Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Spóźnione (?) arcydzieło
Dla tej powieści rekomendacją najwyższą i pewnie wystarczającą jest fakt, że jej autor jest ubiegłorocznym laureatem Literackiej Nagrody Nobla – 2012. Nie było wokół niej specjalnego hałasu, pewnie nie bez wpływu faktu, że Mo Yan, autor „Obfitych piersi, szerokich bioder”, to nie chiński dysydent polityczny w kraju czy za granicą, lecz lojalny obywatel Chińskiej Republiki Ludowej.
Nie da się pominąć faktu, że pisanie o utworze literackim napisanym w języku chińskim, czyli bardzo odległym od europejskiego kręgu kulturowego, jest w gruncie rzeczy pisaniem o przekładzie jako o samoistnym dziele. Dotyczy to w pewnym stopniu przekładu z każdego obcego języka, ale czym innym jest przekład na język polski z języka angielskiego czy francuskiego, a daleko czym innym z chińskiego. Obrazkowy język chiński jest w swej strukturze, duchu i logice tak bardzo odmienny od każdego języka europejskiego, że w gruncie rzeczy przekład jest po prostu polską, indywidualną interpretacją translatora powieści. W tym przypadku Katarzyny Kulpy. Tak przeczytana powieść budzi wysokie uznanie dla walorów i bogactwa stylu, dla mięsistości języka, oddechu narracyjnego, rozległości panoramy. Ponieważ jednak, zgodnie z fundamentalną tezą Ludwiga Wittgensteina, myśli się wyłącznie za pomocą języka, więc nie sposób uznać język przekładu za ekwiwalent chińskiego myślenia. Pewnie to spowodowało uwagę jednego z recenzentów o „europejskości” tej powieści. Gdyby mógł przeczytać ją po chińsku prawdopodobnie nie odniósłby takiego wrażenia.
Zbiorowym bohaterem powieści Mo Yana jest wiejska rodzina Shangguan, w której kobiety obdarzone są tytułowymi walorami naturalnymi. Wokół owych obfitych piersi i wydzielanego przez nie mleka osnuta jest pierwszoosobowa narracja powieści, którą rozwija najmłodsze dziecko, późny syn, brat ośmiu starszych sióstr. Akcja rozpoczyna się od Powstania Bokserów w 1900 roku i rozwija poprzez upadek chińskiej dynastii cesarskiej, straszliwą inwazję japońską, walki Kuomintangu z komunistami, “rewolucję kulturalną”, aż do przemiany neokapitalistycznej, która jest współczesnością dzisiejszego Państwa Środka, jak kiedyś często nazywano Chiny. Świat powieści Mo Yana jest ukazany z obfitą dozą naturalizmu, pełen władzy natury i ludzkiego okrucieństwa, nasycony zdarzeniami gwałtownymi, często wręcz makabrycznymi. Przed oczyma wyobraźni czytelnika przesuwa się świat zły, ciężki, pełen wynaturzeń, nieustannej, gorączkowej walki z materią życia, znojnego, cielesnego, spoconego, krwawego i namiętnego, świat walki ludzkich i pozaludzkich żywiołów, ale także świat osobliwości, makabry, dosycony fragmentami dawkami czarnego humoru i ironii.
