Krystyna Tylkowska
Oswoić świat Tuwimem
(o Lokomotywie w warszawskim Teatrze Powszechnym w reż. Piotra Cieplaka)
Wielu z nas wychowało się na wierszach Juliana Tuwima. To między innymi one nas kształtowały, bawiły, zaludniały świat wyobraźni zarówno nasz, jak i kilku poprzednich i kolejnych pokoleń. Czy Tuwim jest równie ważny dla dzisiejszych dzieci? Piotr Cieplak, przygotowując spektakl Lokomotywa przypuszczał, iż będzie to dla nich pierwsze zetknięcie się z twórczością tego poety. W większości przypadków jest jednak inaczej. Podczas każdego przedstawienia mali widzowie mówią tekst wierszyków razem z aktorami. Po cichutku, ale nie mogą się powstrzymać, robią to niemal mechanicznie, odruchowo, tak jak wtedy, gdy rodzice czytają im ulubiony wierszyk. Nie jest to więc pierwsze spotkanie z Tuwimem, raczej podróż do świata znanego, oswojonego, ale jednocześnie pełnego tajemnic i niespodzianek.
Wydaje się bowiem, iż Cieplak, posługując się znanymi utworami, pokazuje Tuwima, jakiego dzieci nie znają, a jednocześnie sprawia, że owa propozycja może stać się bliska młodym widzom i może znacząco wpłynąć na ich odbiór tego poety.
Za pomocą znanych wierszy reżyser tworzy tajemniczą opowieść o mierzeniu się ze światem, próbach oswojenia go, znalezienia sobie w nim miejsca.
Dekoracja dorosłym widzom może kojarzyć się z filmem Kingsajz. Wszystko tu wielkie- ogromny kontakt, gigantyczny mop, szuflada, klapek dla wielkoluda. Zbyt wielkie dla bohaterów, którzy pojawiają się na scenie. A bohaterami są członkowie sympatycznej rodzinki. W dużej mierze przypominają ludzi, ale bliscy są też bajkowym stworom z dziecięcej wyobraźni. Takim różnym skrzatom, tajemniczym ludkom, które mieszkają gdzieś w szufladach, w nigdy niesprzątanych kątach. Za dnia śpią, w nocy natomiast zaludniają nasz świat, wzbogacają go swą obecnością. Pojawiają się w dziecięcych snach, wyobraźni, co sprawia, ze wiele dzieci wierzy, albo chce wierzyć w ich istnienie. Dzieci mogą utożsamić się z nimi, gdyż mają podobne problemy. Próbują odnaleźć się w rzeczywistości o wiele „za dużej”, próbują ją zrozumieć, ale także trochę dopasować do swoich reguł, spojrzeć na nią twórczo, z innej strony. W końcu wielka szczotka do butów może być łóżkiem, łyżka zjeżdżalnią, a klapek oceanem. Przecież na tym polega zabawa dzieci, w której wiele jest na niby, a jednocześnie bardzo serio. Z tej zabawy tworzy się naturalny teatr dziecięcy, co zauważył i wykorzystywał w swej pracy artystycznej z dziećmi i dla dzieci chociażby Jan Dorman.
Należy również pamiętać, iż takie odejście od schematów, wykorzystywanie rzeczy nie tylko zgodnie z ich
przeznaczeniem, ale pozwalanie im na metamorfozy, zmienianie ich w coś innego, poprzez działanie charakterystyczne jest także dla teatru Piotra Cieplaka. Przykładem może być choćby abażur z drugiej wersji Hotelu pod Aniołem, który podczas spektaklu stawał się kapeluszem, miską z kaszą etc. To stała cecha teatru Cieplaka- odwoływanie się do dziecięcej wyobraźni i poetyckiego świata Mirona Białoszewskiego. Tuwim interpretowany przez Cieplaka jest więc w dużej mierze „Białoszewskim podszyty”. Mnóstwo tu „szumów, zlepów, ciągów”, wyznaczających rytm przedstawienia.
Bohaterowie- tata z wielkim brzuchem, mama z rudym kołtunem, szalona ciotka, elegancki wujek i dwoje dzieci- energiczna dziewczynka i trochę nieśmiały, rozmarzony chłopiec- przypominają również postaci z ilustrowanych książeczek. Może właśnie tam mieszkają za dnia, dlatego wyprawiając się nocą do prawdziwego świata próbują oswoić go znanymi sobie słowami, słyszanymi, odczytywanymi przecież wielokrotnie.
Dobór i kolejność wierszy wydają się na pozór przypadkowe. Jednak nie chodzi tu chyba o stworzenie logicznej, uporządkowanej fabuły, raczej poddanie się rytmowi, zabawie i refleksji dzięki luźnym scenkom, powiązanym jedynie powracającym i budującym napięcie leitmotivem lokomotywy. Owe powtarzające się sekwencje oraz afabularność, rytmiczność znowu kojarzą się intuicyjnie z teatrem Dormana.
Każdy bohater ma chwilę lub kilka chwil, w której staje się gwiazdą, swój solowy popis (np. Okulary w wykonaniu Mariusza Benoit, albo Kotek Elizy Borowskiej). Owe „solówki” przeplatane są z brawurowymi przykładami gry zespołowej, choćby Rzepką podczas której robi się nieco niebezpiecznie, albo Ptasim radiem, które bawi do łez.
Swoiste ramy czasowe tworzą dwa utwory- rozpoczynający spektakl Idzie Grześ przez wieś, w którym przesypywanie piasku kojarzy się trochę z klepsydrą, wyznaczającą granice czasu dla innego, bajkowego świata. Z kolei na koniec, tuż po wyczekanej wreszcie Lokomotywie słyszymy wiersz Mowa ptaków, wprowadzający nas w rzeczywistość, ale też ukazujący świt od bardziej poetyckiej strony, wzbogaconej nocną wyprawą do krainy fantazji.
Pomysłem, który się nie sprawdził wydaje się natomiast przeplatanie utworów pobudzających, energetyzujących z wyciszającymi. Nie sprzyja to budowaniu napięcia, spowodowanego oczekiwaniem na Lokomotywę. Nie sprawdza się ten chwyt, nie pozwala utrzymać do końca uwagi młodego widza w spektaklu pięknym, ale trwającym ponad godzinę bez przerwy, pozbawionym przy tym elementów interaktywnych, poza niezaplanowanym, ale wchodzącym chyba w skład każdego przedstawienia cichym mówieniem, dopowiadaniem przez dzieci słów poszczególnych wierszy.
Szkoda, gdyż spektakl wydaje się bardzo ważny, poruszający istotne dziecięce problemy, a przy tym ukazujący twórczość Tuwima w pięknych interpretacjach. Co więcej jego ogromną zaletą jest brak infantylizowania i patrzenia z góry, a w zamian za to tworzenie magicznego świata na dziecięcych zasadach.
Dlatego warto wybrać się na ów spektakl całą rodziną. Dla dorosłych będzie to urocza podróż sentymentalna, dla dzieci oswajanie rzeczywistości. Dla wszystkich świetna zabawa przy nieśmiertelnej poezji dziecięcej i brawurowej grze aktorskiej.