Krystyna Tylkowska – Pewien typ artystki

0
319

Krystyna Tylkowska


Pewien typ artystki


(o Kalinie w Teatrze Polonia w reżyserii Małgorzaty Głuchowskiej)


  Sceniczna opowieść o Kalinie Jędrusik okazała się ogromnym wyzwaniem dla wszystkich jej realizatorek. Jak przedstawić legendę, której bohaterka jest dla każdej z nich  kimś ważnym, o czym świadczą wypowiedzi reżyserki, autorki scenariusza i  aktorki?  Jak opowiedzieć o kimś, kto wymyka się wszelkim definicjom?

  Spektakl zaczyna się swoistym teatrem cieni. To bardzo wymowne, przywołuje bowiem pewne cienie, minione już czasy, opowiada o ludziach, którzy istnieją już tylko w pozostawionych przez siebie dziełach, w biografiach, w pamięci innych. Nie chodzi jednak tylko o przywoływanie wspomnień. Zwłaszcza, iż symboliczny wydźwięk  jest tu  nieco inny. Oto na białym tle widzimy cień kobiecy- nieuchwytny, w widoczny sposób ograniczany przez ramy parawanu- ekranu, a może czarno- białego telewizora? Kobieta- cień zachowuje się dość niekonwencjonalnie. Wśród zmysłowych, ale jednocześnie subtelnych i zaskakujących ruchów wymienia nazwy kamieni szlachetnych. Prawdopodobnie to jakaś próba dookreślenia siebie, znalezienia swej definicji, albo pokazanie swoich wielu różnorodnych twarzy. Kobieta z teatru cieni przyciąga uwagę, intryguje, fascynuje, ale jedno jest pewne. Jest jakoś uwięziona w szarej rzeczywistości. Mimo heroicznych prób nie potrafi w pełni rozwinąć  skrzydeł i zmieścić się w ramach  białego płótna- ekranu. Trudno o bardziej wymowny, poetycki początek spektaklu.

  Później następuje cięcie. Katarzyna Figura wciela się w bardzo młodą Kalinę Jędrusik, która zdaje egzamin do szkoły teatralnej. Po symboliczno- poetyckim wstępie od tego właśnie momentu zaczyna się sceniczna opowieść, co każe się spodziewać, że bohaterka będzie pokazana przede wszystkim jako aktorka, że jest to jej biografia artystyczna. Jak się jednak okazuje- nie do końca. Scenariusz składa się głównie z fragmentów, cięć filmowych, często niespójnie połączonych ze sobą. Z rzadka zdarzają się łagodne, teatralne przejścia. Nadają one dramatyzmu i głębi przedstawieniu, a Katarzyna Figura prezentuje w nich taki kunszt aktorski, że aż szkoda, iż nie ma ku temu więcej okazji.

 W spektaklu niewiele dowiadujemy się na temat drogi aktorskiej Kaliny Jędrusik. Poznajemy kilka faktów, przypominamy sobie kilka obiegowych anegdot, dotyczących zresztą głównie jej życia osobistego. Niemal wszystko jest tu raczej powierzchowne i płytkie.

  Scena z egzaminu, jak się okazuje, służy temu, by skonfrontować ją z następującym zaraz potem  spotkaniem ze Stanisławem Dygatem. Wówczas urocza, zadziorna dziewczyna, którą widzimy na egzaminie zmienia się w polską Marlin Monroe. Pod wpływem miłości swego życia narzuca sobie nową rolę, pozę. Początkowo porusza się w niej niezdarnie, trochę się buntuje, aby za chwilę uwierzyć, że to jej przeznaczenie, druga skóra. Ogromne brawa dla Katarzyny Figury, która prawdziwie po mistrzowsku odegrała wszystkie te niuanse.      

  Później jeżeli chodzi o aktorstwo Kaliny dowiadujemy się zaledwie, że była artystką utalentowaną, kontrowersyjną, nieprzystosowaną, że marzyła o roli Holly Golightly, że dobrze śpiewała, wreszcie, że przez długie lata (z powodu w gruncie rzeczy błahostek, które wówczas uznano  za skandale obyczajowe) zmagała się z ostracyzmem, odsunięta była od grania i występów. Raczej mało i raczej zbyt ogólnie o tak interesującej artystce. Fakty te prześlizgują się gdzieś obok jej biografii, nie są w stanie oddać fenomenu i legendy Kaliny Jędrusik.

 Dzięki temu jednak sztuka zyskuje jakiś wymiar uniwersalizmu. Opowiada o pewnym typie artystki, której z zasady niesłusznie odmawia się inteligencji, duchowości, postrzegając ją tylko przez pryzmat ciała, zmysłowości i seksu. (Kalina Jędrusik w żartobliwy sposób wyśpiewała to w piosence Jeremiego Przybory Bo we mnie jest seks). Do grona twórczyń reprezentujących ten typ należą obok bohaterki przedstawienia oraz wcielającej się w nią Katarzyny Figury, choćby Marlin Monroe czy Erica Jong.

  Raczej  w imieniu ich wszystkich, więc również swoim Katarzyna Figura opowiada przejmującą historię o niespełnieniu, tęsknocie, samotności, tragicznych kolejach losu, ale także o szczęściu, które daje sztuka, o potrzebie tworzenia i upatrywaniu w tym sensu życia.

  W spektaklu symbol i małą próbkę twórczości scenicznej stanowią piosenki, będące przerywnikami. Figura wprawdzie nie ma wspaniałego głosu Jędrusik,  potrafi jednak zmienić to w atut. Nie próbuje w żaden sposób naśladować głosu, stylu, wykonania odgrywanej prze siebie postaci. Szuka własnych interpretacji. Są one również bardzo zmysłowe (chociaż to zmysłowość innego rodzaju), są też niezwykle emocjonalne. Te interpretacje oddają w pełni pasję i radość tworzenia. Służą także zbudowaniu wizerunku osoby publicznej, która sama się kreuje i decyduje o tym,  jaką siebie pokaże innym.

  Na długo w pamięci zapada scena, w której bohaterka, wyglądająca niby wrak człowieka opowiada o traumatycznym porodzie, urodzeniu martwego dziecka, wreszcie zabiegu histerektomii, by po chwili odrodzić się w piosence Bo we mnie jest seks, stać się w niej zmysłową kocicą, esencją kobiecości, gdyż wie, że tak właśnie chcą postrzegać ją inni, ale przede wszystkim dlatego, iż piosenka ta budzi w niej chęć do dalszego życia. Doprawdy, scena ta to istny majstersztyk, kawał dobrego teatru.



 Katarzyna Figura pokazała w spektaklu ogromny kunszt i klasę, a także skalę swoich możliwości. Na scenie mamy okazję widzieć i młodą dziewczynę i kobietę świadomą upływu czasu,  wampa i wcielenie subtelnego liryzmu, kobietę silną i bardzo kruchą, nieszczęśliwą i tryskająca szczęściem. Wszystkie te fragmenty roli Figura oddaje niezwykle przekonująco. Jest na szczęście zbyt mądrą, doświadczoną artystką, by za bardzo upodabniać się do odgrywanej przez siebie legendy. Nie próbuje być sobowtórem. Aktorka pamięta, że kopie ludzkie z zasady są złe. Świadomie więc podkreśla i akcentuje różnice w stylu swoim i Kaliny Jędrusik. Nie stara się być identyczna. Stylizowane sukienki, peruki, przypominające fryzury Kaliny są raczej rekwizytami, oddającymi pewien nastrój, znakami teatralnymi, a nie czymś, z czego buduje się postać. Wszelkich stanów emocjonalnych, środków wyrazu aktorka szuka w sobie  i wyraża je w sposób dla siebie charakterystyczny, choć niejednokrotnie zaskakuje, wykorzystując nieznany dotąd potencjał.

  Na scenie towarzyszą aktorce głosy z offu. Dwa męskie głosy, które w ogromnym stopniu decydują o losie Kaliny. Podkreśla to samotność i pewne uwikłanie  postaci. Stanisławowi Dygatowi użyczył go Piotr Fronczewski. Ten życzliwy głos stwarza Kalinę, stwarza ze słów. Drugi, użyczony przez Krzysztofa Dracza mniej przyjazny głos władzy należy najpierw do egzaminatora w szkole teatralnej, potem do upominającego artystkę Władysława Gomułki. To mówiąca biurokracja, w dużej mierze stanowiąca niestety o medialnym losie Kaliny Jędrusik.

 W przedstawieniu bardzo zabrakło mi humoru, dystansu. Wydaje się, iż jest on bardzo charakterystyczny dla prezentowanego na scenie typu artystek. Było istotną zaletą bohaterki spektaklu i innych pań reprezentujących ten typ artystki. Sądzę, że charakteryzuje też Katarzynę Figurę. Szkoda, że nie odniesiono się do niego, zamiast przywoływania zabawnych wprawdzie, ale dość już wyświechtanych kalamburów. 

  Po powrocie do domu długo słuchałam piosenek w wykonaniu Kaliny Jędrusik. Myślę, że nie ja jedna. Spektakl więc, mimo uniwersalnego charakteru i pewnej powierzchowności przywołał jej postać. A  że artystka ta już za życia była nieuchwytna, wymykająca się wszelkim konwencjom, nic dziwnego więc, że i teraz nie da się w pełni i wyczerpująco jej przedstawić. Był to więc bardzo udany wieczór w teatrze. Kreacja aktorska Katarzyny Figury godna jest najwyższych laurów. Ciągle jednak pozostaje wrażenie, że potencjał artystki nie został w pełni wykorzystany, choć całe przedsięwzięcie  mogło być doskonałą okazją ku temu. Pozostaje pewien niedosyt. Świetne aktorstwo, kilka znakomitych rozwiązań scenicznych, kilka fantastycznych pomysłów i przebłysków w scenariuszu- wszystko to pokazuje, czym mógłby być ów, skądinąd bardzo dobry spektakl,  (mógłby, gdyż leżało to w możliwościach wszystkich pracujących przy nim osób). I…trochę szkoda, że nie jest. 


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko