DARIUSZ PAWLICKI – O ELIMINOWANIU CISZY, A Z NIĄ JESZCZE CZEGOŚ…

0
123

DARIUSZ PAWLICKI

 

O ELIMINOWANIU CISZY, A Z NIĄ JESZCZE CZEGOŚ…

 

                                                                                    

      :

      „Usłyszeliśmy szum nieznanego morza, obmywającego brzegi, których nigdy    

nie mieliśmy zobaczyć, i szczęśliwi słuchaliśmy, póki nie zobaczyliśmy go w nas samych” – cytat z Fernando Pessoa.

      O zmierzchu stałem nad strugą łączącą dwa pobliskie jeziora. Nasłuchiwałem. Słyszałem szum wiatru i szelest zeschniętych, bo zimowych trzcin. Nic więcej.


Fot. autor

*

      Wiele mówi się o szkodliwości hałasu, czyli „skoordynowanych, zakłócających spokój, głośnych dźwiękach”. Zwraca się przy tym uwagę na to, jaki ma on negatywny wpływ na człowieka, przykładowo, na jego słuch, stan fizyczny, jak też psychiczny. Zresztą nikt, jak dotąd, nie podjął próby udowodnienia, iż jest wprost przeciwnie – że hałas ma wpływ zbawienny. Podejmuje się więc próby obrony przed nim; nie zawsze z przekonaniem i nie zawsze skutecznie. Lokalizuje się, chociażby, jego źródła z dala od większych skupisk ludzkich (przykładem mogą być lotniska), ogranicza czas jego emisji (np. wprowadzając pojęcie ciszy nocnej).

      Przeciwieństwem hałasu jest cisza. Rzecz jasna ona nie istnieje (może jedynie w warunkach laboratoryjnych). W stanie powszechnie określanym mianem ciszy, zawsze jednak rozlegają się jakieś dźwięki. Lecz dla człowieka, przy jego jednak ograniczeniach w ich odbiorze, ów stan bezdźwięczności niekiedy ma miejsce. A „zakłucający go”, co pewien czas, szelest liści, kukanie kukułki, kumkanie kumaka, jedynie ciszę podkreśla, pozwala ją zarejestrować.

      Paradoksalnie, mając na uwadze jednoznacznie negatywną ocenę hałasu, okazuje się, że owa cisza wcale nie jest powszechnym marzeniem. Oczywiście zdecydowana większość ludzi, mając możliwość wyboru, wyrazi chęć zamieszkania z dala od ruchliwych ulic czy dróg, jak również od innych źródeł hałasu, na które nie będzie mieć wpływu. Ale w swych domach, mieszkaniach, samochodach, w bezpośrednim otoczeniu, niezmiernie często będzie postępować zgoła inaczej; chociażby uruchamiając rozmaite źródła dźwięku. Niektórzy, pytani o to, wyjaśniają, że nie chcą, aby tam, gdzie przebywają, było jak w… grobie. Cisza, według nich, staje się wtedy wręcz niepożądana. Czasy współczesne szczególnie sprzyjają indywidualnemu czynieniu nie-ciszy! Początki tego sięgają wynalezienia gramofonu. Następnie pojawił się radioodbiornik. Jeszcze później – telewizor, magnetofon. A w czasach nie tak odległych – wokman, discman. Ostatnio do tych urządzeń dołączył Ipod. Wkrótce pojawią się kolejne źródła hałasu. Wspólną cechą tych urządzeń jest emitowanie dźwięków o różnej głośności (telewizor, magnetowid, kino domowe dostarczają także obrazu).

      Owo eliminowanie ciszy z miejsc zamieszkania, jest znamienne i bardzo charakterystyczne dla naszej epoki. Bo to, że nie ma jej w centrach handlowych, a jest ona zastąpiona, prezentowaną na okrągło, nijaką muzyką, można jeszcze zrozumieć (ale czy należy na to się godzić?). Dlaczego istnieje jednak powszechna niechęć do wsłuchiwania się w ciszę we własnych czterech ścianach (tak jak i do kontemplowania)? Dlaczego ludzie na własne życzenie rugują ciszę ze swego bezpośredniego otoczenia? Dlaczego są jej wręcz niechętni (rzecz jasna nie mam na myśli słuchania muzyki dla niej samej)?

      Przypuszczam, że powodem tego jest to, iż uważają się za mało interesujących dla… siebie samych. Ich świat wewnętrzy jest bowiem nazbyt ubogi, aby mógł  wypełnić/zapełnić myśli (z pustego i Salomon nie naleje). Posiłkują się więc tym, co pochodzi z zewnątrz, spoza nich. Jeżeli nie pojawi się na progu ich mieszkania potencjalny interlokutor, włączą na przykład telewizor. A gdy jednak się zjawi, też go uruchomią; jeśli zaś będzie włączony, to nie wyłączą. Wyjdą bowiem z założenia, że hałas jakim (też) jest rozmowa, wymaga dźwiękowego uzupełnienia, może nawet spotęgowania.

      To, co powyżej napisałem, nie jest pełną odpowiedzią na pytanie o przyczynę niechęci wobec ciszy, jaka charakteryzuje bardzo wielu ludzi (może nawet zdecydowaną większość). Wydaje mi się, że stoi za tym również lęk przed… nią. Dlatego, że cisza  sprzyja formułowaniu pytań. A ze zmierzchem, mrokiem za oknem, pojawiają się i takie, które nie dotyczą spraw przyziemnych. Zresztą pytania te mogą zostać zadane, tak naprawdę, kiedykolwiek. I to bez względu na to, jaki kto jest inteligentny, jakie posiada wykształcenie (biorę pod uwagę jednak istnienie ludzi, w których myślach takie sprawy w ogóle nie pojawiają się; rzecz jasna jest to tylko kwestia czasu). Co najwyżej innego rodzaju słownictwo może zostać użyte do ich sformułowania. A dotyczą one sensu życia, wiary, śmierci (zwłaszcza własnej). Ponieważ są to sprawy ważne, wręcz najważniejsze, w grę najpewniej wchodzi właśnie lęk. Nie tyle przed samymi pytaniami, co przed odpowiedziami, które mogłyby zostać na nie udzielone.  

      W takich sytuacjach, z racji powszechnej dostępności urządzeń czyniących nie-ciszę,  najczęściej łatwiej jest skupić własną uwagę na hałasie bądź odgrodzić się nim od okoliczności, w których mogłoby dojść do postawienia wspomnianych pytań. Ich niezadanie, przynajmniej przez jakiś czas, sprawi, że nie pojawi się kwestia  odpowiedzenia na nie. Ową nie-ciszę czyni się prawie zawsze prewencyjnie, na wszelki wypadek, nim jeszcze dostrzeże się pierwsze niepokojące sygnały…

 

 

__________________

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko