Marzena Fryckowska
Apokalipsa według Zdzisława T. Łączkowskiego
w jego nowych wierszach [1]
Poetycki świat Zdzisława Tadeusza Łączkowskiego – jego własna Księga, jego Słowo, jego Testament Poetycki, jak zaklęty, wciąż i wciąż, rozpina się między początkiem a końcem – między narodzinami a śmiercią, między Księgą Rodzaju otwierającą Świętą Księgę, a Apokalipsą św. Jana, zamykającą ją. Dość wczesna proza poetycka w tomie Ciemność z bursztynu (1959) trawestuje Księgę Rodzaju w oksymoroniczny świat przedstawiony podmiotu lirycznego, a ostatnie wiersze Poety z cyklu Promienie Apokalipsy to – jak powiada podmiot poetycki – własna, ‘bluźniercza’ apokalipsa – wizja świata po jego końcu, po zagładzie, po zwycięstwie dobra nad złem i po wybrzmieniu Słowa i jego przejściu w ciszę.
Jest to jednocześnie powrót do początku, do ponownych narodzin Adama i Ewy, do wizji stworzenia świata. Stąd ‘promienie’ apokalipsy, a więc poetyckie objawienie przyszłości, najpierw wizji zagłady i końca, potem zaś nowego początku, nowego raju, nowego świata i nowego człowieka, pojednanego ze Stwórcą, którego „promień serca” rozświetlił ten nowy świat: „wszędzie pełnia i srebro”. Ta pozornie paradoksalna jednoczesność istnienia sprzeczności – trwanie zagłady i raju, życia i śmierci, zachwytu i cierpienia (tak jak i – „Alfy i Omegi, Początku i Końca”, Ap 21,6), to znaki rozpoznawcze całej twórczości tego wielkiego Poety, jakim jest Zdzisław Tadeusz Łączkowski, które otwierają przed czytelnikiem niespodziewane wielowarstwowe światy, znaczenia i ukryte sensy oraz najwyższą mądrość. Dają jednocześnie odpowiedź na wszystkie podstawowe, odwieczne pytania ontologiczne człowieka – kim jesteśmy, po co przyszliśmy, dlaczego cierpimy, jaki jest sens, znaczenie i cel życia, śmierci i bólu człowieka? („skąd idziemy / dokąd idziemy // i dlaczego”). Kilka odpowiedzi, które odczytuję w Promieniach Apokalipsy Łączkowskiego, przedstawię poniżej.
Na początku przyjrzyjmy się znaczeniu słowa ‘apokalipsa’. Otóż w naszych czasach, mówiąc o apokalipsie zarówno w literaturze i filozofii postmodernistycznej[2], jak i potocznie w rozmowach niepisanych mamy na myśli katastrofę, koniec świata, zagładę. W sensie biblijnym natomiast na ogół rozumie się ją jako przepowiednię, proroctwo, ale też nacechowane raczej apokaliptycznie, czyli katastroficznie. Tymczasem słowo pochodzi od greckiego apokalyptó, co znaczy „objawiać, odsłaniać” (apokalyptikos – „objawiony, odsłaniający”). W Apokalipsie św. Jana – jak podaje B. Maggioni w Encyklopedii chrześcijaństwa[3] – wbrew popularnym wyobrażeniom, wcale nie chodzi o objawienie straszliwej przyszłości. Dzieło to jest „prorockim odczytaniem historii oraz orędziem niosącym pociechę. Księga ta odnosi się do wydarzeń z przeszłości i z teraźniejszości, przepracowując je oraz przekształcając w taki sposób, by wydobyć to, co w dziejach ukryte i naznaczone kontrastami. Wszystko dokonuje się w przekonaniu o absolutnej pewności następujących prawd: dzieje świata w sposób niezachwiany są w Bożych rękach; ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus jest teraz Panem życia oraz Zwycięzcą śmierci; Bóg wiedzie ludzkość ku nowemu światu”. Ponadto, jak czytamy we wspomnianej Encyklopedii, „apokalipsa wpisuje się w prąd literacki i duchowy, który rozwija się pod koniec Starego i na początku Nowego Przymierza, a narzędzia, którymi posługuje się literatura tego typu, aby przekazać swoje przesłanie, to wizje, otwarcie się nieba, wieści przekazywane przez aniołów oraz przede wszystkim symbole, mające postać liczb, obrazów czy scen. Apokalipsa św. Jana należy właśnie do takiego rodzaju literackiego”. Stosowanymi środkami wyrazu w apokaliptyce są: sen, widzenia oraz swoisty język. Wszystkie one korzystają obficie z symbolizmu związanego np. z przyrodą, zwierzętami czy liczbami.
A jaka jest Apokalipsa u Łączkowskiego? – Skoro już wiemy, że jest to prąd literacki, mniej razi ‘prorocka bluźnierczość’ podmiotu lirycznego: ‘i zamyślam się / bluźnierca: / czy ten kto bywa prorokiem / zostanie ocalony?” W warstwie stylistycznej utwór mocno osadzony jest w starożytnym nurcie literatury apokaliptycznej i gęsto nasyca obraz pejzażami ziemi, nieba i zwierząt, jakby z horroru sennego czy filmu zagłady („wszystko już pokrywa popiół / wszędzie rdza / i zdziwienie”, „na ziemi chorej od snów”, „ptakom wyrosły / rogi bawole / zwierzętom lampy ogniste / i skrzydła”, „ziemia płonie / od południa / północy / wody ogromne”, „rzeki i morza wyschły” „wokół pustynny piasek / drzewa korzeniami w niebo”). Z jednej więc strony Poeta twórczo korzysta z tradycji literatury apokaliptycznej, Biblii, oraz przywołuje inne utwory literackie („Mały Książę płacze”, „dzieła Platona płoną / płoną też księgi Pascala / tylko Biblia częściowo ocalała / gdyż uczy jak kochać/ i nieść natchnienie”, „praca i piękno / jak u Norwida..”). Bezpośrednio używa języka tych dzieł, przywołując ich stylistykę i przesłanie intelektualne i duchowe – a tym samym ocalając je. Z drugiej zaś strony, Poeta ponownie zaklina los ludzkości w Księgę, w swą poezję – ożywiając Pismo – od Księgi Rodzaju do Apokalipsy przez pieśń miłości – Pieśń nad Pieśniami. Osadza swój świat poetycki w tamtej uniwersalnej, zbiorowej, uświęconej tradycji, nadając mu odwieczny sens, uniwersalizując go i przenosząc tym zabiegiem stylistycznym w wieczną i nie jednostkową, lecz wspólną rodzajowi ludzkiemu przestrzeń; w nieprzemijający, odwieczny wymiar, gdzie czas – początek i koniec – a więc życie i śmierć stają się tym samym, zamykają się w kole; tracą swoją bolesną moc; gdzie samotności pojedynczego człowieka odpowiada jedność z Bogiem („Bóg szuka istoty ludzkiej”) i gdzie połączenie człowieka z człowiekiem symbolizowane jest finalnie tym, że „Adam / oddał jak wtedy swoje żebro / Ewie”. Gdzie nawet dobro i zło przekracza swą dualistyczną naturę, jednocząc swe zwalczające się nawzajem odrębności: „anioł biały / pragnie się jednak połamać chlebem / z demonem”.
Zanim jednak przeciwieństwa przekroczą swoje odrębne wymiary, zanim nastąpi „cisza / w nas / i w niebie” (a w Apokalipsie św. Jana: „gdy otworzył pieczęć siódmą, zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny” – 8,1), i zanim wróci groteskowy, wisielczy humor Poety (kolejny jego stylistyczny znak rozpoznawczy), łącząc ostatecznie pozorne sprzeczności bytu, zanim „wąż z rozpaczy / zarzuci(ł) sobie pętlę na jabłoni” – zobaczmy, jak zachwyt i miłość, czyli „promieni(e) serca / Stwórcy” oświetlają ten pejzaż apokalipsy – potocznie rozumianej jako zagłady. Zobaczmy, jak skonstruowany jest świat poetycki w pięciu wierszach Łączkowskiego Promienie Apokalipsy i jak do nas mówi.
Obraz otwierający pokazuje ziemię pokrytą popiołem, rdzą „i zdziwienie(m)”. Poeta nawiązuje tu pośrednio do proroctw św. Jana z jego Apokalipsy, do obrazów otwarcia się Siedmiu Pieczęci; do wizji ziemi po opisanych przez Jana pożarach i wylewach rzek i mórz. Jednocześnie pojawia się typowy dla Łączkowskiego groteskowy kontrast tych stylistyk: ziemię „pokrywa popiół (…) i zdziwienie”. Człowiek dziwi się nadejściu końca świata, ale i przetrwaniu ziemi, czy też może temu, że nie nadeszło ogłaszane przez Jana królestwo Boże na ziemi. Dalej abstrakcja i etyka wplatają się w ten fizyczny pejzaż ziemi i ludzi: „moralność / jak gałąź sosny / złamana // człowiek idzie / donikąd / dusza pokaleczona / Bóg szuka istoty ludzkiej / w gąszczu absurdu / na ziemi chorej / od snów”. Współczesny język absurdu przenika odwieczną walkę dobra ze złem; tu nie człowiek szuka Bożej pociechy, tylko Bóg szuka człowieka. W wyobraźni czytelnika – dzięki takiemu odświeżeniu, uwspółcześnieniu języka poetyckiego – przy jednoczesnym zachowaniu jego antycznego patosu – przywołana jest nie tylko Biblia, ale i cała katastroficzna literatura współczesna, jak choćby Droga kandydata do Nobla, Cormaca McCarthy’ego, który podobnie jak św. Jan i Łączkowski ma „przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości” (2,4).
Miłość to główny promień nadziei, światła – „promień serca / Stwórcy” w tym pejzażu, gdzie „słońce ślepnie / ma jedno oko / ziemia obraca się w proch”. W Promieniach Apokalipsy III Poeta pisze, że „Pieśń nad Pieśniami ocalała / gdyż uczy jak kochać i nieść natchnienie”. Podczas gdy u Jana ‘promień serca Stwórcy’ wyrażony jest w obrazie: „I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi” (22,5). W ontologii Łączkowskiego sens cierpieniu i śmierci nadaje miłość Boża, której Poeta „w lęku / oczekuje”. Potem natychmiast Poeta przywołuje kolejny ‘promień’ – sztukę, piękno, Księgę. „Czy ten kto bywa prorokiem / zostanie ocalony? – czy pisarz /prorok ocala człowieka poprzez piękno od nicości, bezsensu cierpienia? Poeta powraca kilka razy do tego pytania, do tezy, że gdy „kultura dziczeje”, to „demony ciemności (…) chcą to wszystko zamienić w nicość” – odebrać wartość i sens życiu. I w tych wierszach Poeta przywołuje słynną sentencję Norwida: „piękno na to jest, by zachwycało do pracy 3/4 praca, by się zmartwychwstało”, mówiąc: „praca i piękno / jak u Norwida / człowiek staje się nieśmiertelny / odrodzony / nie ma nienawiści / gdyż sam nie wiedząc kiedy / dotyka/ serca Boga”. Czyli praca, a zwłaszcza kreacja twórcy, poety, proroka, a więc i współczesnego ewangelisty – jest stwarzaniem na nowo sensu życia, jest współstwarzaniem człowieka w jego rozwoju duchowym; dziełem na zawsze osadzającym go w wiekuistym bezczasie, w wieczności; zbliżającym go do Boga, który stworzył nas z miłości i dla miłości; gdzie każda praca poszukująca piękna, a więc i twórczość, jest aktem tworzenia, jest wyrazem i aktem miłości. Zatem każda praca, każdy akt tworzenia jest wyjściem poza nienawiść, wejściem w strefę miłości; jest dotknięciem serca Boga, czyli nieskończoności, nieśmiertelności.
Stale i stale – ten wielki Poeta – pisze swoją Księgę na nowo i przywołuje Tę Księgę – Księgę Rodzaju i księgę przeznaczeń z Apokalipsy św. Jana, w której zapisane są „losy całej ludzkości”, a którą „Bóg wręcza Barankowi”, Zbawicielowi. Zbawienie człowieka odbywa się przez miłość i piękno zapisane w Słowie, w Księdze, w pięknie; i przez zapisywanie tego losu ponownie w księgach – poprzez akt twórczy na podobieństwo aktu twórczego Boga w Księdze Rodzaju. A więc i los, i ból są zapisane, zaklęte w Słowie, i stale na nowo zapisywane są w księgach. Podobnie jak los, a więc i cierpienie, tak i zbawienie człowieka stwarzane jest i ocalane przez Księgę, przez moc Słowa, piękna, miłości.
W pierwszej części pojawia się bluźnierczy prorok – poeta pytający o ocalenie przez słowo. W części drugiej ten sam temat ocalenia przetworzony jest przez bezpośrednie przywołanie biblijnego obrazu zwierząt chudych i „nadziei trudnej” – nadziei na zbawienie, na ocalenie przez opowiedzenie w słowie o łzach płynących krwią, łzach – symbolu oczyszczenia i ukojenia, krwi – symbolu odkupienia przez krew Baranka, Zbawiciela. Trzecia cześć przywołuje – o czym już była mowa – księgi: Pascala, Platona, Saint-Exupéry’ego, Norwida i wprost mówi o ocaleniu, natchnieniu, powtórnym zrodzeniu Adama i Ewy, wyłonieniu się nowej planety, odrodzeniu i nieśmiertelności. Im więcej tu ksiąg, tym łatwiejsza wydaje się nadzieja. W części czwartej „zjawia się Starzec mądry / otwiera Księgę „zapisaną wewnątrz / i na odwrocie” (AP 5,1) w niej / Słowo / które wiecznie / trwa”. Kim jest Starzec? Czy to czasem nie Poeta, który pełni funkcję bluźniercy-proroka, który jednak przywołuje i przynosi słowo, piękno, poezję, miłość, pracę, tworzenie?
W części piątej – w wizji spełnienia się proroctw i ponownego narodzenia – pojawiają się bracia Cyryl i Metody, misjonarze Słowian z IX wieku, twórcy 40-literowego alfabetu oddającego głoski występujące w językach południowo-słowiańskich, twórcy przekładu Ewangelii z greki na język starocerkiewno-słowiański[4], czym zapoczątkowali nie tylko intensywny rozwój słowiańskiego piśmiennictwa, ale i szerzenie Słowa w krajach słowiańskich i na Węgrzech. W tej części Promieni apokalipsy „nastąpiła cisza”, a „Księga otworzyła się na słowie pierwszym / godność / pojednanie / pieczęcie pękają dniem i nocą / od brzemiennego piękna / narodził się nowy człowiek / też o imieniu / Adam”. Symbolika biblijnych pieczęci jest wielowarstwowa. Pieczętowanie „wyciska na wybranych duchowe znamię przynależności do Boga, które uchroni ich od złud szatańskich i plag (przypisy do Ap 7,3). Pieczęcie symbolizują chrzest i bierzmowanie, a otwieranie pieczęci to też realizacja oczyszczającego gniewu Bożego. U Łączkowskiego zaś, w części piątej, znów mamy kluczowe dla niego słowa: księga, słowo, brzemienne piękno, odwróconą rozpacz, ale i godność, i pojednanie człowieka z człowiekiem („Cyryl i Metody [twórcy pierwszej słowiańskiej Księgi], „złączeni dłońmi”, „Adam (…) oddał jak wtedy swoje żebro Ewie”). Może ‘pojednanie’ jest konsekwencją złożonej obietnicy: u św. Jana: „Nic godnego klątwy już [odtąd] nie będzie” (22,3). „A oto niebawem przyjdę. Błogosławiony, kto strzeże słów proroctwa tej księgi (22,7). „Nie kładź pieczęci na słowa proroctwa tej księgi, bo chwila jest bliska” (22,10). Może dlatego – pisze Łączkowski – „pieczęcie pękają dniem i nocą” – by uwolnić pojednanie, uwolnić słowo Księgi, zapowiadające brak klątwy, brak bólu, brak śmierci i uzasadnić nadzieję na ocalenie proroka-bluźniercy z pierwszej części Promieni. A praca natchniona pięknem, słowem? Według św. Jana: „Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca” (22,12). Może dlatego zbawienie, czyli przekroczenie cierpienia i śmierci pojawia się jako zapłata za pracę u Norwida: „praca na to jest, by się zmartwychwstało”, a u Łączkowskiego „człowiek staje się [dzięki pracy i pięknu] nieśmiertelny”. Apokalipsa przynosi przecież tę obietnicę. Objawienie Jana kończy się przecież zapowiedzią przekroczenia dualności cierpienia i zachwytu pięknem, oraz narodzin i śmierci: „I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (21.4). „Stało się. Ja jestem Alfa i Omega, Początek i Koniec” (22,6) – czyli połączyły się w Słowie rozdzielone światy materii i ducha, narodzin i śmierci.
Styl, słowo Łączkowskiego „strzeże słów proroctwa tej księgi” (Ap 22,7). Poeta, używając ich swobodnie i wplatając w mowę współczesną, nawiązuje do całej tradycji kultury, przywołuje echa innych książek, innych autorów, ale nigdy nie jest wtórny. Zawsze świeżym oddechem spersonalizowanej metafory ożywia znane słowa i symbole, jak np. w cz. IV: „zapadają / gwiazdy zwęglone / w moje okna / na poddaszu”, podczas gdy u św. Jana czytamy: „ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadała na ziemię” (9,1). Gwiazda, symbol światła, dobra, nieskończoności upada w Księdze na ziemię, gaśnie, w pył się rozsypuje. U Łączkowskiego gwiazda zwęglona jest w świecie, życiu, nadziei, w jego pokoju na poddaszu – tak blisko nieba, Boga, a jednak w mrokach ziemi, cierpienia. Poeta dialoguje z głównymi wielkimi myślami naszej kultury. I tak nawiązuje do słów Słowackiego z tragedii Lilla Weneda: „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, dialogując jednocześnie z innymi wielkimi mistrzami w cytowanym już częściowo fragmencie: „Mały Książę płacze / choć w jego ogrodach / ciągle kwitną róże / Dzieła Platona płoną”. Róża, symbol piękna, stale kwitnie w jego świecie, nawet gdy ludzkość i całe stworzenie na ziemi cierpi.
Ta niebywała, unikalna, zdolność Łączkowskiego do tak gęstego nasycania swoich utworów dziedzictwem kultury przy jednoczesnym zachowaniu wybitnej, ostrej odrębności, naturalności i unikalności własnego stylu i myśli wydaje się kolejnym ważnym znacznikiem jego twórczości. Ta cecha jego języka znów ukazuje paradoks (jak w: „za późno (…) nie jest za późno”, czy w: „tak wiele wiemy / tak mało wiemy / nie wiemy nic”); przekraczana jest tu też dualność unikalności i powtarzalności rzeczy, stylów, słów, doświadczeń ludzkich. Powstaje nowa jakość, która jest jednocześnie jednym i drugim – czymś odrębnym, unikalnym i uniwersalnym jednocześnie. Jest to zresztą cecha każdej wielkiej sztuki. Czerpiąc z tradycji, Poeta staje się zatem „błogosławionym strażnikiem Słowa proroctwa tej księgi” (por. Ap 22,7), który w znacznym stopniu integruje i dodaje raczej niż odejmuje coś ze słów Księgi i ksiąg. Tym samym zapewnia on sobie i czytelnikom nadzieję, że „Bóg [nie] odejmie mu udziału w drzewie życia” (22,19). Wyrok na człowieka, skazanie go – wskutek grzechu – na oddzielenie od Boga, wygnanie z raju na narodziny w bólu, na cierpienie w życiu i śmierci, wydany w Księdze Rodzaju, jest stale i stale odczyniany przez Księgę przeznaczeń wręczoną Barankowi przez Boga. A w niej Słowo, jak słowo Łączkowskiego, ukazuje walkę przeciwieństw i paradoksalnie przekracza swoją dualistyczną naturę. Słowo Zdzisława Tadeusza Łączkowskiego tworzy współczesną metaforykę metafizyczną, nawiązującą do retoryki baroku i starożytnej apokaliptyki. Jego poezja nadal służy skutecznemu wyzwalaniu słowa ze swych pierwotnych znaczeń, ‘rzeczy pierwszych’, wyzwalaniu człowieka z bólu i grozy śmierci, przynosząc nam piękno, nadzieję na nieśmiertelność, godność i pojednanie.
Ta apokalipsa – zagłada i drugie narodziny – starej jaźni pierwszego człowieka, odrębnej i oderwanej od Boga, nie pogodzonej z Nim, dokonuje się poprzez akceptację grozy śmierci, przejście przez zagładę starego życia w bólu, i przez utratę osobnej tożsamości człowieka, poprzez rozpuszczenie jej w boskości i scalenie swego życia ze Słowem Bożym. Tak jak na naszych oczach dokonuje się u Łączkowskiego scalenie słowa, stylu, myśli kultury chrześcijańskiej, tak dokonuje się też ocalenie człowieka, który „w lęku / oczekuje / na kolejny promień serca / Stwórcy”, a „demony ciemności” chcą to wszystko zamienić w nicość”. Człowiek przez pracę i piękno dotyka serca Boga, ale przemiany tej najważniejszej pozostałej dualności w jedność – tej dualności pomiędzy istnieniem a nieistnieniem, pomiędzy Synem Bożym i sercem Stwórcy a narodzinami nowego Adama – dokonuje „Bóg, który szuka istoty ludzkiej”.
Przypisy
[1] Promienie Apokalipsy to pięć najnowszych poematów Łączkowskiego, opublikowanych dotychczas jedynie w książce „Fascynacje. O twórczości Z. T. Łączkowskiego”, red. Eligiusz Dymowski (2013), gdzie również znalazł się niniejszy esej.
[2] Ciekawy szkic na ten temat napisał Jakub Momro, Apokalipsa i wirtualność. Dwa nowoczesne paradygmaty realizmu, „Teksty Drugie” 2012, nr 4, s. 48-69.
[3] B. Maggioni, Apokalipsa, w: Encyklopedia chrześcijaństwa: historia i współczesność – 2000 lat nadziei, Kielce, Jedność 2002).
[4] W Słowniku języka polskiego czytamy, że jest to „najstarszy literacki język słowiański, w którym apostołowie Słowian, Cyryl i Metody, spisali w IX wieku teksty cerkiewne, posługując się narzeczem macedońskim okolic Sołunia (Salonik); język pierwszych słowiańskich przekładów Pisma Świętego, zapisany w dwóch alfabetach: głagolicy i cyrylicy; język starocerkiewny, starosłowiański”.