Prof. dr hab. Adam Czesław Dobroński – Przezwyciężyć piekło na ziemi

0
152

Prof. dr hab. Adam Czesław Dobroński

Przezwyciężyć piekło na ziemi (o książce „Więzień Kołymy” Jana S. Smalewskiego)

 

Dzięki autorowi książki „Więzień Kołymy” Janowi Smalewskiemu i osób go wspierających powstał zapis wspomnień rzeczywiście niezwykłych. Miary bowiem symbolu nabiera biogram Antoniego Rymszy, Polaka urodzonego z matki Finki w Finlandii – 14 czerwca 1914 roku, na kilka tygodni przed wybuchem I wojny światowej. Ojciec Antoniego wywodził się z ziemiaństwa kresowego, społeczności najboleśniej doświadczonej w okresie niewoli narodowej. W 1922 roku rodzina Rymszów (już z dwoma synami) wyjechała z Finlandii, by przez ZSRR dotrzeć w rejon Wilna, do swoich. Już te kilka faktów winny budzić ciekawość, ale to dopiero skromny prolog do późniejszych zmagań bohatera tej książki o zachowanie życia, godności, wiary i nadziei.

Antoni Rymsza zyskał ledwie kilkanaście lat na kształtowanie w wolnym kraju umysłu i charakteru, hartowanie ciała. Przeszedł również szkolenie wojskowe zakończone statusem podporucznika rezerwy. Korzystał z uroków polskiej Wileńszczyzny, notabene borykającej się z licznymi problemami, doznawał radości wzrastania w gronie osób mu życzliwych. To pokolenie przejęło od ojców doświadczenie walki o najwyższe wartości, chciało służyć Bogu, Polsce i Bliźnim, marzyło o szczęśliwych, dojrzałych latach życia.

Za sprawą dwóch systemów totalitarnych, krzewiących się za zachodnią i wschodnią granicą II Rzeczypospolitej, wybuchła II wojna światowa. Wileńszczyzna z różnych przyczyn nie podjęła walki we wrześniu 1939 roku, padła ofiarą uzgodnień sowiecko-niemieckich, wkrótce wzniecone tam zostały waśnie narodowe. Tym ważniejszą rolę miał do spełnienia polski zbrojny ruch oporu, do legendy narodowej przeszły działania wileńskich i nowogródzkich Brygad Armii Krajowej.

W jednej z nich (V Brygadzie, dowodzonej przez Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”) szwadron objął por. Antoni Rymsza „Maks”. Miał już za sobą dramat podstępnego rozbrojenia i częściowego wymordowania przez siły sowieckie oddziału por. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”. Potem zaś były boje z obu przeciwnikami, plan „Burza”, znane już dobrze wypadki związane z nadejściem Armii Czerwonej.

Cofając się przed „wyzwolicielami” „Maks” dotarł na obszar Białostocczyzny, tu wraz z żoną sanitariuszką „Aldoną” (Lenczewską-Samotyją) zyskali zgodę „Łupaszki” na opuszczenie oddziału. Zmienili nazwiska, przemieszczali się i zacierali ślady, by podjąć pracę, dać życie nowemu pokoleniu.

„Wojtkowscy” uwierzyli z oporami w amnestię, ujawnili się. Taki był los i takie były dylematy rzeczywistych obrońców niepodległej Polski. W sierpniu 1948 roku Antoni Rymsza „Maks” został aresztowany, z Gdyni przez Warszawę trafił do Legnicy, tam w więzieniu Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej spędził kilka miesięcy naznaczonych torturami. W lutym 1949 roku trybunał wojskowy orzekł karę śmierci, tę Wierchownyj Sowiet SSR zamienił na 25 lat zesłania na Kołymę.

Przypomina mi się w tym momencie fragment życiorysu Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego Prezydenta II RP na Wychodźstwie. Dh Ryszard za swoją działalność w Szarych Szeregach też otrzymał (w więzieniu w Mińsku Białoruskim) wyrok śmieci, również zamieniony na wysłanie do łagru na Kołymie. Najpierw bowiem na wschód pojechały ofiary NKWD okresu „pierwszego Sowieta” (1939-1941), po oficjalnym zakończeniu II wojny załadowano do wagonów „żołnierzy wyklętych”, głównie Armii Krajowej, w trzeciej zaś kolejności masowe wywózki dotknęły Polaków pozostawionych w granicach ZSRR. A były i inne jeszcze represje, miejsca straceń w kraju, obozy, przepełnione więzienia.

Do takiej Polski nie mogli i nie chcieli wrócić wszyscy rodacy, w Anglii pozostał i wspomniany Ryszard Kaczorowski. Tak wprowadzano na ziemiach polskich ustrój „demokracji ludowej”, zbrodnicze porachunki długo tu jeszcze po maju 1945 roku kontynuowali „przyjaciele” spod znaku czerwonej gwiazdy.

 

Nie ma potrzeby, bym streszczał opowieść o łagierniku Antonim Rymszy nr F 1-233. Ta lektura wciąga, trudno się od niej oderwać. Zasługa to Autora, jego umiejętności literackich, troski o zapisy przejmująco realistyczne, zarazem momentami do bólu oszczędne, z dbałością o każde słowo. To tak, jakbyśmy patrzyli własnymi oczyma, doznawali bezpośrednich wrażeń, dopisywali się do dialogów. Często narasta strach, niekiedy budzi się obrzydzenie, bo jak mógł człowiek człowiekowi sprawiać tyle cierpień. W miarę czytania nabieramy jednak przekonania, że nawet w piekle łagrów sowieckich była szansa na uratowanie człowieczeństwa, a przy dozie szczęścia i na przeżycie. Cuda czyniła wiara, skarbem stawał się przyjaciel, procentowało zdobywane doświadczenie.

Rymsza 6 maja 1949 roku jako więzień sowiecki rozpoczął podróż, którą wedle oczekiwań oprawców miał zakończyć w dole śmierci daleko od stron rodzinnych, żony i syna, kolegów z lat walki i pracy. Brześć nad Bugiem, Mińsk, Kujbyszew, Nowosybirsk, buchta Wanino, to stacje jego drogi krzyżowej: paraliżującego głodu, buntów wagonowych, udręki w celach, gwałtów i mordów, konfrontacji z „bytownikami” i „błatnymi-urkami”, zwykłym chamstwem i wyrafinowanymi sposobami upodlania. Tłumy więźniów, różne nacje i wyznania, przypadki trudne do wyobrażenia, rozpacz, ale i tężejąca wola przetrwania. Jakby na złość całemu systemowi, armii towarzyszy, panującym zwyczajom. Taka postawa mogła wzbudzić wściekłość funkcjonariuszy, jednocześnie znajdowała uznanie wśród części więźniów. Opór bez broni, pozornie bierny, a w rzeczywistości wymagający stałego prognozowania, czujności, determinacji. Trzeba było pomagać innym, by liczyć samemu na wsparcie w momencie kryzysu.

Polskość w takich warunkach, to był obowiązek dźwigania krzyża łagiernika, odróżniania się, ale ze wskazaniem na dobro, życzliwość, ofiarność. Jeśli ma powstać – a tak musi się stać – katalog postaw naszych rodaków skazanych na umieranie w tajdze, wnętrzach kopalń, na polach kołchozów, w kazachstańskich przysiółkach, to nie może w nim zabraknąć i wzorca wypracowanego przez Antoniego Rymszę.

Więzień F 1-233 od 1 grudnia 1949 roku zaczął walkę o życie w rejonie Magadanu. Spotkał tu nawet rodaka z obywatelstwem amerykańskim, oskarżonego o działalność szpiegowską. W zbrodniczym systemie, sterowanym przez generalissimusa Stalina i przybocznych pretorian partyjnych, a realizowanych przez watahy enkawudzistów, na plan dalszy odsunięto racje ludzkie. Liczyły się plany, w tym i aresztowań, stany osobowe w łagrach, wyniki produkcyjne uzyskane dzięki niewolniczej pracy.

Bez trudu znajdowano stosowne paragrafy, wykorzystywano kolejne zdarzenia historyczne, szukano wrogów nawet wśród arcywiernych wyznawców komunizmu, byle zastraszyć innych, wygrać wojnę, dogonić w obłędnym biegu Zachód pod względem wskaźników statystycznych.

Łagry nie były typowymi obozami koncentracyjnymi (zagłady), choć śmierć zbierała tu przerażająco obfite żniwo, a w niektórych (np. w pobliżu koła podbiegunowego) przeżycie roku graniczyło z cudem. Oficjalnie zwano je „poprawczymi obozami pracy” (w obozie Dnieprowskim widniał napis: „Praca uszlachetnia człowieka”), nie uśmiercano w nich świeżo przybyłych więźniów, nie dymiły tu kominy krematoriów. Dopóki system działał sprawnie i nie brakowało „wrogów ludu”, ci z poprzednich zaciągów byli zmuszani do szybszego zużycia swych sił, wówczas stawali się niepotrzebni, zmniejszano im jeszcze bardziej porcje żywnościowe, dopadały ich choroby, na koniec zaś powiększali liczbę skreślonych z ewidencji. Ilu ich łącznie było? Padają różne szacunki, najczęściej mówi się o kilkunastu milionach ofiar NKWD w „królestwie Gułagu”. Zmieniały się struktury łagrowe, składy więźniów, miejsca pracy na wielkich budowach.

Rymsza doczekał się lepszych nieco czasów po śmierci Stalina, awansował na brygadzistę, realniejszą stawała się nadzieja na wolność. Okazało się jednak, że tej najdłużej wzbraniano byłym żołnierzom Armii Krajowej, choć w Polsce przestali już być „zaplutymi karłami reakcji”. To był okres powracających dyskusji, dochodziły do łagrów zaskakujące wieści zza drutów, krążyły opowieści o cudach natury syberyjskiej, tajemnicach II wojny światowej (przykładem wykorzystywanie kryminalistów w oddziałach Armii Czerwonej), o dziwnych losach ludzkich. Zawiązywały się nowe znajomości, odradzały się z wolna przynajmniej co niektóre wartości i zachowania.

Dopiero po niemal 10 latach bohater tej książki wrócił do PRL, a jeszcze więcej trzeba było czekać na ujawnienie jego przeżyć, skomentowanie. Niechaj dowiedzą się o łagierniku Antonim Rymszy młodsi. To już tylko historia, ale bardzo pouczająca, z optymistycznym finałem, bo jednak Człowiek okazał się ważniejszym od systemu, zachował godność, nie wyparł się także swej ojczyzny.

Adam Czesław Dobroński

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko