Marek Doskocz – wywiad z Stephanem Clarke

0
298

Marek Doskocz – wywiad z Stephanem Clarke

 

Marek Doskocz: Skąd wziąłeś pomysł na książkę „Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta”?


Stephen Clarke: Mieszkam tutaj. Poza tym Paryż sam w sobie jest miejscem inspirującym. Całe to życie Paryżan kryje w sobie przeróżne historie, więc chciałem je w jakiś sposób wyrazić, zaprezentować czytelnikom. Tak jest ze wszystkimi moimi książkami. Francuzi są tak francuscy, że zawsze coś można nowego o nich powiedzieć.


M.D: Od ilu lat mieszkasz już we Francji?


S.C: Spędziłem tu już 18 lat, więc można powiedzieć, że jestem Paryżaninem. Stojąc w jakichkolwiek kolejkach, za wszelką cenę staram się przedostać do początku, często nawet nie wiedząc, w jakim celu czekam. Pracowałem we francuskich firmach. Często przepycham się w paryskich autobusach. Krzyczę na ludzi, gdy prowadzę samochód. Także niewątpliwie nabyłem paryskich instynktów. Dlatego ciężko by mi było wrócić do Anglii, również ze względu na przyzwyczajenia kulinarne. Ale jest coś, co mnie odróżnia od pozostałych Paryżan – nie jestem w stanie oglądać francuskich filmów (zazwyczaj traktują o rozwodach, czy o tym, że ktoś jest niekochany przez swoją matkę). Nie znoszę również francuskiej muzyki pop (minęło 40 lat od Beatlesów, a Francuzi wciąż nie potrafią stworzyć dobrego utworu). Ponadto wcale nie postrzegam Paryża za centrum świata


M.D: Tak w ogóle co skłoniło Cię do wyjazdu z Wielkiej Brytanii do Francji?


S.C: Głównie stres. Wcześniej miałem naprawdę dobrą pracę – awanse, podwyżki, ale też spoczywała na mnie duża odpowiedzialność i co za tym idzie, nie mało związanego z tym stresu. Nie podobało mi się to. Praktycznie nie miałem nawet czasu na to, żeby zarobione pieniądze jakoś wydać. Większość z nas nie dawała po pracy rady i zaglądała do kieliszka. Z czasem zaczęły się zwolnienia. Przeczuwałem, że w każdej chwili może paść na mnie, więc powoli zacząłem rozglądać się za nową pracą. I znalazłem we Francji – marne pieniądze, zero odpowiedzialności, dużo wolnego i przede wszystkim zero stresu. Pierwszego dnia pracy specjalistka od zasobów ludzkich zaproponowała: „Latem przysługują panu cztery tygodnie wolnego, może być?”. I wtedy pomyślałem, że to mógłby być kraj, w którym byłbym szczęśliwy.


M.D: Masz zamiar zostać już na stałe we Francji?


S.C: Zostanę dopóki mnie nie deportują. Moja książka 1000 Years of Annoying the French, o konfliktach na tle historycznym w wersji francuskiej wyjdzie w październiku. Rozdziały, w których rozpisałem się na temat kolaborantów podczas wojny mogą przyczynić się do deportacji. Francuzi do tej pory nie potrafią zaakceptować faktu, iż tak wielu z nich nie zrobiło tak naprawdę nic, aby przeciwstawić się nazistowskiej okupacji. Wspominam w książce, jak wielu Francuzów lądowało podczas D-Day – 177. Tak, 177 Francuzów, którzy próbowali wyzwolić Francję. Więcej było Polaków niż Francuzów. Ciężko im to zaakceptować, więc trochę jestem zaniepokojony tym, jakim echem odbije się wydanie książki we Francji. Myślisz, że Polska zaakceptowałaby mnie jako politycznego uchodźca?


M.D: „Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta” zaskoczy w wielu miejscach czytelnika. Co Ciebie najbardziej zaskakuje, czy zaskakiwało w mieszkańcach Paryża, czy też szerzej – we Francuzach?


S.C: Jest wiele rzeczy, które mnie zaskakują we Francuzach, czy też w samych Paryżanach. Paryż to fantastyczne miasto z wielu powodów, których często nie wymienia się w zwykłych przewodnikach. Na przykład Fontaines Wallace, zielone fontanny, które powstały w latach siedemdziesiątych XIX w., bo mieszkańcy miasta mieli tylko litr wody na dzień, która pochodziła głownie z rzeki, do której spływały też ścieki. Niesamowita jest również historia budowy metra. Nie chciano budować zbyt głębokich tuneli, więc wykopano niezbyt głębokie bulwary tuż pod powierzchnią. Dzięki temu możliwe jest w metrze korzystanie z telefonu komórkowego. Teraz, gdy kopie się głębiej, budynki często się przewracają. Podpytywałem trochę mieszkańców Paryża, co sądzą o swoim mieście. Pytałem projektantki mody, dlaczego to właśnie Paryż jest centrum światowej mody. Wyjaśniła to dosyć ciekawie (zachęcam do książki, aby poznać odpowiedź). Spotkałem też kobietę, która twierdzi, że filmy francuskie bardzo często pojawiają się na ekranach kin na całym świecie. Pomagała ona producentom filmowym. Pobierała pewną opłatę, niewielką kwotę – na przykład, jeśli chce się, aby film trafił do jakiegoś kanału, to trzeba zapłacić około 300 euro dziennie, czasem jest to wyższa kwota. Czy można wyobrazić sobie Woody’ego Allena, który mówi do Owena Wilsona – „nie narzekaj, dopłata 67 euro i wszystko będzie jak trzeba”? Którego producenta interesuje taka suma jak 62 euro? Ale taka kwota widnieje na liście i w Paryżu się tego przestrzega. Paryż słynie z tego rodzaju szczegółów. Zawarłem je w swojej książce.


M.D: Dziękuję za rozmowę.


S.C: Ja również i zapraszam polskich Czytelników do zapoznania się z moją książką Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta”.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko