Anna Maria Musz
Zdemaskowana współczesność, oszpecony mit – o „Peselu” Andrzeja Waltera
Minęło wiele lat od czasu, gdy Wisława Szymborska tak podsumowała współczesność w wierszu „Pisanie życiorysu”:
Raczej cena niż wartość
i tytuł niż treść.
Raczej numer butów, niż dokąd on idzie,
ten, za kogo uchodzisz.
Od tamtej pory udział wszelkiego rodzaju cyfr i kodów w naszym codziennym życiu mógł się tylko powiększać. Jesteśmy pozycjami na listach, kwotami w wypłatach, kontami w bankach. Spośród wszystkich szeregów cyfr szczególne znaczenie odgrywa jeden: PESEL – skrót od „Powszechny Elektroniczny System Ewidencji Ludności”. Nieprzypadkowo ten właśnie numer – identyfikujący człowieka bardziej jednoznacznie, niż imię i nazwisko – Andrzej Walter wyróżnił w swojej najnowszej książce poetyckiej, tytułując ją po prostu „Pesel”.
Pesel to człowiek, bezimienna jednostka, która zbyt dobrze pamięta świat wcześniejszy, by móc zadomowić się w świecie współczesnym. W jego rzeczywistości wszystko jest „post”: postnamiętne, postbanalne, postcywilizacyjne, postindustrialne, postmodernistyczne. Nie istnieją praktycznie żadne ograniczenia terytorialne, granice ani zamknięte drzwi – jest za to przesyt, zmęczenie i wyczerpanie (na czym polega tragizm sytuacji?/ na braku tragizmu/ braku sytuacji – czytamy w wierszu „środa czwartek koniec”)
. Życie ludzi staje się techniczne – choć daleko mu jeszcze do okrucieństwa Huxley’owskiego „nowego świata”. Codzienną egzystencję wypełniają chłodne, pozbawione emocji przyzwyczajenia. Między tymi rytuałami powstaje pustka i właściwie nie wiadomo, czym ją wypełnić: podmiot liryczny nie daje nam pod tym względem żadnych gotowych odpowiedzi. Sam przez cały czas szuka resztek „starego świata” – jak w cytowanym poniżej wierszu, jednym z najbardziej charakterystycznych dla całego tomu:
szukam prawdziwych dotyków
światłowodów gestów
dotyków nie popartych naukowo
poza empirycznych
szukam prostych zachwytów
kapłanów magów
egzorcystów
zadziwiam się światłem
w beznadziei nocy
nie ma już nic
zabrano nas do gett
sklonowanych czystych
higienicznie wyzwolonych
nie ma nic
pada śnieg
błąka się po parapecie
grzejnik grzeje
ciepłą miłością
boję się go
dotykać
(„dotyk”)
Pod względem wykorzystanych rekwizytów, „Pesel” wpisuje się w pewien nurt literatury krytykującej konsumpcjonizm i potwierdza jej założenia. Mamy tu zatem i telewizję „z piwkiem”, z kanałami sportowymi w abonamencie i operami mydlanymi, i zamianę materialnych pamiątek na bezwzględną cyfrowość. Mamy betonowe bloki i miasta bez skrawka zieleni, centra fitness, zegary bez tarcz i słabe z natury, bo „przerasowane” psy. Mamy komórki i krawaty – tak dominujące w obrazie tłumu, że zasłaniające ludzkie słabości tych, którzy się za nimi chowają. Mamy wreszcie, dominujące nad każdą inną wartością, kryterium oglądalności. Relacje między ludźmi sprowadzone zostają do najbardziej prymitywnych, zwierzęcych instynktów – niewiele byłoby przesady w stwierdzeniu, że potrzeby rzadko wykraczają tu poza fizjologię, a przekaz medialny serwowany społeczeństwu sprowadza się do telewizyjnych serwisów zakupowych.
„Stary świat” nie mógł jednak zniknąć z dnia na dzień. Co się z nim stało? W „Peselu” odnajdujemy jeszcze pewne elementy ludzkiej rzeczywistości – najczęściej mają one jednak wymiar czysto symboliczny. Często jesteśmy świadkami ich odchodzenia:
w śmieciowym świecie Miłosz karleje
do rozmiaru jaszczura
szeleści jeszcze pełnią sal
na wieczorkach autorskich
gdzie bywał
w kolorze
nieosiągalnym
(„mitochondria”)
Miłosz i Szymborska to dwie literackie legendy, których już nie ma. Słowa Miłosza są umniejszane, słowa Szymborskiej giną w sosie pensjonarskich afektów. Gdy serwisy informacyjne podają wiadomość o odejściu poetki, faktem staje się śmierć, w której nieuchronność wcześniej nie chciało się wierzyć:
ta poetka
nie mogła umrzeć
nie mogła
a jednak zmarła
(„tego się nie robi”)
Język mediów podstępnie przenika do języka poetyckiego. Podmiot liryczny „Peselu” posługuje się mową bliższą prasie politycznej i gospodarczej, niż dziełom literatury pięknej (dynamika postępu w którą chowasz twarz/ segreguje odpady – czytamy w wierszu „plantacja”)
. Poezja zostaje zatem „oczyszczona” z elementów humanistycznych, a najbardziej nawet skomplikowane metafory budowane są z terminologii używanej (lub wręcz nadużywanej) przez media. Z takiego eksperymentalnego zderzenia poetyckich form z publicystyczną treścią dowiadujemy się o podmiocie lirycznym chyba nawet więcej, niż z jego bezpośrednich wyznań. Ale – uwaga – cała historia opowiadana w „Peselu” staje się przez to trudniejsza w odbiorze, jeszcze bardziej posępna i pozbawiona emocji. Niektóre wersy zostały tak mocno skoncentrowane, że balansują niemal na granicy komunikatywności:
dlaczego nam
barbarzyńcom
posolonym bezideową grą
o jutro
dlaczego nam
skundlonym płodom ewolucji
każą
rozplątać kamienie
(…)
(„powinność kata”)
Gdyby nie język, można byłoby odbierać „Pesel” jako posępną zadumę nad coraz bardziej bezduszną i spłyconą rzeczywistością. Ale obrazy takie, jak barbarzyńcy/ posoleni bezideową grą
to czysta ironia. Warstwa nakłada się na warstwę, obraz przykrywa obraz – dokładnie tak, jak kolejne medialne przekazy zasłaniają się wzajemnie, a nowa informacja już po chwili wypiera z pamięci tę podaną przed momentem. I choć podmiot liryczny nie znajduje wokół siebie niemal żadnych „nagród pocieszenia” ani źródeł nadziei, być może właśnie ironiczne spojrzenie na świat jest dla niego ocaleniem? Drwina z rzeczywistości to jedyna szansa, by przetrwać, jeśli nie ma się już dokąd uciec:
we czwartek pojąłem
że nie ma gdzie indziej
to zawsze będzie
tu i teraz
(„środa czwartek koniec”)
————-
Andrzej Walter, „Pesel”. Wydawnictwo Pisarze.pl, Warszawa 2013, s. 74.