Andrzej Wołosewicz – Chodzą za mną wiersze

0
246

Andrzej Wołosewicz


Chodzą za mną wiersze

 

Ryszard TomczykKażdy dobrze poinformowany, także literacko, o tym, co się w nim jako czytelniku dzieje, wie, że z wierszami jest jak z melodiami – niektóre wiersze po prostu za nami chodzą. Oczywiście wciąż chodzi też za mną duże zimne piwo i to niezależnie od pory roku, ale ze względu na ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi (czy jakoś tak) nie mogę rozwinąć tego skądinąd interesującego do głębi tematu…. Mogę jednak powiedzieć tchórzliwie i asekuracyjnie, że związki literatury z płynami nie są wcale takie nieistotne, a kto jest tutaj bez grzechu niech pierwszy rzuci kuflem. Dlatego pozwalam sobie prawem kaduka uruchomić niniejszym rubrykę, poświęconą nie wielkiej gadaninie o całokształtach, teoryjach, ekscesach i sukcesach, ale poświęconą, ot, takiej drobinie jak wiersz, jeden pojedynczy wiersz, nic więcej, nic mniej. Ośmiela mnie do tego wspomnienie, jakie zawarł mój profesor logiki, Marian Przełęcki o Kazimierzu Ajdukiewiczu pisząc, że ten ostatni twierdził, iż łatwiej wymyślić całą teorię niż podać jeden konkretny, dobrze ją ilustrujący przykład. Z jednej więc strony nie wielki zamach na teoretyzowanie, ale z drugiej konkret, wiersz.

         Na początek wiersz Andrzeja Szmidta „Ta struna”:

 

„nie wiem

nikt nie wie

kiedy się pisze dobry

a kiedy zły wiersz

to jest nie do określenia

ale zawsze kiedy piszę

prowadzi mnie ta struna

której nie wolno

mi zaprzeczyć

o której wie

każdy prawdziwy poeta

co nie kłamie

 

rzecz dotyczy nie tylko poezji”

 

Proszę bardzo. Jest to dla mnie wiersz, który noszę w sobie „od początku”, użyłem go lat temu dziesiąt w pracy magisterskiej i podpieram się nim do dziś. Jeśli mi przychodzą do głowy zbyt frywolne myśli lub myśl moja sprowadza mnie na manowce suchych i wyleniałych zdań, takiego drewna krytyczno-literackiego, to szukam tej struny, żebym wiedział, czy naprawdę mam coś do powiedzenia, czy jestem jedynie jak ten cymbał grzmiący. Trzeba – i warto – mieć takie własne, prywatne mechanizmy sprawdzające to, co się myśli, mówi i pisze, bo papier jest ponoć cierpliwy, ale i ta cierpliwość ma gdzieś swoje granice, choćby u czytelnika. Wiersz Szmidta jest lustrem, w którym przyglądam się przy codziennym goleniu, żeby w swojej pracy w słowie nie błądzić, a przynajmniej błądzić jak najmniej. Jego jasne i czytelne przesłanie zdaje mi się być też bardzo dobrą wskazówką w czytaniu innych; wskazówką, która mówi: każdy uczciwy tekst został wzbudzony jakąś namiętnością, szukaj struny, która to spowodowała, tej struny.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko