Jan Strządała
Natura i Poezja
( przyroda,
łono,
istota,
stworzenie,
jestestwo, wnętrze, dusza, byt, twór, meritum)
Myślę, że to nie we Wszechświecie pojawiło się „życie” – to w “Życiu” pojawił się Wszechświat. I wcale nie jest nieskończony, jest tylko taki wielki, jak wielką potrafisz mu wyznaczyć granicę. Wszechświat jest tylko tym, co potrafisz wyobrazić sobie, poza sobą. I tym, co widzisz zmysłami. I to coś, jest twoim środowiskiem, ostatnio coraz częściej nienaturalnym. Bo natura to pierwotna rzeczywistość, nie zmieniona cywilizacją i kulturą człowieka.
Powiem więcej. Jeżeli człowiek w naturalny sposób nie czuje się dzieckiem przyrody, to jego tożsamość genetyczna i psychofizyczna jest zaburzona i wywołuje poczucie obcości i zagubienia nawet w ogrodzie, nawet w parku, nie mówiąc już o betonowych aglomeracjach. Przywracanie równowagi pomiędzy światem wykreowanym w gabinetach i laboratoriach współczesnego systemu cywilizacyjnego, a światem zastanym w jego pierwotnej formie, jest zadaniem dla każdego wrażliwego człowieka, a szczególnie dla każdego artysty. Bo to jego talent jest czułym instrumentem rozpoznawania zagrożenia i w konsekwencji uruchomienia antytoksyny w formie utworu: muzycznego, plastycznego czy literackiego.
Jak więc ma się poezja, która może być liryką, szczęśliwością, błogostanem i mądrością, w kontakcie z chorą – zmienioną, nowotworową tkanką kultury współczesnego świata? Czy może się jej wyprzeć? Czy może tę rzeczywistość ignorować? Czy może w tej kulturze szukać dla siebie niszy? A może już jej komórki naciekają elektronicznym wirusem i rozpadającym się dresiarskim, śmietnikowym bełkotem? W salwach śmiechu i oklasków dajemy przyzwolenie na naturalizowanie w tkance poezji i prozy, ekskrementów pseudokultury literackiej. Jest dla mnie zrozumiałe, że proces demokratyzacji życia społecznego będzie przynosił z wiatrem; kawałki folii, styropianu i śmieci, ale pozwólmy im lądować w koszu, a nie na półkach księgarskich i łamach gazet, nie wspominając o innych zarażonych mediach.
Demokratyczna większość wcale nie musi dzielić takiej opinii, może trwać w swoim samozadowoleniu. Mam jednak nadzieję, że pozwoli mi dostrzegać poezję i jej związki z naturą w tym naturalnym Wszechświecie, z którym się utożsamiam.
Przez całą noc
przenosiłem w dłoniach wiatr
góry i drzewa
potoki budziłem spod kamieni
wszystko do twoich stóp
przez całą noc.
Kiedy przed świtem
przyniosłem słońce
zobaczyłem że Ciebie nie ma
jest pusta łąka
… od rana pada deszcz, ale i tak pobiegłem w ten deszcz … Po kilkunastu minutach nie czuje się już kropel. Skóra jest gorąca i wszystko biegnie ze mną, paruje, chłodzi wtapia się w powietrze. Staram się myśleć intensywnie, ale to jest niemożliwe. W pewnej chwili już zapominam, że biegnę, nie wiem? Ziemia, przesuwa pole i łąkę i potok. Najpiękniej jest tu o wschodzie słońca, jeszcze wszystko jest takie czyste, takie napełnione po brzegi energią, nie otwarte jeszcze, ale już gotowe do szczęścia – do nowego dnia, do życia! I to słońce później ogromne, łagodne pełne miłości do każdej cząstki ziemi. Słońce, które unosząc się otwiera, pąki, kielichy, podnosi trawy, gałązki.
Wstaje świat obok ciebie, przeciąga się, mocuje się z tobą. Czasem czuję to tak, jakby ktoś biegł obok mnie przez kilka chwil.
Jeżeli ktoś wie, że istnieje, że jest – to znaczy, że już jest na zawsze. W takim ogrodzie czas nie istnieje! Nie ma go! Rozumiesz? Nie ma.
Wszystko inne jest: czułość, ból, tęsknota, radość, rozkosz, rozpacz, zdrada i przebaczenie, nadzieja. Nie ma tylko czasu i dlatego to wszystko może ci się zdarzyć naraz. Nagrodą za to, że wierzysz, że tak jest naprawdę; jest to, że każda dobra rzecz, o której pomyślisz z miłością – spełnia się.
Z tych miejsc, w których byliśmy razem
pozbierałem twoje ślady w powietrzu …
drobne przeźroczyste okruchy
Twoich ust, ramion, dłoni
uśmiechów i spojrzeń spod czoła.
Pozbierałem zapachy ziół i śpiew ptaków
i trawy chłód
urwałem kilka promieni zachodzącego słońca
i już jesteś cała
ze mną.
Płoniesz na mojej skórze
w moich oczach
w moich dłoniach
naga
przeźroczysta
jesteś piękna jak niebo
Byłem nad Czarnym Stawem Gąsienicowym właśnie wtedy kiedy księżyc zasłaniał słońce, ale nie do końca udało mu się zamknąć oczy słońcu. Nie wiedziałem gdzie wtedy byłaś, ale miałem nadzieję, że Ty też patrzysz w to odepchnięte, okaleczone słońce.
…właściwie są to niewielkie pagórki nie kończące się, jest dużo zwierząt, traw, kwiatów, krzewów i wszelkiego Boskiego piękna.
