Emilia Mazurek – O stylizacji słów kilka

0
285

Emilia Mazurek     

 

O stylizacji słów kilka

 

 Gustave DoréKomunałem będzie stwierdzenie, że poezja powinna cechować się oryginalnością, i to zarówno pod względem formy, jak i treści. Jednym z podstawowych grzechów, często wytykanych neofitom, jest kopiowanie wyeksploatowanych wzorców, sięganie po wyświechtane motywy, wykorzystywanie wtórnych wątków i bezmyślne naśladowanie innych poetów. Epigonizm postrzega się jako bardzo poważne uchybienie w ars poetica, gdyż świadczy o braku pomysłu na przemówienie własnym, niepowtarzalnym głosem na poetyckiej agorze.

Czy jednak należy całkowicie potępić pisanie stylizacji, uznać je – en bloc – za grafomanię i odłożyć na jedną z najniższych półek w hierarchii utworów literackich? Czy każda stylizacja jest pójściem na łatwiznę i powielaniem nudnych leitmotivów według szablonu? Czy początkującym Autorom należy „wybić z głowy” tworzenie tekstów bardzo mocno osadzonych klimatem, stylem, czy też tematyką – w cudzej poetyce, nierzadko także w odległej czasowo epoce?

Myślę, że problem epigonizmu jest bardziej złożony, niż na to wygląda. Niewątpliwie nie świadczy dobrze o Autorze pisanie np. Mickiewiczem, Słowackim, Leśmianem, czy Pawlikowską-Jasnorzewską, wynikające z przeświadczenia, iż „jeśli będę pisać, tak, jak oni, to wzniosę się na wyżyny”. Niestety, nimb wieszczów nie spłynie w cudownych sposób na naśladowcę. Z kilku powodów.

Po pierwsze – poezja wspomnianych Autorów powstawała w zupełnie innych realiach, oddawała ich ducha, ich problemy, ich specyfikę. Stanowiła rodzaj zwierciadła dla czasów, w których się rodziła, oraz dla mentalności wspólnoty, w imieniu której zabierała głos. Pewne dezyderaty już dawno się zdezaktualizowały. Kluczowe ongiś i nowatorskie spory nabrały obecnie zupełnie innego wymiaru, jak chociażby słynny konflikt „wiary i czucia” z „mędrca szkiełkiem i okiem”. Po drugie – pewne wątki zostały już tak przemielone przez następujące po sobie poetyckie generacje, że potrzeba wyjątkowej przenikliwości i wyjątkowo nietypowej perspektywy, aby z nich jeszcze wycisnąć coś interesującego. No i oczywiście w większości przypadków trzeba zwrócić uwagę na fakt, że stylizacja to nic innego, jak „cudze piórka”, maska, za którą nie stoją autentyczne przemyślenie, prawdziwe emocje, realne doświadczenia. O ile można sobie od kogoś „pożyczyć” styl, czyli kostium, o tyle już nie da się „pożyczyć” cudzego sposobu myślenia i odczuwania, cudzej historii, cudzej pamięci. Stylizacja obdarta z kontekstu – literackiego, cywilizacyjnego, społecznego, historycznego – jest jedynie bańką mydlaną, pustą w środku. Nie należy bowiem zapominać, że każdy Autor musiał się jakoś określić wobec konkretnego stadium rozwoju literatury, w jakim przyszło mu tworzyć. Przykładowo, romantycy przeciwstawiali się prymatowi rozumu nad uczuciowością – w opozycji do obowiązujących wcześniej reguł klasycyzmu. Dziś jednak nie można tej narracji reanimować i traktować tak, jakby od czasów romantyzmu nic się w historii literatury nie zmieniło.

Po wymienieniu głównych przyczyn, dla jakich należy unikać epigonizmu, warto jednak zaznaczyć, że stylizacje i ich pisanie mają także i swoje dobre strony, oczywiście po spełnieniu określonych warunków, które pozwolę sobie tutaj wymienić.

Pierwszym podstawowym warunkiem, jest uświadomienie sobie przez Autora, że to co właśnie rodzi się pod jego piórem, to stylizacja, czyli przemyślane nawiązanie do pewnych kanonów i podporządkowanie się zasadom panującym w zupełnie innej wspólnocie twórców i odbiorców, niż jego własna. Rzetelna stylizacja powinna ten fakt uwzględniać, a może to zrobić w dwojaki sposób.

Jedną z możliwości jest jak najdokładniejsze zrozumienie i ogarnięcie wszystkich czynników, wpływających na kształt twórczości w danej epoce, czy w danym środowisku, a także wierne przełożenie ich na poezję własną. Pociąga to ze sobą wnikliwe zapoznanie się z wieloma dziełami danego okresu, a także konieczność przeprowadzenia researchingu, przestudiowania na przykład różnych kwestii związanych z obyczajowością, religią, stylem życia, sytuacją polityczną i historyczną, aby słowa stylizacji zabrzmiały wiarygodnie. Jeżeli chcemy napisać stylizację leśmianowską, wypadałoby „zjeść zęby” na Leśmianie, a przy okazji np. dokształcić się z dziedziny demonologii słowiańskiej, która stanowiła jedną z głównych inspiracji tego poety.

Jest to oczywiście trudne, a czasami wręcz niemożliwe, ciężko bowiem wyobrazić sobie współczesnego Autora, który umiałby doskonale wczuć się w przeżycia np. ofiar drugiej wojny światowej i napisać drugą „Elegię o chłopcu polskim”. Naprawdę, lepiej jest w takich sytuacjach zabrać głos we własnym imieniu. Ale próbować naturalnie można, bo przecież ktoś, kto pisze wiersze, wyróżnia się sporą wrażliwością, posiada rozwiniętą wyobraźnię, przez co wiele zagadnień może ogarnąć intuicyjnie.

Jednakże nie należy zapominać o dystansie, jaki dzieli rzeczywistość stylizacji od rzeczywistości Autora. Dystans ten siłą rzeczy sprawia, że stylizacja nie spełni pewnych istotnych funkcji poezji, takich jak wychodzenie poza konwencje i przekraczanie, rozwijanie zastanych kodów. Należy więc stylizację traktować przede wszystkim jako ćwiczenie stylu.

W takim charakterze stylizacja, jako świadome wykorzystywanie pewnych modeli, może znaleźć swoje uzasadnienie, o ile Autor uzna ją za rodzaj wprawki, czy „gimnastyki pióra”. Chociażby dlatego, że wymaga ona jednak od piszącego narzucenia sobie pewnych ograniczeń, co już jest samo w sobie bardzo cenne, bo w warsztacie poetyckim liczy się umiar i umiejętność poddania słowa rygorom, tak aby nie wybiegało przed szereg. Następnie, stylizacja narzuca obowiązek czytania i poznawania twórczości, na której Autor pragnie się wzorować, a przecież oczytanie to jeden z bardzo istotnych kluczy do sukcesu. Poznawanie specyficznych cech różnych poetyk rozszerza ogląd na proces twórczy, warunkując tym samym uniknięcie strategii „wyważania otwartych drzwi” w przyszłości. Pisanie stylizacji daje też możliwość odkrycia rozmaitych technik pisania i wypróbowania ukrytego w nich potencjału. Innymi przecież środkami poetyckimi posługiwali się klasycyści, innymi romantycy, innymi moderniści, innymi futuryści. Każdy trend bazował na wykorzystaniu odmiennych aspektów języka, inaczej definiował kanony estetyczne, inaczej postrzegał relacje między zapisem a przekazem, między „ja” i „ty”, między Autorem a światem, między słowem a jego znaczeniami. Stylizacja ułatwia empiryczne poznanie, o co tak naprawdę w danym nurcie, czy w danej koncepcji chodziło.

Do tego oczywiście nie można podchodzić infantylnie, na zasadzie „Mickiewicz pięknie pisał, ja też chcę tak, jak on!” Przede wszystkim, aby epigonizm okazał się w jakiejś mierze użyteczny dla piszącego, należy sięgać po rozmaite i zróżnicowane inspiracje a nie zamykać się w jednym universum, które wydaje się nam – z jakichś przyczyn – bliższe, łatwiejsze, czytelniejsze, przyjaźniejsze, bo tak najłatwiej zamknąć się w oderwanym od współczesnej literackiej rzeczywistości światku tego, co Autorowi „w duszy gra”, a na dodatek odbija cudze światło.

Przy tym wszystkim nie trzeba chyba dodawać, że podstawą sukcesu przy tego rodzaju próbach jest troska o warsztat, a zatem dbałość o sprostanie wszelkim wymogom co do formy utworów. Ballada ma być balladą, fraszka fraszką, sonet sonetem. Jeżeli jakaś forma wymaga regularności, należy zastosować prawidłowe metrum, jeżeli w jakiejś epoce nie istniała jeszcze „swoboda interpunkcyjna”, to wiersz musi być poprawny pod tym względem, no chyba, że mamy do czynienia z podjęciem swoistej polemiki, ale to już wyższa szkoła jazdy, o której za za chwilę. Poprawność językowa jest chyba sprawą oczywistą, ale przywołam ją dla porządku, bo stylizowanie nie usprawiedliwia nieporadności stylu. Mało tego, zwłaszcza w stylizacji nie ma na nią miejsca.

Stylizacja jednakże wcale nie musi ograniczać się jedynie do biernego przerysowywania wzorów. Poeta, który osiągnie już pewien poziom swobody w pisaniu i oderwie się od szablonów, potraktuje bowiem stylizację jako punkt wyjścia do zabawy z konwencją.

Pozornie ta „zabawa z konwencją” stoi w sprzeczności z opisaną wcześniej mimetyczną dokładnością w oddawaniu „ducha epoki” i z wiernością w stosunku do modelowych kanonów, realiów, kontekstów. Ta sprzeczność jednak jest tylko powierzchowna. I jedno, i drugie podejście do zagadnienia stylizacji zakłada bowiem doskonałą znajomość wszystkich struktur, założeń bazowych i filarów oraz sprawność w poruszaniu się po danym obszarze – językowym, kulturowym, filozoficznym, literackim, politycznym, itd. Sprawność ta jest niezbędna zarówno przy reprodukowaniu wzorców, jak i przy zainicjowaniu gry, mającej utrwalonymi przez tradycję strukturami zachwiać. Oczywiście to się sprawdza raczej przy obraniu formuły ludycznej, bo jeśli potraktujemy sprawę serio, to będziemy mieli do czynienia z kreowaniem całkiem nowych trendów, a nie z „twórczą stylizacją” (o ile takie pojęcie można w ogóle powołać do życia).

Pod pojęciem zabawy z kanonami, rozumiem różne formy przekraczania granic konwencjonalnej stylizacji. Podkreślam jednak aspekt „rozrywkowy”, gdyż tenże kładzie największy nacisk na umowność, i to zarówno formalną, jak i treściową. Ani Autor, ani czytelnicy, nie podchodzą ze śmiertelną powagą i nabożną czcią do utworu, ani do jego pierwowzoru. Obie strony, doskonale zorientowane w kontekście, decydują się dobrowolnie i z premedytacją na grę, której celem jest wydobycie z tego kontekstu zaskakujących, dotychczas nieodkrytych znaczeń, paradoksów, absurdów, śmiesznostek. Doskonałym narzędziem dla poety, w tym przypadku, jest na przykład parafraza, zwłaszcza przybierająca formę parodii. Oczywiście wykpić da się wszystko – na przykład, parodiując Mickiewicza, można szydzić z romantycznego patosu, a parafrazując prześmiewczo Leśmiana – można wydobyć humorystyczny aspekt słowotwórstwa (np. poprzez przejaskrawienie), albo stworzyć satyrę na wszechobecny w tej poezji erotyzm. Parafraza czy też parodia zawsze jest czymś więcej, niż imitacją, gdyż wymaga przepuszczenia oryginału przez jakiś filtr. Tym filtrem jest naturalnie umysł Autora, jego poczucie humoru, jego zmysł obserwacyjny, jego wyobraźnia.

Innym sposobem na twórcze wykorzystanie mechanizmu stylizacji, jest przejęcie z modelu tylko jednego z komponentów i zestawienie go z komponentami pochodzącymi z zupełnie innego systemu. Na przykład, można posłużyć się językiem danej epoki do wyrażenia zupełnie innych treści (wcześniejszych bądź późniejszych).

Wyobraźmy sobie poemę o randkowaniu w sieci, napisaną staropolszczyzną, z zastosowaniem środków poetyckich typowych, dajmy na to, dla liryki barokowej. Albo eksperyment z zakresu leśmianowskiego słowotwórstwa, aby podjąć próbę zmitologizowania przestrzeni miejskiej. Ciekawym konceptem byłby wiersz, gdzie dla odmiany, ostry, „zbuntowany” język Charlesa Bukowskiego zostałby zestawiony z tematyką poezji Villona, protoplasty dzisiejszych outsiderów i poetów wyklętych. Jeżeli ktoś będzie umiał zrobić to z polotem i lekkością, sprawnie posługując się materią językową, to rezultat może okazać się wyśmienity.

Podobnie łączyć można zapożyczone z jakichś odległych czasów obrazowanie ze współczesną tematyką. Ja tu widziałabym pole do tego, aby w przestrzeni poetyckiej mogły spotkać się dwie odmienne mentalności, dwie rzeczywistości, dwie epoki, w poszukiwaniu wspólnego języka. W tym momencie poeta musi odegrać trudną rolę animatora tej konfrontacji, której miejscem staje się wiersz. Stylizacja, czy też – proszę wybaczyć to pejoratywne określenie – relatywne naśladownictwo, jest tak naprawdę przyjęciem umownej formuły, która ma ułatwić znalezienie miejsc stycznych w dwóch nieprzystających do siebie pozornie kodach. Tymi miejscami stycznymi są pewne – oczywiście autorskie – prawdy o człowieku, przemyślenia kulturowe, refleksje natury filozoficznej, historycznej, czy również literackiej. Przeszłość może się spotkać z przeszłością i wymienić maskami, aby w gruncie rzeczy pokazać, że mówią podobnie i o tym samym. Stylizacja wówczas miałaby za zadanie utrwalenie samego momentu tej wymiany. Wspomniane maski – to język, dobór charakterystycznych dla danej epoki rekwizytów i słów-kluczy, symboli, toposów, wątków przewodnich. W zasadzie ten rodzaj epigonizmu bardziej już zbliża się do koncepcji związanej z intertekstualnością, ale to już temat do innej dyskusji. W każdym razie na pewno nie ma nic wspólnego z pisaniem a’ la Mickiewicz, a’ la Tuwim, itp.

Chociażby dlatego, że w każdej wspólnocie język jest narzędziem ukierunkowanym na porządkowanie i pierwotny podział otaczającej człowieka rzeczywistości, jako swoistego continuum. Inaczej przedstawia się językowy obraz świata dzisiaj, inaczej wyglądał kiedyś. Łączenie za pomocą stylizacji dzisiejszego obrazu świata z dawnym, poszukiwanie analogii i nakładanie na dawne continuum współczesnego języka – lub odwrotnie – na dzisiejszy chaos – odległego społecznie, kulturowo kodu – może doprowadzić do bardzo ciekawych obserwacji i zderzeń. Oczywiście to Autor musi znaleźć poletko doświadczalne, wyznaczyć sobie cele, zaprogramować to spotkanie, aby doprowadziło do odkrycia czegoś, co jeszcze nie zostało w poezji odkryte, powiedzenia czegoś, czego jeszcze nikt wcześniej nie powiedział.

Przy tym wszystkim nie wolno zapomnieć, że nawet najciekawsza, najprecyzyjniej skonstruowana stylizacja nie określa i nie kreuje nowych kodów, a do tych, które już istnieją, nie wprowadza żadnych zmian, zadowalając się status quo. Stary kod przejmuje praktycznie niezmieniony z innej rzeczywistości językowo-kulturowej, a drugi – ten aktualny – akceptuje w obecnym stanie, bez prób wychodzenia poza jego ograniczenia. Autor może oczywiście w ramach dawnego kodu konstruować własną metaforykę, lecz nie wychodzi poza żadne limity, poza swojego rodzaju „zawieszenie w czasie” tamtego stopnia ewolucji języka poetyckiego. Kod współczesny pozostaje również w pewien sposób „spetryfikowany”, inaczej nie mielibyśmy już do czynienia ze stylizacją, a z innowacją.

Gwoli podsumowania zatem, można uznać, że nie taki straszny diabeł, jak go malują i nie należy potępiać w czambuł stylizacji jako takiej, tylko z tego powodu, że wielu, zwłaszcza początkujących Autorów, nieumiejętnie się nią posługuje i nie potrafi wykorzystać drzemiącego w niej potencjału. Należy jedynie pamiętać o ograniczeniach, jakie się z nią wiążą, a także przyjąć do wiadomości, że pisanie stylizacji nie jest pójściem „na skróty”, a nieraz stworzenie udanej stylizacji jest trudniejsze, niż napisanie wiersza odautorskiego, gdzie poeta porusza się po przestrzeni kulturowej doskonale mu znanej i pod wieloma względami homogenicznej. To wydaje mi się godne podkreślenia i wzięcia pod uwagę przez każdego Autora, zanim zabierze się on za „pisanie Mickiewiczem” jedynie dlatego, że nic lepszego nie przychodzi mu “na pióro”.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko