Dariusz Tomasz Lebioda – PRAGNIENIE CHWILI

0
106

Dariusz Tomasz Lebioda

 

PRAGNIENIE CHWILI


Poezja Kaliny Izabeli Zioły jest lekka i nastrojowa, dotykająca zwiewnych przestrzeni i zarazem konkretnie je nazywająca, dopełniająca treścią słowa. To jest przyglądanie się światu, a zarazem komentowanie jego fenomenów, nieustanna czujność na wszelkie przejawy piękna i pragnienie odzwierciedlania w strofach barw i dźwięków, ciepła i zapachu, lśnienia morza i smaku soli. Jak w kalejdoskopie migają tutaj pierwiastkowe obrazy, w których stale wraca zapatrzenie w ludzką świadomość, czy to będzie półwysep Krym, Turcja, Norwegia, czy to będzie Wenecja, Paryż, Ukraina – wszędzie autorka dostrzeże liryczną aurę, znajdzie miejsca, obrazy i symbole, które kunsztownie oprawi w kształt wiersza.Ale jest jeszcze coś, co te liryki wyróżnia, co powoduje, że są tak ekscytujące, tak przykuwające uwagę czytelnika – to umiejętność tworzenia natychmiastowych syntez, dotykania powierzchni i zarazem głębokiego wnikania w strukturę. Czy to będą muzułmańskie minarety, połyskujące grzbiety delfinów, czy woskowe figury umarłych ludzi, czy wreszcie odwieczne ikony prawosławia, za każdym razem pojawi się w wierszu rozległa głębia ontyczna, która ekspanduje wyobraźnię ku temu co ostateczne i niepowtarzalne, ku samej istocie świadomej egzystencji. Tylko głęboka wiedza o życiu może dać takie efekty, tylko doświadczenie lat i dni skrapla się w takich wciąż pulsujących utworach, tylko pragnienie utrwalenia w słowach niepowtarzalnej chwili może zrodzić taką wielowymiarową poezję. Rację ma Jerzy Grupiński, gdy pisze w Posłowiu: Autorka ufa słowu, sile jego przekazu, wierzy, że głębokie, prawdziwe uczucia przeniosą się do czytelnika – i rację ma też, gdy konstatuje: Tak więc Kalinowe „Kwaśne winogrona” są w istocie słodkie, bo mówią z serca do serca, słowem czułym, wrażliwym. Bo taki jest program i adresat tej poezji. Trudno się dziwić, że ciągle pojawiają się krytycy, którzy widzą w tej liryce to, co jest w niej immanentne i stanowi o jej oryginalności – ciepło i zmysłowość, piękno i pełnię ludzkiego snu o czystości i delikatności prawdziwych uczuć . Wyrazem tych przekonań stała się nagroda Pracy Organicznej im. Marii Konopnickiej, przyznana poetce w 2012 roku za omawiany tutaj tom.

Ludzie są bytami orbitującymi ku sobie – przyciągającymi się i nieustannie poszukującymi potwierdzenia w innych oczach, że postrzegają one taki sam świat, że są lustrem tych samych barw i świateł. W przypadku poezji tworzonej przez kobiety najczęściej znajdziemy w niej zapisy niepowtarzalnych momentów życia, relacje z tego co zdarzyło się na ulicy, w tłumie i w alkowie, wspomnienia błysku w oku i nagłe trafienia strzałą Amora. Paradoksalnie taka liryka jest najtrudniejsza, bo łatwo można popaść w banał, łatwo można skopiować cudze pomysły, sięgnąć po wielokroć opisywane tematy, ale przecież w tym przypadku mamy do czynienia z niepowtarzalnością, z autentycznymi uczuciami, albo przynajmniej z pragnieniem ich nieustannego doświadczania. Miłość należy do spraw tyleż prostych, co najbardziej skomplikowanych i miewa różne wymiary, od skrajności do skrajności, od przesłodzenia i przesytu do ogromnej, porażającej zmysły tęsknoty. Trudno się dziwić, że poetka umieszczą ją w obrębie przestrzeni kosmicznych: nie wymyśliłam ciebie/ to rój gwiazd spadających/ rysował twoją postać/ na nieba ciemnym tle/ księżyc/ posrebrzył długie włosy. Jeśli miłość ma być gorąca, pełna, spełniona, musi opuszczać ziemskie rewiry i lewitować ku gwiazdom i magnetycznym orbitom dalekich planet, bo tam przecież się zrodziła przed milionami lat, tam – w obłokach przedwiecznej kosmogonii – wybuchła po raz pierwszy jako zapowiedź przyszłych dni, gestów i dotknięć. Takie ujęcia pojawiają się tylko w chwili pierwszej i ostatniej, takie zdarzenia mają miejsce w świecie jaźni rozognionej, bytów płonących i wciąż analizujących to, co było jest i co może się jeszcze zdarzyć. Kosmos jest realnym kontekstem każdego życia, ale najczęściej jest marginalizowany, spychany w obręb legend i baśni, dostrzegany tylko przez chwilę, a potem przyjmowany jako element życiowego chaosu. Tymczasem każde zdarzenie, każda najgorętsza sekunda ma z nim związek i widzą to przede wszystkim istoty, które zostały zranione, które oddały się całe marzeniu, poznały smak porażki, ale też dźwignęły się i zaczęły budowę nowych kształtów od przestrzeni astralnej i lunarnej, od wiary w nową życiową przygodę.

Fascynujące są w tej liryce chwile zatrzymane w kadrze, jakby fotografie uczuć i tych momentów, gdy życie przyspieszyło, a oczarowanie kazało nagle oślepnąć, jak przy zbyt śmiałym spojrzeniu w słońce. Jeśli dotykamy kiedykolwiek prawdziwej egzystencji, to dzieje się tak za sprawą innych ludzi, ich ciepła i bliskości, inaczej pojawia się przepastna pustka i chłód wypełnia wszystko swoją przenikliwością. Dlatego poetka – rozumiejąca i rozważająca to, co się już zdarzyło – szuka spełnienia, wychodzi naprzeciw swoim wyobrażeniem o miłości doskonałej i nie przestaje w nią wierzyć, nie traci nadziei, że pojawi się ona wraz z kolejnym zmierzchem, że zalśni w świetle nowego świtu, nieoczekiwanego spotkania. Jej epikurejska postawa zderza się stale z bólem rozstań i jątrzących się w pamięci wspomnień: jak nagle/ gaśnie płomień/ jak bezszelestnie/ przychodzi noc. Ale przecież nie mogą one znieść przekonania, że pojawi się jasny dzień i inna chwila oddali to, co kiedyś tak zabolało: to przecież proste/ skoczyć w głębinę oczu/ zapomnieć to co było/ zanurzyć w twoich dłoniach/ po raz kolejny uwierzyć/ że może miłość. Charakterystyczne dla tej liryki jest ciągłe falowanie uczuć, nieustające powroty do początku, nagłe zakręty, odwracanie się od zła i wychodzenie ku dobru, delikatności i zwiewności marzenia. Jedni uznają to za zbyt odważne, inni wskażą zagrożenia leksykalne czy synonimiczne, ale przecież twórczość ta ma wiele wymiarów – od lekkości do tonów mrocznych, od wiary w człowieka do poczucia beznadziejnej samotności, od tonów pastelowych morskiej bryzy, po lodowatą czerń kosmicznej nocy. Dopiero lektura takiej poezji pokazuje jak wiele przeżywa kobieta w swoim świecie i ile wydarza się w nim nieustannie, nawet jeśli czasami odczuwa spowolnienie biegu spraw, nawet jeśli uznaje coś za porażkę lub krok w tył. Ale przecież nie ma prostych dróg ku szczęściu, a najczęściej prawdziwie je dostrzegamy dopiero z perspektywy lat, tak znikome, że nie można już go dotknąć, tak pełne treści, że nabierające kształtu idealnej filozofii istnienia. Poetka to rozumie i godzi się na taką bolesną perspektywę, wierząc, że zachowa w wierszach cząstkę swojej wyjątkowości, przeniesie w czasie żar zauroczeń i popiół tego, co nigdy nie wróci. Wychodząc zatem do świata, zwracając się ku ludziom, odnajduje nowe sytuacje sakralne, przyobleka w słowa ich ulotność i zatapia się bez reszty w lirycznym pragnieniu chwili.          

________

Kalina Izabela Zioła, Kwaśne winogrona, Radwan Wydawnictwo Literackie i Naukowe, Tolkmicko 2012, s. 66.

 

   

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko