Krystyna Habrat – MODEL CZŁOWIEKA NASZYCH CZASÓW

0
327

Krystyna Habrat

 

MODEL CZŁOWIEKA NASZYCH CZASÓW

 

Józef Mehoffer - Dziwny ogród  Wciąż nurtuje mnie, jak bardzo w ostatnich latach zmienił się model bohatera literackiego czy filmowego. Przecież to zupełnie odmienna postać niż ta, do której przywykliśmy, czytając wielkie dzieła Prousta, T. Manna, Musila, Dostojewskiego, Conrada.

  Ledwo nauczyliśmy się patrzeć na świat ich oczami, a już stali się oni jakby staroświeccy, niemodni. Pośpieszny czytelnik naszych czasów nie za bardzo chce wgłębiać się w niuanse psychologiczne  smutnych bohaterów. Oni go nudzą, jak męczą wszyscy nadwrażliwcy w realu. Woli  obcować z ludźmi czynu, towarzyskimi, wesołymi i zrównoważonymi. Podobnie w literaturze przekłada akcję nad  analizy psychologiczne, preferuje bohaterów, którzy mają  niezwykłe przygody, działają śmiało, szybko i nie lubią rozszczepiać włosa na czworo, bo mają ciało z chętnie eksponowaną anatomią i fizjologią, ale zawartość głowy, czy dusza ich niewidzialna, zatem nieistotna. Wybiera ekstrawertyków, w życiu i w książce.

   A do niedawna panował w literaturze typ introwertyka. Taki człowiek ma świadomość skierowaną głównie na własne przeżycia wewnętrzne. Lubuje się w analizowaniu swoich przeżyć, co zwykle napawa go  smutkiem. Nie jest z siebie zadowolony. Często nawet siebie nie lubi, bo sam ocenia się negatywnie i niesprawiedliwie. Wtedy postronni mawiają, że ma kompleks niższości, bo nie docenia siebie. Trudno się z takim zaprzyjaźnić.

  Ale introwertyk lubi najbardziej swoje własne towarzystwo. Tak mu najlepiej. Na innych ludzi patrzy poprzez pryzmat własnych przeżyć, analizując, co oni o nim myślą, jak on w ich oczach wypada, i zazwyczaj wydaje mu się, że oni go ranią. W każdym słowie dopatruje się jakiejś aluzji, może nieszczerości, a nawet  przewrotności. Trzeba bardzo uważać na każde słowo, a i tak wciąż nieopatrznie czymś się takiego urazi. Najchętniej więc bywa on samotnikiem, a świat zewnętrzny, ten z ludźmi, tężyzną fizyczną i działaniem, on zastępuje bogactwem świata duchowego.

     Przeduchowiony wrażliwiec gardzi przyziemnością, pospolitością. On zajmuje się sztukami pięknymi, czytuje wiersze, arcydzieła literackie, często sam pisze. Gdy w ten sposób sublimuje swoją subtelność może dostarczać światu wspaniałych dzieł. I tego pragniemy.

  Tylko na co dzień czasem żyć z takim niełatwo.  Zazwyczaj milczy i nigdy nie wiadomo, co w jego głowie. Zdarzają się jednak gaduły, które skwapliwie dzielą się z innymi – no, nie z każdym – opowieściami o własnych krzywdach. Najczęściej wyolbrzymionych  lub wręcz urojonych. Ale oni zazwyczaj czują się pokrzywdzeni przez cały świat. Wtedy odbiorca zwierzeń ma słuchać, nie przerywać, nie zadawać pytań, a już  broń Boże nie pouczać. Najtrudniej słuchającemu utrzymać na twarzy wyraz uwagi, że ciągle słucha i wczuwa się, a tu ziewać się chce. Zdradzi najmniejszy brak zainteresowania, a wrażliwiec się obraża. I nawet nie wiadomo o co?

  Skrajne okazy są trudne we współżyciu, ale ci nieco lżejszego kalibru wrażliwcy bywają uroczy.

  Byle nie przesadzali ze swym egotyzmem i nerwowością.

  Znamy to z życia codziennego. Pewnie dlatego przestaje się lubić podobnych bohaterów literackich, gdyż zanudzają. Film już wcześniej sobie z psychologią radził, upraszczając ją, bo trudno zobrazować na ekranie czyjąś walkę wewnętrzną, chyba, że skarykaturuje się takiego bohatera, jako dziwaka.

  Poza tym  po wojnie do powieści i filmu wtargnęły niższe klasy społeczne, te spoza salonów i wielu twórcom się wydaje, że tacy ludzie bywają prości we wszystkim, a więc są prostoduszni, prostolinijni, a nawet prostaccy.  Zapomina, że tak wszedłszy na salony bardzo uważa, żeby przestrzegać zasad dobrego zachowania, a tylko snobowi uchodzi lekceważenie takich norm.

 Zapomina się też o mądrości ludowej, z której czerpią  filozofowie. I o tym, że w starożytności największymi filozofami zostawali prości pasterze.  Tak nas kiedyś uczył dr Strzembosz (tu przypomnę jego nazwisko, bo uczył  nas na studiach psychologii i jej historii, a zawsze wspominam jego wykłady i rozmowy w pokoju asystentów z wdzięcznością). Pasterze ci, strzegąc nocami owiec patrzyli w niebo i rozmyślali nad światem, snując różne refleksje filozoficzne, z których  potem  powstawały całe systemy filozoficzne.

   Niestety o mądrości ludu się nieraz zapomina. Stąd i w powieściach i na ekranie więcej teraz pełnokrwistych, ale niezbyt rozgarniętych postaci. Ci nie za bardzo są skorzy do refleksji nad swym postępowaniem, czy nad światem i innymi ludźmi. Taki przede wszystkim ma ciało z jego anatomią i fizjologią. Wierszy nie czytuje, muzyki symfonicznej nie słucha, ale je, siusia, uprawia sport oraz seks i  epatuje szczególnym językiem z przewagą słów na k i p, a wszystko to sztuka coraz chętniej eksponuje. Kobiety również – najchętniej pokazuje w ich  zewnętrzności. Najważniejszy jest wygląd i przygody: zakochała się, zdradziła, nie zdradziła. Chętnie nawet bezmyślne, jako że ktoś głupi kiedyś powiedział, że kobieta ma być ładna, ale niekoniecznie mądra. Widać sam bał się mądrych.

  Taki model człowieka jest daleki od tego, co ukazywały wielkie działa literatury autorów wymienionych na początku. Zupełnie inny niż bohater Dostojewskiego, który  dogłębnie analizuje problem zbrodni i kary czy swe poczucie winy. U tego autora nawet postać drugorzędna snuje refleksje sama tym poruszona, że  kocha ludzkość, ale pojedynczy człowiek z bliska ją mierzi. Jakąś krostą na nosie…itd. Jakie to  ludzkie.

  A  gdzie wytworny esteta Prousta, patrzący z ironią na bywalców salonu, ale też tam podążający. Gdzie obserwujący  z pozycji leżaka innych kuracjuszy w górskim sanatorium? A poczucie winy lorda Jima.  Rozważania    takich bohaterów ukazują pełniejszy świat,  wzbogacają  nas. Dla nas ciekawsze są przygody ducha niż te cielesne. Dlatego Maria Dąbrowska chciała uwodzić tytułem: „Przygody człowieka myślącego”. Ambitny zamiar.

 Może, kto szybko nudzi się nad książką, albo ostentacyjnie przyznaje, że ich nie czyta, już nawet bez usprawiedliwień, że z braku czasu, wybierze co najwyżej   bohatera prostolinijnego, by nie powiedzieć: prostaka, który jest wplątany w niecodzienną akcję. I chętnie porechoce nad jego losami w kinie, wcinając  torbę chrupek.

  Czy jednak nie tęsknimy za bohaterem o bogatszym życiu wewnętrznym?  Może i świat zmienia się na tyle, że długie analizy psychologiczne czasem męczą – zapewne nie każdego – ale zbyt prostolinijny bohater to żaden bohater. Niemożliwe się z takim utożsamić. Trudno takiego polubić. Bezmózgowiec, mający nawet najciekawsze przygody, podobnie, jak  natrętnie ostatnio demonstrowana patologia rodziny,  raczej już nie bierze. Bardziej odstręcza.

  Ja wolę subtelnego wrażliwca, nie potrafiącego żyć w atmosferze pospolitości czy podłości. Bywa taki  niepraktyczny życiowo, ale brzydzi się cwaniactwem. Bywa  słaby, niezaradny i zamartwia się o wszystko, a najbardziej o  losy całego globu. Ale jest mądry, oczytany i ma wiele, wiele wiedzy z różnych dziedzin i mnóstwo intelektualnych zainteresowań. O ileż wspanialszy niż cwany osiłek, który potrafi łamać podkowy i jeździć dwa razy szybciej od nas. Ale poznać go z daleka po wulgarnym języku.

  Chcę czytać w powieściach o mądrych wrażliwcach. Choćby i ofiarach losu. I własnie takich oglądać na ekranie. Wiem, że nie jestem w tym odosobniona.

Krystyna Habrat.

  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko