Krzysztof Kwasiżur – Maria Szafran w pięciu odsłonach

0
100

Krzysztof Kwasiżur


Maria Szafran w pięciu odsłonach

 

Panią Marię Szafran – wypatrzyłem na jednym z portali dla miłośników poezji. Z miejsca zwróciłem uwagę na wyróżniające się podejście do pisania i komentowania – rzeczowy, pozbawiony egzaltacji, zbliżający się do profesjonalizmu. Wkrótce otrzymałem obszerny zbiór wierszy tej autorki.

Autorka w dość zaawansowanym wieku pochodząca z terenów,  aktualnie należących do Białorusi podzieliła zawartość tematycznie na pięć części.

Jednak są to tak różne od siebie części, nierówne jakościowo, że nie sposób mówić o nich, jak o zawartości jednej książki.

Pierwszą część – „Tobie Polsko” – p. Maria poświęciła przemyśleniom, dotyczącym ojczyzny. To bardzo mądre, szczere wiersze, pozbawione sztucznej egzaltacji.

Autorka dzieląc się, gorzkimi czasem obserwacjami, stosuje równie chętnie formy nierymowane, jak i rymy.

Cały rozdział jest obciążony smutkiem doświadczonego przez los człowieka, który nie boi się konfrontacji z gorzką prawdą o rzeczywistości, a jednocześnie ma żal do młodego pokolenia, że nie hołubi pamięci. W wierszu „Mówisz, że” pisze o tym wprost:

Powstanie…

a jakoś cicho wszędzie

tylko w radiu,

„Zakręcona” leci

 

Chyba wiem dlaczego.

Przecież to tylko…

Warszawskie[1]

Są w tej części utwory, wybijające się ponad inne wysoką etyką („Warto było”), inne – ze względu na nietuzinkowe ujęcie tematu („Wieś”).

Spojrzenie Marii Szafran, choć pełne miłości do ziem „między bugiem, a odrą (… gdzie jak ikar spadł tabu-ptak”[2]jest pełne miłości, to nie pozbawione realnej oceny.

Opisuje w niebanalny sposób bolączki tej krainy w wierszu „Czy ja dobrze widzę”. To świetny wiersz, którego nie powstydził by się żaden młody turpista.

            W następnej części  autorka dzieli się  z czytelnikiem refleksjami o wierze, Bogu, sensie życia. Robi to nie nachalnie, zwykle nie popada w sztuczną egzaltację i ciekawie.

Potrafi, niczym wytrawny filozof przeprowadzić czytelnika poprzez rozumowanie indukcyjne od szczegółu każdemu znanego, do myśli o sile sprawczej.

Niech sama

Się złoży maszynka do mielenia mięsa,

Możesz jej części zebrane razem

poddać ruchom

w nieograniczonej ilości.

 

Cała obita i w kawałkach zostanie,

Całością nie stając się nigdy.

Tu siłą sprawczą jest człowiek,

a w przypadku świata?

pyta retorycznie p. Maria. Przemyślenia autorki w miarę czytania konstytuują się w świadomości czytelnika. M.Sz. stawia w tym rozdziale pytania o różnice i podobieństwa, („Isos waskeres-Jezus zmartwychwstał”).

Jak w poprzednim, tak i w tym rozdziale widać podobną Staffowi manierę, do płynnego przechodzenia od czterowierszy – do trójwierszy, niekoniecznie w sonecie.

            W kolejnej części zamieszczone są krótkie formy; haiku, limeryki, fraszki, moskaliki, itp. Jest to chyba najsłabsza część książki. Błyskotliwa inteligencja Marii Szafran w tym rozdziale sprawia więcej kłopotów, niż pomaga, bo to, co dla autorki jest jasne i logiczne – dla czytelnika już nie musi być takie wcale.

Limeryki są zagmatwane, fraszki – przeintelektualizowane, moskaliki zrymowane niechlujnie, a haiku – pozbawione ducha haiku i z zasad tworzenia uwzględniono jedynie liczbę zgłosek.

Na szczęście to także najkrótszy rozdział i ostatni utwór „Kawiarniane rozmowy poetów” zaciera częściowo złe wrażenie.

            W części: „Mówią, niejedno ma imię” autorka skupia się na życiu duchowym i uczuciowym. Chociaż często stosuje w swych wierszach ornamentykę rodem z epoki romantyzmu – to tematyka wierszy jest różnorodna i ciekawa.

Kolejną część – „Dyktowane życiem” odebrałem jako najbardziej udaną w całym zbiorze. Pisarka w tej części przeprowadza czytelnika przez doświadczenia i przemyślenia własne.

To zbiór bardzo osobistych przemyśleń, jakimi dzieli się Maria Szafran z nami. Mamy tu obserwację niszczycielskiego wpływu człowieka na środowisko, („Z okna autokaru”) przemyślenia natury patriotyczno-lokalnej („Świecie mój”), czy echa wydarzeń, których niemal wszyscy byli uczestnikami („Ojciec”). Ogrom tematów, bliskich każdemu czytelnikowi zdumiewa!

Zbiór kończy – bardzo symptomatyczny wiersz „Święty spokój”. Autorka zawarła w nim Całą energię, radość życia i buńczuczność, o jaką każdy czytelnik może ją podejrzewać po przeczytaniu „Penicyliny”. To chyba jedna z największych wartości (oprócz ogromu treści i obrazów) – pozytywne wibracje, którymi pisarka zechciała się dzielić z czytelnikiem!

Warto wejść w ten pozytywny świat przemyśleń ukazany w wersach.

Wszyscy piszą o miłości a ja nic,

Mówią że najlepiej pościć, żeby żyć.

Miłość dawno diabli wzięli poszła gdzieś,

Lub porwali ją anieli – pal go sześć…[3]

 

 

 



[1] Maria Szafran, „Penicylina”, Wydawnictwo MAjUS s.c, Zielona Góra, 2013, ISBN: 83-60389-31-4, str. 18.

[2] Tamże.

[3] Maria Szafran, „Penicylina”, str. 130.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko