W płytkim świetle za wcześnie zapalonych lamp
świat jakby odziwaczał
i stronił…
świat jakby odziwaczał
i stronił…
– Załamał się w rozbitych bezdźwięcznie łzach.
Kształt twój mglił się i wietrzał,
między nami rozsnuwała się dal.
I musnęło mnie, niknąc, pożegnanie twej dłoni:
oddłoń powietrzna.