Krzysztof Lubczyński rozmawia z AGNIESZKĄ LUBOMIRĄ PIOTROWSKĄ

0
433

Krzysztof Lubczyński rozmawia z AGNIESZKĄ LUBOMIRĄ PIOTROWSKĄ, tłumaczką literatury rosyjskiej


Od 18 maja do 2 czerwca trwać będzie w Polsce festiwal pod hasłem „Współczesny teatr, dramat i performans z Rosji”. To dobra okazja żeby porozmawiać w ogóle o obecności rosyjskiej literatury w Polsce, a dramaturgii w szczególności. Po 1989 roku nastąpił odwrót od zainteresowania językiem, kulturą rosyjską, odwrót niejako oficjalny. Jak to się stało, że Pani przyjęła postawę na przekór tym tendencjom?


– Trafnie użył Pan zwrotu „na przekór”, bo zrobiłem to na przekór wspomnianym okolicznościom i trochę na przekór ojcu, który był w opozycji i wyłączał mi telewizor, gdy były w nim bajki radzieckie. Poza tym los sprawił, ze moją najlepsza nauczycielka licealną była nauczycielka języka rosyjskiego. Dobrze mi się uczyło tego języka, przyswajałam go z łatwością. Poszłam więc na filologię rosyjską, bez zdawania egzaminu, dzięki udziałowi w olimpiadzie literatury i języka rosyjskiego. Na studiach szczególnie pasjonowało mnie porównywanie oryginału i tłumaczenia. W któreś wakacje przeczytałam pod tym kątem całego Czechowa. Na piątym roku studiów czułam już, że chce się zająć tłumaczeniami. I przełożyłam swój pierwszy tekst, esej Vladimira Nabokova o Rewolucji Październikowej, który został opublikowany w paryskich zeszytach Literackich.


Na tłumaczeniach jakich tekstów Pani się koncentrowała?


– Na początku na eseistyce i na małej prozie do czasopism literackich. W pewnym momencie redaktor naczelny „Literatury na świecie” Piotr Sommer zaproponował mi funkcję redaktora działu literatur słowiańskich i w tym charakterze, co tez było dobra szkołą przekładu. W pewnym momencie szczególnie zainteresowałam się dramaturgią rosyjską i przetłumaczyłam na zlecenie Teatru Narodowego „Mewę” Czechowa. Natomiast sztuki współczesne wybieram sama.


Często bywa Pani w Rosji?


– Bardzo często. Jeżdżę na wszelkie festiwale teatralne i dramaturgiczne. Znam praktycznie wszystkich żyjących autorów, których tłumaczyłam.


Pod jakim kątem wybiera Pani teksty do tłumaczenia?


– Pierwszym kryterium jest to, czy tekst mi odpowiada. Drugim, czy znajdzie się w Polsce teatr, który daną sztukę wystawi. Z kilkoma tekstami nie trafiłam i od kilku lat czekają na zainteresowanie, jeden już nawet po sześciu latach znalazł je.


Których współczesnych dramaturgów rosyjskich uważa Pani za najciekawszych?


– Jest bardzo wielu wybitnie utalentowanych, bo kraj jest ogromny i dzieje się dużo oraz dwóch geniuszy: Iwan Wyrypajew i Priaszko. Wyrypajew pisze teksty poza epoką, poza wszelkimi nurtami, idzie swoją własna, indywidualną droga.  Myślę, że wytycza nowe szlaki  dramaturgii nie tylko rosyjskiej, ale też światowej. Jego teksty mają niezwykła formę i treść oraz piękne przesłanie. Są genialne w warstwie językowej. Każda jego kolejna sztuka, to krok na drodze rozwoju indywidualnego Wyrypajewa.


To elitarny dramaturg?


– Wbrew pozorom nie. Jego geniusz polega też na tym, że nie pisze dla wąskiego grona odbiorców, że pisze przystępnie, atrakcyjnie, magicznie o niezwykle trudnych sprawach.


Czym odznacza się współczesny teatr rosyjski?


– Jest mocno osadzony w tradycji, literacki, gdzie słowo jest na pierwszym miejscu, co generuje inny typ aktorstwa niż w Polsce.


Jakie jest Pani podejście do roli przekładu? Czy ma on polegać na literalnym, filologicznym oddaniu, odwzorowaniu obcego tekstu, niejako w skali jeden do jednego, czy też na nadaniu mu nowej formy, własnego widzenia, szukaniu istoty utworu na własny sposób?


– Przekład literacki jest pisaniem tekstu na nowo. Iwan Wyrypajew powiedział, że za polski tekst „Iluzji” nie odpowiada, bo jego autorka jestem ja, tłumaczka i że on nie wie, co jest w polskim wariancie. Nie da się uniknąć własnej interpretacji. Oddaję tekst po polsku tak, jak go słyszę po rosyjsku, oddaje tę melodię, którą ja słyszę.  Stawiam także akcenty zgodnie z własnym odczuciem literackim. Bardzo ważne jest zachowanie stylu, melodii tekstu. Nie można więc odkalkować lingwistycznie oryginału, lecz trzeba stworzyć odpowiednia melodię w polszczyźnie, która bardzo różni się od rosyjskiej. Niezwykle ważna, np. przy Czechowie, jest składnia. Pisał on bardzo współczesnym dla dzisiejszych odbiorców językiem. Język rosyjski i język polski inaczej się rozwijały i zmieniały. Czechow w oryginale brzmi bardzo współcześnie, nie archaicznie. W odróżnieniu np. od Gogola, który jest stosunkowo archaiczny z silnie obecnymi u niego warstwami stylu urzędniczego.


Podczas, gdy polskie dramaty z analogicznego okresu brzmią językowo staromodnie…


– Tak. Zasób słownikowy Czechowa jest bardzo współczesny, choć Czechowa zawsze pozna się po specyficznej melodii składni. W przypadku Czechowa moim zadaniem jest więc nadanie mu jedynie współczesnej melodii, choć nie mogę nadmiernie uwspółcześniać.


Zatrzymajmy się przy Wyrypajewie. Co oznacza tytuł „Iluzje” poza powszechnie rozumieniem tego słowa?


– Można ten tytuł odczytywać dosłownie i metaforycznie. Iluzjami żyjemy, tworzymy je, karmimy się nimi, używamy ich dla codziennej wygody.


Jakie jest odniesienie Wyrypajewa do tradycji literatury, dramatu rosyjskiego. Czy on ją kontynuuje czy się z nią spiera?


– Wyrypajew odnosi się z szacunkiem do tradycji, ale on nie musi walczyć z pewnymi archaicznymi stylistykami, bo zasób słownikowy w języku rosyjskim nie bardzo się zmienił od czasów Czechowa. Wyrypajew może więc poruszać się w ogromnym zasobie leksykalnyn klasyki rosyjskiej, bawić się jej melodią, style. Jego teksty są niezwykle śpiewne, rytmiczne, pełne miłości do języka.


Skąd ta trwałość leksykalna języka rosyjskiego w porównaniu z bardzo odmienioną, wielokrotnie „przemieloną” polszczyzną?


– Być może to wynik częstych w Polsce niż w Rosji przełomów, przeskoków, licznych wpływów zewnętrznych. Poza tym XIX wiek przyniósł Rosji wielkich, genialnych pisarzy jak Lew Tołstoj, Dostojewski, Czechow, Gogol i to być może ich piętno uchroniło język rosyjski przed dużymi zmianami.


Cechą literatury rosyjskiej jest skłonność, przeciwnie niż w Polsce, do podejmowania wielkich, fundamentalnych tematów ludzkiego losu, nadal jest w niej „razgawor” na podstawowe tematy. Skąd się bierze ta wytrwałość stawianiu podstawowych pytań?


– Myślę, że z zachowanej ciągłości kulturowej, literackiej. Rosjanie dobrze znają swoją literaturę, mają bardzo dobra edukację humanistyczną w szkołach, są oczytani. W szkole utrzymywana jest tradycja uczenia się na pamięć swoich klasyków. Nawet więc gdyby chcieli przełamać swoją tradycją, to i tak ona w nich zostanie. Mają z mim prowadzić międzyepokowy dialog.


Bardzo ważnym dla Pani współczesnym prozaikiem jest Sorokin, którego tez Pani tłumaczyła? To nadal ważny dla Pani autor?


– Tak, ważny też dla czytelników rosyjskich. Był odkryciem w czasach radzieckich, prowadził literacka grę ze stereotypami, z językiem epoki. Jest tez autor bardzo polityczny. Jego „Cień oprycznika” i „Cukrowy Kreml” były niestety proroczymi książkami. Sorokin niepokoił się o Rosję, czuł, że nie uwolniła się ona od dziedzictwa Iwana Groźnego, że historia Rosji toczy się kołem, mieli i powraca, że ten kraj nie może wyskoczyć z tej koleiny i pójść nowa drogą.


Który z wielkich pisarzy rosyjskich jest Pani najbliższy?


– Jednak Czechow, nad którym długo pracuję, zmagam się z nim, poznaję, ulegam zaskoczeniom, diagnozom człowieka. Najbardziej zaskakujące jest to, że człowiek się nie zmienia, że ciągle posługujemy się frazami wypowiadanymi przez postacie Czechowa.


Ostatnio pojawiły się nowe tłumaczenia wielkiej przy rosyjskiej, np. nowy przekład „Zbrodni i kary”. Warto na nowo tłumaczyć takie wielkie i obszerne powieści? Np. „Wojnę i pokój”?


– Nie wiem, czy akurat „Wojnę i pokój”, ale co kilka pokoleń warto na nowo przetłumaczyć najważniejsze dzieła, bo zmienia się język i nasza interpretacja tekstów, rytm świata i stare tłumaczenia utrudniają Kontakt z wielkim dziełem, które w oryginale ciągle brzmi nowocześnie.


Dziękuję za rozmowę.

 

Agnieszka Lubomira Piotrowska – tłumaczka literatury rosyjskiej, znawczyni  teatru i kultury rosyjskiej. Ukończyła filologię rosyjską na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała jako redaktor od literatur słowiańskich w „Literaturze na świecie”. Nie tylko tłumaczy, ale sama jeździ po Rosji i szuka autorów oraz tekstów. Wystawione zostało ponad 20 przełożonych przez nią sztuk, m.in. „Dzień Walentego”, Iluzje” i „UFO. Kontakt” Iwana Wyrypajewa, „Biedronki wracają na ziemię” Wasilija Sigariewa, „Sztuka bez tytułu” i „Mewa” Antoniego Czechowa oraz „Rewizor” Mikołaja Gogola. Dokonała także przekładu kilku książek Władimira Sorokina (m.in. „Lód”, „Dzień oprycznika” i „Cukrowy Kreml”). Jest m.in. także od kilku lat kuratorką części rosyjskiej Konfrontacji Teatralnych w Lublinie.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko