Leszek Żuliński
Kto jest lepszy?
Często piszę tu o cezurze, jaka zrodziła się między poezją mojego pokolenia, a obecnie wstępującego. My uprawiamy język „tradycyjny”, Wy szukacie owej osławionej już „nowej dykcji”. Żeby była jasność: tendencję tę uważam za naturalną i niezbędną. Myślę jednak, że samo majstrowanie w języku nie zapewnia jeszcze sukcesu. Czytam coraz więcej wierszy dobrze zrobionych, oryginalnych, lecz „przekombinowanych”. W wielu przypadkach widzę, że w języku dzieje się dużo, ale w treści, problematyce, „ciężarze ideowym” wiersza – niewiele. Czyli: para idzie w gwizdek, a nie w to, co można by nazwać „zawartością”, czyli tym wszystkim, co czyni wiersz mądrym i istotnym w sferze myślowej, egzystencjalnej itd. Za talentem językowym, za wyobraźnią językową nie zawsze idzie to, co można by określić ważkim nazywaniem życia, losu, wartości, które na nowo poruszają nas, pokazują nam nowe prawdy. Ktoś kiedyś powiedział, że prawda jest tylko jedna, istnieje wszakże nieograniczona możliwość jej nowego formułowania. Jest w tym sporo racji, jednak sęk w tym, żeby walor językowy nie był pusty – on musi zawierać w sobie treść istotną.
Proponuję Wam teraz lekturę wiersza Bohdana Wrocławskiego pt. To co już nie jest istotne. To jest poetyka mojego pokolenia, nie Waszego. Ale zobaczcie, jaki to mądry i piękny wiersz. Także rozgrzany, poruszający, napisany w kontrolowanej, lecz podniesionej gorączce…
Kiedy wyjeżdżam z szutrowej
drogi prowadzącej przez las
otwiera mnie
kilka wymijanych rzeczywistości
Nie wszystkie zdążyła przetworzyć historia
ich ułomność drażni pejzaż
A szczegóły
potrafią zamknąć się w teatralnej wyobraźni
kiepskiego reżysera
Jest w tym szaleństwo młodej poezji
próbującej wędrować po nieboskłonie wraz z słońcem
bardziej wzniosłym i i dojrzałym
Tak gromadzi się w nas
niecierpliwość
stuka do drzwi nieśmiało z obawą
starego domokrążcy
Wcześniej czy później przypadkowo błądząc wzdłuż
rozłożystych krzewów promenady
odnajdziesz ją zmiętą w blaszanym koszu na śmieci
Będzie nadal przesuwać się w tobie
na małym barokowym stoliku w cieniu
rzucanym przez lampkę nocną
na klawiaturę
starego laptopa
Odnotowujesz ten moment
w którym powieki
opadają w dół
fraza za frazą uciekają wzdłuż nadbrzeżnego klifu
Mogłeś wcześniej schować się w głąb dębowej szuflady
Ale nie
uparłeś się
Uparłeś się czytając Lowella
dyskutując z Freudem
kłócąc się z Charlesem Bukowskim
w pokoju wypełnionym dymem papierosowym
wyrzucanym co chwila z ust Alana Ginsberga
pijącego wino z Jankiem Himilsbachem
I słyszałeś ten głos
który dochodził do ciebie
z dalekiej młodości
a być może jeszcze wcześniej
z zupełnie bliskiego średniowiecza
goszczącego w nas
ucywilizowanych słowem i gestem
Punktem zwrotnym w poszarpanej nadziejami
chęci bycia
I słyszałeś ten głos
Który atakował ciebie przez lata
kolorowe wargi ślinę strzykniętą
w cudownie żółty piasek plaży
Znów wróciłeś
przycumowałeś łódź przy samych trzcinach
przestałeś się bać
ciemnej wody Zalewu Wiślanego
Jego krótkiej fali
Zrozumiałeś
już jest późne popołudnie
słowa odchodzą i przychodzą
jest w nich ból fizyczność najbliższych fal
zdarzeń dotykających burt łodzi
porządek narodzin
życie i śmierć
najcieńsza
najbardziej kolorowa linia patosu
Na pokładzie piłeś słabo posłodzoną herbatę
obserwowałeś słońce
znikające
za krawędzią
nieodległego od brzegu lasu
i wszystko to
co dziś już przestało być istotne
A teraz proszę posłuchać, jak świetnie mówi ten wiersz sam Autor. Ile walorów z tekstu, ile nastroju wydobywa dobre czytanie! To pod linkiem:
http://pisarz.eu/wn/co%20ju%C5%BC%20nie%20jest%20istotne.mp3
Ten wiersz można nazwać tradycyjnym, nienowatorskim. Ale to utwór napisany z gorączką i ewokujący jakimś przesłaniem. Wydmuszki samej językowej weny, choćby nawet udane, mogą z nim wygrać tylko na pokazach mody i na krótkich dystansach. Bo wiersze, nawet ciekawe językowo, nie wygrają z tymi, które po prostu mają coś ważniejszego do powiedzenia. Rzecz sprowadza się do jednego: forma musi dźwigać treść. Bez niej jest jak robotnik, który tylko udaje, że pracuje…
Niedawno na portalu salon literacki.pl podniósł podobną kwestię Sławomir Płatek. M.in. przytacza on ciekawe zdanie Ernesta Brylla, że jego pokolenie nie miało takiej sprawności w pisaniu wierszy, ale miało więcej do powiedzenia. Dalej Płatek pisze: ktoś przy jakiejś okazji wypowiedział się o jakimś wierszu, że jest „dobrze zrobiony”, ale bynajmniej nie zabrzmiało to jak komplement. Raczej złowrogo. Zwrot „dobrze zrobiony wiersz” coraz częściej równa się jego skreśleniu, jest narzędziem miażdżącej krytyki, całkowitą dyskwalifikacją. Kryje się za nim sugestia, że wirtuozeria ma za zadanie ukryć pustkę artystyczną. Fakt, że czasem i mnie to boli podczas czytania tego czy owego poety, wydmuszek nie brakuje, ale żeby z tego robić regułę? Oczywiście, Płatek ma rację: każdy dobrze zrobiony wiersz jest po prostu dobrze zrobionym wierszem. Mnie wszakże chodzi o inny kanon rozumowania: dobrze zrobiony wiersz może być równie awangardowy, co tradycyjny. I tylko o takie rozumowanie chcę kruszyć kopie w tej nieustającej dyskusji, kto lepszy – młodzi czy starzy? Lepsi są zawsze ci, którzy są lepsi!
Powyższy tekst jest przedrukiem wpisu Leszka Żulińskiego z blogu na jego witrynie http://www.zulinski.pl/