Sławomir Majewski – NAGA KOBIETA LEŻĄCA NA BRZUCHU

0
740

Sławomir Majewski


NAGA KOBIETA LEŻĄCA NA BRZUCHU

Collage autora wg.  pracy Egona Schiele: „Naga kobieta leżąca na brzuchu”

 

W marcu ulotnili się spod kurateli rodziców i od tej pory bezskutecznie szukali mieszkania, tułając się po strychach, piwnicach i przybudówkach u przyjaciół z ogólniaka. Odwiedzili dziesiątki adresów z ogłoszeń, ale już na progu oświadczano im kategorycznie, że oferta jest nieaktualna. Mieli po osiemnaście lat i żyli na kocią łapę; nic dziwnego, że wzbudzali uzasadnione podejrzenia co do swoich zasad religijnych a szczególnie, do swojej wypłacalności; byli wypłacalni.

W lipcu poszli na dyskotekę, na której poznali dwóch studentów medycyny z Kongo; zamieszkali z nimi w akademiku, śpiąc na wolnym łóżku; nie przejmowali się, że tamci każdej nocy ich podglądają; podniecało ich to, więc kochając się, zrzucali kołdrę na podłogę; niech patrzą!

Żeby uniknąć dociekliwości portierek, każdego ranka Marcel wyskakiwał przez okno w kiblu na parterze i biegł do pracy przez morenowe wzgórza; ona do dziesiątej leżała w łóżku paląc papierosy i rozwiązując krzyżówki, potem bez skrępowania ubierała się przy współlokatorach i szła do przyjaciółek-mężatek, zazdroszcząc im bobasów, nowych kiecek ale przede wszystkim – złotych obrączek, na które oni byli za młodzi.

 

Pod koniec października Berenika obwieściła Marcelowi

– Kochanie, chyba mamy mieszkanie! Opisała mu spotkanie z jakąś artystką, dawną przyjaciółką jej zmarłego ojca, dodając że kobieta mieszka sama w wielkiej, secesyjnej willi, na tych morenowych wzgórzach niedaleko Jaśkowej Doliny.

         – Więc do pracy będziesz mieć tylko parę minut autobusem. Ubierz się elegancko, wieczorem do niej idziemy.

       Przyszli z różą zerwaną z gazonu na rogu Partyzantów i Topolowej; kobieta uściskała ich serdecznie a prowadząc do salonu, jak to prawdziwa artystka zaproponowała im herbatę z pigwy, ciasteczka sojowe i wino z owoców morwowca i jak to artystka – opasywała głowę zrolowaną apaszką a do beżowej kiecki po kostki, nosiła koronkowe bolerko z brudno-zielonej włóczki i holenderskie saboty; była po pięćdziesiątce.

Pogryzając niesmaczne ciasteczka, opisali jej swoją sytuację i nadludzkie starania wynajęcia czegokolwiek; wertowanie gazet, tułaczki pod najodleglejsze adresy, kończąc na opisie dwu par afrykańskich oczu.

– No bo dla nich, taka biała dziewczyna, to wie pani. Pani rozumie…

Artystka rozumiała.

– No, ale ja się im wcale nie dziwię, Bereniko; przecież jesteś nad wyraz piękna.

– Każdy facet się na nią gapi, nie tylko ci Murzyni, proszę panią.

– Mówmy sobie po imieniu, dobrze? zaproponowała Hanna.; zgadzacie się?

– Dobrze, Haniu.

– A pamiętasz, kochanie, jak cię kiedyś prosiłam żebyś mi pozowała?

– Oczywiście, Haniu; oczywiście, że pamiętam.

Kilka lat temu, błądząc bez celu po uliczkach starego Wrzeszcza, Berenika spotkała panią Hoffman wracającą ze sklepu; odniosła jej ciężkie zakupy i w rewanżu została zaproszona na greckie wino. Wspominając ojca Bereniki, oglądały albumy z dziełami Toulouse-Lautreca, Egona Schiele, Balthusa i Łempickiej a później przeszły do pracowni. Berenika akurat patrzyła na malowidło z nagą, perwersyjnie wygiętą dziewczyną, kiedy pani Hoffman objęła ją za szyję i mówiąc

– Jesteś tak piękna, że musisz mi pozować, kochanie…

zaczęła ją całować, miętosząc piersi i sięgając pod spódniczkę; zaskoczona i trochę pijana Berenika poddała się pieszczotom i pocałunkom. Była prawie północ, kiedy otrzeźwiała, ubrała się i wyszła z willi; zastanawiała się, co powie matce i siostrze.

 

– Oczywiście, że pamiętam, powtórzyła Berenika i zadeklarowała, że chętnie będzie jej pozować, ponieważ ostatnio bardzo często chodzą z Marcelem do muzeów i rozmaitych galerii sztuki, więc doskonale rozumie potrzeby artystów.

– To jasne, że artysta potrzebuje modela. I niekoniecznie na wzór; czasami tylko do kontemplacji, jako natchnienie prawda, Haniu?

– Wspaniale to ujęłaś, kochanie, powiedziała rozpromieniona artystka i ze słowami: a teraz pokażę wam lokum; zaprowadziła ich do wielkiego pokoju z oknami wychodzącymi na ogromne, stare modrzewie. Z naciskiem podkreśliła, żeby nie zawracali sobie głowy czynszem.

– Po pierwsze, na biednego nie trafiło, a po drugie, to nie pieniądze się liczą, tylko sztuka i miłość.

Przeszli do pracowni żeby obejrzeć jej obrazy, głównie kobiece akty, choć zobaczyli kilka martwych natur, ptaszka w klatce i zagłodzoną dziewczynkę z balonikiem, a wszystko w tonacjach brudno-beżowo-zielonych, jak przyodziewek malarki.

 

Marcel wstawał o piątej rano, zjadał kanapkę popijając zimnym mlekiem i całował śpiącą Berenikę; nie spieszył się, bo do pracy miał tylko piętnaście minut autobusem. Wychodząc, cichutko otwierał i zamykał za sobą ciężkie drzwi, choć rozległe przestrzenie willi wykluczały, aby mógł kogokolwiek zbudzić. Był szczęśliwy, że nareszcie mają kąt dla siebie i że będą mogli go urządzić sobie tak, jak tylko zechcą.

Berenika zazwyczaj spała do dziesiątej; leżąc wypalała papierosa i rozwiązywała krzyżówkę, albo odrzucała kołdrę i wpuszczała do łóżka Hanię. Kochały się, a potem robiły śniadanie i szły do pracowni, gdzie Berenika najpierw pozowała, a później kładła się na otomanie i znowu oddawała namiętnym pieszczotom Hani.

W połowie grudnia okazało się, że Berenika jest w czwartym miesiącu ciąży, o czym nie miała najmniejszego pojęcia; nie mdliło jej, nie wymiotowała, nie miała kaprysów; wprawdzie jadła nieco więcej, niż zwykle, no ale przecież żyli bez stresów.

Ucieszyli się z tej ciąży; szczególnie wniebowzięta była Hania, której córka wyemigrowała do Kanady z jakimś profesorem z Politechniki i od lat nie dawała znaku życia.

– Nawet nie wiem, czy już jestem babką, czy nie, no, ale teraz będziemy mieli dzidziusia.

W drugiej połowie maja Berenika urodziła śliczną, zdrową dziewczynkę; dali jej na imię Kasia, żeby było po staropolsku. Cieszyli się bardzo i radości nie zmącił im fakt, że dziewczynka była czarna, jak sierpniowa noc nad Kongo.

– Dziecko, to dziecko; trzeba je kochać bez względu na kolor skóry, Marcelku; powiedziała łagodnie acz stanowczo Hania, kiedy zaskoczony Marcel wzniósł brwi na widok niemowlaka, gdy kilka dni po połogu Hania przywiozła wymęczoną Berenikę razem z Kasią, zakutaną w różowy pled.

– To który z nich jest ojcem?

Berenika wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Albo ten jeden albo drugi.


Reklama
Poprzedni artykułspotkanie z GRZEGORZEM WALCZAKIEM
Następny artykułKrzysztof Lubczyński rozmawia z DARIUSZEM MICHALSKIM

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę wprowadź nazwisko