Beata Golacik – Raj

0
219

Beata Golacik


Raj


 „Gdzie mój ongiś raj/ Chcę wrócić tam/ Jak najprościej” śpiewali Jacek Kaczmarski i Przemysław Gintrowski. Tęsknota to żywa, bliska chyba każdemu. Jednakże odpowiedź na pytanie, gdzie ten raj – mówiąc delikatnie – do najprostszych nie należy.

Intuicja skłania do poszukiwań w tekstach biblijnych. I rzeczywiście znajdujemy tam, zdawałoby się, dość dokładną lokalizację geograficzną Edenu. Jednakże myliłby się srodze, kto uznałby sprawę za zakończoną – krainę szczęśliwości zlokalizowaną jednoznacznie. Księga Rodzaju podaje bowiem tylko z pozoru precyzyjny opis: „A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka, którego ulepił. (…)Z Edenu zaś wypływała rzeka, aby nawadniać ów ogród, i stamtąd się rozdzielała, dając początek czterem rzekom. Nazwa pierwszej – Piszon; jest to ta, która okrąża cały kraj Chawila, gdzie się znajduje złoto. (…) Nazwa drugiej rzeki – Gichon; okrąża ona cały kraj – Kusz. Nazwa rzeki trzeciej – Chiddekel; płynie ona na wschód od Aszszuru. Rzeka czwarta – to Perat.” (Rdz 2, 8.10.11.13.14) Dociekania nad usytuowaniem ziemskiego raju, choć są jednym z ulubionych tematów rozważań biblistów, owocują tylko mnogością koncepcji, które raczej nie zmierzają w kierunku jednego, spójnego wytłumaczenia, mimo iż opierają się na tym samym tekście biblijnym. Obecnie sformułowano już około osiemdziesięciu hipotez lokalizacyjnych, z których liczne są do siebie zbliżone i zdają się być subiektywnie bardzo prawdopodobne, jednak żadna z nich nie może być uznana za bezdyskusyjną. A oto przykłady obszernie i namiętnie dyskutowanych wątpliwości. Użyty w tekście hebrajskim zwrot „gan be’eden”, zdaniem znacznej części specjalistów, należy tłumaczyć jako „ogród Edenu wśród bujnego stepu”. Wyraz gan – raj, ogród rajski oznacza dokładnie – miejsce zamknięte, strzeżone. Z tego też wywodzi się łacińskie tłumaczenie – paradisus, które z kolei jest kalką perskiego słowa pairi-deza (miejsce strzeżone). Hebrajski Eden zaś, może oznaczać po prostu „miejsce rozkoszne” (rozkosz). Niektórzy bibliści twierdzą, że jest to nazwa konkretnej okolicy, gdyż w języku sumeryjskim nizina między rzekami: Tygrysem (biblijny Chiddekel) a Eufratem (biblijny Perat) określana była mianem edin, co odpowiada rzeczywistej mezopotamskiej nazwie geograficznej równiny bądź stepu. Wobec takiego dictum, czyli nadawania tym nazwom sensu lokalizacyjnego, z ożywieniem protestują inni, nie mniej liczni, którzy uważają, że tekst mówi raczej ogólnie – o wielu żyznych i bogatych okolicach stepowych. Potwierdzeniem na to mają być nazwy kolejnych dwóch rzek, których znaczenie geograficzne jest co najmniej wątpliwe. Piszon – wywodzi się od słowa pus (skakać) i etymologicznie oznacza po prostu rwącą rzekę. Podobnie rzeka Gichon, której nazwa pochodzi od gih, znaczącego tyle, co tryskać, wytrysnąć. Obie te nazwy mają zatem charakter umowny, oznaczają rzeki jako takie i dopuszczają tym samym dużą swobodę interpretacyjną w odniesieniu do prezentowanego tekstu. Własną, niezależną wymowę posiada również sama liczba cztery, symbolizująca – zwłaszcza w kulturze starożytnego Wschodu – cały świat (do dziś wyrażenia: cztery strony świata, cztery krańce ziemi kojarzą się nam z pojęciem całego globu). Zatem cztery biblijne rzeki mogą, z dużym prawdopodobieństwem, określać nie jakieś konkretne miejsce, lecz ogół postrzeganej rzeczywistości. Gorący spór toczy się również wokół wyrażenia „na wschodzie”. Pomijając szczegóły, wspomnę tylko, że użyty w tekście termin hebrajski miggedem może być tłumaczony dwojako: „na wschód”, „na wschodzie” bądź „na początku”, gdyż gedem oznacza zarówno miejsce jak i czas. Ujmując rzecz oględnie, można pokusić się o stwierdzenie, że współcześnie większość biblistów skłonna jest doszukiwać się biblijnego raju w rozwidleniu Tygrysu i Eufratu, przy czym wielu wskazuje na teren Etiopii i Arabii, ale są również tacy badacze, którzy sobie znanymi ścieżkami próbują przenieść lokalizację Edenu nawet nad rzekę Ganges lub Indus.


Z powyższego płynie niechybnie wniosek, że do stworzenia precyzyjnej mapy dla poszukiwaczy zaginionego raju, bibliści nie na wiele się przydadzą. Swego czasu, wczytując się w różne specjalistyczne wywody z dziedziny archeologii biblijnej, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że autorzy natchnieni „zagrali na nosie” wszystkim „nawiedzonym” badaczom Pisma, skłonnym odczytywać je w każdym miejscu literalnie, z uporem godnym lepszej sprawy. Hagiografowie biblijni pozostawili bowiem w swoich tekstach ślady autentyczne, pomieszane z fikcyjnymi, chronologię ważyli sobie lekce, a prawidła przyrody podporządkowali własnej wyobraźni lub założeniom kompozycyjnym. Tym samym skazali amatorów zagadek biblijnych na długie lata nierozwikłanych dociekań, a nas, zwykłych „zjadaczy” słowa sprowokowali do szukania nie tyle dowodów – potwierdzeń historycznych, co sensu – zrozumienia. Biblia mówi obrazami i jest to chyba najlepszy (jeśli nie jedyny skuteczny) sposób dotarcia do czytelnika z informacją o świecie wykraczającym poza ludzkie zmysły, poza pojęcia, jakimi jest w stanie posłużyć się ludzki umysł. Rzeczywistość poza-fizykalna, nadprzyrodzona, o której pouczają teksty natchnione, jest nieprzekładalna w sposób bezpośredni na realia znane człowiekowi. Ci, którzy negują istnienie tej rzeczywistości, będą musieli poprzestać na interpretacjach literackich, ewentualnie wnioskach filozoficznych czy psychologicznych. Pozostali mają możliwość poszukiwań głębszych, „przebijania się” przez powierzchowność proponowanych obrazów. Biblia nie tylko stwierdza istnienie rzeczywistości pozamaterialnej, lecz próbuje przybliżyć, opisać świat duchowy poprzez analogię – podobieństwo do ludzkiego doświadczenia. Dlatego, uwzględniając ów czynnik ludzki, nie można się dziwić, że stan szczęścia człowieka i harmonii z naturą wyobrażony został właśnie jako ogród. Ludom semickim musiały być przecież dobrze znane wszelkie formy ekspansywnej, dzikiej przyrody: pustynia, dżungla, step, puszcza… Były one środowiskiem, w którym człowiek żył, jednakże pod warunkiem respektowania praw natury, w poczuciu dominacji przyrody – jako jej bierny element, w stanie ciągłego zagrożenia. Cywilizacja techniczna, w którą stopniowo wkraczał człowiek, była z kolei przeciwnym biegunem tej relacji z przyrodą. Stanowiła brutalną ingerencję, lekceważącą niekiedy mechanizmy samoregulujące, równowagę natury; była jakąś formą wyobcowania ludzi ze świata przyrody. Dziś zresztą, o wiele bardziej niż nasi praojcowie, jesteśmy świadomi destrukcyjnego wpływu tej cywilizacji na ludzkie życie. W takim kontekście idea rajskiego ogrodu, już na płaszczyźnie samego obrazu, niesie pouczenie o właściwym kierunku rozwoju człowieka, warunkującym jego szczęście. Ogród jest środowiskiem powstałym w wyniku twórczej ingerencji, celowych działań, lecz są to działania szanujące prawa natury. Ogród kojarzy się z miejscem pięknym, błogim, przyjaznym i bezpiecznym, w którym ziemia służy człowiekowi i innym stworzeniom, a człowiek służy ziemi. Ogród jest jakby naturalną wizualizacją odwiecznego ludzkiego marzenia. Raj jest jak ogród, mówi Biblia. Czyż można to było wyrazić prościej? Jednakże metafora ogrodu pozostaje zaledwie sugestywną scenerią – tłem, na którym rozgrywa się właściwe przedstawienie biblijne – dramat, z którego dowiadujemy się o raju o wiele więcej.


„Scenarzysta” Księgi Genesis, wprowadzając do opowieści głównych bohaterów: Adama i Ewę, już na wstępie dokonuje istotnej charakterystyki postaci – „Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2, 25). Zwykle tłumaczy się to zdanie w sposób uproszczony, jako stwierdzenie pierwotnej niewinności ludzi ukształtowanych wedle idealnego zamysłu Stwórcy. Porównuje się tę niewinność z błogosławioną czystością i prostotą dzieci. To jednak zbyt powierzchowne i niewyczerpujące wyjaśnienie. Ta biblijna wypowiedź aż pulsuje „podskórnie” dużo głębszym i bardziej złożonym znaczeniem. „Byli nadzy i nie odczuwali wstydu” można interpretować zarówno w sensie fizycznym, jak i psychicznym. Człowiek jest istotą cielesno-duchową, obie te sfery przenikają się w nim wzajemnie i nieustannie na siebie oddziałują. Nasze ciało jest zatem tyko częścią prawdy o człowieku. To, co się w nas dzieje, co przeżywamy, myślimy, czujemy – całe spektrum naszej osobowości – to kolejna, równie ważna część tej prawdy. Wstyd dotyczy obu aspektów człowieczeństwa. Odczuwamy realnie nie tylko wstyd z powodu nagiego ciała. Wstydzimy się również tego, co dzieje się w naszej „przestrzeni” psychicznej: strachu, złości, słabości, niechęci… I jest to wstyd o wiele słabiej uwarunkowany kulturowo niż wstydliwość związana z ciałem. Wstydzimy się drzemiącego w nas zła – niedobrych myśli, pragnień, emocji. Wstydzimy się złych czynów, które mają źródło w ukrytych pokładach naszej osobowości, ale nie tylko. Zaskakujące, lecz wstydzimy się również dobra, które z nas wypływa, prawdy, ciepłych uczuć, wzruszeń. To jedno biblijne zdanie, na pozór skromne, daje asumpt do całkiem poważnych zamyśleń, do szukania odpowiedzi na pytanie, czym w istocie jest wstyd. Niewątpliwie bierze się on z potrzeby ukrycia, utrzymania w tajemnicy jakiejś prawdy o nas samych, niekoniecznie mrocznej. Zatem nie chodzi tylko o uniknięcie kary, lecz o coś więcej – o zabezpieczenie się przed złą (niesłuszną) interpretacją naszej osoby. Tu chyba tkwi sedno całej sprawy: wstyd jest odruchem samoobrony. A skoro tak, to musi istnieć sytuacja zagrożenia, jakiejś dysharmonii, niepewności, lęku, która wywołuje wstyd. I tak właśnie jest. Potwierdza to nasze doświadczenie. Człowiek nie może czuć się zupełnie bezpieczny nie tylko w świecie przyrody, ale również w świecie relacji z innymi ludźmi, a nawet we własnym, wewnętrznym świecie, bo nawet tam – w sumieniu spotkać się może z niepokojem, dyskomfortem, poniżeniem we własnych oczach, a to jest również niebagatelne zagrożenie. Potrzebujemy wstydu do obrony. W sposób szczególny widać to w sferze seksualnej, w której instynktownie dążymy do zachowania intymności, aby ochronić naszą godność. Seksualność człowieka wykracza daleko poza zwierzęce instynkty. Jest niejako obwarowana naturalnym wstydem, który ma zabezpieczyć pewien obszar ważnych, ludzkich wartości. Ochronić człowieka – osobę przed uprzedmiotowieniem, zwykłym użyciem w celu li tylko zaspokojenia żądz, przed poniżeniem. Ale wstyd ciała nie ma wyłącznie charakteru seksualnego. Wstydzimy się również ciała starego lub zdeformowanego chorobą, brzydkiego, oszpeconego. Obawiając się, że ta część prawdy o nas poczytana będzie za całą rzeczywistość i przez to wyszydzona, odepchnięta, zraniona. A przecież zwiotczałe lub zdeformowane ciało, choć rzeczywiste, nie jest jedyną prawdą o ludziach. Tak samo jak zły czyn czy zła myśl również nie stanowią jedynej o nich prawdy. W głębi ducha każdy z nas pragnie być traktowany jako wartość sama w sobie, niezależnie od atrakcyjnej powierzchowności, wydajności fizycznej czy intelektualnej, przydatności społecznej. I pragniemy ochronić się przed degradacją naszej ludzkiej godności, czasami jedynie bezradnym odruchem wstydu. Biblia o takim lęku egzystencjalnym opowiada i zarazem nań odpowiada. W innym miejscu przytoczy słowa: „Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Łk 12,7b por. Mt 10, 31)


Adam i Ewa byli nadzy fizycznie i psychicznie, a mimo to nie odczuwali wstydu. W tej jednej konstatacji kryje się więcej prawdy o raju niż w najbardziej idyllicznych obrazach. Nie znali wstydu i nie działo się to z powodu ich niedojrzałości intelektualnej, czy nieświadomości zagrożeń. Działo się tak, gdyż znajdowali się w sytuacji pełnego bezpieczeństwa, pokoju, szczerości, przejrzystości relacji. Żyli w harmonii ze sobą nawzajem i całym światem stworzonym. W stanie absolutnego szczęścia, akceptacji i afirmacji. Bez kłamstwa, upokorzenia, strachu. Bez bólu i śmierci – w zgodzie ze sobą, w bliskości ze Stwórcą. Dokładnie tak, jak On to zamierzył, zasadziwszy dla nich ogród w Eden. Raj nie jest miejscem, jest stanem zażyłej przyjaźni z Bogiem i całym stworzeniem. W perspektywie biblijnej, raj oraz aktualnie doświadczany przez nas sposób istnienia, to dwa różne stany tej samej rzeczywistości. Na równi realne, choć od siebie odrębne. Biblijny ogród w Eden jest symbolem wzajemnego, naturalnego przenikania się obu tych rzeczywistości – fizykalnej (poznawalnej zmysłami, materialnej) i nadprzyrodzonej (duchowej), co w doświadczeniu ludzkim owocowało poczuciem pełni egzystencji i szczęścia. Obecnie, kondycja człowieka wskazuje na bolesne rozdzielenie tych rzeczywistości. Zostaliśmy „wygnani z raju”. Raj stał się dla nas rzeczywistością ukrytą. Próżno go szukać na ziemi i niemożliwym jest, stworzyć go tu od nowa, odkąd natura ludzka skażona została grzechem pierworodnym – w przekładzie na język „naukowej religii” – zmutowanym genem moralnym. A jednak pozostała w nas jakaś „pamięć raju”, jakkolwiek byśmy tego nie definiowali. Rodzimy się przecież i umieramy naznaczeni nieustającym pragnieniem szczęścia. Poszukujemy jego źródła, poszukujemy sensu. Nie można tęsknić za czymś, czego się nie zna. Skąd zatem ta odwieczna tęsknota za innym, lepszym światem w nas i wokół nas? Za pełnią życia, ładem, miłością. Czyżbyśmy w jakiś tajemniczy sposób dziedziczyli razem z naturą ludzką wspomnienie raju, do którego chcemy wrócić jak najprościej?

 

 

———–

Cytaty biblijne według Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko