Józef Jacek Rojek – Świat jurt i szamanów

0
147

Józef Jacek Rojek

Świat jurt i szamanów

 

Ukazała się nowa książka Bolesława A. Uryna  W świecie jurt i szamanów*) – olsztyńskiego pisarza, reportera i fotografika, a doktora nauk przyrodniczych z wykształcenia. To kolejna opowieść naszego globtrotera, nawiązująca w swym pisarstwie i postawie poznawczej do szczytowych osiągnięć reporterstwa Olgierda Budrewicza czy Lucjana Wolanowskiego, a piszę to z całą odpowiedzialnością za te słowa, jako że w przeszłości sam byłem namiętnym czytelnikiem tamtej  świetnej literatury podróżniczo-przygodowej; a dzisiaj mam kol. Bolesława Uryna, nazwanego przez Mongołów Boleebaatarem.

            Obecna opowieść Bolesława Uryna ma charakter jakby podsumowujący temat: Mongolia dawna – współczesna Mongolia, którą od 17 lat odwiedza niemal corocznie, odbywając: „Samochodem terenowym i konno najdziksze i najodleglejsze ostępy tundry i tajgi, stepu i pustyni kraju jurt, a jeziora i rwące rzeki pokonywał kanadyjką”. Bowiem z poprzednich okresów powstało kilka jego książek, jak:  Survival z ludzką twarzą; Mongolia – wyprawy w step i tajgę; Mongolia – wędkarski Survival oraz Mongolia – spinning, tajmienie i… szczury.

Ta  bogato ilustrowana własnymi fotografiami, reprodukcjami dawnych sztychów oraz znaczków pocztowych z autorskiej kolekcji, które uważa się za jedne z piękniejszych na świecie, to podsumowanie nie tylko tych: „survivalowych ekspedycji o ponad przeciętnej skali trudności, wymagających samodzielnego radzenia sobie w odludnych niedostępnych krainach, ekstremalnych warunkach, trudnym terenie” – jak podaje autor w przedmowie, ale i opowieść o „mieszkańcach, ich kultury, religii, obyczajów, kuchni i historii”.

Jednym słowem: pozycja, na jaką się czeka – wygodnie siedząc na otomanie czy w kręgu kominka i przez dwadzieścia rozdziałów ma się przyjemność  dowiadywać, że na przykład:

Mongołowie mówią: „Siodło jest ozdobą konia, kobieta ozdobą istnienia”, ale jeszcze w 1995 roku spacerując po Ułan Bator, nie miałem za kim obrócić głowy. Dzisiaj centrum stolicy pełne jest młodych, pięknych, modnie ubranych kobiet. Umalowanych i na szpilkach, wykształconych, swobodnie rozmawiających w obcych językach. Uśmiechnięte kobiety sukcesu siedzą za kierownicami wypasionych samochodów. Centrum Ułan Bator to prawdziwa szkoła przetrwania dla podróżników płci męskiej; albo ze sfery wojennej:

 Uczeni badający historię  mongolskich  podbojów  są przekonani, że sukcesy swoje zawdzięczali także „złotej roślinie” – leuzei (Rhaponticum carthamoides Willd Jljin), rosnącej w trudnych warunkach strefy wysokogórskiej Ałtaju. Jej ogromna zaleta to bogactwo fitoecdysteroidów, powodujących u człowieka wzrost masy mięśniowej, redukcję tłuszczu i lepsze dotlenienie organizmu.

– W 2006 roku w Mongolii odbyły się uroczyste obchody 800-lecia zjednoczenia plemion mongolskich przez Temudżyna zwanego potem Czyngisem;  oraz  że:

–  Mongołowie do dziś wierzą, że Czyngis-chan tylko śpi. Grożą, mawiając: „Poczekajcie, on jeszcze kiedyś wróci do swojego narodu…”  Tym bardzie, że ówcześni   szamani wtedy ponoć przepowiadali, iż:

            – Po krótkim okresie świetności w mongolskim imperium nastąpił czas destrukcji (…) na skutek walk wewnętrznych rozpadła się na wiele księstw – jak pisze autor w kolejnych rozdziałach w swej świetnej opowieści W świecie jurt i szamanów.

Coś w tym jest, skoro nasi gazdowie spod Zakopanego  również opowiadają o śpiących królewskich  rycerzach w Giewoncie, którzy powstaną i przyjdą nam na ratunek, prawda?

Żeby nie powiedzieć, że wszystkie wyprawy bywają bardzo „bajkowe”, niż się wydaje w rzeczywistości, warto zajrzeć do rozdziału piętnastego: „Masakra – Koński survival”, gdzie autor wprawdzie zaczyna wdzięcznie,  że: W Mongolii można wsiąść na konia na jednym końcu kraju i pojechać „za darmo” na przeciwny kraniec, nie napotykając po drodze płotu, szyn kolejowych czy szosy.  Aliści dalej już ostrzega: Tajga to plątanina drzew. Dorodnych, zielonych limb strzelistych, obdarzających hojnie cedrowymi orzeszkami lub pokracznych, czarnych, postrzępionych, poskręcanych od mrozów i wiatru. I setek martwych drzew olbrzymów, pokrytych żywą zielenią (…) W tej pierwotnej modrzewiowo-limbowej dżungli widać rany: osmalone pnie i dolne gałęzie mówią, że tędy przeszedł pożar (…) Górska tajga jest piękna i ciekawa, ale też nieprzyjazna. Wędrując konno po 6-8 godzin dziennie, przemierzaliśmy zaledwie po 20-30 km. Często dużo mniej. Wędrowaliśmy godzina po godzinie, dzień po dniu z zaciśniętymi zębami, bo już nie było odwrotu. Czasami  ze zmęczenia, bólu i strachu klęliśmy w żywy kamień(…)  Pod koniec dnia konie są już tak zmęczone i słabe, że gdy się przewrócą, to już nie chcą się podnieść…

Te przydługi może cytaty z jego książki, trzeba tu traktować jako próbki stylu bądź  opisu, jaki stosuje   Bolesława A. Uryn, którego uważam za świetnego stylistę, dobrze i zmysłowo   odtwarzającego słowem przygodę, jak i przyrodę Mongolii; świetnie operujący językiem w omawianiu ich wierzeń,  zwyczajów, zabaw etc., a przede wszystkim w opisie wielkich przestrzeni, jak i gościnności  rdzennych rodzin  mongolskich  tam, gdzie nawet lamajskie demony doń nie docierają, a Mongołowie koczują tam w swych przenośnych jurtach, wiedząc zawsze, że inna rodzina  odwdzięczy się tym samym, gdy  sami przywędrują  w jakimś celu…

Książka naprawdę do  czytania i oglądania, ze względu na bogatą szatę ilustracyjną oraz udatnie  i edytorsko opracowaną; moje gratulacje dla Autora i Wydawcy!

—————————–

*)Bolesław A. Uryn W świecie jurt i szamanów. Sport i Turystyka  MUZA SA, Warszawa 2013, ss. 335, fot. i ilustr.

                                                

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko