Z lotu Marka Jastrzębia – George Orwell: akomodowanie pamięci

0
386

Z lotu Marka Jastrzębia

 

George Orwell: akomodowanie pamięci

Nie zabraknie twarzy, które można deptać

Rok 1984

Kolekcja Gazety Wyborczej, tom 19, strona 220

 

 

Filip WrocławskiWygodnym przywilejem schyłkowego wieku jest szukanie dziur w całym; niekiedy bywam jak inżynier Mamoń z filmowego Rejsu: wtykam nostalgiczny nos w to tylko, co przykleiło mi się do wspomnień. Lubię konfrontować dzieła. Zderzać pachnące dobrym stylem, z utworami oderwanymi od dzisiejszości. Sięgam wówczas do lektur pożeranych za młodu, a za towarzyszkę mam Panią Złość. Toteż ze względu na niedostatek kronikarzy teraźniejszości, zabrałem się za ponowne czytanie powieści Orwella. Za powtórne ujrzenie jego cmentarnych wizji nadchodzących lat.

 

Ciekawe są to bowiem utwory i to z wielu powodów. Pierwszym jest fakt, że opisywane przez niego tematy, ilustrują wydarzenia z naszego tu i teraz. Drugim, że wkrótce spostrzeżemy się, iż przyjdzie nam zapłacić za manipulowanie Historią.

 

Począłem więc studiować mechanizmy tychże procesów. Zająłem się przyczynami upiększania dziejów, ich gorliwym dostosowywaniem do bieżących wydarzeń, ich pracowitym przeinaczaniem, modyfikowaniem, poprawianiem i zamazywaniem. A także – zastępowaniem ich falsyfikatami, namiastkami.

 

W satyryczno-groteskowym utworze, Folwarku zwierzęcym (napisanym w roku 1945) zjawiska te zostały naszkicowane, by dopiero w powieści antyutopia Rok 1984 – uzyskać pełen kształt. Ale choć jego myśli zostały rozwinięte do granic przerażającego absurdu, nie są przecież odbierane tak, jak zostały napisane: nie są ostrzeżeniem, krzykiem protestu czy oburzenia. Przeciwnie: staramy się upchnąć jego profetyczne dzieła do rozrywkowych przegródek z tak zwaną nieszkodliwą fikcją. Wetknąć je pomiędzy bajki. Podziwiając wyobraźnię, za nic mając przesłanie. Mimo to orwellowskie słowa przebiły się do masowej świadomości i wchodząc do repertuaru popularnych powiedzeń, stały się cytatami. Równi i równiejsi, Wielki Brat, dwie minuty nienawiści, nowomowa, dwójmyślenie, to zaledwie kilka z nich.

 

W tym miejscu pozwolę sobie na pozorny odskok od tematu niniejszego wypracowania. Otóż od jakiegoś czasu męczy mnie pytanie: po jakiego grzyba pisarz pisze? Pytanie to jednak męczy mnie krótko, gdyż odpowiadam sobie: pisarz pisze, bo ma coś do powiedzenia. Chciałby trafić do odbiorcy, który potraktuje go poważnie i przejmie się jego słowami. I tak samo z czytelnikiem: czyta, bo ma do spożycia tekst. Tyle, że tekst pisarza trafia nie do niego, a w rozbełkotaną i bezwnioskową próżnię.

 

Po tym wtręcie wracam do Orwella. Urodził się w 1903 roku, a umarł w 50. Był też publicystą. Po rezygnacji ze służby (1922–27) w brytyjskiej policji imperialnej w Birmie, podjął działalność pisarską w Paryżu i Londynie. W latach 1936–37 uczestniczył w wojnie domowej w Hiszpanii w szeregach anarchistów. W czasie II wojny światowej był korespondentem BBC; te doświadczenia uczyniły z Orwella pisarza politycznego o przekonaniach demokratyczno-socjalistycznych, przeciwnika wszelkiego totalitaryzmu, zwłaszcza komunistycznego w stalinowskim wydaniu.

 

Jak wielkim był przeciwnikiem, widać choćby po kłopotach z publikacją Roku 1984. Książka mogła się ukazać dopiero w 1949 roku, zatem ominęła go dzisiejsza sława. Czy mogła ukazać się wcześniej? Jak najbardziej nie! Nie, gdyż w owym czasie nie było odpowiedniego klimatu: obłudna Wielka Brytania i zaślepione Stany Zjednoczone wolały nie denerwować Wujaszka Joe. Jakkolwiek wiedziały o obozach przymusowej pracy w Związku Radzieckim. Nie mówiąc o Katyniu. Wniosek? Lepiej robić interesy, niż drzeć koty. Lepiej żyć w podnóżkowej pozycji, niż przeciwstawić się złu. Bo gdy zło jest silniejsze od dobra, trzeba mu ulec, trzeba pogodzić się z bezczelną arogancją i wyprzeć się własnych ideałów. Tego nas nauczyli politycy. I uczą nas nadal. To oni zalegalizowali nowe rozumienie reguł rządzących światem. To dzięki nim jesteśmy niefrasobliwym stadem idącym do rzeźni. Dyskretnie sterowani, wyzuci z honoru, patrioci nowej generacji, solidni dla hecy, radośnie zmierzamy na szafot. Zawzięcie czapkując, fanatycznie i na ugiętych kolanach śpiewając – w błagalnym chórze – tryumfalną pieśń ułożoną przez dzicz. Takie mieliśmy ogłupiające początki dzisiejszych obyczajów, a doprowadzili do tego politycy. Przerobili nas na bezwolną mielonkę z człowieczeństwa. Daliśmy się ponieść mirażom. Wcześniej, jak u Orwella, zajęli się religią i przekształcili ją w śmiech; dowiedli, że Władza jest nieśmiertelna, a Bóg nie. Władza ustanawia i obala, co chce, tworząc świeckie zakrystie; jest wszechmocna i co powie, tego nie ma naprawdę, lecz istnieje na niby.

 

Tego nas nauczyła. Politycy usankcjonowali nowe rozumienie reguł rządzących światem.

Hipokryzja jest w krainach opisywanych przez Orwella produkowana na skalę masową. W wyniku wojny atomowej dotychczasowe państwa podzieliły się na trzy strefy wpływów. Jedna, to Oceania, druga – Wschódazja, trzecia zwana jest Eurazją. W Oceanii, gdzie rozgrywa się akcja antyutopijnej powieści, od niepamiętnych czasów toczone są boje. Od niepamiętnych, rozumieć należy dosłownie, ponieważ nikt już nie pamięta, kiedy się one zaczęły, dlaczego je wszczęto i o co się walczy. Władza zadbała o to, by nie wiedziano o przeszłości.

 

Obowiązuje hic et nunc: przeszłość jest zakazana. Specjalne ekipy czyścicieli wydarzeń trudzą się nad jej zamazywaniem. Naginaniem faktów do zaistniałych sytuacji. Na froncie, w gospodarce. Przy czym powiedzieć wypada, że pomiędzy tymi trzema obszarami nie ma różnic ideologicznych: wszystkie klepią biedę. Jednak nie każdy, bo ludzie należący do władzy mają się niezgorzej: prowadzą żywot względnie dostatni. Reszta, czyli proletariat (w nowomowie zwany prolami) zajmuje się podrzędną pracą i jest pogrążona w społecznej stagnacji. Niewykształceni, apatyczni, prymitywni, odarci ze złudzeń, zainteresowań i marzeń, wegetują z dnia na dzień. Lecz sęk w tym, że ludzi ścisłej władzy jest niewiele ponad dwa procenty.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko