Janusz Termer – Juliusz Verne: powrót do lektur dzieciństwa

0
437

Janusz Termer

                                                                                                               Przypomnienia

 

 

 

Juliusz Verne: powrót do lektur dzieciństwa

 

 

 

    Juliusz Verne przyszedł na świat 185 lat temu we Francji. W tym mniej więcej czasie, gdy debiutował Adam  Mickiewicz i rodził się romantyzm polski. Jest nadal jednym z najbardziej popularnych pisarzy światowej literatury. Jest nadal jednym z pierwszych pisarzy dzieciństwa i młodości wielu już pokoleń czytelników z całego świata. Któż z nas w „młodości pierwszej” nie czytał jego książek, na przykład schowany z latarką pod kołdrą, gdy trzeba już było kończyć „legalną” lekturę pod świąteczną choinką! Któż i dzisiaj nie słyszał o jego słynnych utworach, takich jak Pięć tygodni w balonie, Piętnastoletni kapitan, Tajemnicza wyspa, 20 000 mil podmorskiej żeglugi, Dzieci kapitana Granta, W osiemdziesiąt dni dookoła świata… Albo nie widział ich adaptacji filmowych w kinie lub w telewizji, a może nawet i czytał, choć ostatnimi laty to z tym czytaniem oczywiście bywa rozmaicie. I kto tak gorąco, jak chyba nigdy potem, jak w owym szczenięcym wieku, nie przeżywał budzących wielkie namiętności ich niezmiernie fascynujących egzotycznych,  podróżniczych i przygodowych obrazów, pobudzających fantazję treści.

    Mało jednak wiedzieliśmy wtedy (a i dziś nie jest to wiedza nazbyt powszechna, mimo istnienia w Polsce od 2000 roku Towarzystwa Juliusza Verne,a) zarówno o samym ich autorze oraz jego drodze do literatury. Jak i wpisywanych przez niego w atrakcyjną formę fantastycznie przygodową całkiem poważnych treści: społecznych i światopoglądowych oraz zwłaszcza przyszłościowych rozważań, technologicznych ideach częstokroć tak profetycznych, zawartych w tych tych pochłanianych ze smakiem powieści. W tamtych lekturach liczyła się przede wszystkim atrakcyjność fabularna, bujna egzotyczna przygoda i przyroda, niecodzienność opisywanych światów – pobudzające młodzieńczą wyobraźnię na równi z atrakcyjnością futurologicznych perspektyw czy pochwałą indywidualnej dzielności bohaterów…

    Teraz każdy miłośnik egzotycznych książek Verne’a w Polsce, ciekaw jego życia i twórczości, choć ma do dyspozycji wiele rozmaitej wartości opracowań i szkiców literackich, powinien sięgnąć – i nie zawiedzie się jej zawartością – po tę pierwszą w języku polskim, dość aktualną, jeśli chodzi o stan badań, mimo iż wydaną już kilkanaście lat temu, biografię Verne’a pióra amerykańskiego popularyzatora literatury Herberta R. Lottmana Juliusz Verne (tłum. Jacek Giszczak, z wydania francuskiego, seria Biografie Sławnych Ludzi, PIW). Jest to rzeczowa i obszerna, najlepsza jak dotąd z dostępnych w języku polskim, księga poświęcona temu tak ogromnie niegdyś popularnemu, a dziś ponoć nieco zapominanemu pisarzowi, zwanemu nie bez racji przecież ojcem całego tego wielkiego literackiego gatunku – współczesnej fantastyki naukowej.

    Okazuje się, że owo dzieło poświęcone życiowym przygodom i twórczości Juliusza Verne’a to także, sama w sobie, fascynująca opowieść. Opowieść o pewnym młodym i drugorzędnym poecie francuskim, autorze niezbyt wydarzonych sztuk teatralnych i kilku opowiadań, który nieoczekiwanie stał się – z dnia na dzień – jednym z najsławniejszych i najchętniej czytanych pisarzy świata. A stało się to, gdy w 1863 roku (a u nas trwało właśnie powstanie styczniowe) wyszła drukiem pierwsza jego niewielka powieść pt. Pięć tygodni w balonie. Pisze Herbert Lottman: „Zaskakujące – i często zdumiewające – są drogi kreacji twórczej. Ktoś całkiem zwyczajny, z rodziny, jakich wiele, przeciętnie wykształcony, o powierzchownej kulturze, skromnych ambicjach, z wyjątkiem jednej, dzielonej z wieloma romantycznymi młodzieńcami owych czasów, budzi się pewnego ranka, by stać się Juliuszem Verne’em…”

    Z niecierpliwością oczekiwano na kolejne jego książki. Zgodnie z zawartą umową, której pisarz dotrzymywał, dostarczał on swemu wydawcy dwie książki rocznie przez dwadzieścia lat! I to z regularnością zegarka!  Zarabiał głównie wydawca, ale i sam pisarz krzywdy wielkiej nie miał, bo mógł na pzykład zrealizować swe młodzieńcze marzenia o pływaniu własnym jachtem po morzach i oceanach świata! A w 1872 został nawet wyróżniony nagrodą Akademii Francuskiej.

    Juliusz Verne był nieodrodnym dzieckiem swej nowej, właśnie nadchodzącej epoki – rodzącego się w Anglii i we Francji pozytywizmu. Jego wielką pisarską siłą, poza oczywiście rozwiniętym zmysłem urodzonego fabulisty, była wiara w nieograniczone możliwości poznawcze człowieka, wielką moc sprawczą ludzkiego rozumu, w rozwój techniczny, który doprowadzić miał ludzkość do powszechnego społecznego bezkonfliktowego dobrobytu i szczęścia jednostek, pod warunkiem, iż jego użytkownicy nauczą się właściwie wykorzystywać odkrycia i postępy nauki.

    Mówią niektórzy, że to, co było początkowo siłą jego pisarstwa, przyczyniło się następnie – w okresie sceptycyzmu i niewiary w realność i automatyzm związku miedzy odkryciami naukowo-technicznymi, a harmonijnym rozwojem i postępem w życiu społecznym – do jego klęski. Bo oto ponoć jeszcze tylko spragniona wrażeń niezwykłych nieletnia młodzież (nie tylko ta sprzed epoki telewizji, komputera i Internetu) sięgała i sięga dziś, i to coraz rzadziej, po jego książki. A jednak, tak naprawdę, Verne nigdy właściwie nie wypadł z roli klasyka literatury przygodowo-młodzieżowej w jej fantastycznonaukowej odmianie, mimo iż dorosła przede wszystkim publiczność literacka na długo – wydawało się nawet, że może i na zawsze – odwróciła się od jego prozy.

     

       Ale oto pod koniec wieku dwudziestego stało się też coś całkiem nieoczekiwanego. Okazało się, że Juliusz Verne jako pisarz wcale nie umarł. A to za sprawą przede wszystkim wynalazku, który sam zresztą zapowiadał, czyli kina. Stał się jednym z autorów dzieł najczęściej adaptowanych dla potrzeb filmowych, głównie we Francji, a i w Ameryce, bo wszakże kupił go sam Disneyland. Trafił też pod skrzydła telewizyjnego molocha, jako niezawodny „scenarzysta”. Paradoksalnie zatem: to współczesne media pozwoliły zachować wiele książek  (i idei) Juliusza Verne’a przy życiu.

 

    I co więcej. I co ważniejsze, Juliusz Verne stał się na nowo bardzo cenionym pisarzem, i to przez twórców o kilka pokoleń młodszych, a mianowicie autorów współczesnej XX-wiecznej literatury fantastycznonaukowej (science fiction). Oto na przykład jeden z najbardziej znanych i największych współczesnych angielskich (i światowych) pisarzy tego gatunku – Arthur C. Clarke (autor m.in. słynnej Odysei kosmicznej) pisał we wstępie do nowego wyboru jego dzieł: „Nigdy już nie będzie drugiego Juliusza Verne, urodził się on bowiem w wyjątkowym momencie historii. Wzrastał w epoce, w której silnik parowy zmieniał świat materialny, podczas gdy odkrycia naukowe zmieniały świat duchowy. Był on pierwszym pisarzem, który z radością powitał te zmiany i stwierdził, że odkrycie naukowe może być najwspanialszą przygodą. Z tego powodu nigdy nie będzie przestarzały”. Otóż to. Czytajmy zatem utwory Juliusza Verne,a, i to niekoniecznie tylko pod świąteczną choinką.

                                                                                                                               J.T.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko