Marzena Fryckowska – Apokalipsa według Zdzisława T. Łączkowskiego

0
422

Marzena Fryckowska     

 

Apokalipsa według Zdzisława T. Łączkowskiego

w jego nowych wierszach [1]

 

Olga BoznańskaPoetycki świat Zdzisława Tadeusza Łączkowskiego – jego własna Księga, jego Słowo, jego Testament Poetycki, jak zaklęty, wciąż i wciąż, rozpina się między początkiem a końcem – między narodzinami a śmiercią, między Księgą Rodzaju otwierającą Świętą Księgę, a Apokalipsą św. Jana, zamykającą ją. Dość wczesna proza poetycka w tomie Ciemność z bursztynu (1959) trawestuje Księgę Rodzaju w oksymoroniczny świat przedstawiony podmiotu lirycznego, a ostatnie wiersze Poety z cyklu Promienie Apokalipsy to – jak powiada podmiot poetycki – własna, ‘bluźniercza’ apokalipsa – wizja świata po jego końcu, po zagładzie, po zwycięstwie dobra nad złem i po wybrzmieniu Słowa i jego przejściu w ciszę.

Jest to jednocześnie powrót do początku, do ponownych narodzin Adama i Ewy, do wizji stworzenia świata. Stąd ‘promienie’ apokalipsy, a więc poetyckie objawienie przyszłości, najpierw wizji zagłady i końca, potem zaś nowego początku, nowego raju, nowego świata i nowego człowieka, pojednanego ze Stwórcą, którego „promień serca” rozświetlił ten nowy świat: „wszędzie pełnia i srebro”. Ta pozornie paradoksalna jednoczesność istnienia sprzeczności – trwanie zagłady i raju, życia i śmierci, zachwytu i cierpienia (tak jak i – „Alfy i Omegi, Początku i Końca”, Ap 21,6), to znaki rozpoznawcze całej twórczości tego wielkiego Poety, jakim jest Zdzisław Tadeusz Łączkowski, które otwierają przed czytelnikiem niespodziewane wielowarstwowe światy, znaczenia i ukryte sensy oraz najwyższą mądrość. Dają jednocześnie odpowiedź na wszystkie podstawowe, odwieczne pytania ontologiczne człowieka – kim jesteśmy, po co przyszliśmy, dlaczego cierpimy, jaki jest sens, znaczenie i cel życia, śmierci i bólu człowieka? („skąd idziemy / dokąd idziemy // i dlaczego”). Kilka odpowiedzi, które odczytuję w Promieniach Apokalipsy Łączkowskiego, przedstawię poniżej.

Na początku przyjrzyjmy się znaczeniu słowa ‘apokalipsa’. Otóż w naszych czasach, mówiąc o apokalipsie zarówno w literaturze i filozofii postmodernistycznej[2], jak i potocznie w rozmowach niepisanych mamy na myśli katastrofę, koniec świata, zagładę. W sensie biblijnym natomiast na ogół rozumie się ją jako przepowiednię, proroctwo, ale też nacechowane raczej apokaliptycznie, czyli katastroficznie. Tymczasem słowo pochodzi od greckiego apokalyptó, co znaczy „objawiać, odsłaniać” (apokalyptikos – „objawio­ny, odsłaniający”). W Apokalipsie św. Jana – jak podaje B. Maggioni w Encyklopedii chrześcijaństwa[3] – wbrew popular­nym wyobrażeniom, wcale nie chodzi o objawienie straszliwej przyszłości. Dzieło to jest proroc­kim odczytaniem historii oraz orę­dziem niosącym pociechę. Księga ta odnosi się do wydarzeń z przeszłości i z teraźniejszości, przepracowując je oraz przekształcając w taki sposób, by wy­dobyć to, co w dziejach ukryte i naznaczone kontrastami. Wszystko dokonuje się w przekonaniu o absolutnej pewności następują­cych prawd: dzieje świata w spo­sób niezachwiany są w Bożych rękach; ukrzyżowany i zmartwychwstały Chrystus jest teraz Panem życia oraz Zwycięzcą śmierci; Bóg wiedzie ludzkość ku nowemu światu”. Ponadto, jak czytamy we wspomnianej Encyklopedii, „apokalipsa wpisuje się w prąd literacki i duchowy, który rozwi­ja się pod koniec Starego i na po­czątku Nowego Przymierza, a narzędzia, którymi posługuje się literatura tego typu, aby przekazać swoje przesłanie, to wizje, otwar­cie się nieba, wieści przekazywa­ne przez aniołów oraz przede wszystkim symbole, mające po­stać liczb, obrazów czy scen. Apokalipsa św. Jana należy wła­śnie do takiego rodzaju literackie­go”. Stosowanymi środkami wy­razu w apokaliptyce są: sen, widzenia oraz swo­isty język. Wszystkie one korzy­stają obficie z symbolizmu zwią­zanego np. z przyrodą, zwierzęta­mi czy liczbami.

A jaka jest Apokalipsa u Łączkowskiego? – Skoro już wiemy, że jest to prąd literacki, mniej razi ‘prorocka bluźnierczość’ podmiotu lirycznego: ‘i zamyślam się / bluźnierca: / czy ten kto bywa prorokiem / zostanie ocalony?” W warstwie stylistycznej utwór mocno osadzony jest w starożytnym nurcie literatury apokaliptycznej i gęsto nasyca obraz pejzażami ziemi, nieba i zwierząt, jakby z horroru sennego czy filmu zagłady („wszystko już pokrywa popiół / wszędzie rdza / i zdziwienie”, „na ziemi chorej od snów”, „ptakom wyrosły / rogi bawole / zwierzętom lampy ogniste / i skrzydła”, „ziemia płonie / od południa / północy / wody ogromne”, „rzeki i morza wyschły” „wokół pustynny piasek / drzewa korzeniami w niebo”). Z jednej więc strony Poeta twórczo korzysta z tradycji literatury apokaliptycznej, Biblii, oraz przywołuje inne utwory literackie („Mały Książę płacze”, „dzieła Platona płoną / płoną też księgi Pascala / tylko Biblia częściowo ocalała / gdyż uczy jak kochać/ i nieść natchnienie”, „praca i piękno / jak u Norwida..”). Bezpośrednio używa języka tych dzieł, przywołując ich stylistykę i przesłanie intelektualne i duchowe – a tym samym ocalając je. Z drugiej zaś strony, Poeta ponownie zaklina los ludzkości w Księgę, w swą poezję – ożywiając Pismo – od Księgi Rodzaju do Apokalipsy przez pieśń miłości – Pieśń nad Pieśniami. Osadza swój świat poetycki w tamtej uniwersalnej, zbiorowej, uświęconej tradycji, nadając mu odwieczny sens, uniwersalizując go i przenosząc tym zabiegiem stylistycznym w wieczną i nie jednostkową, lecz wspólną rodzajowi ludzkiemu przestrzeń; w nieprzemijający, odwieczny wymiar, gdzie czas – początek i koniec – a więc życie i śmierć stają się tym samym, zamykają się w kole; tracą swoją bolesną moc; gdzie samotności pojedynczego człowieka odpowiada jedność z Bogiem („Bóg szuka istoty ludzkiej”) i gdzie połączenie człowieka z człowiekiem symbolizowane jest finalnie tym, że „Adam / oddał jak wtedy swoje żebro / Ewie”. Gdzie nawet dobro i zło przekracza swą dualistyczną naturę, jednocząc swe zwalczające się nawzajem odrębności: „anioł biały / pragnie się jednak połamać chlebem / z demonem”.

Zanim jednak przeciwieństwa przekroczą swoje odrębne wymiary, zanim nastąpi „cisza / w nas / i w niebie” (a w Apokalipsie św. Jana: „gdy otworzył pieczęć siódmą, zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny” – 8,1), i zanim wróci groteskowy, wisielczy humor Poety (kolejny jego stylistyczny znak rozpoznawczy), łącząc ostatecznie pozorne sprzeczności bytu, zanim „wąż z rozpaczy / zarzuci(ł) sobie pętlę na jabłoni” – zobaczmy, jak zachwyt i miłość, czyli „promieni(e) serca / Stwórcy” oświetlają ten pejzaż apokalipsy – potocznie rozumianej jako zagłady. Zobaczmy, jak skonstruowany jest świat poetycki w pięciu wierszach Łączkowskiego Promienie Apokalipsy i jak do nas mówi.

Obraz otwierający pokazuje ziemię pokrytą popiołem, rdzą „i zdziwienie(m)”. Poeta nawiązuje tu pośrednio do proroctw św. Jana z jego Apokalipsy, do obrazów otwarcia się Siedmiu Pieczęci; do wizji ziemi po opisanych przez Jana pożarach i wylewach rzek i mórz. Jednocześnie pojawia się typowy dla Łączkowskiego groteskowy kontrast tych stylistyk: ziemię „pokrywa popiół (…) i zdziwienie”. Człowiek dziwi się nadejściu końca świata, ale i przetrwaniu ziemi, czy też może temu, że nie nadeszło ogłaszane przez Jana królestwo Boże na ziemi. Dalej abstrakcja i etyka wplatają się w ten fizyczny pejzaż ziemi i ludzi: „moralność / jak gałąź sosny / złamana // człowiek idzie / donikąd / dusza pokaleczona / Bóg szuka istoty ludzkiej / w gąszczu absurdu / na ziemi chorej / od snów”. Współczesny język absurdu przenika odwieczną walkę dobra ze złem; tu nie człowiek szuka Bożej pociechy, tylko Bóg szuka człowieka. W wyobraźni czytelnika – dzięki takiemu odświeżeniu, uwspółcześnieniu języka poetyckiego – przy jednoczesnym zachowaniu jego antycznego patosu – przywołana jest nie tylko Biblia, ale i cała katastroficzna literatura współczesna, jak choćby Droga kandydata do Nobla, Cormaca McCarthy’ego, który podobnie jak św. Jan i Łączkowski ma „przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości” (2,4).

Miłość to główny promień nadziei, światła – „promień serca / Stwórcy” w tym pejzażu, gdzie „słońce ślepnie / ma jedno oko / ziemia obraca się w proch”. W Promieniach Apokalipsy III Poeta pisze, że „Pieśń nad Pieśniami ocalała / gdyż uczy jak kochać i nieść natchnienie”. Podczas gdy u Jana ‘promień serca Stwórcy’ wyrażony jest w obrazie: „I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi” (22,5). W ontologii Łączkowskiego sens cierpieniu i śmierci nadaje miłość Boża, której Poeta „w lęku / oczekuje”. Potem natychmiast Poeta przywołuje kolejny ‘promień’ – sztukę, piękno, Księgę. „Czy ten kto bywa prorokiem / zostanie ocalony? – czy pisarz /prorok ocala człowieka poprzez piękno od nicości, bezsensu cierpienia? Poeta powraca kilka razy do tego pytania, do tezy, że gdy „kultura dziczeje”, to „demony ciemności (…) chcą to wszystko zamienić w nicość” – odebrać wartość i sens życiu. I w tych wierszach Poeta przywołuje słynną sentencję Norwida: „piękno na to jest, by zachwycało do pracy 3/4 praca, by się zmartwychwstało”, mówiąc: „praca i piękno / jak u Norwida / człowiek staje się nieśmiertelny / odrodzony / nie ma nienawiści / gdyż sam nie wiedząc kiedy / dotyka/ serca Boga”. Czyli praca, a zwłaszcza kreacja twórcy, poety, proroka, a więc i współczesnego ewangelisty – jest stwarzaniem na nowo sensu życia, jest współstwarzaniem człowieka w jego rozwoju duchowym; dziełem na zawsze osadzającym go w wiekuistym bezczasie, w wieczności; zbliżającym go do Boga, który stworzył nas z miłości i dla miłości; gdzie każda praca poszukująca piękna, a więc i twórczość, jest aktem tworzenia, jest wyrazem i aktem miłości. Zatem każda praca, każdy akt tworzenia jest wyjściem poza nienawiść, wejściem w strefę miłości; jest dotknięciem serca Boga, czyli nieskończoności, nieśmiertelności.

Stale i stale – ten wielki Poeta – pisze swoją Księgę na nowo i przywołuje Tę Księgę – Księgę Rodzaju i księgę przeznaczeń z Apokalipsy św. Jana, w której zapisane są „losy całej ludzkości”, a którą „Bóg wręcza Barankowi”, Zbawicielowi. Zbawienie człowieka odbywa się przez miłość i piękno zapisane w Słowie, w Księdze, w pięknie; i przez zapisywanie tego losu ponownie w księgach – poprzez akt twórczy na podobieństwo aktu twórczego Boga w Księdze Rodzaju. A więc i los, i ból są zapisane, zaklęte w Słowie, i stale na nowo zapisywane są w księgach. Podobnie jak los, a więc i cierpienie, tak i zbawienie człowieka stwarzane jest i ocalane przez Księgę, przez moc Słowa, piękna, miłości.

W pierwszej części pojawia się bluźnierczy prorok – poeta pytający o ocalenie przez słowo. W części drugiej ten sam temat ocalenia przetworzony jest przez bezpośrednie przywołanie biblijnego obrazu zwierząt chudych i „nadziei trudnej” – nadziei na zbawienie, na ocalenie przez opowiedzenie w słowie o łzach płynących krwią, łzach – symbolu oczyszczenia i ukojenia, krwi – symbolu odkupienia przez krew Baranka, Zbawiciela. Trzecia cześć przywołuje – o czym już była mowa – księgi: Pascala, Platona, Saint-Exupéry’ego, Norwida i wprost mówi o ocaleniu, natchnieniu, powtórnym zrodzeniu Adama i Ewy, wyłonieniu się nowej planety, odrodzeniu i nieśmiertelności. Im więcej tu ksiąg, tym łatwiejsza wydaje się nadzieja. W części czwartej „zjawia się Starzec mądry / otwiera Księgę „zapisaną wewnątrz / i na odwrocie” (AP 5,1) w niej / Słowo / które wiecznie / trwa”. Kim jest Starzec? Czy to czasem nie Poeta, który pełni funkcję bluźniercy-proroka, który jednak przywołuje i przynosi słowo, piękno, poezję, miłość, pracę, tworzenie?

W części piątej – w wizji spełnienia się proroctw i ponownego narodzenia – pojawiają się bracia Cyryl i Metody, misjonarze Słowian z IX wieku, twórcy 40-literowego alfabetu oddającego głoski występujące w językach południowo-słowiańskich, twórcy przekładu Ewangelii z greki na język starocerkiewno-słowiański[4], czym zapoczątkowali nie tylko intensywny rozwój słowiańskiego piśmiennictwa, ale i szerzenie Słowa w krajach słowiańskich i na Węgrzech. W tej części Promieni apokalipsy „nastąpiła cisza”, a „Księga otworzyła się na słowie pierwszym / godność / pojednanie / pieczęcie pękają dniem i nocą / od brzemiennego piękna / narodził się nowy człowiek / też o imieniu / Adam”. Symbolika biblijnych pieczęci jest wielowarstwowa. Pieczętowanie „wyciska na wybranych duchowe znamię przynależności do Boga, które uchroni ich od złud szatańskich i plag (przypisy do Ap 7,3). Pieczęcie symbolizują chrzest i bierzmowanie, a otwieranie pieczęci to też realizacja oczyszczającego gniewu Bożego. U Łączkowskiego zaś, w części piątej, znów mamy kluczowe dla niego słowa: księga, słowo, brzemienne piękno, odwróconą rozpacz, ale i godność, i pojednanie człowieka z człowiekiem („Cyryl i Metody [twórcy pierwszej słowiańskiej Księgi], „złączeni dłońmi”, „Adam (…) oddał jak wtedy swoje żebro Ewie”). Może ‘pojednanie’ jest konsekwencją złożonej obietnicy: u św. Jana: „Nic godnego klątwy już [odtąd] nie będzie” (22,3). „A oto niebawem przyjdę. Błogosławiony, kto strzeże słów proroctwa tej księgi (22,7). „Nie kładź pieczęci na słowa proroctwa tej księgi, bo chwila jest bliska” (22,10). Może dlatego – pisze Łączkowski – „pieczęcie pękają dniem i nocą” – by uwolnić pojednanie, uwolnić słowo Księgi, zapowiadające brak klątwy, brak bólu, brak śmierci i uzasadnić nadzieję na ocalenie proroka-bluźniercy z pierwszej części Promieni. A praca natchniona pięknem, słowem? Według św. Jana: „Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca” (22,12). Może dlatego zbawienie, czyli przekroczenie cierpienia i śmierci pojawia się jako zapłata za pracę u Norwida: „praca na to jest, by się zmartwychwstało”, a u Łączkowskiego „człowiek staje się [dzięki pracy i pięknu] nieśmiertelny”. Apokalipsa przynosi przecież tę obietnicę. Objawienie Jana kończy się przecież zapowiedzią przekroczenia dualności cierpienia i zachwytu pięknem, oraz narodzin i śmierci: „I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (21.4). „Stało się. Ja jestem Alfa i Omega, Początek i Koniec” (22,6) – czyli połączyły się w Słowie rozdzielone światy materii i ducha, narodzin i śmierci.

Styl, słowo Łączkowskiego „strzeże słów proroctwa tej księgi” (Ap 22,7). Poeta, używając ich swobodnie i wplatając w mowę współczesną, nawiązuje do całej tradycji kultury, przywołuje echa innych książek, innych autorów, ale nigdy nie jest wtórny. Zawsze świeżym oddechem spersonalizowanej metafory ożywia znane słowa i symbole, jak np. w cz. IV: „zapadają / gwiazdy zwęglone / w moje okna / na poddaszu”, podczas gdy u św. Jana czytamy: „ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadała na ziemię” (9,1). Gwiazda, symbol światła, dobra, nieskończoności upada w Księdze na ziemię, gaśnie, w pył się rozsypuje. U Łączkowskiego gwiazda zwęglona jest w świecie, życiu, nadziei, w jego pokoju na poddaszu – tak blisko nieba, Boga, a jednak w mrokach ziemi, cierpienia. Poeta dialoguje z głównymi wielkimi myślami naszej kultury. I tak nawiązuje do słów Słowackiego z tragedii Lilla Weneda: „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, dialogując jednocześnie z innymi wielkimi mistrzami w cytowanym już częściowo fragmencie: „Mały Książę płacze / choć w jego ogrodach / ciągle kwitną róże / Dzieła Platona płoną”. Róża, symbol piękna, stale kwitnie w jego świecie, nawet gdy ludzkość i całe stworzenie na ziemi cierpi.

Ta niebywała, unikalna, zdolność Łączkowskiego do tak gęstego nasycania swoich utworów dziedzictwem kultury przy jednoczesnym zachowaniu wybitnej, ostrej odrębności, naturalności i unikalności własnego stylu i myśli wydaje się kolejnym ważnym znacznikiem jego twórczości. Ta cecha jego języka znów ukazuje paradoks (jak w: „za późno (…) nie jest za późno”, czy w: „tak wiele wiemy / tak mało wiemy / nie wiemy nic”); przekraczana jest tu też dualność unikalności i powtarzalności rzeczy, stylów, słów, doświadczeń ludzkich. Powstaje nowa jakość, która jest jednocześnie jednym i drugim – czymś odrębnym, unikalnym i uniwersalnym jednocześnie. Jest to zresztą cecha każdej wielkiej sztuki. Czerpiąc z tradycji, Poeta staje się zatem „błogosławionym strażnikiem Słowa proroctwa tej księgi” (por. Ap 22,7), który w znacznym stopniu integruje i dodaje raczej niż odejmuje coś ze słów Księgi i ksiąg. Tym samym zapewnia on sobie i czytelnikom nadzieję, że „Bóg [nie] odejmie mu udziału w drzewie życia” (22,19). Wyrok na człowieka, skazanie go – wskutek grzechu – na oddzielenie od Boga, wygnanie z raju na narodziny w bólu, na cierpienie w życiu i śmierci, wydany w Księdze Rodzaju, jest stale i stale odczyniany przez Księgę przeznaczeń wręczoną Barankowi przez Boga. A w niej Słowo, jak słowo Łączkowskiego, ukazuje walkę przeciwieństw i paradoksalnie przekracza swoją dualistyczną naturę. Słowo Zdzisława Tadeusza Łączkowskiego tworzy współczesną metaforykę metafizyczną, nawiązującą do retoryki baroku i starożytnej apokaliptyki. Jego poezja nadal służy skutecznemu wyzwalaniu słowa ze swych pierwotnych znaczeń, ‘rzeczy pierwszych’, wyzwalaniu człowieka z bólu i grozy śmierci, przynosząc nam piękno, nadzieję na nieśmiertelność, godność i pojednanie.

Ta apokalipsa – zagłada i drugie narodziny – starej jaźni pierwszego człowieka, odrębnej i oderwanej od Boga, nie pogodzonej z Nim, dokonuje się poprzez akceptację grozy śmierci, przejście przez zagładę starego życia w bólu, i przez utratę osobnej tożsamości człowieka, poprzez rozpuszczenie jej w boskości i scalenie swego życia ze Słowem Bożym. Tak jak na naszych oczach dokonuje się u Łączkowskiego scalenie słowa, stylu, myśli kultury chrześcijańskiej, tak dokonuje się też ocalenie człowieka, który „w lęku / oczekuje / na kolejny promień serca / Stwórcy”, a „demony ciemności” chcą to wszystko zamienić w nicość”. Człowiek przez pracę i piękno dotyka serca Boga, ale przemiany tej najważniejszej pozostałej dualności w jedność – tej dualności pomiędzy istnieniem a nieistnieniem, pomiędzy Synem Bożym i sercem Stwórcy a narodzinami nowego Adama – dokonuje „Bóg, który szuka istoty ludzkiej”.


Przypisy

 

[1] Promienie Apokalipsy to pięć najnowszych poematów Łączkowskiego, opublikowanych dotychczas jedynie w książce „Fascynacje. O twórczości Z. T. Łączkowskiego”, red. Eligiusz Dymowski (2013), gdzie również znalazł się niniejszy esej.

[2] Ciekawy szkic na ten temat napisał Jakub Momro, Apokalipsa i wirtualność. Dwa nowoczesne paradygmaty realizmu, „Teksty Drugie” 2012, nr 4, s. 48-69.

[3] B. Maggioni, Apokalipsa, w: Encyklopedia chrześcijaństwa: historia i współczesność – 2000 lat nadziei, Kielce, Jedność 2002).

[4] W Słowniku języka polskiego czytamy, że jest to „najstarszy literacki język słowiański, w którym apostołowie Słowian, Cyryl i Metody, spisali w IX wieku teksty cerkiewne, posługując się narzeczem macedońskim okolic Sołunia (Salonik); język pierwszych słowiańskich przekładów Pisma Świętego, zapisany w dwóch alfabetach: głagolicy i cyrylicy; język starocerkiewny, starosłowiański”.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko