Póki wonny płomień pełga wśród przełęczy
w gęstych krzewach dyszy śliska salamandra
póki wzbiera sokiem błędnym pomarańcza
a ust moich nie pokrywa śmierci błękit
póki lepkość nie zasklepi aż do szczętu
drżących szczelin w których futro nocy wzrasta
póki jedna kropla żaru drży na wargach
nie wierz mi gdy mówię nigdy więcej
w gęstych krzewach dyszy śliska salamandra
póki wzbiera sokiem błędnym pomarańcza
a ust moich nie pokrywa śmierci błękit
póki lepkość nie zasklepi aż do szczętu
drżących szczelin w których futro nocy wzrasta
póki jedna kropla żaru drży na wargach
nie wierz mi gdy mówię nigdy więcej