Codziennie biegałem rano taką polną drogą, było trochę pod górę, przez las. Płoszyłem jakieś zwierzęta, ale nigdy nie widziałem ich, tylko słyszałem jak uciekają przed siebie. Tam słońce wschodzi tak samo jak u mnie! Czasem udało mi się porozmawiać z ptakami. Czy wiesz, że jeżeli naśladujesz gwizdem ich głosy, to one odpowiadają. Bardzo przyjemną rzeczą jest to, że tam jest bardzo mało ludzi. Są takie miejsca na Ziemi, do których musisz trafić, czy chcesz, czy nie! To są miejsca, które czekają na Ciebie i kiedy nawet przypadkowo, znajdziesz się tam, one się tak cieszą, że obdarowują cię wszystkim najpiękniejszym.
W Zielone Świątki
Deszcz
trawy się nie skarżą
słońca kawałki rozrzucone w glinie
liście uległe pieszczocie
srebrzą i migocą
brzozę jesiony
dwa dęby na stoku
idę przez zielone światło kropel
przejęty
i słyszę jeszcze
innych rozmowę
kropel
szept modlitwy
słowa
usta
Ty
zrozumiesz wszystko
bo zrywasz się jak skowronek z trawy
żeby zaśpiewać
i w błękicie zniknąć
Dziękuję Ci
za deszcz słoneczny
mokre chabry
bławatki i maki
i za duszę czystą
chociaż nie rozumiem
wierzę
że jesteś właśnie taki.
Gliwice 3 czerwca 2001 r.
Chciałbym żebyś trafiała w swoim życiu tylko w takie miejsca. Chciałbym usunąć z Twojej przestrzeni wszystkie złe miejsca, zabłądzone. Chciałbym Cię poznać z prawdziwymi ludźmi, z prawdziwymi drzewami, z otwartymi łąkami i tym wiatrem ciepłym, który przytula trawy i tym deszczem, który jest tak czysty, że go nie widać w powietrzu …
To jest jedno z ważniejszych uczuć. Czyste i prawdziwe. Pozwala odszukać swoje źródła i zbudować tożsamość czerpiącą siły z archetypu : domu, pola, drzewa, łąki, ptaka i dzieciństwa, które często jest dla nas symbolem utraconego raju. ten kawałek miejsca na Ziemi daje nam dużo siły.
Siedziałaś w słońcu na wyciągnięcie ręki, miałaś półprzymknięte oczy Byłaś bardzo piękna w tym słońcu, w tym ogrodzie koło tego domu. Wiesz to chyba tak jest, że przyjazne nam miejsca uzupełniają, albo może wzbogacają nasze istnienie.
Zapamiętaj, że słowa mają moc sprawczą – magiczną. Ale ich siła działa we wszystkie strony. Mogą tworzyć, ale mogą też unicestwiać – odbierać, zabijać. Jeżeli się kocha to trzeba to tylko czynić, nie należy tego zbyt często mówić. Powtarzanie tych słów odbiera miłości siłę. Z każdym słowem odlatuje do nieba kawałek miłości i tylko wielka miłość wystarcza do końca życia. Ale tego nikt nie wie i dlatego trzeba być bardzo oszczędnym.
słońce skacze po grzbiecie fali
śmieje się z nas
Winni zostaną po tamtej stronie
więc skacz po promieniach
uniosą cię
na tę krótką chwilę odwagi
urosną ci skrzydła
Bo tak naprawdę nie ma tej rzeki
tamten brzeg
z którego cię wołam
jest tylko
otwartą dłonią
jest tylko twoją tajemnicą
jest Tobą
której jeszcze nie ma
musisz się urodzić
jeszcze raz
otrząśnij krople rosy
to nie jest twój strach
To jest słońce wschodzące
zostaw tamtą sukienkę na brzegu
nie przyda się
Spokojnie dotknij dna
pozwól wypełnić
ciemne miejsca
pytaniami
z drugiego brzegu
przybiegną białe konie , czarne konie
przeprowadzą cię
przez cień
kiedy dosięgniesz mojej dłoni
zapomnisz
o tamtym brzegu.
Czułość, to nie tylko, i nie przede wszystkim pieszczota, to raczej gotowość, kondycja duszy. Szczególnie ważna zdolność emocjonalna. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że to nasze ciało, nasze zmysły, nasze dłonie.
Niezapominajko! Jesteś moją nadzieją. Zostań ze mną i podpowiedz mi słowa, które zaprowadzą mnie do niej. Ty będziesz wiedziała jak jej wytłumaczyć, że istniejesz w niej, chociaż ona o tym nie wie. Cierpliwie poczekamy, aż wzejdzie nasze słońce, zobaczysz wtedy jak blisko jest ciało od słowa. Zobaczysz jak czuła jest rzeka, kiedy naga płyniesz do źródła, kiedy stajesz się sama źródłem, kiedy cień jak motyl dotyka oczu, żeby nie oślepły, kiedy niebo płynie w twoich żyłach.
Uczę się tego wyższego stopnia wtajemniczenia, i wprowadzenia się w taki stan, w którym nie ma ułamków miłości, są tylko czyste jasne, delikatne, czułe dłonie i płonąca skóra i słowa niewidzialne jak oddech.
W mojej wyobraźni występujesz w kilku stanach skupienia, jak woda : jesteś lodem, kiedy płonie moja skóra, jesteś płynącą po niebie chmurą, kiedy marzę i jesteś rzeką, czystą, chłodną i dobrą, kiedy uczę się drugiego brzegu.
Nie pozwól mi utonąć, naucz mnie swojego nieba, może ono jest inne niż myślę, może dlatego tak mi trudno się w nim poruszać, bo go nie rozumiem.