Kalina Izabela Zioła
Jeszcze jeden sen
Ameryka – marzenie tysięcy Polaków, „ziemia obiecana” emigrantów z całego świata. Zgniły kapitalizm i wyzysk. Szybka kariera i miliony dolarów. Ciepła, przyjazna Floryda i mroźna Alaska. To wszystko jest prawdą i miesza się w amerykańskim tyglu. I tę właśnie mieszankę ukazuje Dariusz Tomasz Lebioda w swojej ostatnio wydanej książce pt. „Bulwar Singera”. Jakże znamienny to tytuł, obrazujący mit o Ameryce! Isaac Singer, Żyd który wyemigrował z Polski i publikował w nowojorskim dzienniku Jewish Daily Forward, i który otrzymał w 1978 roku Literacką Nagrodę Nobla. Potwierdzenie prawdziwości „amerykańskich snów”.
Tom Dariusza Tomasza Lebiody, poety, eseisty i krytyka literackiego ukazuje Amerykę, jaką poznał on podczas swych podróży w latach 2000 – 2008. Książka jest pięknie wydana – twarda lakierowana oprawa, kremowe kartki i piękne zdjęcia w sepii, ilustrujące poszczególne utwory. Ciekawe jest przeplatanie wierszy krótkimi utworami prozatorskimi. Wiele utworów zamieszczonych jest w wersji dwujęzycznej – po polsku i po angielsku.
Książkę rozpoczyna wiersz „Sen Krzysztofa Kolumba”. To powrót do najwcześniejszej historii Ameryki, do początków jej zaistnienia w świecie. Poeta razem ze słynnym żeglarzem odkrywa ten nieznany mu ląd i płacze nad pokonanymi i zniewolonymi:
bóg patrzy na rzeź i nie rozumie
natury człowieka
odkrywca modli się do anioła
a śmierć rozsnuwa czarny
całun („Sen Krzysztofa Kolumba”)
Pamięć o nich przywołuje w wierszu „Elegia”:
opiewam tych którzy przeszli
zasłonę ciemności
i zasnęli w pyle
. . .
nie zdążyli pożegnać
barw
. . .
oddali ludzki kształt
i ludzki wymiar
Nie jest to jednak, jak można by przypuszczać po przeczytaniu tych dwóch wierszy, książka smuta i nostalgiczna. To tylko wprowadzenie, przywołanie dawnych cieni, z których wyłoni się obraz dzisiejszej Ameryki. Prawdziwej, pulsującej życiem, pełnej sprzeczności… W której następuje zderzenie marzeń z realiami. Autor na tle amerykańskiej scenerii próbuje odnaleźć siebie, swoje oczekiwania i spełnienia. Porównuje swoje życie teraźniejsze z tym dawnym, utraconym, które pozostawiło w nim przecież swój niezatarty ślad. Patrząc w toń rzeki Hudson zastanawia się nad tym, kim był kiedyś i kim jest teraz:
kim byłem gdy znalazłem
swoje odbicie w świtezi
– gdy stałem roziskrzony u czarnych
wrót lemanu
. . .
– gdy deptałem rosę wileńskiego
cmentarza
. . .
czy byłem tym samym
dzieckiem które kiedyś
patrzyło z zachwytem
na rwący leśny strumień i kosa („Strumień. Kos. Nieistnienie”)
Piękno natury, zieleń wkomponowanych w nowoczesną architekturę parków zachwyca poetę i sprowadza na niego spokój. Czuje się wolny od wszelkich trosk, oddaje się tylko tej chwili:
byłem spokojny
jakby śmierć
nie istniała
byłem lekki jakbym
patrzył na życie
z oddali
jakbym już wiedział
to czego wiedzieć
nie wolno („Tudor City”)
Przemierzając dzikie ścieżki, daleko od przeludnionych miast, zanieczyszczeń i zgiełku, z dala od wszelkich ludzkich przywar, delektuje się swoją łącznością z przyrodą, z otaczającym go spokojem:
mógłbym tak iść i iść
do końca dni
mógłbym tak iść po
kres chwili
. . .
z dala od nienawiści
z dala od poniżenia
tak mógłbym istnieć
tak być („Ścieżka przy kanadyjskiej granicy”)
Dariusz Tomasz Lebioda w swych wierszach opiewa nie tylko piękno natury. Jest również wrażliwy na urodę kobiet. Zachwycają go nie tylko Polki ( co przeczytać można w jego licznych, publikowanych wcześniej lirycznych wierszach), ale także zmysłowe japonki / posągowe murzynki kruche/ rosjanki („Miss America”). Poświęca im wiele przepojonych erotyzmem wersów:
siedzi zamyślona
. . .
jej piękna nie można wyrazić
jej twarzy nie sposób opisać
. . .
siedzi na trawie długimi
palcami muska zielone żdżbła
i jest poza tym miejscem i
poza czasem
. . .
raz tylko otarliśmy się o siebie
raz tylko
odbiliśmy się w swoich
oczach
pisze w wierszu „Księżniczka” lub:
dziewczyna wilgotna
jak małża kładzie się
na brzegu
i marzy o słodkiej śmierci („Floryda”)
Poeta w swych wędrówkach po Ameryce odczuwa, że nawet w najgęstszym tłumie człowiek może się poczuć samotny, wyobcowany. Pokazuje więc w swych wierszach biednego ulicznego skrzypka, którego ludzie mijają obojętnie, żebraka siedzącego na kartonowym „dywaniku”, czytającego Szekspira i spoglądającego tęsknie na przechodzącą obok skośnooką Ofelię, starego Żyda, stojącego w zamyśleniu przed najwyższym niegdyś wieżowcem i tłumy przemieszczające się w pośpiechu na terminalach lotniska:
nigdzie nie znajdziesz tylu
zagubionych ludzi
nigdzie nie spotkasz
tylu nieznajomych („Jadąc autobusem z Port Authority”)
wreszcie siebie samego, nie mogącego się pogodzić z anonimowością:
nigdy nie dowiem się
jak miał na imię
on nie poznał też
mojego imienia
czemu dał wyraz w wierszu „Canal Street” i w wierszu „Samotność w Nowym Jorku”:
płyną legiony żywych ludzi a ty stoisz
w centrum świata
. . .
za tobą zimne powiewy przed tobą
sztormy za tobą mrok przed
tobą ciemność
. . .
a jednak stoisz
jakby
nie istniał świat jakby
zatrzymał się czas
W wielu utworach omawianej książki autor zagłębia się w tematykę przemijalności, kruchości czasu i w analizę swych przeżyć na tle rozgrywających się wokół zdarzeń. Na przykład kamienie zbierane na ścieżce Central Parku:
takie ciepłe i takie
zimne
kojarzą mu się z ludźmi:
niczym ludzie – tacy żywi
a później tacy martwi („Kamienie z Central Parku”).
a czarna muszla, którą znalazł na brzegu oceanu przenosi go w odległą przyszłość, gdy nie pozostanie po nim już nic:
podniesiesz czarną muszlę
potem miną tysiąclecia
miną miliony
lat
twoje pochylenie
twoja myśl
nigdy więcej się nie
powtórzą („Czarna muszla”)
natomiast z „Domu Milknącego Ptaka” :
tylko cień
odchodzi
bez pożegnania
Wiele wierszy zdradza ornitologiczne zainteresowania autora, który prowadzi znany internautom blog „Dziennik ornitologa”. Dariusz Tomasz Lebioda pisze w nim o znanych ludzich sztuki, wydarzeniach kulturalnych, ale i o ptakach, których jest znawcą i miłośnikiem. I dlatego właśnie ptaki przelatują w książce z kartki na kartkę, z wiersza na wiersz, szczebiocą nawet poprzez usta amerykańskiego chłopca. W wierszach nie mających pozornie nic wspólnego z ptakami potrafi poeta umieścić wzmiankę o ptasim skrzydle, bystrym ptasim oku czy świergocie, a niektórym poświęca strofy czy całe wręcz wiersze. Mamy więc „Mewy” w którym mewa wisząca/ nad życiem / mewa wpatrzona w toń, „Pelikany”, które dumne jak rzymscy / senatorowie/ dostojne jak cesarz … czekają aż dopełni / się kolejny / dzień czy też „Kanadyjską gęś”, która wybiera partnera / na całe życie / gdy on odchodzi zostaje / sama do końca / czeka dzień w dzień / jak penelopa / na odysa. Nie tylko w wierszach autora żyją ptaki. Są one też obecne w prozie, która przeplata się z utworami poetyckimi. Proza ta jest przeważnie szczegółowym reportażem z podróży, opisuje poszczególne lotniska i dworce, spotkanych po drodze ludzi, krajobrazy i poszczególne miasta oraz ulice. Nie wszystkie jednak utwory prozatorskie można potraktować jak reportaż. Niektóre są pełne poezji i ciepła, jak na przykład „Hymn kulturowy”, który czyta się jak dawny mit o herosach, czy „Bulwar Isaaca Bashevisa Singera” (dający tytuł całemu tomowi), przesycony światłem i barwami, troszkę nierealny, mający atmosferę trochę zbliżoną do „Sklepów cynamonowych” Bruno Schulza.
W sumie bardzo ciekawa książka, obrazująca w niecodzienny sposób amerykańskie życie i mieszkających tam ludzi, a zarazem pozwalająca lepiej poznać literacką wszestronność Dariusza Tomasza Lebiody.
Dariusz Tomasz Lebioda „Bulwar Singera”, Wydawnictwo ZLP Bydgoszcz 2012, s. 122