Janusz Termer
Znaleźć iskrę w skale…
Z pewnością powieść Zamknięci w skale* Ewy Marii Serafin stanowić będzie nie lada niespodziankę oraz swego rodzaju wyzwanie – prowokację i zachętę do dyskusji dla czytelników; nawet dla tych najbardziej znużonych zarówno miałką komercyjnością zawartości licznych dzieł reprezentujących tak zwaną literaturę kobiecą, wydawanych w ostatnich dekadach w czasami niebotycznych nakładach. Jak też i dla krytyków literackich zniesmaczonych pretensjonalnością utworów, co prawda o wiele bardziej ambitnych, aspirujących nawet niejednokrotnie do „wyższej półki”, których autorzy mniej lub bardziej udatnie próbują nawiązywać do dotychczasowych lub buńczucznie wyznaczać nawet „nowe kanony” literackie…
Dlaczego o tym piszę? Otóż gwoli recenzenckiej rzetelności należy od razu stwierdzić, że debiutancką powieść Ewy Marii Serafin można ulokować gdzieś pomiędzy tymi dwoma wymienionymi nurtami. Autorce dość szczęśliwie udało się ominąć rozmaite literackie niebezpieczeństwa i pułapki czyhające na początkujących autorów powieściowych fabuł. Jej prozatorski debiut wolny jest od literackich typowych narracyjnych niedoskonałości i “niedoróbek” debiutanckich, mimo że niekiedy daje tutaj o sobie znać brak doświadczenia literackiego, co zrozumiałe w tym przypadku, acz w dużym stopniu rekompensuje to wcześniejsze doświadczenie dziennikarskie autorki oraz jej widoczne oczytanie w prozie polskiej i światowej XX wieku. Zaskakuje wręcz niekiedy jej dojrzałość intelektualna oraz to, co można by określić jako „samoświadomość” pisarska, warsztatowa.
Dlatego tak trudne jest zdefiniowanie tej książki? Bo mimo zachowanego w niej niezbędnego dystansu autorki do aktualnej rzeczywistości społecznej (notabene koniecznego jak zawsze gdy mamy do czynienia z prawdziwie i w dobrym sensie słowa – ambitną literaturą, a nie doraźną publicystką), powieść Ewy Serafin zaskakuje sporym nasyceniem autentycznymi realiami rzeczywistości. Jak też zaleca się czytelnikowi intensywnością emocji, obrazów życia codziennego bohaterów i żywego potocznego dzisiejszego języka. Wiele tutaj niemal „naturalistycznych” scen z życia artystycznej warszawskiej „bohemy” malarsko-literackiej ostatnich lat czy bardzo surowo potraktowanego przez autorkę własnego środowiska dziennikarskiego aż po – co stanowi dla tychże spraw jaskrawy kontrapunkt – niemal poetyckie krajobrazy subiektywnych przeżyć bohaterki. Pokazuje jej wrażliwość obolałą po starciach z nową, wyłaniającą się w bólach rzeczywistością, która jest płodem tzw. transformacji ustrojowej, w której z trudem udaje się jej odnaleźć. Wrażliwość graniczącą z nadwrażliwością, o czym świadczy niekiedy nawet mocno surrealistyczne widzenie świata.
Ta książka jest po części swoistą spowiedzią „dziewczęcia współczesności”, a po części próbą wewnętrznej autoterapii bohaterki powieści poprzez rozmowę, wewnętrzny dialog z samą sobą. Ale też niemal do bólu w kościach przypomina nam ta powieść o tym, co nas dziś dręczy i niepokoi w rozbitym politycznie życiu społecznym. Pokazuje świat, który niby doskonale znamy. Taki jaki jest “naprawdę”, czyli rozchwiany, niespójny i drażniący, częstokroć staramy się go nie dostrzegać gdy jest dla nas niezbyt przyjazny (w psychologii nazywa się to “wyparciem”). Żeby nie tracić dobrego samopoczucia. I na własne życzenie – jak powiedziałaby autorka za wielkim Szekspirem z “Burzy” – zamykamy się w skale.
Mimo wszystko nie jest to powieść pesymistyczna czy ponuracka. Od tego piętna uwolniła ją daleko posunięta autorska autoironia, dystans i poczucie humoru oraz kropla optymizmu, niczym jakaś „iskierka nadziei”, którą autorka potrafi dostrzec nawet w owej społecznej i ludzkiej “twardej” skale świata ją otaczającego. Ukojenie, jakie niesie kontakt z naturą, katharsis pod wpływem przeżywania prawdziwej sztuki, wreszcie – mimo wszystko – wiara w ludzi, zwycięstwo dobra nad złem i w miłość – jedyną rzecz, która wedle niej może uczynić nas “nieśmiertelnymi”. Dlatego tę tak na pozór banalną opowieść o samotności w tłumie artystów, dziennikarzy i celebrytów czyta się jednym tchem. A po jej lekturze – jak po skosztowaniu dobrego wina – pozostaje słodko-gorzki smak, nadzieja i ochota na kolejne spotkanie z nową prozą Ewy Marii Serafin.
————————————————-
*Ewa Maria Serafin Zamknięci w skale, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2013, s. 255. (druk fragmentów na stronie pisarze.pl)