Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
174

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego


„Czomber z Gombra”

Ogłoszenie publikacji „Kronosa” („Kronosu”?) „największym wydarzeniem literackim XXI wieku” w reklamowym folderze wydawniczym jest, ma się rozumieć, finezyjnym żartem redaktorów szacownego krakowskiego Wydawnictwa Literackiego. Jest w tym może nawet jakieś nawiązanie do specyficznej pychy Gombrowicza, pychy bez której jego dzieło nie przebiło by się z argentyńskiej prowincji na literackie salony Europy. Żart to, bo przecież wiek XXI dopiero się zaczął, nie jesteśmy w roku ukazania się „Ferdydurke”, a poza tym „Kronos” jest wydarzeniem nie tyle ściśle literackim, ile biograficznym, dotyczącym tego pasma egzystencji Gombrowicza, która nie jest literaturą, lecz głównie życiem. Pierwsza, by tak rzec, powierzchniowa, lektura „Kronosa/u” prowokuje do zadania pytania: co aż tak było ważne dla Gombrowicza w tych zapiskach, że zalecał żonie Ricie, aby w wypadku pożaru ratowała przede wszystkim właśnie je?

Z technicznego – by tak rzec – punktu widzenia „Kronos” to rodzaj nonszalanckiego w formie zapisu, jakby pospiesznego kalendarium zdarzeń (obejmującego, z przerwami, lata 1922-1969), w których zamiast rozbudowanych fraz i szczegółowych opisów zdarzeń i ludzi, mamy do czynienia z natłokiem pojedynczych wyrazów, nazwisk, skrótów, półsłówek, będących równoważnikami zdań i równoważnikami klarownej narracji. Ów tekst przypomina raczej szyfr, osobliwy hieroglif, który zrozumiały mógł być tylko dla samego autora, a może być także zrozumiały (do pewnego stopnia wszakże) dla grona osób świetnie znających jego biografię i twórczość. Gdyby ten tekst miał zaistnieć samodzielnie,  bez owego „oprzyrządowania” w postaci bogatej literatury o Gombrowiczu, licznych świadectw wspomnieniowych o nim i bez grona znawców jego twórczości, jak, w pierwszym rzędzie, profesor Jerzy Jarzębski, współautor przypisów, „Kronos” byłby dla większości czytelników magmą nie tylko nie do odczytania, ale wprost do czytania.

Jeśli jednak po lekturze pierwszego kontaktu wgłębić się w tworzywo „Kronosa/u” i uważnie studiować słowo po słowie, zwrot po skrócie, nazwisko po nazwisku, otworzyć się może przed nami bogactwo znaczeń, ukazujących Gombrowicza takiego, jakim go znamy, ale inaczej oświetlonego, pod innymi kątami się prezentującego. Rzecz jasna, pierwsze skojarzenie jakie budzi „Kronos” , to skojarzenie z „Dziennikami”. Dlaczego Gombrowicz, obok arcydzieła swego intelektu i stylu tworzył po części równolegle coś tak „niewydarzonego” jak „Kronos” (że użyję sformułowania Jerzego Jarzębskiego)?  Najprostsze wyjaśnienie jest takie, że o ile „Dzienniki” są przede wszystkim kreacją literacko-intelektualną Gombrowicza, dalece odległą od podstawowego sensu słowa „dziennik” jako określającego gatunek piśmiennictwa, o tyle „Kronos” jest jakby dziennikiem właśnie, a w tym przypadku ersatzem dziennika, jakby zapisem stenograficznym danym do czytania komuś, kto nie zna stenografii. Odpada raczej hipoteza, która też może przyjść do głowy, że ów tekst był szkicem, partyturą do rozpisania na pełne zdania., rodzajem brudnopisu, który miał przerodzić się w coś klarowniejszego, w coś w rodzaju pospiesznych zapisków jakie czasem czynimy na byle jakiej kartce, nieczytelnie dla postronnych, aby z tego chaosiku wkrótce „ułożyć sonet lub oktawę”. Odpada – bo Gombrowicz był zbyt chory i zmęczony, zwłaszcza pod koniec życia aby żywić taki zamysł, a przecież do końca pisał w ten sam sposób. Na własny rachunek zaryzykuje więc hipotezę inną, że Gombrowicz, świadom swego znaczenia w kulturze i świadom, że będzie przedmiotem niezliczonych egzegez, postanowił, kierowany – a jakże – pychą  również, zostawić potomnym taki oto „pasztet”.

No i proszę, jak bardzo Gombrowicz jest inspirujący. Samo tylko wstępne rozważenie miejsca tego tekstu w biografii Gombrowicza zajęło aż tyle miejsca. W moim długim czytelniczym życiu niewielu poznałem pisarzy aż tak zapładniających myślowo, tak rozkosznie drażniących. W tym stopniu prawdopodobnie ani jednego.

