Jan Strękowski
Polski jasyr
Wszyscy znają historię składania wieńców pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie po ostatnim przedstawieniu „Dziadów” w Teatrze Narodowym w styczniu 1968r.
Niewielu wie, że w czasach sowieckich, w polskim kiedyś mieście Lwowie, pod innym pomnikiem tego samego wieszcza – niektórzy mówią, że najpiękniejszym na świecie – odbyła się podobna demonstracja. I także jej uczestnicy ponieśli konsekwencje tego kroku. Mogło być gorzej. Zniknąć mogła jedna z niewielu instytucji podtrzymujących polską obecność w tym mieście. Gdyby nie… pewien Rosjanin.
Kopernika 42
Zapuszczone podwórko, obdrapany budynek pałacu hr. Bielskich. Ukraiński szyld informuje, że mieści się tutaj Obwodowy Dom Nauczyciela. O tym, że ma tu siedzibę także inna, polska instytucja, na żadnym z szyldów nie przeczytamy. Nie przeczytamy, bo i tak wszyscy wiedzą. W tym budynku działa od ponad 50 lat instytucja, bez której resztka polskiego Lwowa nie wyobraża chyba sobie egzystencji. Polski Teatr Ludowy we Lwowie, założony w 1958r. przez nauczyciela, polonistę, muzyka, autora podręczników, kolekcjonera dzieł sztuki, Piotra Hausvatera.
Pierwszy występ odbył się 19 kwietnia 1958r. w sali szkoły nr 10, czyli słynnej przed wojną szkoły Marii Magdaleny, jednej z kilku polskich szkół pozostawionych przez Sowietów po zajęciu Lwowa, a przedstawiono „Rycerskość wieśniaczą” Giovanniego Vargi i farsę Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Babcia i wnuczek”. Okazało się, że pomysł założenia polskiego teatru w mieście o ogromnych tradycjach teatralnych był strzałem w dziesiątkę i wkrótce przyszły kolejne realizacje: „Balladyna” Juliusza Słowackiego, „Damy i huzary” Aleksandra Fredry, „Panna Maliczewska” Gabrieli Zapolskiej. Na początku 1960r. teatr przeniósł się na stałe do pałacu hr. Bielskich, czyli Obwodowego Domu Nauczyciela, a w 1961r. otrzymał oficjalny tytuł Teatru Ludowego, a więc w pewnym sensie uznanie profesjonalności.
Nie znaczyło to, że zespół składa się z profesjonalistów. Tacy bywali, jak choćby obecny dyrektor teatru, Zbigniew Chrzanowski, absolwent reżyserii moskiewskiej szkoły teatralnej przy Teatrze Wachtangowa, ale większość zespołu to entuzjaści, którzy stawali się profesjonalistami. Jak napisał Jerzy Janicki, to „Skrzyknięci z całego miasta zapaleńcy, przed południami solidni nauczyciele, chemicy, inżynierowie i elektrycy”, którzy „wieczorami wdziewać zaczęli na grzbiet kontusze i kierezyje, by – mociumpanie – być przez dwie godziny Cześnikiem, Czepcem i Kirkorem”. Tak zresztą jest do dziś. Chodząc po różnych polskich miejscach, jak choćby w Polskim Radio Lwów, natykałem się co i rusz na aktorów tego teatru, którzy także dziennikarzami radiowymi są z potrzeby serca.
„Naparstkowy pokoik, mała ciasna salka z takąż sceną. Nigdy nie narzekali na warunki pracy, i dzisiaj nie narzekają. Pokochali ten budynek i tę małą scenę z ciasną salą widowiskową. Przez długie dziesiątki lat dowiedli, że na tej małej scenie można grać rzeczy wielkie, że można zmieścić na niej nawet, zmaterializowane z rozmachem czarujące „Wesele” Wyspiańskiego…” – napisała w 2003 r. w „Magazynie Wileńskim” Alwida A.Bajor.
To prawda. Teatr, mimo bardzo skromnych warunków, w jakich przyszło mu pracować, mimo iż jego aktorzy byli, czy są robotnikami, nauczycielami, inżynierami, studentami w pełni zasługiwał na miano sceny profesjonalnej. Nie bał się też trudnych, wymagających prawdziwego kunsztu sztuk, jak „Stara kobieta wysiaduje” Tadeusza Różewicza czy „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego.
Wokół teatru skupiło się także grono profesjonalistów, jak scenografowie Emilian Leszczyński, Eugeniusz Łysyk czy kompozytor Andrzej Nikodemowicz.
Z Krasnojarska do Lwowa
Teatr był i jest polski, ale potrafił przyciągnąć do współpracy także Ukraińców i Rosjan, Żydów, a nawet Węgra Mariona Iłku, karykaturzystę – kronikarza sceny. Jednym z profesjonalistów, którzy związali się na dobre i złe z Teatrem Polskim we Lwowie był Walery Bortiakow, urodzony w 1941r. Rosjanin z Krasnojarska na Syberii, który w kilka lat po wojnie zamieszkał z rodzicami we Lwowie.
Żartował, że jest „przykładem Moskala okrutnie spolonizowanego przez Polaków”. Był malarzem, rzeźbiarzem, ilustratorem książek, poetą, autorem piosenek, ale też szopek lwowskich, które specjalnie odtwarzał, tak by odróżniały się od krakowskich, witraży, w tym ofiarowanego Janowi Pawłowi II przez katolików lwowskich witrażu Matki Boskiej Łaskawej, projektował i odnawiał ołtarze, malował obrazy religijne dla kościołów w Polsce i na Ukrainie. A przede wszystkim był zawodowym scenografem, współpracującym z wieloma scenami teatralnymi Lwowa i innych miast w ZSRR. Lwów, mimo że Polacy stanowili w nim wówczas już tylko ułamek procenta, potrafił promieniować kulturalnie na przybyszów, bo Bortiakow rozmiłował się w polskiej kulturze i w 1972r. (podobno po obejrzeniu sztuki Jeana Anhouilhe’a „Antygona” i premierze „Wesela” Wyspiańskiego) rozpoczął współpracę z Polskim Teatrem Ludowym, najpierw jako scenograf, a potem także aktor i reżyser. Z wielkim powodzeniem. Jego polscy koledzy do dziś pokazują zachowaną scenografię do ”Wesela”, „Fantazego”, „Lekarza mimo woli”, „Snu nocy letniej”, wspominają jego role w tej właśnie sztuce, „Fantazym”, czy wyreżyserowane przez niego spektakle, jak ”Zemsta” czy „Odprawa posłów greckich”. Wspominają też jego samego, gdyż na barwnym tle polskiego zespołu, ten Rosjanin był chyba najbardziej kolorową plamą.
Był człowiekiem wszechstronnym, a także postacią, której nie można było nie dostrzec. Wesoły, dowcipny, mówił zabawnie po polsku (podobno zaczynał w którejś ze sztuk od trudnej dla Rosjanina kwestii: „konie zaprzężone”), ale jak wspominają koledzy, lepiej niż niejeden Polak, znał świetnie polską historię i literaturę. Jeden z Bortiakowa przyjaciół, ks. Andrzej Baczyński wspominał po jego śmierci na antenie Radia Lwów, jak podczas kilkunastogodzinnej podróży do Odessy, Walera (bo tak go nazywano), gdy zaczął zasypiać, co mogło skończyć się tragicznie, jako że prowadził samochód, recytował mu całą „Zemstę” Fredry, „z podziałem na role i z humorem”, czym rozbudził go całkowicie.
Mickiewicz i „Solidarność”
Walery Bortiakow miał jednak do odegrania ważniejszą rolę. Aktorzy Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie mieli zwyczaj składać otrzymane po przedstawieniu kwiaty pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Prospekcie Swobody (d.Wałach Hetmańskich). Podobnie zrobili w październiku po inaugurującym sezon teatralny 1981r., granym od 1969r. „Weselu”. Jednak to nie był, jak się okazać miało, odpowiedni czas na składanie kwiatów przez polski teatr pod pomnikiem Wieszcza, na dodatek z okazji takiego przedstawienia, jak sztuka Wyspiańskiego. W Polsce „szalała” „Solidarność” – przynajmniej tak odbierano to w oficjalnych kręgach w ZSRR, przygotowywano się do skończenia z tym szaleństwem, a tu taka prowokacyjna uroczystość.
Do dzieła przystąpiły sowieckie władze, „prowokatorów” zatrzymano, zarzucając im „wrogą działalność przeciwko ZSRR”, kilku aktorów oraz kierownik artystyczny teatru Zbigniew Chrzanowski zostało zwolnionych z pracy (ten ostatni w telewizji), polskich studentów Politechniki Lwowskiej, którzy występowali na tej scenie, wyrzucono ze studiów i deportowano. Chrzanowski, mając wilczy bilet w ZSRR, także wyjechał na stałe do Polski. Przerwano próby spektaklu „Kartoteka” Stanisława Różewicza, a sam teatr zamknięto. Działalność teatru wznowiono w 1982r., przy udziale części zespołu, ludzi, którzy próbowali ratować tę instytucję, ale usuwano z jego nazwy „polski”, przymuszano do grania w różnych wersjach językowych, wreszcie, nawet zmieniono nazwę na Teatr Ludowy „Przyjaźń” (!).
Przydała się wtedy obecność w zespole… Rosjanina, Walerego Bortiakowa, który postanowił ratować teatr i przeprowadzić go do lepszych czasów.
W 2004r. pisano o tym w „Magazynie Wileńskim” (Alwida A.Bajor), wspominając zagrożenie egzystencji teatru w „niebezpiecznym 1981 roku”, w którym scena została pozbawiona swego wieloletniego kierownika artystycznego, Zbigniewa Chrzanowskiego, a kierownictwo przejął „wielki przyjaciel tego zespołu”, Walery Bortiakow. Rodowity Rosjanin, podkreśla autorka tekstu. „Rosjanin – to był właśnie ten „glejt”, „zielone światło”. Dzisiaj scenograf Walery Bortiakow żartuje, że to właściwie nie on uratował wówczas Polski Teatr od zagłady, ale „krwawy Felek”. Wystawili wtedy spektakl o „szlachetnym Feliksie Dzierżyńskim”, więc jak tu ten teatr miałyby władze sowieckie rozwiązać?.”
Wtedy to Walery Bortiakow, poza scenografią, jął się reżyserii, a potem też aktorstwa. By w 1985r. zostać oficjalnie już kierownikiem artystycznym teatru, co na fali odwilży gorbaczowowskiej, pozwoliło mu zmienić jego charakter, przywrócić polską nazwę i repertuar. Inauguracją teatru w tej nowej – starej roli była „Zemsta” Fredry, przez niego wyreżyserowana i z jego scenografią (w 1988r. z tym właśnie spektaklem Polski Teatr Ludowy wystąpił w Polsce – po raz pierwszy w swojej historii). Wkrótce też do teatru wrócił Zbigniew Chrzanowski, nastąpiły kolejne premiery, w których wszechstronny udział miał ów Moskal, „okrutnie spolonizowany” przez Polaków, czy jak pamiętają inni, „wzięty w okrutny polski jasyr”.
xxx
Walery Bortiakow zmarł niespodziewanie w 2007r. Żegnano go w sali Obwodowego Domu Nauczyciela, na jego ukochanej polskiej scenie, która przetrwała dzięki niemu najgorszy wiatr historii. Teatr istnieje, przygotowuje kolejne premiery. Pamięta się też o Bortiakowie. Jego scenografie i prace pokazywała kilka lat temu galeria polska we Lwowie „Własna Strzecha”, prowadzona przez Polskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych. I ono też ma w swoich zbiorach pamiątki po tym wielkim Rosjaninie.
Któżby pomyślał przed dziesięciu laty,
Że doczekamy takiej dziwnej daty,
Iż garstka ludzi, których piję zdrowie –
Będzie polskim teatrem we Lwowie!
(…)
Przyjaciele i wrogowie, miejcie to na względzie,
Że “zespół” nasz istnieje i długo istnieć będzie!
P. Hausvater – fragm. wiersza wygłoszonego do zespołu
w 1958 r.
Autor jest dziennikarze, pisarzem, filmowcem – dokumentalistą.
Za „Tygodnikiem Solidarność” (29/2013)