Wierzchołek wzgórza pociemniał
jakby przesłonięty chmurą
niżej rozciągało się pole porośnięte
zbożem Jasnymi kłosami
na chleb dla sytych
Te na dole czerniały dla reszty
stali u podnóża Czekali
ręce wrastały im w ziemię
szukali kamieni Kiedyś rzucą nimi
w nas
jakby przesłonięty chmurą
niżej rozciągało się pole porośnięte
zbożem Jasnymi kłosami
na chleb dla sytych
Te na dole czerniały dla reszty
stali u podnóża Czekali
ręce wrastały im w ziemię
szukali kamieni Kiedyś rzucą nimi
w nas