Andrzej Walter – Zadanie domowe

0
120

Andrzej Walter

 

 

Zadanie domowe

 

Henryk Czarnecki   Pomówmy o Polsce – pomówmy poważnie. Nachylmy się wnikliwie nad znaczeniem tego słowa, nad sensem tego pojęcia i nad Całością tego, co dla nas ono dziś znaczy. Kiedy już będziemy ściągać flagi narodowe, wywieszane przy okazji kolejnego 11 listopada, pomyślmy kim dziś jesteśmy, jako „jeden wielki zbiorowy obowiązek”… Śmiech zostawmy głupcom i błaznom, którzy jak chorągiew na wietrze zawsze będą beztrosko łopotać targani kolejną ułudą. W naszym kraju przez ostatnie ćwierć wieku byli tacy, którzy bardzo chcieli nas oduczyć patriotyzmu. Nie udało się. Gdyż udać się nie mogło.

„Nasz naród jak lawa

Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa

Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi

Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi…”

              Piotr Wysocki w zakończeniu “Salonu warszawskiego” (Scena VII – III części “Dziadów”)

   Czy jednak nadal te słowa mogą oddać jakąś prawdę o Polsce? Przecież żyjemy w szóstym największym kraju Europy, a nie posiadamy armii, która może nas skutecznie obronić. Żyjemy w pozornie nowoczesnym kraju z ambicjami, a Sejm jest zbieraniną nieudaczników bez zasad, bez koncepcji i bez odpowiedzialności. Byle awanturnik nowych czasów może dziś tupnąć nogą, a nasz kraj rozpadnie się jak domek z kart. Nasza wolność stała się złudzeniem – kto wierzy, niechaj wierzy, karmiąc się pozornym spokojem i namiastkami dobrobytu. A co mają powiedzieć ci, którzy na dobrobyt się nie załapali? Mają nie wierzyć? Czy wbrew sobie „zstępować do głębi” … ?

   Co się stało przez te ćwierć wieku, że podzieliliśmy się tak znacząco. Że daliśmy sobie wmówić dwie wizje bez możliwości kompromisu. Kto jest winien? Kto sprawił, że większość młodych ludzi chce tylko stąd wyjechać. Że większość starych ludzi przeciera oczy ze zdumienia nad Rzeczypospolitą i jej przypadkami. Czy przypadkiem skutecznością nie wykazali się ci, którzy wmawiali przez te lata nam pozorną nowoczesność w zamian za wyrzekanie się tradycji, historii czy solidarności.

   Czy tak miała wyglądać Europa zjednoczonych ojczyzn? A my w niej – z pozycji serwilistycznych – sprzedajemy co dzień swoją suwerenność za cenę wprzęgnięcia w korporacyjno-medialny świat nowego wieku… Gorycz tych stwierdzeń nich zadrży w eterze waszych myśli. Choć wiem, że już zadrżała wiele razy. Wiem to z rozmów, spotkań i wymiany poglądów. Cóż z tego kiedy to się dalej toczy utartym szlakiem, na który nas wprowadzono. Może jednak nie jesteśmy winni. Może nie dało się inaczej. Może ta rozgrywka ze światem tym razem będzie nie rozstrzygnięta. Może tym razem rozstrzygnięcie zapadnie po prostu gdzie indziej. A my będziemy spokojnie żyć w tym kraju, w którym niemal wszystkie banki są zachodnie, bądź wschodnie, ale nie nasze…; w którym prawie cała prasa jest w rękach obcych; w którym polityk dogląda tak naprawdę swojego dobra, a nie dobra naszego, wspólnego, do doglądania, którego został powołany.  I tak dalej i tym podobne. Można tego wszystkiego oczywiście nie widzieć i nie przyjmować. Nie przyswajać. Można „udawać greka”. Jest tylu ludzi, którzy się w naszym kraju wspaniale „urządzili”. Im – jest dobrze, albo bardziej niż dobrze. Mogą dziś głośno krzyczeć zachęcani do tego przez główny nurt mediów realizujących interesy swoich zachodnich mocodawców. Przecież nie o Polskę im chodzi.

   Może i nam już o Nią nie chodzi. Polska przestała być nam potrzebna. Mamy ciepłą wodę w kranie, ligę mistrzów, kilka pilotów do platform cyfrowych, dom i auto na kredyt i póki co pracę. Jest miło. Rozrywkę zapewnia nam ów przywołany na początku tekstu błazen. Zaprosił kilku zagranicznych błaznów i dokazują do woli wspólnie. Mówią głośno jak bardzo jesteśmy w Europie, a my cieszymy się jak dzieci skrywając głęboko te wszystkie wielowiekowe urazy, poniżenia i kompleksy.

   Tak ucieszyliśmy się z zaniku Centrali na początku lat dziewięćdziesiątych, że nawet nie spostrzegliśmy, że powstała nowa Centrala. Jest o wiele potężniejsza i skuteczniejsza w realizacji celów od tamtej starej, siermiężnej Centrali. Jest ukryta za parawanem kapitału o niewiadomym pochodzeniu. Jest wyrafinowana i może właśnie dlatego nie mieliśmy jej nawet zauważyć. Teraz już jest za późno. Staczamy się w niebyt. Być może w roku 2050 będzie nas już tylko 16 milionów. Aż w końcu naturalnie, siłą rzeczy, znikniemy z mapy – pokojowo, bez żadnego wystrzału.

   Fakt. Przeżyliśmy eksplozję. Piękne chwile roku 1989. Ile było w nas wtedy nadziei, ile było w nas solidarności i chęci budowania i zmian. Co z tego dziś zostało?

   Kurz opadł. Eksplozja przemieniła się w stabilną stagnację. Żyjemy, pracujemy, a nawet w Brukseli zauważają, że całą śmietankę, cały miód i owoc zasysają Niemcy. Tam to zauważają, tylko my jeszcze tego nie widzimy. Co zatem widzimy?

   Kraj zdemolowany. W większości wyprzedany. Koszmarnie zadłużony, a długi te będą spłacać pokolenia przyszłe – te, które jeszcze tu zostaną. Widzimy kraj ludzi, którzy przestali właśnie samodzielnie myśleć, a myślenie to zastępują jarmarczną rozrywką najpodlejszego gatunku (patrz- poziom kabaretu), bądź komercją telewizji. Ten brak myślenia rzutuje niestety na wszystkie stany, na ludzi wielu profesji, wielu środowisk i na każdym etapie życia. Przesącza się to nawet do, wydawałoby się – najtęższych umysłów. Widzimy potem takie pseudo autorytety, jak wymądrzają się na szklanym ekranie i utwierdzają resztę masy w podążaniu ścieżką donikąd. Błazen upaja się…

   Widzimy też statystyki opracowane przez Bibliotekę Narodową w sprawie czytelnictwa. Jesteśmy w tych statystykach ogonem Europy. Wszyscy już prawie więcej czytają od nas. Czy wolno nam powiedzieć, że głupiejemy? Rejtan zakrzyknie – ależ skąd. Przecież tyle się u nas w kulturze dzieje. Każdy może wybrać co chce. A że większość wybiera tyle co zna i tylko udaje kulturalnych. Cóż. Taka kolej rzeczy …

   Rzeczywiści czytelnicy to 11,1 procent badanych. Żadnej książki nie przeczytało w tym roku ponad 60 procent Polaków. To znaczy tylu ludzi w ogóle nic nie czyta! Jeszcze Polska nie zginęła? Jeszcze nie, ale w tym stanie rzeczy wkrótce zginie. Każdy rozsądniejszy naukowiec potwierdzi, że czytanie książek ewidentnie rozwija, poszerza horyzont myślowy oraz zasób słownictwa. Ułatwia analizę świata zewnętrznego, zrozumienie jego procesów oraz ułatwia dialog i komunikację. To oczywiste. Telewizja to rozrywka bierna. Polega li tylko na wchłanianiu i wydalaniu w postaci percepcji reklamy i przetworzenia jej w decyzję zakupu. Analitycy społeczni twierdzą nawet, że dziś sam program telewizyjny ma tworzyć jedynie sympatyczne tło dla przekazu reklamowego. Zatem finalnie oglądanie telewizji otępia. Tak się oczywiście dzieje w nadmiarze. W Polsce proporcje te zostały zachwiane. Proporcje pomiędzy rozrywką aktywną intelektualnie, a bierną. Powoli dociera to do wielu, gdyż planowany przyszły rok, ogłoszony rokiem czytelnictwa, jest chyba właśnie efektem zrozumienia, gdzie się znaleźliśmy i jakie to przyniesie konsekwencje. Lepiej późno niż wcale. Ciekawe tylko czy ta akcja będzie realizowana tak samo jak inne koncepcje zmian. Czyli, czy jest to tylko po prostu próżne „mydlenie oczu”. Byśmy się w końcu przestali naprzykrzać z lamentacją, listami otwartymi i protestami.

   W Polsce a.d. 2013 najbardziej przykrą sprawą jest arogancja władzy. To kolejny temat na sążniste opracowanie i wnikliwą analizę. Ta arogancja dotyka nas na każdym kroku. To arogancja władzy, ale i jej narzędzi, czyli arogancja urzędnika, lekarza, a nawet księdza. Arogancja polityków jest najbardziej widoczna i jaskrawie uderza – zwłaszcza w przekazie medialnym. Arogancja narzędzi dotyka nas na co dzień. Bardzo doskwiera. To temat na kolejne rozważania. Atmosfera arogancji rozszerza się na innych ludzi. W inne, nowe środowiska. To choroba zakaźna, łatwo rozprzestrzeniana. Niestety. Nasz błazen już dawno przestał być Stańczykiem, a przeistoczył się w błazna aroganckiego.

   Przykładajmy więc różne miary. Różnijmy się pięknie, ale i mądrze. Wchodźmy w dyskurs publiczny czy też prywatny, ale na wszelkie świętości – zachowajmy spokój i zdrowy rozsądek. Ostrzeżenia przed zagrożeniami zobaczmy jako szansę na zachowanie ducha, a nie jako (niby) krytykanctwo czy daremne narzekanie. Ta szansa wciąż istnieje. Choć wiem, że wielu mówi – Polski już nie ma. Pozostała nam tylko grupa społeczna złączona granicą, mową i wspólnotą interesu. Złączona nie Polską tylko państwem. Nowotworem współczesności, który we wstępnej fazie aktywności nie wykazuje objawów chorobowych. Szkopuł w tym, że ta wizja jest tylko cechą współczesnej Europy, która ewidentnie wobec rozwoju świata traci na znaczeniu. A świat dynamizuje się gdzie indziej. Żyje czym innym. My – stajemy się li tylko jego skansenem. Może taka kolej rzeczy…

      Ponoć od jakiegoś czasu śpiewam tę samą pieśń. Wygląda jednak na to, że śpiewa ją coraz więcej ludzi. Że zaczyna funkcjonować w Polsce grupa, która widzi wszystkie zagrożenia i narasta w niej coraz głębsza świadomość społeczna, że coś musi się zmienić. Ta zmiana nadchodzi. I dotknie zarówno rozważnych jak i błazna.

A błaznowi mogę – naprawdę życzliwie – doradzić tylko jedno, doradzić za pewnym, dość znanym w środowisku literackim poetą …Tadeuszem Różewiczem:

 

zadanie domowe

 

zadanie domowe

dla młodego poety

 

nie opisuj Paryża

Lwowa i Krakowa

 

opisz swoją twarz

z pamięci

nie z lustra

 

w lustrze możesz pomylić

prawdę z jej odbiciem

 

nie opisuj anioła

opisz człowieka

którego minąłeś wczoraj

 

opisz swoją twarz

i podziel się ze mną

jej zmiennym wyrazem

 

nie czytałem

w poezji polskiej

dobrego autoportretu

 

Tadeusz Różewicz z tomu „Zawsze fragment”, 1996.

 

Andrzej Walter

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko