Pierwszy dzień wiosny za nami, brrr, co ja napisałem – chyba przed nami, bo na zewnątrz śnieg, mrozek nieduży, ale jest, za oknem szeroka płaszczyzna zamarzniętego Zalewu Wiślanego. Ktoś szamoce się na bojerach, wiatr wydmuchuje żagiel. Trochę mu zazdroszczę, ale kiedy człowiek zbliża się do siedemdziesiątki ,musi myśleć i zachowywać się stosowanie do swojego wieku.
Zatelefonował Andrzej Wołosewicz i spytał, czy fruwam na bojerach? Andrzeju, ja nie na bojery, ja zerkam w kalendarz i znów ze sterty wierszy, które otrzymuję każdego dnia, wybieram te kilka służących mi do rozmowy z Państwem. I to wszystko mój Drogi Andrzeju. To wszystko.
Pocieszające w tym jest, że kryzys spowodowany przez nieudolnych polityków i chciwych bankierów, sprowadził myślenie pewnego autora w kierunku tak przyziemnym jak opisanie w sposób poetycki koryta. Ponieważ nazwy tego czcigodnego naczynia ( hmm, chyba tak można je nazwać) używa się ostatnio w odniesieniu do polityków, myślę, że autor wiersza, pan Franciszek W. im chciał go poświęcić.
Franciszek W.
Koryto
pogrzebałem świnię w marzeniach o kartoflu
w nieszczerym polu postawiłem strach
konia zmusiłem do gryzienia ziemi
a krowa nie chwali się już uciętym językiem
tamtych już dawno nie ma
lecz przyszli inni i żądają chleba
jestem zatem
wodą na młyn dla potłuczonego zboża
lecz nawet świat się już nie kręci
I mnie Panie Franciszku też przestało kręcić, stanąłem w miejscu osłupiały niczym żona Lota. Jednym słowem nasypać do koryta szczawiu i mirabelek, ciekaw jestem kto przy nim pozostanie? Chyba tradycyjnie za daleko się posunąłem, zatem chwilowo tej publikacji Pańskiej twórczości starczy. Myślę, że mnie Pan nie opuści i po jakimś czasie znów będę zaszczycony przekazem Pańskich wierszy.
Jowita 0909
Dobrze, że za czytanie wziąłem się z rana, wieczorem miałbym trudności z zaśnięciem. Nie chcę Państwa straszyć, ale w życiu musi być odrobina horroru, ten moment obrotowy naszego silnika, zwanego mózgiem, w którym oczy wychodzą nam na wierzch jak u rybitwy, a kęs przełykanego rogalika grzęźnie w gardle, jawi się strach. I jeśli jest to wieczór, nie czytajcie, bo noc, z całym swoim okrucieństwem wprowadzi was w czerń Hadesu, jego sine światło i upiorną scenografię.
Romeo i Julia przebudzeni
W grobową noc
Jedną na tysiąc
Rzeki Hadesu miast nieść zapomnienie
Otwierają oczy
Julia:
Twarz bladą
Dawniej tak świeżą
Zdobią dwie rysy-
Pamiątki trucizny
On to? Dłonie spuchnięte i mrokiem przegniłe?
On? To? Piersi puste niezdolne do śmiechu?
( itd.)
Zuzola 143
Takie to przemyślne podpisy mam ostatnio pod wierszami, nie Marysia M. czy Anna W. tylko Zuzola, Jowita i jeszcze inaczej.
Zatem Moja Droga Zuzolo, proponuję, więcej czytaj, mniej pisz. Oczywiście, kiedy już napiszesz, poprawisz, przemyślisz, przyślij do mnie. Ja przeczytam, powybrzydzam, bo taką mam paskudną naturę i może kiedyś odpiszę, że jesteś już bliziutko, bliziutko, trzeba jeszcze tylko kilka maratonów zaliczyć. Żebyś jednak nie pomyślała, że potrafię tylko szydzić, opublikuję Twój wiersz, bo jakoż, że jestem człowiekiem pobożnym ( a są tacy, którzy mówią, że jestem moherem, co mi nie przeszkadza i z czego jestem dumny) ciągnie mnie do modlitwy, do tej rozmowy z naszym Panem, która jest najtrudniejsza i myślę, że bardziej nam potrzebna niż Panu Bogu.
Przeczytajcie jak modli się Zuzola do wiersza, do Boga…?
MODLITWA POETY
Wysłuchaj mnie wierszu
gdy różowiejesz o świcie
i modlę się tobą o dobry uczynek
przyjmij wszystkie moje dzienne sprawy
a gdy trzeba pokaż rogi
i zaciśnij pięści
pochyl się nad kromką chleba
nad zajęczym tropem
i więdnącym
liściem słońca
gdy o zmierzchu
milcząc
stygnie łąka
Agnieszka B.
Po tych moich pobożnych wyznaniach, co do mojego moherowego sposobu bycia, przyznać się Państwu muszę z ogromnym żalem, żem babiarz, bezecnik, jak to poeta i człek wyjątkowo grzeszny, ale chyba nie na tyle, żebym potępiał kobiety, które, hmm, określmy to w delikatny sposób, nadmiernie kochają licznych mężczyzn. Bo jeśli ich by nie było, to do kogo mielibyśmy wzdychać, komu grać pod balkonem na gitarach, jak pisać erotyki. Zatem nie wstydźcie się kobiety kochać nas i wtedy kiedy jesteśmy młodzi i cudowni jak sam Apollo i wtedy, kiedy włosy nam posiwiały, a brzuch musimy przytrzymywać oburącz, żeby nie dotykał bruku. Wiadomo, poeta napisał, że ideał sięgnął bruku. Chyba coś pobimbrzyłem, bo zdaje się, że to nie o ten ideał i nie o ten bruk chodziło.
Pani Agnieszko, Pani wiersze są bardzo nierówne, są momenty, kiedy płyną cudownym biegiem rzeki, radząc sobie w licznych meandrach i są momenty, w których grzęzną przy brzegu w jakimś błocku.
Jest Pani naukowcem, jak Pani napisała w liście do mnie, nie obcą jest Pani dyscyplina, szkiełko mędrca i ten dreszczyk emocji, w którym się wie, zgaduje swój cel. Tak jest i z twórczością – potrzebna jest emocja, dyscyplina i szkiełko mędrca. Dobry kucharz gotuje na siekierze i gwoździu. Ważne są proporcje. Trzeba do nich wędrować długą drogą, często niepewną, ale kiedy już się do niej dojdzie… co za ulga, co za radość.
Ale wracamy do Pani wiersza.
Dziwka
co noc – inne ręce błądzą w zachwytach,
poznając jej ciało
co noc – inne usta szepcą
i oczy też nie te same,
choć ciągle z jednakim zachwytem
a ona –
bezgłośnie porusza wargami,
połykając słone łzy upokorzenia
i rano
pod prysznicem
zdejmuje maskę kokietki
dziś już nawet nie cierpi,
kiedy wołają za nią: zdzira
czasem tylko…
boi się zadzwonić do domu
i na kazaniu nerwowo zaciska usta
kiedy ksiądz mówi o moralności i WSTYDZIE
Jeszcze tylko od siebie dodam, że ksiądz, kiedy już usiądzie w konfesjonale, też musi o czymś posłuchać i wiedzieć, że tam na zewnątrz, życie jest grzeszne, ale i smaczne i kolorowe. Oj grzeszną, grzeszną mam naturę. Myślę, że mój spowiednik ks. Tadeusz nie wyskoczy z konfesjonału, jak to już kilka razy bywało. Ojcze Tadeuszu, wybacz!
Mariusz G, Anna S – Sosnowiec, Dariusz M – Malbork, Julita 88, Bożena G – Elbląg, Iwan P – Olsztyn – proszę o dalsze przysyłanie swoich prób literackich.
Z innych propozycji nie skorzystamy