieniło się  ich życie!  Pięknie wyglądało to na filmie. Przygotowania, strojenie się pań, a potem walc i towarzyszące mu  pełne oczekiwań bicie serca dziewczyny. Wreszcie wymarzony podchodzi, prosi do tańca… Jakże się tu nie zakochać? Jakże nie, gdy już od dawna serce na to czeka?

  A  Król Migdałowy?  Kto natrafi na ukryty w torcie migdał zostaje królem migdałowym i może wybrać na ten wieczór  królową balu. 

   Z dzieciństwa zapamiętałam związane z tym  opowiadanie Maupasanta „Panna Perełka”.  Razu jednego gospodarz domu, starszy już człowiek,   gdy trafił w cieście na małą laleczkę, choć może to była perełka, dla jakiegoś kaprysu wybrał na królową wieczoru dawną wychowanicę domu, ulubienicę wszystkich, pannę Perełkę. Zawstydziła się, bo kochała go skrycie od lat, ale on  ożenił się z  bardziej godną siebie, bogatą.   Może mylę nieco detale, lecz  pamiętam wzruszenie starszego pana, kiedy  sobie przypominał noc podobną noc Trzech Króli sprzed lat, gdy jakiś   pies szczekał uparcie pod ich domem. Zaniepokojeni domownicy i goście przerwali zabawę i wyszli zobaczyć, co się dzieje. Pośród rozległej przestrzeni, pokrytej śniegiem, obcy pies strzegł jakiegoś koszyczka.  Było w nim dziecko, własnie owa podstarzała  teraz panna Perełka. Ktoś ją podrzucił.  Krzyknęli  w dal do kogoś, co pewnie śledził ich z ukrycia, że ją zabierają. Na to wspomnienie starszy  pan wzruszył się i czegoś pożałował aż popłynęła mu łza.  Bardzo mnie ta opowieść,  raczej nietypowa dla tego autora, zawsze wzrusza.

  Te wszystkie zwyczaje i zabawy to było kultywowanie urody życia. Trochę nam teraz tego brakuje. Jesteśmy zabiegani, zmęczeni i tylko narzekamy na wszystko wkoło. A telewizja podsuwa nam tematy.

  Nie będę dłużej opisywać zwyczajów radosnych zabaw, jakie już odeszły w przeszłość. Niech kto chce, poszuka sobie, co to szczodraki czy Mięsopust. Szkoda, że nawet w literaturze chętniej opisuje się to, co krzykliwie brzydkie, co nas rani i wzbudza protest, a nie wspaniałe bale, na których dziewczęta się zakochują. Przemilczę, jakie teraz nauki dziewczętom się podsuwa. Bardzo odległe od poezji wielkich uczuć. Stajemy się coraz bardziej przyziemni i cyniczni. Brak nam piękna duchowego na co dzień.

   Tak myśląc, usiadłam do komputera i odczytałam wiadomość od koleżanki, Jadzi Śmigiery, która na tym portalu zamieszcza  ciekawe reportaże z odległych miast. Była w tych dniach na wieczorze autorskim Andrzeja Waltera, naszego autora z portalu Pisarze.pl. Promował swój ostatni tomik wierszy i nawet rozdawał obecnym.

  Przeczytałam dwa z nich. W niezwykłych metaforach zawierają głęboką myśl. Niestety nacechowaną pesymizmem, a raczej zniechęceniem, bo od wcześniejszego optymizmu wielkich porywów narrator dochodzi do wyblaknięcia marzeń, idei i popada w rozczarowanie. Z pewnych szczegółów  wnioskuję, że to nasze oczekiwania z początku przemian i radości wyborów 89 roku zderzają się z realizmem sytuacji obecnej, gdy walczymy już tylko, aby gdzieś jako tako się urządzić i mieć pesel oraz kawę i pływać  tylko już bez idei.

  Nawet pod  „wodospad redakcji” z wiersza podkładam znajome konteksty. Pisze się coś, zdawałoby się  odkrywczego, co powinno wszystkich poruszyć, zmienić świat, a to szybko przemija, przepada w odległych nurtach kolejnych numerów pisma i wkrótce nikt już tego nie pamięta. Czy zresztą wielu to czyta?

  Znam też inne wiersze autora   i bardzo  je  cenię jak i  jego teksty prozatorskie. Tylko czemu i w jego wierszach tyle smutku?

  Jeszcze trwa karnawał, a my się nie radujemy. Nie słyszę w bloku głośnych zabaw. To i lepiej, bo to nie były zabawy w dawnym dobrym stylu, gdzie się  tańczyło, jadło i radowało życiem. Te współczesne zabawy, jakie nas sąsiadów wyrywają ze snu i przerażają to  hałaśliwe, pijackie orgie, gdzie słychać nieustanny rechot, przekleństwa,, wulgarne słowa i tupanie  na złość innym. Czy tylko w ten sposób potrafi się bawić dzisiejsza młodzież? Na pewno nie!

Ale gdzie się podziewa nasza radość życia? Włączamy telewizor, żeby zobaczyć jakiś wartościowy film albo dowiedzieć się, co na świecie słychać, a tu same dramatyczne treści. Sąsiedni kraj bliski wojny domowej, pijacy za kierownicą zabijają przechodniów, bestie, czyli skazani kiedyś na stryczek mordercy wychodzą na wolność po amnestii i wszyscy się ich boją. Dla pocieszenia rząd asygnuje dla sąsiedniego kraju kilka milionów pomocy, zamierza zmienić prawo wobec pijanych w samochodach, że oni dalej będą bezkarni, ale wszyscy inni z alkomatami. A dla bestii szykuje się przestronne, kilkupokojowe mieszkanko, gustownie urządzone, w ogrodzie, gdzie będzie sobie odpoczywał pod opieką wielu fachowców. Bardzo, bardzo to wszystko optymistyczne. Tylko na odwrót.  

  Nawet powieści już ładnych się nie pisuje i nie robi ładnych filmów, tylko – jak wspomniałam wcześniej – takie, gdzie brzydota życia skrzeczy. Jeszcze w Nowy Rok transmitują w telewizji koncert noworoczny z Wiednia, gdzie upajamy się walcami Straussa i   muzyką innych kompozytorów, napawamy oczy  tańcem baletu, przepychem sal  i kwiatów, a na drugi dzień wraca proza życia.

 Gdzie zatem znaleźć radość życia? Jak celebrować jego urodę? Na własny użytek – wiem, ale tak ogólnie?

  Jeszcze trwa karnawał. Trzeba o tym pomyśleć.

Krystyna Habrat                                                                                     30.01.2014r.

  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko