Adriana Urgacz
Za kurtyną codziennego życia
Michał Wroński
„Teatr zamknięty”
Wydawnictwo Miniatura
„Teatr zamknięty” to najnowsza książka Michała Wrońskiego, wydana przez krakowską „Miniaturę”. Najnowsza, choć pierwsze jej słowa pojawiły się na kartce papieru w 1969 roku, a ostatnie całkiem niedawno. Już choćby ten przedział czasowy, 43 lata, dwa, może trzy pokolenia, czyni tę książkę wyjątkową. Z drugiej strony, to tylko czas odmierzany wskazówkami na blacie zegarka. Bo wyjątkowa w „Teatrze zamkniętym” jest przede wszystkim jego treść.
Zanim zaczniemy lekturę książki, mamy wgląd w krótki list do wydawcy, w którym Michał Wroński informuje, że zeszyt, który przyjdzie nam przeczytać, znalazł 2 listopada 1969 roku w ruinach gmachu teatralnego, zniszczonego wybuchem gazu. Słowa te Czytelnik zrozumie znacznie później. W 1969 roku zaczyna się bowiem dopiero przygoda Michała Wrońskiego z „Teatrem zamkniętym”.
Książka podzielona została na trzy części. Celowo nie nazywam ich rozdziałami czy opowiadaniami. Bo choć każda z nich ma inną formę i zawiera inną historię, łączy się pod wspólnym szyldem teatru pewnej codzienności. Nie tej jednak, która zaczyna się od umycia zębów a kończy na poprawieniu poduszki przed snem. To, moim zdaniem, codzienność emocjonalna. Sinusoida naszych pragnień, radości, lęków, cierpienia, kłamstwa, pożądania, miłości i zdrady. „Teatr zamknięty” to kwintesencja życia.
AUTOBUS
Kto zna twórczość Michała Wrońskiego, w tej części rozpozna często przez niego używaną formę – krótką i trafną. Jest to rodzaj dziennika pisanego po śmierci opiekuna – ojca.Kolejne wpisy wydają się pojawiać w dniu pogrzebu, w odstępach 5 – 10 minut (pierwszy zapis pojawia się o godz. 20.45, ostatni o 1.20), jako swoiste katharsis, zakończone wspomnieniami dziwnej gry prowadzonej z człowiekiem, którego już nie ma. Improwizowanej gry w Teatr Karola. Cztery razy w miesiącu, przez pięć lat. Dwieście czterdzieści niezapisanych sztuk, puszczone w moje uszy i ściany.
TEATR
Najkrótsza z części, która ma nas wprowadzić do Eksperymentu. Tu jeszcze Teatr jest otwarty. Są w nim ludzie, w większości zapewne przypadkowi. Nawet narrator, ten sam we wszystkich trzech częściach, zatem główny bohater „Teatru zamkniętego” nie jest wolny od świata zewnętrznego. Ot, ludzie tacy jak my, którzy tego dnia właśnie postanowili wybrać teatr, nie kino. Gnieżdżą się w fotelach, obserwują nawzajem, odczuwają dyskomfort wspólnych poręczy fotela, dymu unoszącego się ze sceny, myślami błądzą między treścią spektaklu a życiem poza nim. Parafrazując znane powiedzenie, wielu z nich przyszło do teatru, niewielu na spektakl. Gdzieś między tym pojawia się zarysowane we właściwy Wrońskiemu sposób zauroczenie kobietą. „Pada” nawet trup… Ale na tym spektakl się nie kończy. Obecni nie wiedzą, że to dopiero początek.
EKSPERYMENT
W przeciwieństwie do pozostałych części, stanowiących wprowadzenie do eksperymentu, tego elementu książki Michała Wrońskiego nie będę streszczać. Jego tytuł nasuwa wprawdzie pomysły na to, co w nim znajdziemy, w rzeczywistości jednak nic nie jest tak oczywiste, jakby się wydawało. Nawet miłość kobiety.
W „Autobusie” i w „Teatrze” zdradzenie przeze mnie treści było celowe. W obu tych częściach pojawiał się teatr, za każdym razem w nieco inny sposób. W pierwszej jako rodzaj gry z człowiekiem, który wychował głównego bohatera, w drugiej jako przestrzeń, w której spotykają się przypadkowi ludzie. W trzeciej teatr nabiera nowego znaczenia. W tym wypadku ograniczę się do pytań, które zrodziły się po lekturze ostatniej części „Teatru zamkniętego”.
– Czy jestem zamknięta w teatrze życia?
– Czym jest takie zamknięcie? Co ono dla mnie oznacza?
– Jak duże mam zdolności adaptacyjne w skrajnych sytuacjach? Jakiego zachowania mogłabym po sobie oczekiwać: akceptacji czy buntu?
– Poszukiwanie przyjaciela bądź kochanka – czy stanowiłoby to dla mnie imperatyw?
– Kto jest podmiotem eksperymentu, a kto jego przedmiotem? Czy nie jest to pewna zmienna?
– Czy w teatrze, gdzie niemal automatycznie przywdziewamy maski widząc atrybuty właściwe temu miejscu, możliwe jest poznanie człowieka?
– A w życiu, w którym odgrywamy role, nawet kilka jednocześnie (matka, córka, żona, dziennikarka, klientka, pacjentka…) kiedy jesteśmy SOBĄ?
– Czy tak naprawdę potrzebne nam jest wyzwolenie z pełnienia funkcji aktora? Czy nie jest to naturalny stan rzeczy, rodzaj niezaplanowanej gry z otaczającą nas rzeczywistością? Gry w Teatr Karola?
– I w końcu kurtyna… Co znajduje się za kurtyną życia?
Nie na wszystkie z tych pytań znam odpowiedzi, choć wiele z nich wydaje się proste. Każde jednak budzi głębsze refleksje, zachęca do poszukiwania prawdy o sobie samym, uwięzionym w „Teatrze zamkniętym”. Czy jednak na pewno uwięzionym?
Narzucają mi się w tym miejscu słowa Jeana Duvignauda, socjologa teatru: „Teatralizacja życia może w niektórych uśpionych czy stłamszonych społecznościach rozbudzać zapomniany dynamizm wspólnotowy i indywidualny, który na powrót rozbudza wyobraźnię i doprowadza do rozkwitu życia duchowego. Bez względu na to, czy ta teatralizacja rodzi się pod wpływem prowadzonej obserwacji, czy pod wpływem rejestracji audiowizualnej, skutek jest jeden, często zupełnie niespodziewany. W ten sposób można wyjaśnić przejście od socjologii teatru do badań, które prowadziłem z moimi współpracownikami w wiosce Chebika na południu Tunezji. Zrozumiałem tam, że taki sam niepokój można odnaleźć w twórczości artystycznej oraz w życiu społecznym, z tym że to drugie było zupełnie oderwane od swoich korzeni.”
Na koniec warto dodać fakt, który w kontekście tematu książki nie jest bez znaczenia. Michał Wroński, gliwicki artysta z teatrem związany był niemal od zawsze. Jest autorem kilkudziesięciu słuchowisk radiowych i widowisk telewizyjnych, kilku sztuk teatralnych, kilkunastu bajek scenicznych i musicali, a do 1996 roku pracował w Operetce Śląskiej, dzisiejszym Gliwickim Teatrze Muzycznym, jako kierownik literacki. Jego twórczość znaleźć można na blogu Kraina Zielonego Pojęcia.
Mocną stroną książki i znakomitym jej dopełnieniem są zamieszczone w niej ilustracje, obrazy autorstwa Honore Victoryna Daumiera. Artysta znany był z tego, że w swojej twórczości posługiwał się różnymi technikami, był znakomitym karykaturzystą i obserwatorem obyczajowości swoich czasów.
Adriana Urgacz