Andrzej Walter
Nieśmiertelność poza krawędzią czasu
W głęboko nasycony błękit nieba wdzierają się splątane gałęzie. Niczym płomienie, dynamicznie zagmatwane, rozdzierają krąg tajemnic. Są dobrze i ostro oświetlonym chaosem, który usiłujemy okiełznać niczym los – w poszukiwaniu nieśmiertelności. Trzymam w rękach wyjątkowy tomik poezji. Podarunek od przyjaciela. „Podniebienie niebios” Kazimierza Burnata – ostre jak brzytwa, a zarazem czułe. Zdaje się krzyczeć, choć milknie ciszą. Jest pełne żalu, będąc jednocześnie falą nadziei. I jakoś bezwiednie wierzę Poecie, kiedy w przedostatnim wierszu patetycznie ogłasza: „śmierć umarła”. To zaiste
„cudowne narodziny
ziemskiej wieczności
z piekłem cierpienia
czyśćcem sezonowej miłości
rajem człowieczego spełnienia”.
Autor zabiera nas w skomplikowany świat relacji międzyludzkich, których niewątpliwie doświadcza na niwie działań społecznych, literackich i ludzkich. Jest człowiekiem-poszukiwaczem, metaforą i sumieniem. Ogołocony, świadomy niedoskonałości (tego świata), acz wytrawny – przelaną goryczą i pełnią mądrości w dystansie do rzeczywistości.
To już jedenasty tom poezji Kazimierza Burnata. Jego wiersze tłumaczono na ponad trzydzieści języków świata. Dorobek wyjątkowy. Nie wyobrażam sobie Związku Literatów Polskich bez Niego. On – wulkan energii i dobry duch. Jest działaczem literackim i zjawiskiem socjologicznym naszego środowiska. Człowiek orkiestra. (Do tego wielce utalentowana). Zanim przejdę do refleksji merytorycznej nie da się nie wspomnieć jego działalności. Prawnik, ekonomista, dyrektor, twórca, reżyser, redaktor, spadochroniarz (sic!)…, pisarz, publicysta, edytor, tłumacz. Uff… Można by jeszcze wiele słów ciągnąć tej wyliczanki. Pisząc o tym poecie nie da się oddzielić żywiołowości jego działań, swoistej nadaktywności od tajemnic twórczości. W pozornej jednak różnorodności odnajdziemy jednorodność. Pełnię w poezji, która smakuje jak dojrzałe wino znakomitego rocznika i bogatej winnicy. Wiele Burnat zrobił i robi dla poezji, jak również poświęca się niemal całkowicie środowisku. Organizuje przedsięwzięcia kulturalne, opiekuje się młodymi poetami, redaguje pisma, przewodniczy sądowi koleżeńskiemu. Dość? Jemu nigdy nie jest „dość”. Właściwie człowiek zastanawia się kiedy On pisze? A jednak pisze. Jego głos jest donośny i ważny na poetyckiej mapie światów.
„Twój głos, wolny ptaku, dociera do mego gniazda
i moje ospałe skrzydła śnią o wyprawie w światło,
które jest nad chmurami”.
Przywołane motto indyjskiego noblisty Rabindranatha Tagore (1861-1941) znamiennie ukazuje inspiracje Autora. Tagore swym dynamizmem działania u progu minionego wieku może stanowić pierwowzór naszego Bohatera i Autora – Kazimierza Burnata. Tagore zajmował się problematyką wychowania w kategoriach prawdy i piękna, szukał harmonii między indywidualnością a społeczeństwem, między jednostką a naturą. Burnat wnika (jakże świeżo) w te wyzwania u progu nowego tysiąclecia podsuwając nam setki pytań, jak również zmetaforyzowane diagnozy. Bierze „na tarczę” ten trudny i niedoskonały świat. Wydaje się mówić, iż jego niedoskonałość jest naszą Rzeczą, naszym Wyzwaniem. Naszą, być może zmazywalną, winą do odkupienia. Czy możemy zadośćuczynić taką winę? Z pewnością nie pustym gestem, nie na wiatr rzuconym słowem czy daremnie wezwanym bogiem (poetów). Możemy to uczynić tylko sobą.
Kazimierz Burnat z maestrią wnika w relacje kobiety i mężczyzny, ukazując że komplikacja tychże relacji jest, bądź też może być, podwaliną szczęścia i spełnienia. W „Namyśle” – wierszu otwierającym tom – po mistrzowsku rozplątuje nić różnic pomiędzy naturą płci. Coś, co dzieje się „między nami” jest inne, jest tajemnicą i niedotykalnością odmienności. Zarazem musi tym być. Musi być piękne i zmysłowe, wielorako bolesne i poprzez tę bolesność wielkie. W innym wierszu poeta określa i deklaruje:
„Miłość
to polne kwiaty
barwne prostotą
(…)
to hebanowy tunel
kończący się oślepieniem
(…)”
Oślepiony przedziera się w diagnozę i kolejne świetne motto tragicznie zmarłego Jima Morrisona „Nie śmierć rozdziela ludzi, lecz brak miłości”. Oto jest ślad w naszej wyobraźni, którego nie wolno zgubić. Czułem to w Paryżu nad grobem Jima (przecież też poety), a dziś w poezji Burnata widzę wyraźnie. Miłość większą niż śmierć. Tęsknotę liryczną, która nie liczy się z ograniczeniem wieku i ciała. Ten unikalny romantyzm trzeciego tysiąclecia zagubiony w „opuszczonych przez świat” tomach – właśnie takiej, jaskrawo zmysłowej – poezji. Poezji duszy, poezji pragnienia i … poezji mędrca.
Kazimierz Burnat obnaża się przed nami. Odkrywa swoje wrażliwe wnętrze i chce strząsnąć z siebie cały kurz powierzchowności, którą „obarczamy się” w trudnej wędrówce na manowcach zwyczajnej codzienności. Wiedzie nas żarem zmierzchu w aromaty poranków oraz w podniebienie niebios – krainę nadziei.
Poeta świadom swej ludzkiej ograniczoności zauważa:
„Dwa zawałowania –
(do czterech razy sztuka)
głęboki śpiew pozorny luz
(…)”
w kółko sprawa za sprawą
sms po esemesie
komórka
nieruchomość
uskrzydlająca obojętność
(…)”
Działanie uskrzydla, jeśli możemy choć przez moment dotknąć skutku. Działanie jest siłą. Jest receptą. Aby przetrwać „ten świat” i wciąż „działać” należy się zaimpregnować, otulić warstwą nie-siebie, przyodziać w kokon powłoki bezpieczeństwa i odgrodzić od zła, banalności, zawiści i wszystkich tych człowieczych słabości, które stanowią naszą „nieodłączność”. Tak ! To trzeba zrobić, by poczuć „Aromat wieczoru” (spełnienie?), by zrozumieć nasze „podniebienie niebios”. Tak, po stokroć.
„Kiedy ręce
rwą się do uścisku
ostrze konwenansu
tnie nić pożądania
tętno jestestwa
rozchwiewa proporcję zdarzeń”.
Tak właśnie trzeba ratować się z naszej „rozchwianej proporcji zdarzeń”. Są one jakby dopełnieniem wszelkich wymarzonych „niewydarzeń”. Sumą wszystkich uczuć skondensowanych w wierszu, który zamyka przestrzeń naszego bytu.
Burnat uzmysławia ponoszone koszty wyborów. Ostrzega, że nic w naszym życiu nie jest za darmo. Każda decyzja, każdy „zwrot ku…” niesie za sobą konsekwencję. Jej świadomość na brzegu Żalu nie zaciera kształtów nowych lądów. Ta świadomość daje pewność i harmonijny spokój. Tak właśnie „miało być”. Nie inaczej. I choć możemy odkryć w tym jądro goryczy najważniejsze jest „nie roztrwanianie słów”. Kiedy rodzimy tęczę zyskujemy nową, szerszą perspektywę. I wtedy właśnie „widzi się w ludziach to czego sami nie chcieliby zobaczyć”.
„Powiew nieznanego
przegania nieczytelne liście
wiśniową miazgą
dotleniam zmurszałe serce
zachowując zdolność
bycia młodym
cierpliwość zegara
nie ustaje”
W całym tym zgiełku, w odwiecznym wyzwaniu i skomplikowaniu rzeczywistości zadaniem poety jest unieść duszę do lotu.
„Tryumfuj duszo / leć”.
Tak tylko pojęta rola poezji pozwala nam oczyścić świat choć na ułamek obcowania ze Słowem, z ulotnością metafory, z ciszą sumienia. Tylko
„ból uśmierzony grzechem
na miarę codzienności”
może dać nam rozgrzeszenie w „Podniebieniu bogów”. Czy niebiosa są tożsame z bogami? Czy to tylko figura retoryczna na szlaku ku wieczności?
Wiersze Kazimierza Burnata łudzą nas mocną konstrukcją, drapią kantami słów, czasem wręcz ranią bolesną prawdą o samotności, alienacji oraz naszych wielkich niespełnianych marzeniach. W tej agresji jest jednak siła czułej liryki i paradoksalnie moc uzdrowienia poprzez intensywność.
„Każdy wieczór jest obietnicą poranka”.
Powtórnie indyjski noblista wprowadza nas w „Witalność”. Obnaża patos i wszelką zbędną rutynę. Prostotą nadziei leje w nasze żyły krew czystą, zdrową, której karmazynowa czerwień uzdrawia duszę.
„Różnorodność stworzona z jednorodności”.
Poezja Kazimierza Burnata nie jest prosta. Nie jest łatwo przyswajalna. To wielka, wytrawna poezja „do smakowania”, nasycająca nas „słowem i obrazem”. Zwielokrotnionym znaczeniem. Przeżywałem kilka miesięcy wiersze Kazimierza. Muskałem ich sens i szukałem go od nowa. A on był pod ręką, silnie i podskórnie – działał.
„Bycie obok siebie bez słów
spaja bardziej niż krzyk protestu”.
„Tego nikt nie musi rozumieć
tylko łatwe jest przyswajalne”.
Otóż przyswajalność tej poezji jest tu tą mityczną wiecznością. Nie da się jej zetrzeć nowym doznaniem. Zapraszam Cię, Czytelniku, do skosztowania „Podniebienia niebios” z nutą gęstego błękitu, aromatem świeżych słów, które odnajdą sens w przemijalności oraz zapraszam Cię na spektakl znaczeń odświeżających życie.
I choć poeta konotuje:
„Życie możesz spędzić
z kimkolwiek
umrzeć musisz sam”
Tom ten jest nieustannym poszukiwaniem istoty naszego człowieczeństwa w twórczym działaniu oraz wieczności ukrytej „tu i teraz”. To zadatek na wieczność ostateczną, której pewni być nie możemy. Możemy jednak skutecznie modelować swoje istnienie poprzez „czynienie dobra – drogę do człowieczeństwa”. Taką dewizę życiową jasno artykułuje Autor, co podkreśla otwarcie w nocie biograficznej. Dodaje też, że źródłem długowieczności jest pamięć o zmarłych. Naszym wspólnym przyjacielem był ukraiński poeta Jurij Zavgorodnij, którego tom poezji „Pogwar dzikiego stepu” przełożył z ukraińskiego w roku 2009 Kazimierz. Nie ma już z nami Jurija. Odszedł nagle. Bez pożegnań. Znamienny jest też fakt, że moją znajomość z Autorem zadzierzgnęliśmy dzięki Redaktorowi Ryszardowi Rodzikowi, który również opuścił nas w roku 2012. Ta namacalna, dojmująca przemijalność współgra z dewizami elementarnymi Kazimierza Burnata. Życie przeplata się z poezją, a Ona jest po to by to Zycie uszlachetnić. Tworzy harmonijny stan zamyślenia poza krawędzią czasu. Jak czytamy w wierszu „Utopia”:
„Poszukuję nieśmiertelności
(…)
stanę
poza krawędzią czasu
przejdę do świata idei
bez umierania”
Chciałoby się dodać – do czterech razy sztuka…
Tak oto spełnia się to w przypadku Jurija oraz Ryszarda. „Śmierć umarła”, a poeta zostaje z nami na zawsze. Jego wersy wypełniają ten transcendentny wymiar świata i naszego istnienia. Warto było zaprzyjaźnić się z tomem poezji Kazimierza Burnata, aby potwierdzić te kilka wielkich prawd, które od nowa kleją los. Bez nich bylibyśmy niczym. „Jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący”. Te kilka prawd scalających się w jedną odwieczną Prawdę: Miłość, większą niż Śmierć, jak również bilateralną Nieśmiertelność (poezji i życia) spoza krawędzi czasu…
Andrzej Walter, Gliwice.
„Podniebienie niebios” – Kazimierz Burnat. Wydawnictwo Eurosystem, Wrocław 2012. (fotografie Anna Burnat, stron 72)