Beata Golacik – Kwiaty polskie

0
348

Beata Golacik


Kwiaty polskie

 

René MagritteJulian Tuwim zaczął pisać Kwiaty polskie jesienią 1940 r. i do śmierci (w 1953r.) nie zdołał swojego poematu dygresyjnego ukończyć. Wyczytałam niedawno, że to liczące ponad 8000 wersów dzieło, do dziś wyszło drukiem w ponad 600 000 egzemplarzy. Imponujące wielkości. Imponujący wysiłek twórczy i determinacja, że o talencie nie wspomnę. Gdybym miała przyłożyć swoją wierszującą łapkę do poetyckiej dłoni Tuwima, pozostałoby mi jedynie powiedzieć: Tato, prowadź!

 

Uzurpując sobie pokrewieństwo z mistrzem (oczywiście wyłącznie na potrzeby tego felietonu – proszę przedwcześnie nie niepokoić się o moją kondycję psychiczną), muszę stwierdzić, że nie odziedziczyłam ani skłonności rymotwórczych ani epickich, natomiast moje inklinacje do dygresji rzeczywiście – po „tatusiu” być mogą. Poza tym, koneksje rodzinne tymczasowe dają mi tę korzyść, że mam również tymczasowe podstawy oraz tymczasową odwagę, by twierdzić, że wiem, co autor miał na myśli, pisząc Kwiaty polskie. Otóż miał on na myśli Kwiat Nauczycielstwa Polskiego. Myśl tę wprawdzie, w sposób perfekcyjny zakamuflował opisami innych okazów flory narodowej, jednakże nie aż tak, aby nie dało się jej odczytać, co wykażę, cytując fragmenty poematu. Ojcze, wybacz!

 

Kwiat Nauczycielstwa Polskiego to roślina wieloletnia i stosunkowo łatwa w hodowli. Mimo licznych utyskiwań i protestów, jej kępki rosną w pokorze tam, gdzie je posiano.

Nie tkwią w kryształach na wystawie

Za lśniącą taflą szkła w Warszawie,

Nie sterczą swą łodygą długą,

Jakby połknęły jedna dugą;

Bez aspiracji do salonu,

Bez wywodzenia się z Saronu,

Bez dąsów, pąsów i purpury,

Nie zadzierają głów do góry;

Jak porzucone narzeczone,

Trzymają główki opuszczone,

A oczy wznoszą – i tak trwają,

I spoglądając – przepraszają.

 

Kwiat Nauczycielstwa Polskiego, jak każdy, wymaga nawożenia, o czym powszechnie wiadomo, jednakże nawet na wyjałowionej glebie potrafi przeżyć zadziwiająco długo. I choć doświadczany urzędniczymi wymysłami, kryjącymi się pod enigmatyczną nazwą „reformy” – trwa, jako ten doświadczalny kwiat – Roślinny lumpenproletariat –/ Tam zawsze w rumowisku owem… Trwa, mimo tortur, jakie mu zadają. I nie mam tu na uwadze ani lichości uposażeń, o czym również powszechnie wiadomo, ani mnogości dokumentów czczych, o czym wiedzą mniej liczni, ani nawet niewybrednych epitetów ze strony podopiecznych, zniesmaczonych faktem, że się od nich czegoś wymaga, o czym dowiaduje się opinia publiczna, ilekroć paparazzi udostępnią jakąś fotkę nauczyciela z kubłem na głowie. Nie! To jeszcze nie to! Mam bowiem na uwadze tortury wymyślne, jakim poddawany jest Kwiat Nauczycielstwa rokrocznie, w okresie wiosennym – podczas egzaminów maturalnych, o czym nie wie prawie nikt.

 

Nowa matura zakłada inność organizacyjną w stosunku do matury starej. Obecnie, egzamin ów to procedury – przede wszystkim. Wyników matur podważyć się nie da, można jedynie zakwestionować ich przebieg, wykazując uchybienia proceduralne i na tej podstawie żądać powtórki. Przeto widmo procedur, ciąży nad Nauczycielstwem Polskim od zarania roku szkolnego, a nie jest to widmo światła białego – nie rozszczepia się barwnie. Przeciwnie, ono jakby wszelkie barwy żywota gasi – I liczb sumuje ciąg spadzisty/ I siwiejącą głowę biedzi. Setki tysięcy wstawia w kratki/ Buchalteryjnych swoich rubryk…, po czym ujawnia swe okrutne oblicze w dniu egzaminu. Nauczycielom – bodajże najbardziej rozgadanej grupie urzędników państwowych – nakazuje bezwzględne milczenie przez: 120, 180, 190 minut, plus dodatkowo 70 lub 90 – w różnych kombinacjach, w zależności od wyroku. Katusze nieludzkie, ale mało tego! Komisja egzaminacyjna, składająca się zwykle z trzech Kwiatów Nauczycielstwa, zwanych – nie bez uszczypliwości – członkami, mocą procedury usadzona na pojedynczych krzesełkach, w różnych częściach sali, zobligowana jest, do dbałości o absolutną ciszę w środowisku naturalnym, w którym zaszczepiono Kwiat Młodzieży Polskiej, zwany – zgodnie z duchem czasów – odbiorcą oferty edukacyjnej. W szczególności, komisji tej nie wolno: stąpać po sali egzaminacyjnej, gdyż skrzypienie podeszewką bądź stukanie obcasikiem może rozpraszać – niezgodnie z procedurą; nie wolno czytać i szelestem przekładanych kartek wzmagać stres egzaminacyjny; wiercić się na krześle i, nie daj Bóg, wstać zeń przed czasem, wzbudzając niepokój swoim spojrzeniem z góry. Komisji, w czasie trwania egzaminu, wolno: oddychać miarowo, bez chrząknięć i pokaszliwań; rozglądać się po otoczeniu wzrokiem neutralnym – niewzbudzającym podejrzeń oraz snuć dalekosiężne refleksje na tematy dowolne.

Ero kamienia łupanego,

A jeśli bliżej to, – Asyrio!

Prawieku, w którym myśli biegną,

Wspomnień maligno i delirium!

Przedpotopowe czy kopalne,

Znieruchomiałe czasy ludów!

Panopticum prowincjonalne,

Jarmarczna kosmoramo cudów!

Po wstępnym przeciągnięciu refleksji przez wszystkie dzieje, epoki i kontynenty, po puszczeniu wodzy fantazji, Kwiat Nauczycielstwa Polskiego po raz pierwszy, z nadzieją spogląda na zegar, by stwierdzić, że minęło – o losie! – całe 15 minut. W związku z czym należy niezwłocznie podjąć kolejną próbę refleksji – tym razem bardziej „czasotrwonną”.

 

Robiłam kiedyś wywiad środowiskowy z nauczycielami po przejściach egzaminacyjnych. Dotyczył on najciekawszych tematów przemyśleń podczas służby maturalnej. I tak: kolega fizyk przeprowadzał np. gruntowny remont samochodu, krok po kroku, począwszy od przeczyszczenia gaźnika – Awans maszynki na armatę/ automatycznie spowodował ; koleżanka od biologii meblowała pokój dziecinny i salon, a także mierzyła się z dylematem natury estetycznej, czyli jaki kolor zasłon wybrać – Ze złotych, srebrnych takich cudnych,/ i z blasku błękitnego nieba; katechetka natomiast odmawiała zaległy różaniec, wraz z kompletem rozważań, w intencji przebłagalnej za aktualnego ministra oświaty – Nie miał wspólnego z Polską tętna; /Kraj cierpiał – on nie cierpiał z krajem/ Kraj żył nadzieją – on jej nie miał,/ Kraj broczył krwią, a on kamieniał; kolega matematyk był już bliski opracowania algorytmu wyjaśniającego układ plamek na listkach paprotki, następnie zaś przeszedł do wnikliwej obserwacji trajektorii lotu muchy – W wyraźny wykres, w kąt kanciasty/Dwa sinus beta . Oko zmrużył; kolega wuefista z kolei planował odnowić wreszcie ogrodową altanę – Przed żółtą willą, dzikim stworem,/ Z opasującą ją galerią,/ Ze zwariowaną boazerią,/ Zgniłym budulcem i kolorem…

 

Niemniej jednak każdy, choćby najbardziej skomplikowany i frapujący, proces myślowy okazywał się niewystarczający. Odwlekał jedynie to, co musiało nastąpić, czyli fazę walki, kiedy to Kwiat Nauczycielstwa stopniowo popadał w senność. Czas – wstęgą snu, na sennej wstędze/ Mijanie. Mijam. Śnię i pędzę… Przegrana na tym polu nie wchodzi w rachubę, gdyż uchybia procedurze egzaminacyjnej w sposób karygodny oraz okrywa hańbą. Dlatego, kłącza egzaminacyjne podejmują ze swym organizmem heroiczną walkę o przetrwanie, o utrzymanie pionu, o honor i w końcu o życie – W podrygach, trzęsąc oszczepami/ z nasadzonymi czerepami… Czasem dochodzi do scen mrożących krew w żyłach, gdy np. jeden z członków komisji w sposób ewidentny wiotczeje i niechybnie za chwilę runie z hukiem, zahaczając o pobliski filodendron – kwiat polski doniczkowy, a pozostali nie mogą uczynić niczego, prócz wysyłania drogą telepatyczną niemych okrzyków rozpaczy. Emocje sięgają zenitu, nerwy napięte do granic możliwości! Nad pochylonymi głowami młodzieży, piszącej w skupieniu swój egzamin dojrzałości, rozgrywa się prawdziwy dramat – W niewoli u przeklętych lęków/,W więzieniu strachu i struchlenia,/Przejęty zgrozą bez imienia/ I pustką stężałego lęku.

 

Kto raz przeżył komisyjną niedolę maturalną, zrozumie zasadność przyznania nauczycielom dodatku za pracę w warunkach szkodliwych. Julian Tuwim, zdaje się, rozumiał ten ból i nie zawahał się go opisać. Dyskretnie, pod woalem metafory, przemówił w imieniu milczącego.

Nie sądź też, chytry czytelniku

Że zaraz zrobi się „cudownie”…

Nie myśl o naszym ogrodniku

Pochopnie zbyt i powierzchownie.

Zawczasu nie bój się, ze autor,

Posłuszny ustalonym kształtom

W „świątkowe” zabrnie mistycyzmy,

Tak dobrze znane nam z ojczyzny

(…)

Już w kwiatach dużo było pokus

By rozprowadzić fantastyczny,

Psychologiczno-botaniczny,

Bardzo wygodny hokus-pokus.

 

A ja wciąż się zamyślam nad tym tajemniczym poematem edukacyjnym. Zamyślam się też nad tajemnicą życia jego cichego bohatera – Kwiatu Nauczycielstwa Polskiego. Skąd czerpie soki? Jak to się dzieje, że trwa? Podobno w mózgu kobiety istnieje specjalny ośrodek zapominania bólu porodowego, który sprawia, że jest ona w stanie zdecydować się na kolejną ciążę. Bez tego pewnie nasz gatunek byłby zagrożony. Podejrzewam, że z nauczycielami dzieje się podobnie – z upływem lat wykształcają w sobie jakiś mechanizm zapominania bólu egzaminacyjnego i przy okazji znieczulenia innych przewlekłych dolegliwości zawodowych. I tak pełznie w górę klombik pnący – byle do kolejnego lata. Znacie to? – Dwa powody, dla których warto być nauczycielem – lipiec i sierpień!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko