Jerzy Granowski
Recenzja tomiku
„Wirtualia” – Janusza Kopcia
Nawet dla kosmopolity najważniejsza Ojczyzna
Podróże uczą, podróże kształcą, podróże inspirują do tworzenia i pisania. Tak mogę kolokwialnie stwierdzić, biorąc do rąk książkę poetycką „Wirtualia” Janusza Kopcia z Chicago.
Janusz Kopeć to dziennikarz, artysta plastyk, pisarz i poeta, który z pasją podróżuje, a że jest wnikliwym obserwatorem wszystko na swój artystyczno-literacki sposób przetwarza. W wielu galeriach i muzeach możemy podziwiać jego obrazy, w wielu bibliotekach i księgarniach możemy czytać jego książki, możemy wreszcie w prasie czytać jego artykuły (Chicagowski „Dziennik Związkowy”, „Gwiazda Polarna” i „Meritum”). Współpracuje z radiem polonijnym, Telewizją Polvision oraz Internetową Telewizją Południe w Jaśle. Człowiek pochodzący z podkarpacia wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w 1984 roku gdzie tworzy. Wydał osiem książek: „Tam, gdzie trawy mówią pacierze” (wiersze,1998), „Zielnik wspomnień” (wiersze, 2000), „Nienasycenie” (fraszki, 2001), „Kolory czasu” (wiersze, 2002), „Imperfectum” (wiersze, 2003), „Haiku” (wiersze, 2004), „Polonii portret własny” (wywiady, 2004), „Twarze” (wiersze, 2007).
Najnowsza dziewiąta książka Janusza Kopcia zatytułowana „Wirtualia”, wydana w Chicago w 2011 roku, zachwyciła mnie bogactwem poetyckich przemyśleń, refleksji, opisów miejsc odwiedzonych przez poetę i poetycko zapisanych. Dużo wierszy poświęconych jest sprawom, które pisarza zaintrygowały, rozbawiły, zadziwiły i zainspirowały.
Autor tomu zżył się z nowym miejscem swojej egzystencji. Jest zauroczony Stanami Zjednoczonymi. Bliskie mu jest Chicago w stanie Illinois, urzekła „Kalifornia”:
„tam wszystko cię zauroczy
klimat optymizm spojrzenie
tam
szumią palmy drzemią cyprysy
a słońce świeci nawet w nocy” )
(… )
Oczywiście nie zapomina o swoich korzeniach. W wielu wierszach wyczuwamy tęsknotę za miejscami, w których dorastał, uczył się, czy kończył studia. Jednym z przykładów jest wiersz „Na Podkarpaciu”:
„tam daleko na Podkarpaciu
goreją serca wielkie makom
kukułka kuka tylko w maju
a biele głogów niewinne takie
(…)
tam Fredro Pol i Konopnicka
piszą libretto do leśnej opery
dzięcioł puka do drewnianej kapliczki
na Anioł Pański idą chochoły
(…)
Tęskni za Jasłem, Gorlicami, Krosnem, Tarnowcem, Krynicą, za zapachem nafty, za Gorcami, rzekami i swoją małą Ojczyzną.
Jako podróżnik nie rozstaje się z notatnikiem, w którym opisuje odwiedzone miejsca, do których przypuszczalnie nigdy nie powróci. W wierszach odnajdziemy: Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro, grób Fryderyka Chopina czy Plac Pigalle w Paryżu, Koloseum w Rzymie, pola ryżowe w Korei i wiele innych atrakcyjnych miejsc. Zachwyca się obyczajami, grupami społecznymi, muzyką, drobiazgami, które nas otaczają i bez których nie możemy się obejść.
Autor-podróżnik nie zna barier i zawsze dociera tam gdzie zaplanuje. Najlepszy dla niego byłby brak granic. Boli go i bulwersuje niesprawiedliwość społeczna i izolacja od sąsiadów. Neguje budowanie jakichkolwiek murów, płotów z drutem kolczastym i wszelkiego rodzaju monitoringów. To problem społecznej izolacji oraz podziałów na lepszych i gorszych, a przykładem jest „Mur meksykański”, jednak czy tylko meksykański?
„budujesz mur Ameryko
odgradzasz Meksyk od wolności
odsuwasz Latynosów
oni tu byli pierwsi
oni w tę ziemię wrośli
odgrodzić Meksyk murem
to sztylet prosto w serce
(…)
Liryki Janusza Kopcia z wiersza na wiersz czyta się bardzo lekko. Niosą one zróżnicowane przesłania nie tylko społeczne. Ważny jest też czas i miejsce, w którym się przebywa i żyje. Ale najważniejsze dla niego jest miejsce urodzenia, dorastania i miejsca spoczynku swoich przodków. Bo idąc „jak pielgrzym bez świątyni” można dojść tam gdzie tej drogi po prostu nie ma.
(…)
pędzę autostradą szybkiego ruchu w Chicago
jestem podróżnikiem jednej chwili
moja droga z Galicji donikąd
czy zdążę pokonać wszystkie zakręty
zatrzymać się tam
gdzie drogi już nie ma
a tylko ścieżka wąska
po której wędruje przeznaczenie
(…)
Książka poetycka „Wirtualia” Janusza Kopcia to zbiór pięknych wierszy, które każdy powinien przeczytać. Poeta nie moralizuje i nie narzuca czytelnikowi swoich racji, a jednak czytając zaczynamy dostrzegać to co jest dla nas najważniejsze w życiu, nawet dla kosmopolity – Ojczyzna.
Jerzy Granowski
„Wirtualia” – Janusz Kopeć
Chicago 2011
Redakcja i opracowanie graficzne Maria Frączek
Posłowie Władysław Panasiuk
Okładka miękka
Stron 126
ISBN 978-83-7631-310-8
Ukończył pan Akademię Rolniczą w Krakowie i pracował w Instytucie Ochrony Roślin w Poznaniu. Jak to się stało, że na emigracji stał się pan artystą?
– Emigracja wszystko zmienia: nasze myślenie, nawet naszą osobowość. Stąd inaczej patrzymy na naszą ojczyznę, idealizujemy ją, stajemy się nadwrażliwi. Tutaj otoczeni anglojęzycznym morzem obcości inaczej postrzegamy rzeczywistość i czasem właśnie wyzwalamy nasze umiejętności i najskrytsze marzenia. Już w Polsce pisywałem artykuły do gazet i czytałem bez opamiętania poezję. To wszystko gdzieś tkwiło w mojej duszy, w moim sercu, a zmaterializowało się tutaj, wybuchło nagle jak wulkan, jak liście wiosenne…
W Polsce był pan związany z Krakowem…
– Kocham Kraków, z jego historią i zabytkami. Tam wszystko jest tchnieniem historii. Znam każde muzeum, każdy teatr, każdą uliczkę. Uczestniczyłem czynnie w życiu kulturalnym tego miasta, a to procentuje do dziś. Ilekroć jestem w Polsce, zawsze jadę do Krakowa. Odwiedzam moich kolegów, spaceruję po Plantach, pędzę tramwajem na Kopiec Kościuszki, przywołuję dawne wspomnienia. Koniecznie muszę zobaczyć odrestaurowany Kazimierz, a stąd tylko krok na Wawel. A wieczorem, gdy uliczne latarnie jarzą się srebrnym blaskiem, idziemy do Teatru Słowackiego.
Jak trafił pan do USA?
– Byłem tu na rocznym stypendium, w Nowym Jorku. I zauroczyła mnie Ameryka, jej demokracja, koloryt i entuzjazm. W Polsce po stanie wojennym było wiele tumultu i beznadziei. Przyjechałem znów do Ameryki, do Hartford w Connecticut, do mojej ciotki, która mieszkała w USA od 1912 roku. Nie jestem uchodźcą politycznym, przeprowadzka do USA to był mój świadomy wybór.
Co jest dla pana inspiracją w poezji i malarstwie?
– Samo życie, jego koloryt i wielka tajemniczość. W swej twórczości szukam nowych wyzwań. Poezja to zaczarowana kraina, w której inaczej pachną kwiaty, inny wymiar ma czas, inaczej postrzegamy rzeczywistość. Wciąż nie wiem, dlaczego poeci piszą wiersze, może chcą zadziwić kolegów swym kunsztem, a może pragną powiedzieć coś światu, czego nie mogą lub nie chcą rzec w codziennej konwersacji. By poezja była maleńkim cudem, na pewno konieczne jest ucałowanie przez muzy, trochę warsztatu i łut szczęścia.
A jak jest z malarstwem?
– Podczas studiów bywałem w pracowniach krakowskiej ASP, malowałem plakaty. Potem to wszystko jakoś zasnęło we mnie i obudziło się po latach. Maluję głównie porterty, pejzaże, abstrakcje, martwą naturę i kwiaty. Urzeka mnie koloryt, ekspresja i kompozycja. Malarstwo to przecież poezja kolorów, a poezja to malarstwo słów. Może pragnę namalować to, czego nie zdołałem powiedzieć w poezji. Jak na razie moje malarstwo wywołuje wiele kontrowersji, zarówno wśród profesjonalistów, jak też miłośników sztuk pięknych.
Na kim pan się wzoruje w swojej twórczości?
– Oczywiście korzystam z mądrości poprzedników. Chciałbym jednak stworzyć własny styl, aby moja poezja była rozpoznawalna. Ostatni mój tomik „Wirtualia” wywołał sporo zamieszania. Niektórzy twierdzą nawet, że Kopeć zwariował. Ten tomik, napisany w manierze postmodernistycznej, jest jak kronika filmowa, jak graffiti, jak plakat uliczny. Urzeka innością, ciekawą poetyką, odmienną formą. Cieszy mnie bardzo, że łamię utarte stereotypy, że moja poezja jest krętym meandrem inności.