Kalina Izabela Zioła – Złota książka z rysunkami

0
442

Kalina Izabela Zioła

 

Złota książka z rysunkami

 

 

            Pisałam niedawno recenzję książki Witka Wincentego Różańskiego „Została pusta karta dań tego świata”. Zwróciłam w niej uwagę na niesamowitą prostotę, a przez to czytelność wierszy, na nieco naiwne, wręcz dziecięce postrzeganie świata przez poetę. Okazało się, że tę swoją charakterystyczną szczerość w przekazywaniu obrazów i zdarzeń przenosił Witek nie tylko w strofy wierszy. Próbował także pokazać otaczający go świat i ludzi za pomocą rysunków. Były to proste rysunki, prowadzone jasną, wyraźną kreską. Rysował drzewa, rośliny, domowe sprzęty, znajome pejzaże, ulice, swoją dawną szkołę, domy…  Wielokrotnie rysował też świętego Jerzego, na koniu i pieszo – rysunki z pewnością dedykowane były Jerzemu Szatkowskiemu, który kolekcjonuje wizerunki tego świętego. Dużo wśród rysunków Różańskiego jest wizerunków Chrystusa , Matki Boskiej, z dzieciątkiem i bez, a także świętych. Najwięcej jednak jest podobizn ludzkich twarzy – portretów przyjaciół, krewnych, znajomych… 

 

            Ostatnio ukazała się nakładem Biblioteki „Tematu” niezwykła książka. To zbiór kilkuset rysunków Witka Różańskiego, a także wybór wspomnień jego serdecznych przyjaciół. Książka nosi znamienny tytuł „Jasna kreska”, co obrazowo charakteryzuje zawarte w niej rysunki. Czarno – białe, czasem nieudolne, prowadzone wyraźną kreską…  Ukazujące rzeczywistość, jaka otaczała ich twórcę, jego lęki ( bo rysował również śmierć, tak często pojawiającą się w wierszach), jego fascynacje, zauroczenia, ludzi z którymi przebywał, z którymi się przyjaźnił, a czasem tylko przelotnie poznał …

Większość rysunków autor podpisał, można więc z całą pewnością zidentyfikować miejsca i ludzi. Z pejzaży najczęściej pojawiają się miejsca dzieciństwa, rzeka, nad którą chodził się kąpać wraz z przyjaciółmi, szkoła w Wirach, stary stół, przy którym siadywał w dobrej kompanii, by napić się piwa…  Stare drzewa, kwiaty…

No i przede wszystkim ludzie. Przewijają się twarze tych, których już nie ma, ale o których pamięć nigdy nie wyblaknie… To twarze „Steda” – Edwarda Stachury, Ryszarda Milczewskiego – Bruna, Andrzeja Babińskiego, Władysława Broniewskiego, Romana Brandstaettera, Nikosa Chadzinikolau, Łucji Danielewskiej, Stanisława Grochowiaka, Marka Obarskiego… Wszyscy oni żyją w swych książkach, w pamięci czytelników, przyjaciół,  a teraz zostali uwiecznieni na kartkach „Jasnej kreski”. Jest nawet podobizna Karola Wojtyły w młodzieńczym wieku.

Wśród portretów znalazłam też wielu kolegów z wielkoplskigo środowiska literackiego, z którymi spotykam się na codzień… To na przykład Paweł Kuszczyński, Helena Gordziej, Maria Magdalena Pocgaj, Andrzej Sikorski… Jest kilka portretów Dariusza Tomasza Lebiody. Najwięcej jest podobizn Jerzego Szatkowskiego, z którym Witek był bardzo zaprzyjaźniony, jego żony Iwony Szatkowskiej, dzieci Jerzego – Karola i Moniki oraz jego rodziców.

Wiele rysunków przedstawia Krystynę Orłow, muzę Andrzeja Babińskiego, której poświęcona była cała książka tego poety, zatytułowana „Uwierzenie moje”. Być może zachwycał się nią również Witek.

Można znaleźć autoportrety Różańskiego z różnych okresów życia, także ten ostatni, rysowany w towarzystwie trupiej czaszki ze skrzyzowanymi piszczelami i podpisem „ze mną już koniec”.

 

            Ciekawa jest geneza powstania „Jasnej kreski”. Już wiele lat temu, za życia Witka Różańskiego, Jerzy Szatkowski obiecał że wyda książkę z rysunkami poety, znajdującymi się w jego posiadaniu. A było ich kilkaset! Jednak przez wiele lat nie miał możliwości finansowych, by obietnicy dotrzymać. Witek umarł, rysunki pozostały nie opublikowane a Szatkowskiego, jak sam wspomina, „gryzło sumienie” że zawiódł przyjaciela. Wreszcie w tym roku udało mu się uzbierać sumę potrzebną do wydania drukiem rysunków.

Z pomocą Dariusza Tomasza Lebiody, który zeskanował kilkaset grafik i opracował skład, Szatkowski wydał książkę, która stała się jakby wypełnieniem testamentu Witka Różańskiego.

Na uwagę zasługuje strona edytorska tego tomu. „Jasna kreska” wydana jest na pięknym kredowym papierze, w złotej twardej oprawie, nawiązującej symbolicznie do ustanowionej w ubiegłym roku Złotej Książki, Nagrody im. Witka Wincentego Różańskiego.

Kapitułę Nagrody powołała wdowa po zmarłym poecie, Małgorzata Kasztelan – Różańska, aby imię jej męża, znakomitego twócy, nie rozpłynęło się w niepamięci. Kapituła nagradzadzać będzie wybitnych artystów, nie tylko w dziedzinie literatury.

 

            Omawiając książkę nie sposób pominąć wspomnień, związanych z autorem rysunków, opinii jego przyjaciół i ludzi w jakiś sposób z nim związanych. We wprowadzeniu zatytułowanym „Witek — Rysunki” autorstwa prof. Norberta Skupniewicza, jednego z najbardziej znanych twórców poznańskich, artystę malarza, którego prace znajdują się w w kolekcjach Muzeów Narodowych w Warszawie, Poznaniu i Krakowie,  czytamy: Czym miałbym być pobudzony, może ambicją, aby pisać o rysunkach Witka Różańskiego – przecież są. Są jakąż ilością twarzy, a każda wymowna. Czy zatem potrzebują mojego, ewentualnego zdania, potwierdzającego ich obecność…

Poznałem to rysowanie w czasach Gigantów – w prehistorii, na trampolinie naszego życia. Rysunkom wtedy przyglądałem się pobieżnie, nie doczytywałem w nich intencji. Nie natrafiałem, na nieodzowną wówczas potrzebę prowadzenia studium, pogłębiającego wizerunki, którym odpowiadały. Czyż mógłbym wtedy przyjąć, zespoły środków samoistnego rysowania, które spłaszczały kształty, pomijały bryłę oraz materię, nie zauważały miejsca w obrębie pola kartki, dla kompozycyjnego uzasadnienia podziału formatu. Nie zgadzała mi się niedbałość o stan papieru – rzutująca niepewność na akceptację doznanej chwili; może obojętność, której nie utrzymała iskierka pobudzająca aktywność ekspresyjnego ruchu ręki. Tyle samo, co pstryknięcie odruchowego rysowania, trwała akceptacja-ocena rysunku. Potwierdzała zabawę w rysowanie – rodzaj wyścigu, albo wręcz w wykradanie sobie, i przez własną rękę, postrzeganych twarzy nieopanowaną kreską dla magicznych przeznaczeń: Czynił to nagle, nie prosząc, nie nalegając aby ów portretowany zastygł w pozowaniu. Niekiedy, choć nie celowo, kresek było więcej, bardziej były wichrujące – jakby zbywało ich dla danej twarzy, dla zatrzymania chwili przez tamtą obecność. Z zawirowania Witkowej natury powstawał papier z ciągami bezkrytycznej kreski, jakoby twarz wystawiona – jedynie-jedynym mignięciem – na zewnętrzne światło i na wewnętrzny cień, schwytana stała przez patrzenie łapczywe lub niechętne…  Do takiego rysowania trzeba być otwartym w nieustanności. Rysunek zjawia się z poruszenia, podobnie do aforyzmu. Tego się nie wymyśli, a tu, przez Jerzego Szatkowskiego, zostało zaakceptowane bez wahania-pieczołowicie; nieraz Witek powtarzał opuszczony kontur obrysu głowy-twarzy aby następnym trafić celniej, przez co zmiękczył się ich tryb orzekający, jakby kończącą zdanie kropkę odsunięto o kilka spacji.

            Jerzy Szatkowski tak wspomina pierwsze próby graficzne Witka, pierwszą ich publikację i to, dlaczego poeta nagle zaczął rysować, co rysował i w jaki sposób.

I dlaczego powstała książka, którą trzymam w ręce: ... Któregoś dnia – tak ni stąd, ni zowąd powiedziałem do Witka: – Narysuj mi mojego Patrona – świętego Jerzego. Witek zrobił duże oczy. Znieruchomiał. Po chwili – niby obudzony ze snu (powiem inaczej: – Jakby się w nim coś obudziło) wyszeptał: – No… spróbuję. Ale… Jurku… nie od razu, jeszcze nie teraz. I tak: – Rzec można – ni stąd, ni zowąd – przysłowiowe ziarno zostało rzucone. Z biegiem czasu (z upływem lat) od „pierwszych kresek” (Rzeczka Wirynka, Źródełko) powstawały Witiaróżańskie rysunki. Jedynie moi najbliżsi i nieliczni dobrze znajomi wiedzieli o ich istnieniu. W 1998 roku ukazała się sponsorowana przeze mnie książka Witka pod tytułem „Ratujcie serca nasze”. Na książkę złożyła się część Witianów z mojego prywatnego archiwum literacko – plastycznego. W tomie  – obok wierszy i rękopisów pomieściłem również blok Witkowych rysunków (portrety). Na promocji książki (połączonej z wieczorem autorskim Witka) ludzie (w większości „sami swoi”) oczy przecierali. Sic! Trudno im było uwierzyć, że Cudowny Witek jest autorem Portretów.

A Witek był przeszczęśliwy. Tak! – Duży Witek cieszył się jak małe dziecko. Wtedy to obiecałem mu, że nadejdzie dzień, w którym wszystkie jego rysunki (takoż i te, co dopiero powstaną) ujrzą światło dzienne. Od tej pory Witek niecierpliwił się, a nawet nalegał….

A ja… po serii „niebezpiecznych zakrętów” zaszyłem się z ukochanymi pieskami w mojej samotni w lesie. Wróciłem na stare śmieci … Alem i poprzysiągł sobie, że prędzej czy później „żeby nie wiem co” – spełnię com postanowił, a Witkowi obiecał….

… Wszystkie pomieszczone w albumie rysunki (podkreślam: wszystkie z wyjątkiem Autoportretu a’la Chopin) powstały w mojej obecności. Na moich oczach. A tak naprawdę to Witek rysował je dla mnie. „Dla ciebie Jurku”. Rysunek – każdy z osobna – ciepły jeszcze – darowywał mi z ręki do ręki. Każdy z osobna. Sic!

Witek rysował z pamięci, z natury albo na podstawie zdjęcia. Jest tam też jeden „Autoportret z lustra”. W czasie rysowania milczeliśmy. Ciszę przerywały tylko Witkowe płytkie, nierówne, szumiące oddechy, albo też głośne pociąganie nosem…

… Niektóre rysunki Witka sprawiają wrażenie jedynie zaczętych, niedokończonych – ale Witek oznajmiał: – „Tyle wystarczy”, „Niech tak zostanie”, „Kropka”. Te rozważania o Witkowych plastycznych początkach zatytułował Jerzy Szatkowski „Glosa”.

 

            Tadeusz Dziczkaniec – Żukowski, poeta i reżyser filmów dokumentalnych ( Widziałam przed kilkoma dniami film o Witku Różańskim, z udziałem zmarłego poety, reżyserowany przez Tadeusza Dziczkańca – Żukowskiego. Świetny!) w eseju „Nikifor z Ostrobramskiej (albo apokaliptyczne sielanki)” opisuje pierwsze  zetknięcie z poezją Różańskiego: Tom „Przed czerwonymi słońca drzwiami” Wincentego Różańskiego (wystawiony w witrynie Księgarni im. Adama Mickiewicza) był pierwszą książka poetycką, jaką kupiłem w Poznaniu po rozpoczęciu studiów na polonistyce UAM jesienią pamiętnego roku 1976 (strajki w Radomiu i Ursusie, powstanie „demokratycznej opozycji” i pierwsze „zawiązki” mojego literackiego „pokolenia indywidualistów 1976 – 1989”). Byłem wtedy początkującym poetą, m.in. pod wpływem Różewicza i Przybosia, i przyjechałem znad Regi u jej ujścia do Morza Bałtyckiego, gdzie tak intensywnie przeżywałem wschody i zachody słońca. Pewnie też z tego (archetypicznego?) powodu, gdy stanąłem „przed czerwonymi słońca drzwiami”, tak intensywnie rozbłysła we mnie „róża poezji”: płomyk przed Płomieniem. To było jak wejście z „talizmanem kwiatu” do mistycznej „bramy Przemian”; wg legendarnego „Witka”, jak go nazywali najbliżsi przyjaciele.

            Natomiast Dariusz Lebioda tak wspomina w zatytułowanym „Jasna kreska” posłowiu książki: Jakże wiele mam w pamięci spotkań z Wincentym Różańskim, który od zawsze był dla mnie „Witkiem”, najpierw tym z powieści Cała jaskrawość Edwarda Stachury, a potem przyjacielem na poetyckiej niwie. Najczęściej spotykałem go podczas Międzynarodowych Listopadów Poetyckich w Poznaniu, gdy przychodził na inauguracje, czytał nowe wiersze, a potem w kuluarach dzielił się ze mną ostatnimi wieściami. Najczęściej były to rozmowy zdawkowe, w stylu starych kumpli, którym wystarczy niewiele słów, by wszystko zrozumieć. Ale miała miejsce też wyprawa specjalna, grupy poetów

z Bydgoszczy, którzy wybrali się do stolicy Wielkopolski by go spotkać, by spojrzeć mu w oczy i pobyć z nim na ulicy Ostrobramskiej. Nie był wtedy w dobrej formie i potrzebował co jakiś czas odpoczynku, a my byliśmy taktowni i staraliśmy się zapamiętać każdą chwilę, każdy jego gest i słowo. Pokazywał nam swoje tomiki, które dzięki zapobiegliwości i umiejętnościom lingwistycznym Stachury, ukazały się po hiszpańsku w Meksyku. Przedstawił nam też swoją trudną sytuację, żalił się na niezrozumienie i kłopoty codzienności. Piliśmy razem piwo i staraliśmy się wnieść jak najmniej chaosu do jego rozwibrowanego świata. Bo Witek – z pozoru spokojny i ułożony – nieustannie nosił w sobie burze, toczył batalie, o których nie mieli pojęcia ci, którzy z nim się stykali. … Wiedziałem, że rysuje, bo czasami przysyłał mi w listach swoje wizualizacje, ale zbiór, który otrzymałem do wydania od Jerzego Szatkowskiego, wprawił mnie w wielkie zdumienie. Okazało się wszakże, że poeta z Ostrobramskiej pozostawił po sobie ogromny zestaw rysunków, przedstawiających naturę i miejsca dla niego ważne, dokumentujący literackie kontakty, a nade wszystko ukazujący pisarzy, poetów i innych zaprzyjaźnionych z nim ludzi. To ważny element życia kulturalnego w Wielkopolsce, nie mający precedensu w całym kraju., to czas utrwalony przy pomocy specyficznie kształtowanej kreski.

            „Jasna kreska” nie jest więc zwyczajnym albumem z rysunkami, jakich wiele można spotkać na księgarskich półkach. To zamknięta w szkicach historia. Dowód przyjaźni, jaką mogą się nawzajem obdarzać artyści-twórcy, bez elementów zazdrości i zawiści, z dbałością o kulturę i o siebie nawzajem. To rzeczywiście Złota Książka, której blask z biegiem lat nie tylko nie przygaśnie, ale będzie lśnił coraz jaśniej…

Jak jasna kreska, rysowana ręką Witka Różańskiego.

 

 

Wincenty Różański „Jasna kreska”,

Wydawnictwo Biblioteka „Tematu”, Tom nr 63, Warszawa 2013,  s.174

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko