Lipiec. Południe.
Nade mną Smreczyńskie Grzbiety
i Tomanowy Wierch.
Cisza gęsta jak zastygła lawa.
Nieruchome źdźbła trawy.
Tylko biedronka wspina się wytrwale
po łodydze ostu. Ale i ona ustaje
w wysiłku.
Nade mną Smreczyńskie Grzbiety
i Tomanowy Wierch.
Cisza gęsta jak zastygła lawa.
Nieruchome źdźbła trawy.
Tylko biedronka wspina się wytrwale
po łodydze ostu. Ale i ona ustaje
w wysiłku.
To chwila spokoju i ładu,
moment zastanowienia nad Ideą
odciśniętą w materii.