O czym jednak jest ów „Kronos”? Jaką materię ujmuje Gombrowicz w swoje hieroglify? Autor posłowia, profesor Jerzy Jarzębski zwraca uwagę na trzy wiodące motywy: walkę pisarza z niemocą chorego ciała, walkę o własną pozycję pisarską oraz erotyczną aktywność, głównie homoseksualną, która tu zajmuje dużo miejsca (jednak też tylko w postaci równoważników zdań – Gombrowicz był tej sferze człowiekiem niezwykle dyskretnym) i z której moim zdaniem raczej niepotrzebnie (choroba „tabloidalności”) usiłowano czynić dominantę akcji promocyjnej.

Edycja Wydawnictwa Literackiego jest godna najwyższej wdzięczności także dlatego, że podano nam tekst opatrzony znakomitymi przypisami, owocem benedyktyńskiej zapewne pracy Rity Gombrowicz, Jerzego Jarzębskiego i Klementyny Suchanow. Genezę edytorską tekstu wyjawia we wstępie Rita Gombrowicz, a w wyśmienitym posłowiu wiele zawiłości (w tym kwestię odmiany tytułu w dopełniaczu) związanych z treścią „Kronosa” objaśnia profesor Jerzy Jarzębski, najwybitniejszy znawca życia i twórczości pisarza.

„Kronos” raczej nie jest lekturą dla czytelników postronnych. Kto  nie ma za sobą lat przedzierania się przez teksty Gombrowicza i poświęcone im studia krytyczne, lat przyjaźni z jego twórczością i fenomenem biograficznym, raczej z tej lektury niewiele wyniesie. Każdy jednak profan i bean, który ma szczerą wolę podjąć próbę poznania Gombrowicza, powinien „Kronosa” nabyć, schować głęboko i przeczytać po latach, po wieloletnim studiowaniu „Ferdydurke” „Transatlantyku”, „Pornografii”, „Kosmosu”, „Dzienników” i innych jego utworów. Rozpoczęcie lektury Gombrowicza od końca, czyli od „Kronosa/u” grozi zniechęceniem. Od biedy można polecić przepis Stefana Chwina, czyli lekturę „Kronosa/u” równolegle z lekturą „Dzienników”. Jest to jakieś rozwiązanie, niedoskonałe ale jest. Czy jednak ma ono sens bez uprzedniej lektury „Ferdydurke”? Nie wiem. Ktoś, wyleciało mi z pamięci kto, w jakim tekście i przy jakiej okazji, użył kiedyś frazy „Czomber z Gombra”. No więc ów „Kronos” to jest taki właśnie, co się zowie, „czomber z Gombra”. Dla smakoszy kuchni gombrowiczowskiej niebywale smakowity.

Nie jestem JA godzien rekomendować Gombrowicza („Panie nie jestem godzien…”). To było by „niewłaściwe” (tym arcydrobnomieszczańskim epitetem określił kiedyś Gombrowicz błazeństwo, które przed nim odstawił Witkacy). Powiem więc tylko – „Kronos”? Palce lizać.

Witold Gombrowicz – „Kronos”, Wyd. Literackie Kraków 2013

 

Umieranie za Gdańsk – z  włoskiego punktu widzenia

Dla polskiego czytelnika, czy to profesjonalnego czy dla amatora historii II wojny światowej, zawartość tej pozycji nie będzie zasadniczo nowością. Fakty opisywane – lata poprzedzające i sam moment wybuchu w Polsce II wojny światowej – przez historyka i dziennikarza włoskiego Marco Patricellego są im (zasadniczo) świetnie, od „zawsze” znane, bo literatura na ten temat w Polsce jest bardzo obfita. Wszakże „Morire per Danzica” powstało  z myślą o czytelniku włoskim, który  z tego punktu widzenia jest na ogół w zupełnie innej sytuacji. Mimo to warto było te pozycje przełożyć na język polski i warto, by sięgnął po nią także polski czytelnik, nawet ten obeznany z problematyką, a to dla walorów literackich i interpretacyjnych. Patricelli pisze ze swadą, barwnie, oryginalnie, inteligentnie. Nie jest przy tym nikim w rodzaju zawodowego „polonofila” eksponującego swoje wzruszenia „szlachetna, waleczną Polską”. Narracja Patricellego, jest naznaczona sympatią dla Polski, ale wykład historii neutralny, bezstronny  Nie jestem zawodowym historykiem, a nawet szczególnym znawcą-amatorem opisywanej tematyki, ale nie mogę nie wyczuć swobody z jaką autor porusza się po tym okresie historii Polski i Europy. Ważnym leitmotivem personalnym książki Patricellego jest postać ministra Józefa Becka i meandry jego polityki przedwrześniowej, co czyni „Umierać za Gdańsk” także swoistym appendixem do klasycznej już „polityki Becka” Stanisława Cata Mackiewicza. „Umierać za Gdańsk” jest praca naukową z wszystkimi jej atrybutami, jak przypisy, ale wolną od akademickiego slangu, a przez to niepozbawioną cech swobodnej opowieści historycznej, a fragmentami historycznego eseju.

Marco Patricelli – „Umierać za Gdańsk”, przekład z jęz. włoskiego Anna Kosiarska, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2013

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko