Andrzej Walter
Znany człowiek i mo(rz)że
Celebryt albo celebryta, rodzaj żeński celebrytka – termin odnoszący się do osoby często występującej w środkach masowego przekazu i wzbudzającej ich zainteresowanie, bez względu na pełniony przez niego (nią) zawód. Zgodnie z definicją sformułowaną przez Daniela Boorstina w 1961 roku celebryt to osoba znana z tego, że … jest znana. Ze względu na możliwość szerokiego oddziaływania społecznego celebryci wykorzystywani są w działaniach reklamowych.
Tyle w miarę zwięzła definicja … o znanych, że są znani. I co w związku z tym? Andy Warhol powiedział już w 1968 roku, że w przyszłości każdy będzie sławny przez 15 minut. Owo „15 minut sławy” weszło do kanonu pojęć jako synonim nietrwałej i ulotnej uwagi mediów i ich odbiorców. Całokształt treści z tym związanej, dotyczy szeroko pojętego przemysłu rozrywkowego. Najgorsze kiedy ów przemysł zastępuje ludziom: realne życie i prawdziwe relacje z drugim człowiekiem oraz wchodzi przez to do sfery autorytatywnej mentalności. Wtedy zaczyna być strasznie choć początkowo wygląda na to, że jest tylko dziwnie.
Czy nie w takim świecie zaczęliśmy egzystować?
Pytanie wydaje się być łatwe do ogarnięcia, gdyż można na nie odpowiedzieć tak: kto chce, w takim świecie egzystuje, kto nie chce – nie musi. Czy aby jednak na pewno?
Czy nie dotyka nas wręcz zaraza celebrytyzmu pojawiająca się w sposób od nas niezależny – a potem zacząwszy żyć własnym życiem, na innym torze świadomości społecznej, kiedy znany z tego, że jest znany przesuwa się w tej świadomości do rangi złotoustego „autorytetu” – zmienia w sposób podprogowy nasz sposób patrzenia na świat. Tak się dzieje, siłą bezwładu, z osobami zanurzonymi w tasiemcowe, serialowe brednie. Osoby te oddziaływają potem w środowiskach pracy i codzienności na inne osoby i tak rozprzestrzenia się ten łańcuszek mentalności ludzkiej zredukowany do naśladownictwa.
Oczywiście nie dotyczy to tylko seriali. Sposób prezentowania: wiadomości, prognoz pogody, reality show czy nawet kabaretu powoduje zidiocenie przyswajających tę papkę medialnego kiczu. Wielu z tych, którzy mniej oglądają telewizję, sięga z kolei po „Życia na gorąco” i inne tym podobne tytuły, których głównym celem jest niezdrowa sensacyjka bądź plotkarstwo posunięte poza granice zdrowego rozsądku. Choć o rozsądku tu w ogóle nie powinno być mowy. Słowem magiel się kręci, produkując i zastępy celebrytów. „The show must go on” jak śpiewał jeden z nieodżałowanych idoli muzyki pop. Zmarł godnie, jak na takiego idola przystało, na AIDS. Żył ostro. Carpe diem podniesione do kwadratu czyli „a kiedy przyjdzie smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek”… Przykład może mało wykwintny i w zasadzie z żalem to piszę, gdyż sam muzykę tworzoną przez tego pana lubię, aczkolwiek … żył jak żył, a my wszyscy o nim czytaliśmy. Przykład ten jest w zasadzie również nieadekwatny, gdyż dziś metodologia ogłupiania poszła o wiele dalej. Obniżyła pułapy z gwiazdy pop do gwiazd zza rogu ulicy. Do gwiazdek z sąsiedztwa. Słowem magiel zawędrował „pod strzechy”. Właściwie możemy zacząć … „od początku” i napisać ponownie, jak kiedyś pod lipą … też traumatycznie
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim
Moja droga Myślo, tym zniknieniem swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jednym niewinnym oglądaniem
tak wiele ubyło …
A gwiazdy, (czy) patrzą na nas? … Nie. To my patrzymy na (!) gwiazdy. Nie mylić z patrzeniem w gwiazdy! A właściwie co to za gwiazdy, na które patrzymy. Jedynie z nazwy – z afrontem dla gwiazd.
Tylko kto to dziś zrozumie i skojarzy? Ja zdaję sobie sprawę, że czytający te słowa na portalu pisarze.pl mogą się zdziwić, lecz intelektualiści, artyści, pisarze i poeci są niestety trochę oderwani od realnego świata występującego w tak zwanym zwykłym, szarym, codziennym życiu. Pewnych rzeczy nie widzą, albo widzieć nie chcą, albo wręcz widzą – nie widząc.
Niestety taka jest dziś kondycja intelektualna większej części tego społeczeństwa, wśród którego przyszło nam żyć. To było zaplanowane działanie potentatów medialnych o zasobach materialnych przekraczających nasze wyobrażenie. Działali na korzyść Wielkiego Kapitału, siłą rzeczy działając na własną korzyść, gdyż to właśnie ów Kapitał się u nich za niebotyczne pieniądze reklamuje, a my to wszystko kupujemy. Tak wygląda mechanizm zza kurtyny. Uczynić z człowieka idiotę, który nie będzie się zbytnio zastanawiał nad swoimi potrzebami. Wyrobić w nim rytuał kupowania, konsumpcji i postawy – ciesz się życiem, spraw sobie radość, przyjemność, przecież żyjesz tylko raz…
I do tego właśnie są potrzebni celebryci. Mają być uświęconymi pasterzami owego stada konsumentów. Mają kreować wzorce, narzucać modele, przekonywać do postaw. Mają zastąpić autorytet. Mają sami nim zostać, dla otumanionej trzódki.
Najgorzej jednak kiedy zapędy na stanie się celebrytą (celebrytem czy też celebrytką) zaczynają przejawiać: ludzie władzy, politycy, wydawałoby się rzetelni dziennikarze czy też znani naukowcy, pisarze albo nawet ludzie wyżyn sztuki – naprawdę przestaje być śmiesznie… Takich przypadków w polskiej rzeczywistości mamy mnóstwo. Nie wyliczę ich z imienia i nazwiska, gdyż szkoda mi czasu na włóczenie się po sądach. To marnowanie energii, gdyż Machina i tak nie pojmie, że jest Machiną, a ludzie – jak dzieci we mgle – nie zrozumieją.
Obserwuję też pewien aspekt pozytywny tego stanu rzeczy. Coraz większej liczbie osób ta jarmarczna rozrywka zaczyna się już nudzić. Przejedli się. Zatruli i teraz szukają antidotum. Oby wybrali mądrze, gdyż przeciez zawsze jest szansa się podnieść. Tu też widzę naszą rolę. Nasze zadanie i wyzwanie. Pisać o tym. Mówić. Zwracać uwagę. Nie zrażać się głosami sprzeciwu, czasem podpartymi podstępnymi liberalno-demokratycznymi pseudoargumentami. Bywają też argumenty z cyklu postęp i nowoczesność. Otóż – kochani Czytelnicy – Prawda jest jedna. Stan nas Polaków, genialnie od strony intelektualno-politycznej opisał tydzień temu Tomek Sobieraj. Ten tekst może stanowić kontynuację Jego „Czy Polacy to kury?” … Tak. Polacy to kury. Spiłowano nam dzioby, ustawiono w równy szereg, każdy dostał przed oczy nowoczesny LCD i hulaj dusza. Do karmienia. Ubój będzie rytualny. Ale będzie. Zapewniam.
A celebryci? Też się załapią na „Titanica”. Bilety już nabyli. Te ekskluzywne. Najlepsze miejsca. Póki co bawią się w najlepsze cudzym kosztem. Przemawiają z ambon, teatrów, lóż sejmowych czy łóż uciech. Popisują się, pajacują, robią do nas miny, wdzięczą się. Celebrują – tę swoją znaność i popularność. Radują się, że wciąż jeszcze mogą.
Kiedy przyjdzie rachunek za życie, okaże się całe morze spraw, olbrzymi ich ocean, który przeleciał im przez palce. Trudno. Podpisane cyrografy trzeba będzie zrealizować. Zastąpią ich nowi – jeszcze młodsi piękniejsi.
Andrzej Walter