Krystyna Habrat
CZYTANIE POWIEŚCI
Poświęcam to pamięci mojej mamy,
Ireny Sokół,
która wpoiła mi miłość do książek –
w czwartą rocznicę jej śmierci.
„Nędzników” Wiktora Hugo przeczytałam dość późno. Zdążyłam poznać już i zafascynować się Conradem, Faulknerem, Dostojewskim, Mannem, Proustem, Czechowem, a ta powieść długo nie wydawała mi się godna mojej uwagi.
Oczywiście treść jej znałam. Czytywałam fragmenty o małej dziewczynce, Kozecie, zamęczanej pracą u chciwych ludzi, po którą przyjeżdża tajemniczy pan i obdarowuje piękną lalką. Albo o chłopcu imieniem Gavroche, ginącym na barykadach Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Zresztą całą powieść opowiedziała mi dokładnie moja mama. Dzieliła się tak ze mną treścią lektur, których ja nie zdążyłam jeszcze przeczytać. W tym wypadku już tytuł zniechęcał. Czytać tyle tomów smutku?
Dopiero jakieś jesienne przeziębienie skłoniło mnie do przeczytania w łóżku wszystkich tomów tej powieści – niemal jednym tchem – i zmiany poglądu na XIX-wieczną literaturę. Co takiego było w tamtych powieściach, że potrafiły tak bardzo wciągnąć i oczarować?
Teraz, gdy weszła do kin wersja śpiewana „Le Miserables. Nędznicy”, odważam się opowiedzieć to, ja niefachowiec, nie-krytyk, nawet nie-polonistka, a zwykły czytelnik. Przecież wyznania takich dla autorów pisujących wielkie powieści mogą być niemniej cenne. Czym nas chwytają za serce wielkie powieści?
Przypominam, że miałam już za sobą lektury wielkich autorów XX-wiecznych i na własny użytek wypracowałam sobie kryteria tego, co warto czytać. Jako osoba samodzielna w tym względzie i na ogół przekorna, nie powtarzałam tych kryteriów za autorytetami, choć wybierałam do czytania lektury według ich zaleceń w artykułach krytycznych. Na ogół okazywało się, że nasze gusta były zbieżne. Nie znaczy to, że zamierzam chwalić się własnym gustem, bo jest to bardziej dowód na to, że dobra powieść trafi do każdego, choć każdy znajduje w niej nieco inne wartości.
Czego ja wymagałam wtedy od dobrej powieści? Po pierwsze: żeby była wielka. To oznaczało, że powinna pokazać ważny temat w powiązaniu ze wzniosłą ideą, a jej bohater musiał być ciekawy i zmagać się z prawdziwie wielkimi przeciwnościami. Jak Lord Jim, cierpiący aż do śmierci, że raz sprzeniewierzył się poczuciu honoru i jako kapitan wyskoczył z tonącego statku zostawiając pasażerów na łaskę losu. Spełniały te kryteria niezwykłe postacie Dostojewskiego. Ale nawet mój już od liceum ulubiony Almayer – osoba miernego formatu – musiał w sobie mieć coś, co wywoływało moje wielkie wzruszenie, gdy jego niespełnienie stawało się metaforą losu każdego człowieka, który marzy o czymś i nigdy tego nie osiąga.
A więc bohater powieści powinien być interesujący, bo obdarzony niezwykłą osobowością w powiązaniu z ciekawymi kolejami losu. Powinien też prezentować ciekawą filozofię życia. Mogły to być rozważania Naphty lub Settembriniego z „Czarodziejskiej Góry” Manna. Jednak wobec ich zawiłości bardziej chwytały za serce spostrzeżenia, co do losów świata i innych kuracjuszy, jakie miewał prostoduszny Hans Castorp. A jeszcze bardziej uwagi o życiu niepiśmiennych chłopów z Czechowa, choćby to ze „Skrzypiec Rotszylda”:
„Czemu ludzie robią zawsze nie to, co trzeba? Czemu Jakow przez całe swe życie łajał, wygrażał pięściami, krzywdził swą żonę i po co, w jakim celu, pytam, przed chwilą przestraszył i obraził Żyda? Po co w ogóle ludzie przeszkadzają żyć jeden drugiemu? Przecież to powoduje takie straty! Gdyby nie było nienawiści i złości, ludzie przynosiliby sobie nawzajem ogromną korzyść.”
Co natomiast zachwyciło mnie w „Nędznikach” Wiktora Hugo? Najpierw jednak powiem, dlaczego tak długo zwlekałam z sięgnięciem po te lekturę. Odstręczały mnie trzy rzeczy:
1)za dużo w niej biedy i cierpienia, co wywołuje nadmiar uczuć negatywnych;
2)za dużo rewolucji, śmierci, cierpień;
3)XIX-wieczny schematyzm powieściowy.
Dwa pierwsze punkty są zrozumiałe. Jednak śledzenie przebiegu rewolucji w ujęciu obrazowo-powieściowym pozwala na dopracowanie sobie pewnych teorii o mechanizmach takich wydarzeń, jak: co doprowadza do takich wybuchów? kto zwykle staje na barykady i ochoczo ginie za wielką sprawę? i kto wynosi z tego korzyści? bo historia w swych przyczynach i skutkach, zazwyczaj się powtarza. Czytać więc o tym warto.
Ale ja jeszcze nie lubię schematów w powieści, gdzie poszczególne wątki muszą toczyć się i być rozwiązywane według określonych reguł. To jest sztuczne, bo życie jest bogatsze i nieprzewidywalne.
O dziwo, podczas czytania Nędzników, to co mnie wcześniej powstrzymywało, stawało się mało zauważalne, bo górę wzięło coś ważniejszego. Przede wszystkim powieść tak bardzo wciągała, że choć znałam dobrze jej treść z opowieści mamy, cały czas pochłaniało mnie to wspaniałe uczucie ciekawości przy lekturze: i co dalej? Jak udało mu się w końcu uciec? Jak się jednak dostał za mury klasztoru, gdy pościg był tuż, tuż? W trumnie? No i, udało się ?
Wiedziałam dobrze, że się udało i co było dalej, jak to się potoczyło i skończyło, ale wciąż ulegałam fascynacji dwoistości, jakbym to znała, a zarazem nie znała. I jakbym jeszcze sama to wszystko po kolei przeżywała. Dlatego razem z bohaterami doznawałam całej gamy wrażeń i emocji: to bałam się, to cieszyłam, raz cierpłam z zimna, bolały mnie ręce, jak małą Kozetę, to byłam wściekła, że jej matkę tak skrzywdzili, kiedy indziej podziwiałam szlachetność głównego bohatera, to znów odrażała mnie podłość i zawziętość jego dwóch prześladowców… Dotąd mam za złe autorowi, że jednemu z nich udało się wyjechać bez szwanku do Ameryki, a główny bohater Valjean, tyle musiał wycierpieć. Czytając, byłam cały czas głęboko poruszona.
I w tym własnie tkwi magia wielkiej powieści. Ona wciąga i wzrusza i już nic poza tym nie jest ważne. Pozostają w pamięci drobne a poruszające szczegóły, jak np. gdy stary już Valjean wyruszał co dzień do domu swej wychowanicy Kozety, gdy już wyszła za Mariusza, ale zawracał, niczym wahadło zegara. Z każdym dniem ta droga ku nim była krótsza. Popadał w rezygnację.
Jednak autor nie był dla niego litościwy. Jestem na niego zła. To odczucie też jest przykładem, jak wielkie emocje potrafi wzbudzić dobra powieść, dając nam namiastkę prawdziwej rzeczywistości. Pomimo schematom i regułom powieści, które ograniczają jej autentyzm. Dobra powieść daje złudzenie autentyczności. Ale tylko czytelnikowi, który czyta to wzruszony całym sercem. Podobno fachowiec, krytyk, polonista, nie jest już zdolny do takiego przeżywania literatury. On patrzy na to kategoriami poetyki, zauważa środki artystyczne, typy narracji, styl, nowoczesność i powinowactwa. Lepiej jednak być zwyczajnym czytelnikiem. Prawda?
Oczywiście wiele powieści dostarczyło mi wielkich wzruszeń: powieści Conrada, opowiadania Czechowa, Bunina, i te wszystkie, które wymieniłam na początku i inne. Czasem wzruszenie wywoła mniej może znana lektura, gdzie nie sposób nie przejąć się losem bohaterów i ja takie mam: „Judyta” B.Moore’a; „Mansarda” M.Haushofer; „Pełnia życia panny Brodie” M.Spark; „Życie i słońce” Sillanpy; „Krystyna, córka Lavransa” Undset… i wiele innych.
Ale oprócz zwykłych wzruszeń wyróżniam jeszcze fascynację, której nie będę w tym momencie definiować, ale zawiera ona więcej odczuć intelektualnych, a tego dostarcza mi: „Imię róży” Eco; „Sto lat samotności” Marqueza; „Cień wiatru” Zafóna… Długo by o tym.
W powieści „Nędznicy” dużą rolę gra tło powieści, czyli Wielka Rewolucja Francuska. Czytelnik poznaje dużo szczegółów, jak walczono i choćby takie drobiazgi, jaki napis ku pamięci Marata znalazł główny bohater, gdy przedzierał się przez kanały, ratując życie rannemu. I jakie to wywołuje refleksje bohatera? Takie szczegóły rozbijają schemat powieściowy, a autentyczne i ważne historycznie tło (a dla nas jeszcze obraz starego Paryża) podnoszą wartość powieści. Jest ona ciekawsza, bardziej autentyczna, nie mówiąc już o walorach poznawczych, niż inna, bez takiego tła, a zawieszona w próżni.
Późniejsza powieść odchodzi od schematów, ale też ma swoje reguły i wymogi. Schemat pozostaje w mniej ambitnych serialach telewizyjnych, choć i tu się go przełamuje.
Na koniec pytanie: czy pisane w ostatnich choćby trzydziestu latach powieści potrafią tak wciągnąć i rozbudzić tyle czytelniczych namiętności, co Nędznicy i wiele innych powieści z tamtych czasów? Oczywiście! Sama, opierając się na moich doznaniach czytelniczych, mogę wymienić takich dużo. Tylko one są już inaczej pisane i odwołują się bardziej do intelektu.
A polska literatura ostatnich lat? To zostawiam czytelnikom.
Proszę jednak polskich autorów o taką powieść z czasów współczesnych, która da mi też tyle wzruszeń. Niemodne to? Sprawdźmy.
Krystyna Habrat.