Kalina Izabela -Zioła Jeszcze jeden sen

0
413

Kalina Izabela Zioła


Jeszcze jeden sen

 

             Ameryka – marzenie tysięcy Polaków, „ziemia obiecana” emigrantów z całego świata. Zgniły kapitalizm i wyzysk. Szybka kariera i miliony dolarów. Ciepła, przyjazna Floryda i mroźna Alaska. To wszystko jest prawdą i miesza się w amerykańskim tyglu. I tę właśnie mieszankę ukazuje Dariusz Tomasz Lebioda w swojej ostatnio wydanej książce pt. „Bulwar Singera”. Jakże znamienny to tytuł, obrazujący mit o Ameryce! Isaac Singer, Żyd który wyemigrował z Polski i publikował w nowojorskim dzienniku Jewish Daily Forward, i który otrzymał w 1978 roku Literacką Nagrodę Nobla. Potwierdzenie prawdziwości „amerykańskich snów”.


Tom Dariusza Tomasza Lebiody, poety, eseisty i krytyka literackiego ukazuje Amerykę, jaką poznał on podczas swych podróży w latach 2000 – 2008. Książka jest pięknie wydana – twarda lakierowana oprawa, kremowe kartki i piękne zdjęcia w sepii, ilustrujące poszczególne utwory. Ciekawe jest przeplatanie wierszy krótkimi utworami prozatorskimi. Wiele utworów zamieszczonych jest w wersji dwujęzycznej – po polsku i po angielsku.


           Książkę rozpoczyna wiersz „Sen Krzysztofa Kolumba”. To powrót do najwcześniejszej historii Ameryki, do początków jej zaistnienia w świecie. Poeta razem ze słynnym żeglarzem odkrywa ten nieznany mu ląd i płacze nad pokonanymi i zniewolonymi:

bóg patrzy na rzeź i nie rozumie

natury człowieka

 

odkrywca modli się do anioła

a śmierć rozsnuwa czarny

całun                                („Sen Krzysztofa Kolumba”)

 

Pamięć o nich przywołuje w wierszu „Elegia”:

 

opiewam tych którzy przeszli

zasłonę ciemności

i zasnęli w pyle

. . .

nie zdążyli pożegnać

barw

. . .

oddali ludzki kształt

i ludzki wymiar

 

Nie jest to jednak, jak można by przypuszczać po przeczytaniu tych dwóch wierszy, książka smuta i nostalgiczna. To tylko wprowadzenie, przywołanie dawnych cieni, z których wyłoni się obraz dzisiejszej Ameryki. Prawdziwej, pulsującej życiem, pełnej sprzeczności… W której następuje zderzenie marzeń z realiami. Autor na tle amerykańskiej scenerii próbuje odnaleźć siebie, swoje oczekiwania i spełnienia. Porównuje swoje życie teraźniejsze z tym dawnym, utraconym, które pozostawiło w nim przecież swój niezatarty ślad. Patrząc w toń rzeki Hudson zastanawia się nad tym, kim był kiedyś i kim jest teraz:

kim byłem gdy znalazłem

swoje odbicie w świtezi

 

        gdy stałem roziskrzony u czarnych

wrót lemanu

. . .

        gdy deptałem rosę wileńskiego

cmentarza

. . .

czy byłem tym samym

dzieckiem które kiedyś

patrzyło z zachwytem

na rwący leśny strumień i kosa („Strumień. Kos. Nieistnienie”)

 

Piękno natury, zieleń wkomponowanych w nowoczesną architekturę parków zachwyca poetę i sprowadza na niego spokój. Czuje się wolny od wszelkich trosk, oddaje się tylko tej chwili:

byłem spokojny

jakby śmierć

nie istniała

 

byłem lekki jakbym

patrzył na życie

z oddali

 

jakbym już wiedział

to czego wiedzieć

nie wolno                („Tudor City”)


Przemierzając dzikie ścieżki, daleko od przeludnionych miast, zanieczyszczeń i zgiełku, z dala od wszelkich ludzkich przywar, delektuje się swoją łącznością z przyrodą, z otaczającym go spokojem:


mógłbym tak iść i iść

do końca dni

mógłbym tak iść po

kres chwili

. . .

z dala od nienawiści

z dala od poniżenia

 

tak mógłbym istnieć

tak być                      („Ścieżka przy kanadyjskiej granicy”)

 

Dariusz Tomasz Lebioda w swych wierszach opiewa nie tylko piękno natury. Jest również wrażliwy na urodę kobiet. Zachwycają go nie tylko Polki ( co przeczytać można w jego licznych, publikowanych wcześniej lirycznych wierszach), ale także zmysłowe japonki / posągowe murzynki kruche/ rosjanki („Miss America”). Poświęca im wiele przepojonych erotyzmem wersów:

siedzi zamyślona

. . .

jej piękna nie można wyrazić

jej twarzy nie sposób opisać

. . .

siedzi na trawie długimi

palcami muska zielone żdżbła

i jest poza tym miejscem i

poza czasem

. . .

raz tylko otarliśmy się o siebie

raz tylko

odbiliśmy się w swoich

oczach                          

pisze w wierszu „Księżniczka” lub:

dziewczyna wilgotna

jak małża kładzie się

na brzegu

i marzy o słodkiej śmierci    („Floryda”)

 

Poeta w swych wędrówkach po Ameryce odczuwa, że nawet w najgęstszym tłumie człowiek może się poczuć samotny, wyobcowany. Pokazuje więc w swych wierszach biednego ulicznego skrzypka, którego ludzie mijają obojętnie, żebraka siedzącego na kartonowym „dywaniku”, czytającego Szekspira i spoglądającego tęsknie na przechodzącą obok skośnooką Ofelię, starego Żyda, stojącego w zamyśleniu przed najwyższym niegdyś wieżowcem i tłumy przemieszczające się w pośpiechu na terminalach lotniska:


nigdzie nie znajdziesz tylu

zagubionych ludzi

 

nigdzie nie spotkasz

tylu nieznajomych    („Jadąc autobusem z Port Authority”)

 

wreszcie siebie samego, nie mogącego się pogodzić z anonimowością:

 

nigdy nie dowiem się

jak miał na imię

on nie poznał też

mojego imienia

 

czemu dał wyraz w wierszu „Canal Street” i w wierszu „Samotność w Nowym Jorku”:

 

płyną legiony żywych ludzi a ty stoisz

w centrum świata

. . .

za tobą zimne powiewy przed tobą

sztormy za tobą mrok przed

tobą ciemność

. . .

a jednak stoisz

jakby

 

nie istniał świat jakby

zatrzymał się czas  

 

W wielu utworach omawianej książki autor zagłębia się w tematykę przemijalności, kruchości czasu i w analizę swych przeżyć na tle rozgrywających się wokół zdarzeń. Na przykład kamienie zbierane na ścieżce Central Parku:

takie ciepłe i takie

zimne

 

kojarzą mu się z ludźmi:

 

niczym ludzie – tacy żywi

a później tacy martwi     („Kamienie z Central Parku”).

 

a czarna muszla, którą znalazł na brzegu oceanu przenosi go w odległą przyszłość, gdy nie pozostanie po nim już nic:

 

podniesiesz czarną muszlę

potem miną tysiąclecia

miną miliony

lat

 

twoje pochylenie

twoja myśl

 

nigdy więcej się nie

powtórzą                      („Czarna muszla”)

 

natomiast z „Domu Milknącego Ptaka” :

 

tylko cień

odchodzi

 

bez pożegnania

 

Wiele wierszy zdradza ornitologiczne zainteresowania autora, który prowadzi znany internautom blog „Dziennik ornitologa”. Dariusz Tomasz Lebioda pisze w nim o znanych ludzich sztuki, wydarzeniach kulturalnych, ale i o ptakach, których jest znawcą i miłośnikiem. I dlatego właśnie ptaki przelatują w książce z kartki na kartkę, z wiersza na wiersz, szczebiocą nawet poprzez usta amerykańskiego chłopca. W wierszach nie mających pozornie nic wspólnego z ptakami potrafi poeta umieścić wzmiankę o ptasim skrzydle, bystrym ptasim oku czy świergocie, a niektórym poświęca strofy czy całe wręcz wiersze. Mamy więc „Mewy” w którym mewa wisząca/ nad życiem / mewa wpatrzona w toń, „Pelikany”, które dumne jak rzymscy / senatorowie/ dostojne jak cesarz … czekają aż dopełni / się kolejny / dzień czy też „Kanadyjską gęś”, która wybiera partnera / na całe życie / gdy on odchodzi zostaje / sama do końca / czeka dzień w dzień / jak penelopa / na odysa. Nie tylko w wierszach autora żyją ptaki. Są one też obecne w prozie, która przeplata się z utworami poetyckimi. Proza ta jest przeważnie szczegółowym reportażem z podróży, opisuje poszczególne lotniska i dworce, spotkanych po drodze ludzi, krajobrazy i poszczególne miasta oraz ulice. Nie wszystkie jednak utwory prozatorskie można potraktować jak reportaż. Niektóre są pełne poezji i ciepła, jak na przykład „Hymn kulturowy”, który czyta się jak dawny mit o herosach, czy „Bulwar Isaaca Bashevisa Singera” (dający tytuł całemu tomowi), przesycony światłem i barwami, troszkę nierealny, mający atmosferę trochę zbliżoną do „Sklepów cynamonowych” Bruno Schulza.

                     W sumie bardzo ciekawa książka, obrazująca w niecodzienny sposób amerykańskie życie i mieszkających tam ludzi, a zarazem pozwalająca lepiej poznać literacką wszestronność Dariusza Tomasza Lebiody.

 

 

 

Dariusz Tomasz Lebioda „Bulwar Singera”, Wydawnictwo ZLP Bydgoszcz 2012, s. 122


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko