Jan Strękowski – Sześć tapczanów Lwowa

0
520

Jan Strękowski

Sześć tapczanów Lwowa
 

 „było za dużo Lwowa a teraz nie ma/ go wcale” – napisał urodzony we Lwowie w 1945 r. Adam Zagajewski („Jechać do Lwowa”). 

Nie ma? A może jednak jest? Mało kto wie, że Polacy, opuszczając Lwów, zabrali ze sobą nie tylko pomnik Fredry (do Wrocławia), Jana III Sobieskiego (do Gdańska), Kornela Ujejskiego (do Szczecina), nie tylko przenieśli do Wrocławia Ossolineum (z częścią zbiorów), przewieźli Panoramę Racławicką, ale także… samo miasto. Pomniejszone 200 razy, tak jak wyglądało pod koniec XVIII wieku. Zapakowane w sześć skrzyń, jak wspomina Anna Kubicka, córka Janusza Witwickiego – twórcy tego dzieła, każda wielkości tapczanu oraz kilkadziesiąt pak, przyjechało ostatnim opuszczającym Lwów transportem repatriacyjnym. Przyjechało i znikło, na wiele dziesiątków lat.

To, co najpiękniejsze

Marta Walczewska wspomina, że kiedy „zbliżał się czas ekspatriacji z rodzinnego Lwowa”, jej matka starała się pokazać córkom „to, co w tym mieście najpiękniejsze”. Pokazała Panoramę Racławicką oraz zaprowadziła je do pracowni inż. Janusza Witwickiego, gdzie obejrzały panoramę plastyczną dawnego Lwowa. „Ten wspaniały model zachwycił mnie i pozostał w pamięci. Oczywiście nie potrafiłam wtedy ocenić wartości dzieła, niezwykłej dokładności jego wykonania. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie oświetlenie modelu – inne w słońcu, inne w noc księżycową – i światełka w oknach miniaturowych budynków.”

Podobne wrażenia odnieśli inni, którzy widzieli model. To było prawdziwe miasto, w którym pamiętano nawet o spatynowaniu blach pokrywających dachy czy oddaniu zacieków na murach budynków.

            Nazwisko Witwickich nie jest obce tym, którzy interesują się psychologią, czy filozofią, przede wszystkim czytelnikom Platona, którego tłumaczył Władysław, ojciec twórcy Panoramy, Janusza oraz Tadeusza, psychologa.

Janusz Witwicki, urodził się w 1903 r. Brał udział jako ochotnik w wojnie polsko – bolszewickiej. Ukończył architekturę, historię sztuki, studiował na uczelniach francuskich i włoskich. Pomysł odtworzenia Lwowa przyszedł mu do głowy, kiedy w Paryżu obejrzał modele miast francuskich XVII i XVIII w., będących dokumentacją techniczną fortyfikacji. Doszedł wtedy do wniosku, że „tak prawdziwie interesujące jest to, co powstało do końca XVIII wieku”. Na dodatek, właśnie na przełomie XVIII i XIX w., pod rządami austriackimi, zmienił się wygląd Lwowa, zburzono mury, zasypano fosy, zniwelowano wały. Ta decyzja przyczyniła się do rozwoju miasta, ale była też znakiem rządów zaborców. Postanowił odtworzyć miasto sprzed utraty niepodległości, tuż przed 1795 r.

Budował swój Lwów przez 15 lat, za II Rzeczypospolitej, za pierwszej okupacji sowieckiej, za okupacji niemieckiej i drugiej sowieckiej. Za własne pieniądze, kątem na Politechnice Lwowskiej, potem dostał część z planowanej dotacji od władz miasta oraz dwupokojowy lokal na Ormiańskiej 23. Panorama miała być gotowa w 1940r. na 600 – lecie zajęcia przez Kazimierza Wielkiego Grodów Czerwieńskich. Wojna przekreśliła te plany. Ale nie przerwała prac nad Panoramą. Upór jej twórcy sprawił, że jedni i drudzy okupanci pogodzili się z myślą, że model Lwowa powstanie. A nawet dofinansowywali prace.

Wychodki muszą być

Zaczął od modelu w skali 1:500. Właściwy, w skali 1:200, miał powierzchnię prawie 16 m2, czyli średniego pokoju. Na powierzchni tej zmieścić się miało kilkaset budowli, kamieniczki, kościoły i klasztory, mury i baszty, zamki – Wysoki i Niski, pamiętał o każdym szczególe, nawet wychodkach. Jak pisał w liście do ojca, który przygotowywał malarskie tło modelu (29 lutego 1944):  

„Wychodki jednak muszą być. (…) Skoro już i piece znalazły swoje miejsce (…) wychodki muszą być wszystkim lokatorom dostępne.”

Ta dokładność zadziwiła też nieznanego autora, który trafił do pracowni w ramach… lekcji tajnego gimnazjum:

Panorama (…) była miniaturą miasta z XVIII wieku, z murami, basztami, drzewami i figurkami ludzi. Można było wejść pod stoły, na których była ustawiona, i przez małe peryskopy obserwować domy i ich mieszkańców na ulicach czy placach. (…) na Niskim Zamku ubikacje mieściły się w wykuszach na wysokim piętrze, a pod nimi były okna kuchni zamkowych, więc nieczystości przelatywały tuż obok, i tworzyły spory kopczyk na dole, co uwidoczniono w plastycznej miniaturze.”

            Odtworzenie miasta wymagało szalonej pracy dokumentacyjnej. Witwickiego wsparło wielu znanych lwowian, w 1935 r. utworzono Towarzystwo Budowy Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa, prace rekonstrukcyjne pozytywnie oceniła komisja powołana przez władze Lwowa. Panorama miała stanąć w specjalnym pawilonie albo w Baszcie Prochowej, jednej z zachowanych budowli fortyfikacyjnych dawnego Lwowa.

Drewnij gorod, urdeutsche Stadt

Los nie oszczędził Januszowi Witwickiemu, jego rodzinie i współpracownikom najgorszych doświadczeń. Sześcioro zginęło, matka trafiła na Majdanek. Zachowało się świadectwo jej heroizmu. To odpowiedź gestapo na prośbę o jej uwolnienie. Przyznając się do uczestnictwa w podziemiu, zadeklarowała, że zrobi wszystko by zniszczyć III Rzeszę. Witwicki był przez obu okupantów aresztowany trzykrotnie. O jednym z nich opowiada Kubicka.

– 25 grudnia przywieźli ojca do domu. „Dzisiaj macie wielką uroczystość, bo waszej doczy są urodziny” – powiedzieli. Pili wódkę, gasili papierosy na serwecie, a potem, ”uchodi, sobirajsia”  i z powrotem go zabrali.

Udawało się go wyciągnąć z łap, i gestapo i NKWD, łapówką były kupony przedwojennego materiału, złoto.

I córka, i Michał Witwicki, stryjeczny brat Janusza, w opublikowanym na łamach ukraińskiego pisma „Budujemy inaczej” (Budujemo inaksze) wspomnieniu, podkreślają graniczącą z brawurą odwagę Witwickiego, a także jego poczucie humoru, które mogło być równie niebezpieczne.

Władze okupacyjne chętnie chwaliły się modelem najpierw „drewniewo goroda Zapadnoj Ukrainy”, a potem „urdeutsche Stadt Lemberg”. Michał Witwicki wspomina jak w 1942r. pojawił się w pracowni gubernator Galicji, Wächter, podobno znienawidzony nawet przez Niemców. Przed wyjściem gospodarz poprosił go o wpisanie się do księgi gości. Wächter „skinął głową z łaskawą miną”. Jednak, kiedy otworzył pierwsze strony, zesztywniał. Księga zawierała wpisy polskie, rosyjskie i ukraińskie. Wächter „poderwał głowę i zaczął wpatrywać się w Janusza, który (…) spoglądał prosto, bez drgnienia, z miną tak doskonale uprzejmą, że aż obraźliwą. Powoli przewracając kartki, wypełnione cyrylicą, gość co chwila spoglądał na nas. (…) Naraz pojawiła się pierwsza pusta karta. Wächter (…) z widoczną wściekłością zaatakował papier smarując wielkie litery na środku strony.

Namawiać übermenscha, aby podpisał się obok bolszewickich podludzi – to było nieco ryzykowne. Ale taki był Janusz.” – komentuje stryjeczny brat.

Świadectwem wizyty Chruszczowa, z 3 listopada 1944r., jest zapis dokonany przez autora Panoramy. Także jego poprosił o wpis. „Ja tu jeszcze będę – to się wpiszę” – miał powiedzieć przywódca Ukrainy sowieckiej, przyznając, że chociaż „To wielkie dzieło o dużem znaczeniu”, to „pod względem politycznym jest dla nas trudne”. Bo, jak cytuje Witwicki: „Lwów i ten kraj to jest teren sporny. My powiadamy, że, to jest nasze – a niema polaka któryby powiedział, że to nie jest miasto i kraj polski”. A według Chruszczowa (to znane osiągnięcie myśli bolszewickiej), wynik prac historycznych jest zależny od tego, kto prowadzi badania, jeśli Polak, to wiadomo… I nie znalazło zrozumienia zdanie Witwickiego, że „architekt rekonstruktor, tak jak akuszerka, wyciąga twór taki, jaki on na świat przyszedł”. Jednak Chruszczow zadeklarował materialne poparcie budowy Panoramy.

Michał Witwicki wspomina, że Janusz „rosyjskim dyrektorom potrafił nawymyślać od idiotów i impotentów, co albo nic nie wiedzą albo nic nie mogą”. Po wkroczeniu do Lwowa władze sowieckie instalowały w budynku internat dla pielęgniarek i zażądały opróżnienia pomieszczeń. Wtedy to bezczelna odpowiedź gospodarza, że model jest za duży i nie da się go wynieść nie burząc ścian, uratowała pracownię. A wystarczyło zajrzeć pod spód, by stwierdzić, że model składa się z części i stoi na zwykłych kobyłkach, ale zaskoczeni „bojcowie” na to nie wpadli.

Granica sowiecka, to amen

Dla dokończenia modelu Lwowa gotów jestem zostać nawet w reżimie rosyjskim – ale potem, po skończeniu Lwowa świat będzie zamknięty dla mnie – granica sowiecka, to amen”  – pisał do ojca 18 października 1943r.

            Dla Euzebii z Popławskich Witwickiej, zamordowanej przez Niemców na Majdanku w 1943 r. i Janusza Witwickiego, zamordowanego przez NKWD w 1946 r., matki i syna, grób rodzinny w podwarszawskim Skolimowie, to symboliczne miejsce spoczynku. Twórca Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa realizację niezwykłego dzieła przypłacił życiem. Także na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie znajduje się jego grób. Choć nie jest symboliczny, rodzina nie ma pewności, że leży tam twórca Panoramy.

„Wiesz pewnie o Januszu. Ja jednak nie mam pewności, że to on. Zwłoki rozpoznali tylko moskale. Równie dobrze mogli go wywieźć a to mógł być ktoś inny. Bo jaki sens? Skoro Panoramę wypuścili i jego żonę i dzieci też, to o co im szło?”  – 26 sierpnia 1946 r. pisał ojciec Janusza do Heleny Dąbczańskiej – Budzynowskiej.

Anna Kubicka pokazuje fotografie grobu, zrobione przez siostrę we Lwowie. Pierwsza – skromny krzyż, z informacją, kto jest pochowany w grobie, druga – ktoś postawił równie skromną i lakoniczną tablicę. I mówi, że siostra odnalazła grób „powiedzmy to, ojca”. Także mama miała wątpliwości. Mówiła, że ojciec do nich przyjedzie.

            Kiedy los Lwowa stał się przesądzony, Polakom kazano wynieść się z miasta. Nazywało się to repatriacją. Podlegały jej też dobra prywatne oraz należące do klasztorów. Nie zadbano jednak o „powrót” do Polski dóbr kultury będących własnością publiczną, co postawiło w dramatycznej sytuacji muzea, archiwa i biblioteki. Panorama była własnością prywatną. Uzyskanie zgody na jej wywiezienie kosztowało jednak Witwickiego wiele starań, listów, do Wasilewskiej, nawet Stalina. Mimo, że Chruszczow wyraził zgodę, sowieccy Ukraińcy starali się zniechęcić go do zabrania modelu. Wywieźli dokumentację, szukali jego związków z AK, gestapo, sprawdzali czy nie podpisał volkslisty, ale także oferowali katedrę w Kijowie, order Lenina, nagrodę stalinowską, kupno modelu za 174 tys. rubli w złocie.

Mieli jechać ostatnim transportem, 17 lipca 1946r. W przeddzień paki były już spakowane, część umieszczona w wagonach. A Witwicki poszedł pożegnać się ze Lwowem. Zajrzał na Wysoki, Niski Zamek. Wrócił na Ormiańską, gdzie czekała żona. Tam przyjechało do niego troje dziennikarzy, przynajmniej za takich się podawali, z „Ogońka”. Zbliżała się godzina policyjna, żona pobiegła do domu gdzie zostały dzieci, a on miał nocować w pracowni, jeśli wywiad się przedłuży. Jednak rano się nie pojawił, a Witwicka zastała zamkniętą pracownię. Zgłosiła się od razu do władz radzieckich – powiedzieli, że będą szukać, a ona niech powie, jeśli kogoś rozpozna.

Rozpoznała. W tym samym budynku mignął jej jeden z „dziennikarzy” …w mundurze NKWD. A oni, jak mówi córka Witwickiego, odstawili szopkę, aresztowali go, zapowiedzieli proces, namawiali, żeby w nim uczestniczyła. Jeden tylko z sowieckich dygnitarzy, gen. Kornietow, powiedział: „ty w to wierzysz?”. Matka odmówiła pozostania, argumentując, że tak dalece wierzy w sprawiedliwość radziecką, że może spokojnie wyjechać.

Ciało znaleziono w okolicy Dworca Głównego. Przyczyna śmierci w akcie zgonu: „rana rąbana głowy”. Rodzinie nie pozwolono obejrzeć ciała, żonie pokazano tylko… fotografię ręki zamordowanego, a do dnia pogrzebu, 22 lipca, nie pozwalano jej na samodzielne poruszanie się po mieście. Zaginęły też papiery repatriacyjne. Na szczęście dostali duplikaty, a transport czekał na nich 2 tygodnie.

Nie obyło się bez przygód. Przed granicą enkawudyści wyprowadzili z transportu Irenę Witwicką i pod karabinami zabrali do lasu. Niepewna, czy jej nie strzelą w plecy, poprosiła przyjaciółkę, by jeśli nie wróci, odwiozła model i dziewczynki do Skolimowa, do dziadka Władysława.

O tym się nie mówi

 „Z północy na południe przecinała miasto główna arteria, zakończona bramami Krakowską i Halicką. Na zachód i wschód wyprowadzały dwie furty: Jezuicka i Bosacka. W centrum rozciągał się obszerny rynek, na nim wznosił się gotycko – renesansowy ratusz z (…) wieżą, górującą nad otaczającym rynek zespołem kamienic. (…) teren miasta zapełniały budowle sakralne (…). Od zachodu – katedra łacińska gotycka z XIV i XV w. (…). Tuż przy kościele katedralnym stoi kaplica Boimów z początku XVII w., perła lwowskiego renesansu. Dalej ku północy stał kościół i szpital św. Ducha z XVII w. (nie zachowany), za nim barokowy kościół i klasztor Jezuitów z XII w., dalej kościół i klasztor Franciszkanów (nie zachowany), za nim zespół Trynitarzy: kościół (od XIX w. cerkiew Przeobrażeńska) i klasztor (nie zachowany). Na stronie północnej katedra ormiańska wzniesiona w XIV w. (…). Od wschodu wznosi się kościół Dominikanów z XVIII w. z wcześniejszym klasztorem, dalej ku południowi cerkiew Wołoska (Uspieńska) z XVII w. z charakterystyczną wieżą Korniakta i piękną kaplicą Trzech Króli (…) pod miejskim arsenałem stoi gotycko – renesansowa synagoga „Złotej Róży” z XVI w., obok niej tzw. Stara Synagoga z XVI w.” .

            Taki Lwów widziało niewiele osób. Kubicka po raz pierwszy zobaczyła Panoramę dopiero w 1994r. i mówi: – Tato, nie dziwię się, że tak o nią walczyłeś.

W domu nie mówiło się o modelu. Wiedziały, że o tym „się nie rozmawia”. Po przyjeździe trafił do magazynów w kierowanym przez przyjaciela ojca, Stanisława Lorentza, Muzeum Narodowym. One same zaś… do Wilanowa, bowiem należąca do Władysława Witwickiego willa w Skolimowie, była przepełniona. Przenocowały jedną noc, bo gdy następnego dnia powitał ich sowiecki żołnierz strzegący pałacu, uciekły. Po krótkim czasie Lorentz uznał, że model u niego bezpieczny nie jest i ukrył go inny z przyjaciół, Jan Zachwatowicz. W magazynach Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej na Koszykowej 55 w ścisłej tajemnicy przeleżał do 1975r., kiedy Zachwatowicz przechodził na emeryturę. Wtedy przechować Panoramę zaoferował się dyrektor Muzeum Architektury we Wrocławiu Olgierd Czerner. W 1988r. model jednak przestał być bezpieczny i trzeba było znaleźć mu kolejne miejsce.

            Kubicka pamięta, że w czasach PRL zwracano się do matki z ministerstwa kultury z prośbą o wypożyczenie modelu na jakieś wystawy. Pod koniec lat 60. przyszła nawet oferta kupna. Odpowiedź była jedna. Panorama jest w prywatnych rękach, nie wiadomo czyich. To na jakiś czas załatwiało sprawę. W 1988r. skontaktował się z nią dyr. Czerner i uprzedził, że ma być u niego delegacja z Ukrainy, która prawdopodobnie będzie pytać o model. Do tej pory wymigiwał się od jednoznacznej odpowiedzi, ale mogą być naciski z ministerstwa kultury. Na dodatek pracownicy muzeum, może powodowani ciekawością, rozpakowali model i ktoś zabrał pięć najbardziej znanych budowli: ratusz, katedra rzymskokatolicka, kościół dominikanów z klasztorem, cerkiew Wołoska z kaplicami Trzech Świętych i bożnica „Złotej Róży” oraz kilka drobniejszych obiektów. Rodzina szuka ich do tej pory. Obecność modelu Lwowa we Wrocławiu stała się tajemnicą poliszynela, a rodzinie udało się wpisać Panoramę do rejestru zabytków, co dawało gwarancję, że nie zostanie wywieziona za granicę.

            Teraz ważne stało się poinformowanie, że we Wrocławiu oprócz Panaramy Racławickiej znajduje się też inna, równie warta podziwu. W Muzeum Archidiecezjalnym, gdzie przyjęto Panoramę, nie było warunków do jej eksponowania. W 1994r. wystawiono ją na 2 miesiące w Muzeum Arsenał, a rodzina za własne pieniądze wykonała model katedry i ratusza. Po konserwacji miała być ponownie wystawiona. Stało się to dopiero w 2001r., w Muzeum Medalierstwa była pokazywana przez 2 lata. W 2006 r. rodzina darowała Panoramę wrocławskiemu Ossolineum.

Rzeczy wielkie  w małych

Łukasz Koniarek opiekuje się Panoramą z ramienia Ossolineum. Mówi, że odtworzone już zostały brakujące kamieniczki przy ul. Ormiańskiej, Ruskiej i Boimów oraz elementy klasztoru oo. franciszkanów i Furta Bosacka. A zespół konserwatorów przygotowuje się do rekonstrukcji kościoła i klasztoru jezuitów. Do końca roku konserwacja modelu powinna się zakończyć. Powstał już projekt multimedialnej oprawy Panoramy, planowana jest strona internetowa. Problem tylko z eksponowaniem modelu.

 „Czy to nie dziwne, że dzieło, którego powstanie przypłaciło życiem kilka osób, o tak niezwykłych dziejach, dużej wartości historycznej i artystycznej zalega w muzealnym magazynie? I to we Wrocławiu, w mieście, którego mieszkańcy mają szczególny sentyment do Lwowa.” – pyta autor bloga „wrocław z wyboru”. O tym samym marzy córka twórcy Panoramy.

Dyrektor Ossolineum Adolf Juzwenko przygotowuje się do pokazaniu skarbu. Myśli o umieszczeniu jej w odpowiednio przygotowanym pomieszczeniu w sąsiedztwie głównego budynku. To projekt tymczasowy, na 2 – 3 lata. Docelowo Panorama będzie eksponowana w Muzeum Ks. Lubomirskich, z wykorzystaniem wszelkich współczesnych zdobyczy techniki. Na realizację tego planu póki co brak jest środków.

W lusterku samochodu zobaczyłem / nagle bryłę katedry w Beauvais; / rzeczy wielkie mieszkają w małych” – napisał Adam Zagajewski. Nie ma wątpliwości, że chodzi o inne miasto. To miasto, pomniejszone 200 razy, naprawdę istnieje.

Tajemnice

Dlaczego i czy zamordowano Janusza Witwickiego? Kto leży w jego grobie na Łyczakowie? Dlaczego pozwolono rodzinie wywieźć model? Gdzie podziały się skradzione obiekty? To nie jedyne tajemnice związane z Panoramą. W pakach z modelem w sierpniu 1946r. jechał jeszcze ktoś. Chłopiec, 14 – 16 – letni, o którego wywiezienie poprosili Witwicką lwowscy zakonnicy. Rodziców aresztowano, a jemu groziła śmierć. Zgodziła się, nie chciała tylko nic wiedzieć o „przesyłce”. Chłopiec został odebrany w Krakowie przez karmelitów i wszelki słuch o nim zaginął.

 

Jan Strękowski


Autor jest dziennikarzem, pisarzem, filmowcem-dokumentalistą.

Tekst ukazał się dodatku do „Rzeczpospolitej” (Plus-Minus, 16-17.08.2013)


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko