Leszek Żuliński – Zaułek, czyli promenada…

0
359

Leszek Żuliński

Zaułek, czyli promenada…

         11 maja na Warszawskich Targach Książki odbyła się uroczystość finałowa 52. Konkursu na Najpiękniejsze Książki Roku organizowanego przez Polskie Wydawnictwo Wydawców Książek. Na konkurs wpłynęło 159 książek 85 wydawców. Pośród nominowanych do nagród znalazły się aż cztery książki szczecińskiego wydawnictwa Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”.

         Oficyna ta powstała w listopadzie 2009 roku. Jak to możliwe, by w ciągu zaledwie dwu i półrocznej działalności nowe wydawnictwo, funkcjonujące w gąszczu licznej konkurencji, znalazło się w czołówce edytorskiej? Zaraz o tym opowiem, najpierw jednak kilka niezbędnych informacji.

         Zaułek wymyślił i założył Cezary Sikorski, filozof z wykształcenia, biznesmen z późniejszego wyboru. Sikorski – akademik – pojawił się w Szczecinie w roku 1987; przyjechał tu z Wrocławia wraz z grupą filozofów skupionych wokół prof. Wacława Mejbauma, który na Uniwersytecie Szczecińskim tworzył Katedrę Filozofii. Po pewnym czasie jednak Sikorski – jak wspomniałem – podjął własną działalność gospodarczą. Widocznie dusza humanistyczna nie uleciała, skoro porwał się także na działalność edytorską, i to wycelowaną w poezję, co –jak wiadomo – nie ma wiele wspólnego z lukratywnym biznesem. Sam Sikorski pisze wiersze i to zapewne był ten mythos dominujący nad logos.

         Poeta zaczął od siebie. Jeszcze w 2009 roku wydał swój tomik pt. „Droga z Daulis do Delf” i już ta publikacja zapowiadała niestandardowe ambicje i autora, i wydawcy w jednej osobie. I szybko okazało się, że Sikorski wykracza poza egocentryczne plany: drugą książką był tomik Aleksandry Słowik „Jednoczęściowy wierzchni strój kobiecy” – można powiedzieć, że wydawca odkrył tę poetkę z Poznania, wcześniej związaną przez wiele lat z Trójmiastem. W każdym razie to był debiut książkowy Pani Oli, która teraz stała się znana, ceniona i lubiana w naszym środowisku. W latach 2009-2010 ukazały się tylko te dwa zbiory. W roku 2011 Sikorski wydał dwa kolejne tomiki własne –„Monadologię stosowaną” i „Wyimki z Elegii duinejskich R.M. Rilkego”, ale także drugi zbiór Oli Słowik pt. „Kolejność stron” i „Próby wyjścia” Izabeli Fietkiewicz-Paszek. Zaczęły się również ukazywać arkusze poetyckie (Barbary Janas-Dudek, Jacka Krajla, Leszka Norda i Teresy Rudowicz) oraz edycje niektórych tomików na cd-romach. Jak widać, grono autorów pojawia się tu z różnych stron Polski, co szybko stało się sygnałem dla markowych, utalentowanych poetów.

         Jeden walor rzuca się wyjątkowo w oczy: standard edytorski. Wymienione wyżej tomiki były barwnie i bogato ilustrowane oraz wysmakowane w swym designie. Zaułek współpracuje z takimi artystami, jak m.in.: Teresa Babińska, Przemysław Cerebież-Tarabicki, Olga Raciborska, Andrzej Sznejweis, Maciej Woltman, Jarosław Wójcik… Do każdej kolejnej książki ilustrator jest starannie dobierany, a kształt graficzny przekracza „normy wyrafinowania”, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, stąd nie dziwi wspomniany sukces na tegorocznym konkursie PTWK. Tak, to są cacuszka, a nie zwykłe książki, to są dziełka sztuki edytorskiej. Miałem okazję być na promocji tomiku „Wyimki z Elegii…” w warszawskiej Fabryce Trzciny. Przyjechały tu wielkie obrazy Tarabickiego namalowane specjalnie do tomiku Sikorskiego – to był popis niezwykłej symbiozy malarstwa i literatury. I tak jest za każdym razem. Sikorski na witrynie Zaułka wykłada swoją intencję: „Zaułek Wydawniczy „Pomyłka” to jednoosobowa inicjatywa skierowana do grona przyjaciół, którzy piszą i malują. Przedmiotem zainteresowań jest pole, na którym słowo styka się lub łączy z obrazem. Punkt wyjścia jest dowolny, bo równie dobrze inspiruje rytm języka, pojęcie, jak kreska czy plama koloru. Ważny jest cel lub sama próba dojścia do celu. Synteza sztuki, o której marzyli najwięksi i która czasem może się zdarzyć. Jej obecność łatwiej dostrzec w pasjach i wizjach niż w traktatach. Raczej się śni niż jawi”.

         W sposób szczególny ta idea zrymowała się z tym, co propagowało kaliskie Stowarzyszenie Promocji Sztuki „Łyżka Mleka” animowane przez Izabelę Fietkiewicz-Paszek i Teresę Rudowicz, wokół którego szybko uformowało się kolejne polskie „centrum poetyckie”. M.in. stąd zaczęła na nowo odżywać idee ekfrazy, czyli symbiozy literatury i malarstwa. Ona jest widoczna w „filozofii edytorskiej” Sikorskiego i obecna w większości wymienionych wyżej książek.

         Zwłaszcza dwa tytuły chciałbym tu wyróżnić: Izabeli Fietkiewicz „Próby wyjścia” i Karola Samsela „AltissimumAbiectum”. Ten pierwszy tom to wiersze mocno zrośnięte z Beksińskim, Bellinim, Boschem, Chagallem, Kahlo, Rembradtem oraz utwory, do których specjalnie namalował obrazy Jarosław Wójcik, malarz mieszkający od lat w Australii. Drugi tom jest związany tylko z jednym artystą: Samsel napisał wiersze do obrazów młodego Krzysztofa Schodowskiego. W znakomity sposób można w obu tomikach przestudiować tajniki ekfrazy – to zderzenie obu żywiołów wyobraźni, często namiętne, często wzruszające. Pytałem Sikorskiego, dlaczego tak preferuje to akurat osobliwe zjawisko artystyczne (skądinąd znane od dawna). Odpowiedział mi: „Poezja w czasach, kiedy religia przestała zajmować się sacrum, w czasach, w których kontaktujemy się z ideami wyłącznie poprzez wytwarzane przez reklamę pozory, w tych czasach poezja jest jedynym sposobem słuchania języka. Bo język wciąż do nas mówi, lecz my jesteśmy nań głusi. A kontakt słowa z obrazem może nam pomóc odzyskać zdolność słuchania języka”.

         Zdolność słuchania języka… W tym Rilkowskim tomiku Cezarego Sikorskiego („Wyimki z elegii duinejskich…”) mamy popis „wsłuchiwania się” w inną poezję, wchodzenia z nią w dialog, dodawania nie tylko własnego ego, ale też doświadczeń nowego czasu do tego wszystkiego, co wielka literatura zdołała na temat ludzkiej kondycji skonstatować już sto, dwieście i tysiąc lat temu. Ale na tym też przykładzie najlepiej wytłumaczyć „edytorskie szaleństwo” Zaułka. Otóż „Wyimki” zawierają tylko dziesięć wierszy, a liczą aż 104 strony. Jak to możliwe? Tom po prostu tak bogato został wypełniony dziełami Cerebieża-Tarabickiego oraz opatrzony komentarzami, że ze zbioru wierszy poszerza się w książkę poetycko-albumowo-eseistyczną.

         Sadzę, że Zaułek celujący w poezję, nastawił swoją busolę także na sztukę i filozofię jako rewiry pokrewnej biocenozy kulturowej. W tym, skądinąd oczywistym mariażu, celuje programowo i dlatego nie zdarzał się tu tomik „bylejaki”, a dobór planów wydawniczych jest podporządkowany przemyślanej idei. To wyjątkowa rzadkość – takie właśnie formatowanie małej skądinąd oficyny. W ogóle „kulturowość” tych książek, nurt ekfrazowy itp. to sprawa osobliwa, zwłaszcza w dobie postmodernizmu ignorującego, jak wiadomo, tradycję. Co ciekawe: przecież np. w wierszach Fietkiewicz czy Sikorskiego tej tradycji jest masa, lecz przecież rewaloryzowanej. U Sikorskiego poprzez jego filozoficzne afiliacje intelektualne, u Fietkiewicz poprzez bardzo osobny język, jednoznacznie przynależny do nowej, bardzo zindywidualizowanej szkoły narracji poetyckiej.

         Zupełnie niedawno ukazały się tomiki Barbary Janas-Dudek (z Chorzowa) „Zakład pracy chronionej” i Teresy Rudowicz (z Kalisza) „Podobno jest taka rzeka”. Oba znam, oba uważam za arcyciekawe. W przygotowaniu „Wiersze metafizyczne” Jacka Sojana i „Perłofonia” Ewy Włodarskiej (oboje poetów z Krakowa). Ukaże się także „Sakwojaż Penelopy” – trzecia książka poetycka Aleksandry Słowik.

         Jestem przekonany, że Zaułek Wydawniczy „Pomyłka” swą wyjątkowość buduje nie tylko poprzez standard edytorski, lecz także lansując określoną „szkołę poezjowania”. Jaką? Jest nią poezja kulturowa (w tym ekfrazowa, choć nie tylko), w której mieści się zarówno prywatny świat autorów, jak i echo czasów, w jakich żyjemy. Hmmm, może to nic nowego? Owszem, jednak w tym jazgocie poetyckiej Wieży Babel, jaki nam nastał, tego typu uniwersalizm staje się cenny od nowa i stanowi memento wobec tego freestyle’u, jaki zagłusza to, co w sztuce nie powinno ustępować żadnym modom.

         W Szczecinie są już dwie oficyny – Forma i od niedawna Zaułek – którym literatura współczesna zaczyna wiele zawdzięczać.

Tekst ukazał się w „Kurierze Szczecińskim” z dnia 14 czerwca 2012

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko