Andrzej Walter
Absolut zera albo zero absolutu…
Agora współczesności wyrzuciła nas na śmietnik historii. Niezgrabna próba życia tli się jeszcze, ale tylko nieliczni wciąż wierzą, że może kiedyś będzie: lepiej, bogaciej, pełniej. Ja nie wierzę. Pozostaje jądro tworzenia jako panaceum na obojętność. Pozostaje wspólnota jako ratunek na atomizację jednostek. Wreszcie pozostaje sztuka, która – i w to wierzę – nigdy nie umrze. A te przywołane „jednostki”? Koncentrują się dziś na sobie, na swych wydumanych karierach, na … „realizacji siebie” – jak to się dziś modnie określa. Upadliśmy w kulturę „ja”, w głębię robienia sobie przyjemności, świat pozostawiając samemu sobie. Niech się toczy.Przecież nie zginie. A „ja” niech kwitnie, niech buzuje, szaleje, przetaczając się z siłą tornada po krainie literackiej naszych czasów. Podłe to czasy. Czasy erozji autorytetów, zaniku empatii, kryzysu wrażliwości, czułości czy litości nawet. Napisałem onegdaj pewien tekst o młodym poecie. Jego tomik i jego twórczość wywarła na mnie wrażenie pozytywne, zaangażowane i choć zawsze można stworzyć coś lepiej, ta poetyka jest kontr obrazem tych refleksji, które przytoczyłem. Zostałem ostatnio zaatakowany za ów tekst, czy też wręcz za owo myślenie, które tekst ten zrodziło, przez pewną młodą i niewiele jeszcze znaczącą krakowską literatkę z pretensjami naukowca i z ambicjami sięgającymi zenitu. Sam akt agresji nie miałby w sobie nic zdrożnego. Ot, wyraz frustracji i złości, do którego już przywykłem, a który jest ostatnio tak powszechny w środowisku. Jednak przekaz tego ataku, owa esencja konceptu i spojrzenia na rzeczywistość, spowodowała, iż muszę się z Wami podzielić swymi przemyśleniami. Padły ciekawe słowa, zastanawiające tezy, które być może ukazują pewne spojrzenie dzisiejszych trzydziestolatków na kulturę, związki twórcze i całe środowisko literackie. Chciałbym też szerszej polemiki, rzecz jasna prowadzonej w sposób godny twórcy. Do rzeczy.
Kilka dni temu otrzymałem list. Wybaczcie Państwo, pewne rzeczy muszę przytoczyć, gdyż otworzy to przed Wami obraz całości. Postaram się też być uczciwy wobec faktów obiektywnych, wobec własnych emocji czy nawet prowokacji. Nie chcę też toczyć publicznej wojny, czyli nie padną żadne nazwiska, a zbieżność pomiędzy meritum a konkretnymi osobami załóżmy, że jest przypadkowa. Pewien poeta pojawił się na pewnym ważnym spotkaniu. Zachowywał się dziwnie, co mogło wprawić zgromadzonych w pewien niesmak. Zapewne nie powinien tak się zachowywać, jednak nikogo nie obraził. Jak stwierdziła w liście moja autorka: „sam się zaprosił i usiłował brylować”. Ciekawe jest natomiast takie zdanie (cytuję): „Nie wiem, kto i dlaczego przyjmuje i promuje chorujących psychicznie grafomanów do ZLP, ale po raz kolejny poczułam, że dobrze, iż wypisałam się stamtąd póki czas… Nie wiem, czy udzieliłeś glejtu temu Panu, ale Twoje nazwisko padało wielokrotnie…”. Wątek środowiska twórczego jakim jest Związek Literatów Polskich pociągnijmy trochę, gdyż był kontynuowany… (dalszy cytat): „Co do moich motywacji „wypisania się” z ZLP … nigdy ich nie kryłam, były to: 1. brak dostatecznej strategii promocyjnej dla twórców; 2. niski poziom merytoryczny reprezentowany przez znaną mi większość Członków; 3. brak dostatecznej selekcji członków” (…) „Co do ZLP to wygląda na to, że napiszę kiedyś o tym studium przypadku, bo bynajmniej nie jest to związek artystyczny, a bardzo ciekawe zbiorowisko przypadków, właśnie: emerytów, ludzi w kryzysie, osób z zaburzeniami i urojeniami wielkościowymi. Jedyne , czego tam nie ma, to praca nad poprawą jakości. Zero edukacji, zero podnoszenia poziomu pisania.” … (koniec cytatów)
Urocze. Nieprawdaż? Oto kochani Koleżanki i Koledzy ze związków twórczych Wasz (nasz) obraz w oczach nowego pokolenia wychowanego już w wolnej Polsce, pokolenia „młodych, wykształconych z dużych ośrodków”, że zironizuję „klasyków” współczesnego mainstreamu… Pokolenia, którego cechy opisałem na wstępie. Obraz ten jest straszny. Przerażający i oszałamiający. Nadmienię tylko, że autorka nie jest członkiem SPP, zatem nie tędy droga do pojęcia motywacji takich a nie innych sformułowań. Co charakterystyczne, zwróciłbym uwagę na punkt pierwszy wymagań wobec związku – promocja. Egotyczne „ja” chce działać tylko „za coś”, chce dać, tylko pod warunkiem, że odbierze, że coś (wymiernego) otrzyma, że nazwisko „ja” zaświeci niesłychanym blaskiem i wejdzie na parnas Literatury. Nic za darmo moi Państwo. Promocja – pojęcie klucz, wytrych do szczęścia i spełnienia. Idea niemal. Trudno polemizować z takim spojrzeniem. Sądzę, że nie ma tu znaczenia sytuacja, która sprowokowała te tezy. Nieważny jest mój tekst, nieważny ten biedny, nieszczęsny poeta. To ostre, wyraźne i mocne tezy o całym środowisku. To pogląd niestety nie odosobniony, który słyszałem już bardzo często w różnych „kuluarach” …
Wątków naszej polemiki było więcej. Nie ukrywam swojej (delikatnej jednakże) wycieczki ad personam, jako odpowiedź na „zaczepkę” autorki. Między wierszami podkreśliłem znaczenie portalu pisarze.pl , który określiłem mianem prestiżowego, najlepszego w Polsce od strony merytoryczno-artystycznej i będącego ponad podziałami… W odpowiedzi na to odczytałem : „nie jestem pewna czy dysponujesz stosowną wiedzą/wykształceniem, żeby ocenić (…)”. No cóż. Mój biogram jest dostępny tu i tam. Nadstawiam drugi policzek. Powróćmy jednak do związku twórczego jakim jest (choć ponoć może kiedyś był) Związek Literatów Polskich, którego również jestem członkiem i jestem z tego dumny. Dodam, że „tak się potoczyło” i gdybym był członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich też z tego faktu byłbym dumny… Ponad podziałami. Mentalność młodej autorki jest jasna, ja was jeszcze bardziej podzielę, lecz nie dla podziału, dla opowiedzenia się po tej, czy tamtej stronie. Ja was podzielę, by was zniszczyć, by zrealizować swoje (ad personam) cele.
Żyjemy w czasach trudnych dla literatury w Polsce i celem takich organizacji jest propagowanie czytelnictwa, miłości do książek i uświadamiania społeczeństwu, że bez nich zginiemy. Na wszelkie inne cele nie ma już środków i sił. Te jednak idee są w nas – jak sądzę żywe – i takimi pozostaną. I choćbyśmy byli bóg wie jakimi „zerami” w oczach „młodych wilków”, będziemy taką postawę trzymać zapewne już do końca.
Jakim prawem jednak, pewni żądni sukcesu reprezentanci nowego pokolenia, obrażają nas za potrzebę: tworzenia, wspólnoty i działania? Człowiek ma wady i powinien z nimi walczyć. Żadna wspólnota czy środowisko nie są wolne od ułomności i wad. Jednak więź, którą tworzymy, czy idee, w które wierzymy, nie mogą być postrzegane w ten sposób, tak deprecjonowane czy w zasadzie niezauważane, albo wręcz zwalczane. A jeśli zwalczane to w sposób perfidny i podstępny. Oto metoda: „nie szukajmy prawdy – stwórzmy nową prawdę i przekonajmy go niej innych”. To będzie owo „studium przypadku”. „Zero edukacji, zero poziomu”. Rzeczywiście, mając lat trzydzieści ma się (och jakże się ma) tą edukację, ten poziom, ten … wreszcie karierowiczowski bunt, by dołożyć „nam” emerytom. Zakpiłem, gdyż mam lat czterdzieści trzy, ale w więź czuję z takimi emerytami właśnie. Sam chętnie założyłbym współczesną „lożę szyderców” patrząc na ewidentne zdziczenie tych młodych, ambitnych szczurów, których jedynym celem jest „fotel króla”, bez konsekwencji i odpowiedzialności ciężaru korony. Co jeszcze czuję? Szacunek dla wiedzy i doświadczenia tych wykpiwanych emerytów. Ich mądrą powagę i nawet, jeśli to grzech w oczach tak zwanej współczesności, pomnikowy idealizm. Nie uwłacza to mojej chęci zmian. Niech emeryci korygują ten (zdrowy w tej wersji) bunt, tym co sami kiedyś przeżyli, niech gderają, niech zrzędzą… Jeśli się słucha z pokorą, wiele się słyszy. Autorka postawionych tu zarzutów niestety nie słyszy nic. I dlatego mam prawo napisać MY. Stanowimy dla niej po prostu przeszkodę do wzięcia. Jak nas pokona, odstawi w kąt, sama wymodeluje nowe prawdy w tym nowym (badawczym) świecie. Pytanie tylko czy chcemy na to patrzeć z założonymi rękoma. Czy zgodzimy się na te inwektywy i supozycje? Dlaczego przy okazji jakiegoś, błahego w gruncie rzeczy wydarzenia, upuszcza się cały jad wobec tak wielu ludzi? To przypadek czy tendencja. Niestety uważam, że tendencja. Zetknąłem się z nią na kanwie zawodowej w różnych środowiskach czy grupach społecznych. Nie wolno nam zamknąć oczu na takie tezy. To nie są już tylko nieokiełznane emocje. To pewna, jakże groźna, wizja świata i oczekiwań.
Cóż zrobić możemy? Niewiele. Dyskutować i Pisać.
A słowo, być może, stanie się kiedyś ciałem …
Tylko czy to jest niewiele?
Andrzej Walter
20 lipca 2012 rok, Gliwice.