Piotr Prokopiak – Kapturek rzucony na ścieżkę

0
220

Piotr Prokopiak


Kapturek rzucony na ścieżkę

 

 

 

Bruno Schulz            Jestem świeżo po lekturze tomu wierszy Agnieszki Marek. Ukazał się on w wyniku uhonorowania autorki Nagrodą Główną V Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Janusza Różewicza. Niestety, dysponuję jedynie elektroniczną wersją książki. Nie mogę więc obejrzeć okładki, poczuć zapach druku, doświadczyć (a w tej kwestii jestem tradycjonalistą) wszystkich ekscytacji będących udziałem czytelnika. Pozostaje jednak poetyckie słowo, wyraz niepokoju i zamieszania w najbardziej intymnych sferach codzienności. Słowo sugestywne, żywe, ukazujące wnikliwą polemikę ze światem, tym labiryntem irracjonalnych alternatyw, do których determinowana  jest   indywidualność.

 

            Już sama obecność Bohdana Zadury w gronie jury, może uchodzić za pewnego rodzaju rekomendację. Jednak daleki jestem od ślepego zaufania „znakom firmowym”  w postaci nazwisk, nawet najwybitniejszych znawców literatury (z całym szacunkiem dla redaktora naczelnego „Twórczości”).

 

            „Wypuść mnie, wypuść” zaczyna się prawie baśniowo. Jednak już pierwsze frazy wiersza  sugerują jakiś dramat:

 

Jeszcze nigdy nie szła sama przez las.

 

Teraz po omacku, z rękami na ramionach,

dygotem w koszyku.

 

            Podmiot liryczny, normalną koleją rzeczy opuszcza arkadię dzieciństwa i rzucony na ścieżkę doświadcza pierwszej traumy, typowej dla każdego osobnika naszego gatunku. Zabłocone dorosłością uda są dość wstrząsającym uświadomieniem własnej odrębności, prywatnego gościńca na którym tak naprawdę do śmierci pozostaniemy sami. Skojarzenie z filozofią buddyjską jest jak najbardziej zasadne. Zatem im dalej w dorosłość, tym więcej błota. Mimo to dzieciństwo zalega gdzieś głęboko w sercu i szczęśliwy ten, kto pamięta, że niegdyś był młody. Czasem jedyne co może nam pomóc w przetrwaniu, to właśnie wspomnienia (że pozwolę sobie uderzyć w banalną strunę).

 

            Mam wrażenie, że jest w tych wierszach jakieś szamotanie połączone z próbą afirmacji życia…  Agnieszka jest już dojrzałą kobietą. Rozumie zagubienie człowieka, złudne poszukiwanie ciepła, nawet kiedy przybiera to dziwaczne formy. Myśli uciekają między uda tej drugiej ale zaraz pogodzona stwierdza: właściwie można tak żyć. Cóż, sam w jednym z wierszy stwierdziłem, iż „tęsknota wzdycha poligamicznie”… Taka już konstrukcja wyobcowanego pośród wyobcowanych. Dlaczego nawzajem się kaleczymy? Dlaczego ciągle krążymy, szlifujemy coraz to nowe rogi ulic, jesteśmy wiecznie głodni i niestali? To pytania oczywiście retoryczne.

 

Widzisz, cudów nie ma. Tylko coraz starsi chłopcy

wciąż machają chusteczkami na wszystkich lotniskach świata.

 

            Wiersze Agnieszki Marek są lekko prozatorskie. Tworzone z wdziękiem, a jednak zawierające w sobie ostre rysy.

 

Ojciec dogasa. Czekasz na to tak mocno,

że nie zawstydza cię skojarzenie z papierosem.

 

             Szczerze powiedziawszy, tego typu poetyka bardzo mi odpowiada. „Wypuść mnie, wypuść” to jakby zbiór pięćdziesięciu jeden listów z intrygującego wnętrza bielskiej poetessy. 

 

Im bliżej ciebie, tym chłodniej. Szron zaczyna się nagle,

jak krzyk (…)

 

(…) Dlatego będę czekać w bieli, ścięta

mrozem, opancerzona. Zanim otworzysz muszlę, rozcałuj lód.

 

            Takie proste i piękne. Wzniosłe i autentyczne. To poezja soczysta, bogata, treściwa, uwidoczniająca  mądrość życiową autorki.

 

            Agnieszka nie unika tematów tabu. Operuje słowami z wprawą i w sposób przemyślany. Niektóre opisy mogą co wrażliwszych bulwersować, choć to zapewne zamierzona kreacja literacka. Specyficzny język współczesnego obrazowania, brutalnego w pozbawionej zahamowań bezpośredniości.

 

(…) Tego nie robi się nawet dziwce. Do dziś

szukam w pościeli zaschniętych dowodów na twoje

istnienie, otarć na udach. Wszędzie zbyt gładko. Dorastam.

 

             Szczególnie moją uwagę zwróciły trzy wiersze pod tym samym tytułem „God Save the Queen”. Pierwszy z nich przytoczę w całości:

 

Królowa współczesnej poezji nie znosi konkurencji.

Nienapisane wiersze uwierają jak zbyt ciasny

stanik. Pisanie na siłę jest niemożliwe, nieosiągalne

niczym orgazm na zawołanie. A jednak próbuje,

jak na urodzoną perfekcjonistkę przystało

(po żadnym z trzech poronień, nie płakała,

więc ma niezłe doświadczenie). Byle tylko

piedestał był poza zasięgiem innych. Więc działa.

 

Szybkiego romansu z krytykiem nie wpisuje się w biogram,

ale dobra recenzja warta jest nawet tego, po czym

musi długo myć zęby. Ma miliony powodów, by walczyć.

Wie pani, życie jest jedno, chociaż właściwie dzieci stawiam

na pierwszym miejscu, a poezja? – i tu następuje

machnięcie ręką. Takie niewymuszone, choć długo trenowała

przed lustrem. Królowa współczesnej poezji kupuje regularnie

WD-40. Pieczołowicie oliwi płaszczyk swoich zasad,

gdy tylko zaczynają skrzypieć.

 

            Oj, oj… pojechała dziewczyna po bandzie. Nie chciałbym wpaść pod pióro Agnieszki Marek, lub stać się obiektem metaforycznego praktykowania obrzędu Voo doo, jak w wierszu „Ostrzeżenie”:

 

Kleimy się mimo odległości(…)

 

(…) Nazajutrz wyślesz dziwną fotografię, podpartą

cytatem, który da do myślenia. Nie masz pojęcia, że od

 

dłuższego czasu zszywam laleczkę, ostrzę końcówki szpilek.

 

            I tak dalej, aż po ostatni wiersz „Pożegnanie”, gdzie padają znamienne słowa: wypuść mnie, wypuść. Dosadność (bez zbędnych wulgaryzmów) i bezpruderyjność to wielka siła tej autorki. W moim skromnym przekonaniu, dobre pisarstwo opiera się na… nie owijaniu w przysłowiową bawełnę. Od razu wyjaśnię, że nie mam na myśli szokowania dla samego szokowania (to potrafi każdy przeciętniak), ale o szczere w utworach siebie wyrażanie. Jeżeli jest to połączone z talentem (jak w przypadku Marek), wtedy powstają najciekawsze dzieła. Szumnie brzmiący termin: „bunt”, nie powinien permanentnie kojarzyć się ze staniem na barykadzie z giwerą w dłoni, ale po prostu ze zwykłą  niezgodą na los człowieka (który sam sobie zresztą gotuje).  Podświadomie czuję, że za tymi utworami stoi jakieś wielkie zranienie. Mogę się rzecz jasna mylić.

 

            Jeszcze się taki nie urodził, co by zrozumiał płeć piękną. „Wypuść mnie, wypuść” to wyjątkowe opracowanie kobiecego psyche, z którym (jako mężczyzna) zaznajomiłem się z ciekawością, a może w nadziei, że się uda uszczknąć rąbka tajemnicy…  Lektura prawdziwie frapująca, zatrzymująca uwagę, wymagająca zastanowienia.

 

            Myślę, że mamy doczynienia z obiecującą osobistością literacką. Śmiało jej życzę dalszych, tak udanych publikacji. Oczywiście nie wyczerpałem tematu i zawartego w książce elementu podróży, wszak którą jest cała nasza egzystencja. Mój tekst, ma na celu jedynie nakłonić do sięgnięcia po tom wierszy Agnieszki Marek. Naprawdę warto… bo może ktoś w końcu podniesie kapturek rzucony na ziemię.

 

————————————————————————————————————————

Agnieszka Marek „Wypuść mnie, wypuść” (Radomsko 2013). Wydawca: Miejski Dom Kultury w Radomsku. Wyd.  I . ISBN 978-83-931977-1-2  str. 64

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko