Beata Golacik
Córuś
Stoję na balkonie kawiarni jakiegoś nowego wieżowca w centrum Warszawy. Jest ciepły, późny wieczór. Czuję na twarzy lekkie powiewy wiatru, oglądam z wysoka rozległą panoramę. Przede mną miliony świateł, aż po horyzont – balowa suknia miasta robi wrażenie. Mam tak samo jak ty,/ Miasto moje a w nim:/ Najpiękniejszy mój świat/ Najpiękniejsze dni, ale niczego tam nie zostawiłam. Gdziekolwiek się przenoszę zabieram ze sobą wszystko, co najważniejsze, dla mnie i we mnie. To chyba jedyny sposób, żeby się nie pogubić. Pamiętam, jak przy każdej okazji mówiłeś: „Nie obrastaj przedmiotami, bo jak będzie trzeba uciekać, to i tak zabierzesz tylko mały tobołek.”Piękna filozofia na użytek odmowy kupna nowej kiecki, ale przydała się. „Wystarczy” – to jedno z najważniejszych słów, potrzebnych człowiekowi do szczęścia. Nie bądź zachłanny, człowieku! – wpisałam do zeszyciku z tytułem „Rady nie od parady”. Przyda się następnym pokoleniom. A mnie? Mnie w zasadzie przydaje się teraz wszystko, a szczególnie nic i dlatego chyba już umiem być szczęśliwa. Bądź spokojny.
Tam, gdzie jesteś pewnie o spokój nietrudno, ale przecież drżenie serca pozostaje nawet wtedy, gdy już nie ma serca. Wiem coś o tym. Kiedy urodziła się Marysia, a nawet już wcześniej, kiedy poczułam jej pierwsze ruchy, zrozumiałam, że odtąd nie będę wyłącznie dla siebie – nigdy! Nawet wtedy, gdy mnie nie będzie, nie będzie mnie nie dla siebie. „Babskie gadanie” – Słyszę to, słyszę! Choć cię nie widzę. Tak, tak… wy macie swoje męskie gadanie, najmądrzejsze i z dystansem, bo nie czujecie dotyku od wewnątrz. Dopiero potem, kiedy uczepią się was małe rączki, wtedy i dla was nie ma odwrotu… A właśnie, czy ja ci już kiedyś dziękowałam, że tak cierpliwie pozwalałeś mi się czesać – godzinami, wiedząc, że fryzjerką to ja z pewnością nie będę? A kim będę, jaka będę? Ciekawe, które z twoich skrytych planów zniweczyłam, stawiając na młodym, gniewnym swoim. Tylu pytań ci nie zadałam. Sądziłam, że mam jeszcze czas. Nie myślałam, że mój czas i twój czas nie biegną tak samo. Teraz dopiero moglibyśmy sobie porozmawiali, kiedy dorosłam do pytań o twoje marzenia, ale ty tak rzadko mi się śnisz.
Marysia urosła nie wiadomo kiedy, tak jak zapowiadałeś. Jest śliczna i strasznie naburmuszona na swoją urodę. Wścieka się, kiedy ją komplementują za urok i wdzięk. Powiedziała, że woli być inteligentna. Pyta mnie, czy wszyscy faceci to idioci. Milczę dyplomatycznie, żeby potem nie było na mnie, że zrobiłam dziecku krzywdę, fałszując obraz rzeczywistości. I przypomina mi się jak powtarzałeś z troską w głosie: „Jesteś stanowczo za inteligentna, dziewczyno, który cię zechce? Kamufluj się trochę!”. Staram się, próbuję, ale to wyczerpujące – bycie idiotką nie relaksuje – zapisałam kiedyś w przypływie szczerości. Może już czas, żeby przekazać Marysi zeszycik złotych porad? Chociaż np. pani Alinka obywa się bez tego. Ma wrodzoną umiejętność przetrwania przy użyciu mężczyzny. Eksponując walory płci, jest w stanie załatwić każdą sprawę, nie nadwyrężając własnych zasobów finansowych ani sił witalnych. Powinna prowadzić kursy survivalowe dla tzw. silnych kobiet, które zresztą zwykła nazywać frajerkami. Może i słusznie…
Ach! Nie mówiłam ci jeszcze. Kupiłam samochód! Nie nowy, nowymi jeżdżą panie Alinki. Mój jest w wieku stosownym do kieszeni właścicielki. A przy okazji odkryłam, że jeśli kobieta chce doświadczyć od mężczyzn autentycznej troski i szczerego zainteresowania jej losem, powinna się zdecydować na kupno samochodu, zwłaszcza używanego. Iluż to ja telefonów zaufania nie odebrałam? Moje życie okazało się nagle usłane wonnymi różami porad motoryzacyjnych. A każda z nich – okaz bezcenny – z raportami o wszelakich usterkach, spalaniach, osiągach i niebezpieczeństwach kupna-sprzedaży. A każda następna odmienna od poprzedniej. A każda z nich od wybitnego specjalisty. A wszystkie po to, by wspomóc słowem zagubioną niewiastę, która nie wiedzieć, jakim cudem do tej pory przeżyła sama w gąszczu trudnych życiowych decyzji. „Masz predyspozycje do bycia dzielną, wytrzymasz, moja krew!” – Mawiałeś z przekonaniem. Wytrzymałam ten skomasowany atak deklaracji pomocowych na odległość. Kupiłam za własne i po swojemu. Starczy na kilka lat. Następną decyzję kupna auta otoczę nimbem tajemnicy. Pani Alinka puka się w czoło na mój widok. Może i słusznie… i taką ją lubię. A swoją drogą, ona ma naprawdę wyjątkowo piękny biust.
A pamiętasz mój pierwszy biustonosz? Nie pamiętasz. Koronkowa, biała zerówka. Sztywna, drapiąca. Myślałam wtedy, że to niesprawiedliwe, że chłopcy nie muszą nosić tej urągającej swobodzie garderoby. Później okazało się, że nie muszą też wielu innych rzeczy urągających swobodzie, ale za to natura im wyrównuje na starość pewną niemocą dotkliwą, której płeć przeciwna nie doświadcza. I tak Ziemia toczy, toczy swój garb uroczy; toczy toczy się los. Lubiłeś Stachurę. Ciekawe, co byś powiedział na to, że zdaniem Ministra Kultury, świętej pamięci Henryk Bereza – wybitny krytyk literacki – był odkrywcą Marka Hłaski i – uwaga! – Edwarda Stachurskiego. Tak właśnie… Niemoc dotkliwa urzędnicza, bo przecież nie literówka… Sporo piszę ostatnio, mam dużo do zapisania, jeszcze mam.
Zastanawiałam się wczoraj nad istotą posiadania – o czym mogę powiedzieć, w miarę pewnie, że to mam. O przedmiotach? O ludziach? Często ulegamy złudzeniu mówiąc: mam męża, żonę, dziecko, przyjaciela, kochankę… Takie uproszczenia językowe bierzemy czasem zbyt dosłownie. W chęci posiadania człowieka kryje się potrzeba władzy, a samo posiadanie to jakaś forma jego uprzedmiotowienia. Wiesz, że zawsze się buntowałam przeciw temu, odkąd pamiętam, byłam przekonana, że mnie nie można mieć. No, bo czy człowieka można mieć? Można najwyżej z nim być. I może właśnie dlatego nigdy też nie miałam poczucia straty po różnych rozstaniach, bo nigdy, w odniesieniu do osób, nie miałam przekonania, że je mam. Nie możesz przecież stracić czegoś, czego nie masz, tym bardziej kogoś. Ale często odczuwam brak… Warszawa jest smutna bez Ciebie. I czasami boję się tych różnych braków… Ale z czasów, kiedy szkoliłeś mnie na wodza Apaczów pamiętam naukę o lęku: Odważny jest nie ten, który się nie boi, lecz ten, który działa mimo strachu. Och! Inczu-czuna. Noszę przy sobie, jak amulet, kartkę, którą znalazłam w kieszeni twojego ulubionego swetra. Czytam z niej to zaklęcie: Córuś, mogę już wyjść na brzeg, wiem, że utrzymasz się na wodzie. Płyń, ale jak wyczujesz niebezpieczeństwo, nie kozakuj, tylko spływaj! I pamiętaj, że gdyby któryś chciał cię skrzywdzić, to zwyczajnie obiłbym mu mordę. To ci, córuś, musi wystarczyć.