Przy całym jednak uznaniu dla mocy, kunsztu i rozmachu dzieła Mo Yana, wzbudziło ono we mnie pewną dozę rozczarowania. Trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że ta historia chińskiej rodziny pokazana na tle wojny, powojennych Chin komunistycznych, a w końcu także na tle czasów narodzin chińskiego kapitalizmu w czerwonej skórze, jest mi skądś znana. Nie dosłownie, rzecz jasna, ale jako formuła powieściowa. Tego rodzaju freski narodowe, sagi rodzinne powstały w wielu krajach, także w obrębie literatur europejskich, latynoamerykańskich, afrykańskich. Również choćby koncept z narracją pierwszoosobową dziecka, nieco wyobcowanego w świecie dorosłych i zanurzonego w jedną, obsesyjną pasję „piersiową”, może przywodzić na myśl skojarzenie z „Blaszanym bębenkiem” Guenthera Grassa (tam – tytułowy bębenek, tu – tytułowe obfite, a przy tym mleczne piersi kobiece, tam historia wdzierająca się w życie gdańskiej, niemiecko-kaszubskiej rodziny, tu w życie chińskich wieśniaków). Swoistą mozaikową panoramą pewnego kraju jest też „Cały smutek Belgii” Hugo Clausa, również z narracyjną perspektywą z punktu widzenia dorastającego chłopca, pełną bujnej, naturalistycznej obsceniczności erotycznej, z pomrukującą historią w tle. Te skojarzenia, które można by mnożyć, wywoływały we mnie, mimo niewątpliwych wybitnych walorów chińskiego fresku, uczucie swoistego deja vu, odbierając lekturze nieco ze świeżości. Mimo to „Obfite piersi…”, choć mają w sobie coś ze spóźnionego arcydzieła, niewątpliwie warte są lektury i gorącej rekomendacji. Bo – prawdę mówiąc – żadne arcydzieło nie jest spóźnione…
Mo Yan – „Obfite piersi, szerokie biodra”, przekład Katarzyna Kulpa, Wyd. WAB, Warszawa 2012
Kałużyński oświetlony
Choć „Pół życia w ciemnościach” sygnowane jest w podtytule jako „Biografia Zygmunta Kałużyńskiego”, to w przedmowie autor, Wojciech Kałużyński sam podważa tę kwalifikację. Stwierdza w niej, że to raczej opowieść o Kałużyńskim niż jego biografia i skromnie zaniża kaliber swojej pracy. Niesłusznie.
Życie, sylwetka i pisarstwo Zygmunta Kałużyńskiego przynależy do barwnej legendy życia intelektualno-artystycznego PRL, a „swawolny Zyzio”, jak niektórzy go nazywali, był prawdziwym enfant terrible tego czasu, jakkolwiek dziwnie by to określenia brzmiało w stosunku do niego. Był bohaterem licznych opowieści i był równie kolorowy jak jego pisanie. Funkcjonował głównie jako krytyk filmowy, wieloletni recenzent „Polityki”, ale był wszechstronną, jednoosobową instytucją kulturalną, wcieloną erudycją i jaskrawo charakterystyczną figurą, człowiekiem pełnym sprzeczności i mający poglądy oraz upodobania estetyczne bardzo osobne, jaskrawo oryginalne, nieraz anarchiczne, odległe od opinii i hierarchii uznawanych przez obie strony ówczesnej linii sporu polityczno-kulturalnego. A przy tym w bezpardonowej formie je wyrażający.
Wojciech Kałużyński swojego bohatera ukazuje nie jako detektyw i badacz żmudnie śledzący meandry jego losów, lecz jako portret postaci widzianej przez innych, a przy tym ogniskującej w sobie wiele podstawowych znamion epoki, w której przyszło jej żyć.
Mnie osobiście taka formuła bardziej odpowiada aniżeli klasyczna biografia. Kałużyński nie był politykiem ani tajemniczą postacią, w przypadku której niezbędne czy celowe było by docieranie do wiedzy o niej przez odkrywane dokumenty. W gruncie rzeczy pewne niejasności dotyczące jego życia prywatnego nie są aż tak istotne i bez uszczerbku można obejść się bez ich rozjaśnienia. Kałużyński był bowiem nade wszystko intelektualistą, pisarzem i postacią publiczną także jako osobowość telewizyjna, powszechnie znaną i budzącą powszechnie znane negatywne i pozytywne emocje oraz kontrowersje.
Walorem książki Kałużyńskiego (Wojciecha) jest barwny, lekki, potoczysty, a przy tym inteligentny styl. Pasjonująca to lektura i cenny kamyk do mozaiki dokumentującej obraz PRL, niestety po 1989 roku zafałszowany nie mniej niż wcześniej, choć inaczej.
Wojciech Kałużyński – „Pół życia w ciemnościach”, Wyd. Zwierciadło, Warszawa 2012