Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
97

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego


Córka podwójności

We francuskim oryginale tytułu nie ma ani słowa „journal” (dziennik) ani innego bliskoznacznego, oznaczającego notatki, zapiski, diariusz. Jest to zresztą zgodne z materia tej książki – nie jest ona żadną miarą „dziennikiem”, mimo pojawiających się dat dziennych. To tytuł od polskiego wydawcy, na pewno znacznie bardziej intrygujący dla polskiego czytelnika niż symboliczno-poetycki tytuł oryginalny: „Mały, dobry żołnierzyk”, który zresztą został zachowany w roli podtytułu.


Nazwisko, które przyciąga na polskiej okładce nie jest nazwiskiem autorki, pisarki w Polsce mało znanej. Kluczowe nazwisko brzmi: Francois Mitterand (1916-1996). W czasie II wojny światowej skromny żołnierz Ruchu Oporu (Resistance) pod pseudonimem „Obywatel Morland”, jeden z historycznych przywódców francuskich socjalistów po wojnie, lewicowy prezydent Francji w latach 1981-1995 (jedyny lewicowy francuski prezydent do czasu wyboru jego imiennika Hollanda). Za życia de Gaulle’a był jego jedynym poważnym rywalem na francuskiej scenie politycznej i nieomal zagroził jego ponownej elekcji w 1965 roku. Był postacią rodem jakby nie z XX, ale raczej wcześniejszych wieków, także wcześniejszych niż XIX. Porównywany do wielkich intrygantów i graczy Historii, obwoływany uczniem Machiavellego, a z uwagi na tajemniczość w działaniu, która go charakteryzowała, nazywany też Sfinksem. Czas jego prezydentury nazywano „republikańską monarchią”, a satyrycy rysowali jego karykatury jako Ludwika XIV, Króla Słońce. Był socjalistą, ale nie miał w sobie nic z lewicowej siermiężności rodem z robotniczych tradycji socjalizmu i niebieskich bluz paryskiego ludu. Miał maniery i dystans monarchy, a prostota jego obejścia była łaskawą prostotą wielkiego pana („le grand seigneur”). Najbardziej może mógł budzić skojarzenia z politykami pokroju kardynałów Richelieu i Mazarina (od niego pochodzi imię jego córki, autorki). W życiu prywatnym wyrafinowany intelektualista, miłośnik książek i smakosz dobrej literatury (ulubionym jego pisarzem był wyrafinowany stylistycznie, elitarny Julien Gracq), koneser piękna, kobieciarz i człowiek o podwójnym życiu osobistym. U schyłku jego epoki czynny był w Europie jeszcze tylko jeden polityk podobnego formatu i pokroju: zmarły niedawno rzymianin Giulio Andreotti. Obaj byli politykami-pogrobowcami dawno minionej epoki politycznych herosów, wielkich indywidualności, wizjonerów, postaci jakby wziętych z bohaterskich poematów. Tuż przed nimi byli jeszcze de Gaulle i Churchill, po nich już tylko biurokraci i raczej nie za wielcy gracze. Bohaterska i epicka epoka w polityce skończyła się.


To tyle niezbędnego wstępu. Jak w to wszystko wpisuje się ze swoja książką jego nieślubna córka Mazarine, której „odkrycie” było – po prawdzie nie za wielkim – skandalem u schyłku prezydentury Mitteranda?


Mazarine Pingeot, pisarka, eseistka, wykładowczyni uniwersytecka na kartach owego „dziennika” rozlicza się ze swoją rolą „tajnej córki”, z wszystkimi psychicznymi, emocjonalnymi konsekwencjami i komplikacjami z tego wynikającymi. Jej niby-dziennik, to raczej formułowane w formie mało zdyscyplinowanej narracyjnie zwierzenia, refleksje, impresje, dygresje, uwagi, oznaczone datami obejmującymi krótki okres od stycznia do maja 2012 (do zwycięstwa wyborczego Hollande’a, którego wspierała w kampanii wyborczej i o czym sporo napisała). Dyskrecja, którą narzuciło jej życie w dzieciństwie i młodości odciska swoje piętno na tekście. Żadnych intymizmów, żadnych skarg, żadnych niedyskrecji obyczajowych, żadnych sensacyjek bulwarowych, żadnych nawet smaczków. W gruncie rzeczy bardzo mało detali i faktów. Do drukowania w odcinkach w tabloidzie czy innym tytule popularnym tekst ten by się nie nadawał. Mało tzw. „mięsa”, zwłaszcza – paradoksalnie – tam gdzie mowa o jej ojcu. Więcej jest go akurat tam, gdzie narracja schodzi na inne tematy. Dominują wyszukane konstrukcje myślowe, subiektywizmy nie zawsze łatwe do odczytania. Dominuje wstrzemięźliwość. I dawka eksperymentu literackiego, może nawet ekstrawagancji stylistycznej: autorka zastosowała nie pierwszą osobę liczby pojedynczej, lecz… druga osobę liczby mnogiej, co uzasadnia potrzebą utrzymania odpowiedniego dystansu do zdarzeń. W języku polskim brzmi to trochę obco, nie bez pewnej sztuczności. W ogóle proza Mazarine jest bardzo francuska w swoim duchu i kształcie: bardzo abstrakcyjna, bardzo pojęciowa, bardzo wymyślona, mózgowa, daleka od anglosaskiej tradycji opartej na konkrecie materialnym. Słowa wielkiego uznania należą się tu wybitnemu dziennikarzowi, byłemu wieloletniemu korespondentowi PAP w Paryżu, znawcy problematyki francuskiej Andrzejowi Bilikowi, kilkakrotnemu rozmówcy Mitteranda, który w swoim przekładzie świetnie te właściwości prozy madame Mazarine oddał.


Osobiście lubię tego rodzaju literaturę, z jej leksykalnością, abstrakcyjnością, frazotwórstwem, obfitością słów bez wyraźnych desygnatów zamiast opisowego realizmu. Czytałem zatem prozę Pingeot z satysfakcją, tym bardziej, że bardzo mało jest dziś w Polsce przekładów ze współczesnej literatury francuskiej. Aczkolwiek bardzo brak mi w tej książce portretu wielkiego ojca autorki, a choćby przynajmniej jakiegoś subiektywnego wzbogacenia jego wizerunku powszechnie znanego. Tego jednak tam nie znajdziemy, poza drobnymi okruchami. Przynajmniej jako pisarka Mazarine jest egotystką. To ona z jej duchowym wnętrzem jest bohaterką tego utworu – nie Francois Mitterand.


Mazarine Pingeot – „Dziennik córki Francois Mitteranda. Mały dobry żołnierzyk”,

przekład Andrzej Bilik,

ISBN 978-83-63773-30-4,

str. 224,

Wyd. Emka, Warszawa 2013

 


Diabelski charakter

Janusz Rolicki wszedł do historii polskiego dziennikarstwa jako postać bardzo barwna, soczysta, niejednoznaczna, kontrowersyjna. Urodzony w Wilnie (1938) w dość typowej rodzinie inteligencko-niepodległościowej, stał się w okresie środkowego PRL najpierw znanym reporterem (tygodnika „Kultura”), a później dziennikarzem prasowym i telewizyjnym. Na początku czasów gierkowskich, jako telewizyjny dygnitarz, bliski współpracownik Macieja Szczepańskiego, był twórcą znakomitego bloku kulturalnego TVP, na który składał się szereg legendarnych dziś, cyklicznych programów, w których Rolicki udzielał się także jako prowadzący (n.p. „Sam na sam z…”), jawiąc się także jako interesująca indywidualność telewizyjna. W latach 90-tych, po politycznym przełomie, przez kilka lat kierował lewicowym dziennikiem „Trybuna”. W tym samym mniej więcej okresie przeprowadził wywiad-rzekę z Edwardem Gierkiem, który, uzupełniony o „Replikę” stał się ważnym świadectwem epoki gierkowskiej z punktu widzenia jej głównego protagonisty. Pośród dość obfitej wtedy podaży rozrachunkowych wywiadów z ważnymi postaciami PRL, rozmowa Rolickiego z Gierkiem okazała się najciekawsza i najwnikliwsza. Uzupełnił ja o biografię Gierka. Przed rokiem Rolicki wydał powieść osnutą na kanwie kresowych losów jego rodziny w XI i XX wieku. Tym razem zdecydował się na odwrócenie ról i dał się odpytać ze swego życia Krzysztofowi Pilawskiemu, również byłemu dziennikarzowi „Trybuny”.


„Wańka-wstańka” to w istocie rozpisana na pytania i odpowiedzi autobiografia Rolickiego, standardowo rozpoczynająca się od dzieciństwa i prowadzona przez wszystkie istotne etapy życia bohatera. Rolicki, jak barwną jest postacią, jest też ciekawym opowiadaczem, gawędziarzem, narratorem. Opowiada o swoim życiu ze swadą, z silną nutą autoironii i autokrytycyzmu, pokazując je na tle burzliwych czasów. Z psychologicznego punktu widzenia jawi się jako natura od dzieciństwa trudna, anarchiczna, przekorna, pełna sprzeczności. Ci, którzy choć trochę znają dorosłego Rolickiego, jako dziennikarza, redaktora, szefa, na pewno mogli by zaświadczyć, że cechy te nie opuściły go w okresie dorosłości i późnej dojrzałości. Sam Rolicki podkreśla kilka razy swój „diabelski charakter”. Może trochę szkoda, że rozmówca Rolickiego, Pilawski, kiedyś bardzo zadziorny publicysta „Trybuny”, znany z radykalnych poglądów lewicowych, za bardzo zdał się na samoistną opowieść interlokutora, za słabo go przyciskał, trochę niedostatecznie starał się wydobyć od Rolickiego bardziej wyczerpujące komentarze i wyjaśnienia niektórych zdarzeń, których ten był uczestnikiem i obserwatorem.


Niezależnie od tego „Wańka-wstańka” jest prawdziwie zajmującą lekturą, kolejnym ciekawym przyczynkiem do historii PRL i początków III RP, postrzeganym okiem jednego z ważnych protagonistów.


„Wańka-wstańka”. Z Januszem Rolickim rozmawia Krzystof Pilawski, str. 328, ISBN 978-83-7427-855-3, Wyd. Demart SA, Warszawa 2013

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko