Przez noc z dziewczyną szedłem jak przez łąkę
I tacy sobie byliśmy wzajemni
I tacy sobie byliśmy wzajemni
Że wokół się czyniło ciszej, miękcej, ciemniej
Jakbyśmy byli utulani w pąku
Nagle ona krzyknęła całym ciepłym ciałem
Zatrzepotała niby ptak skrzydłami
Noc otworzyła swe płatki nad nami
Dziewczyna uleciała – za nią ja leciałem
Teraz leżymy troszeczkę zdyszani
Ale myślący już o locie nowym
Noc nam pulsuje cicho pod plecami
Zapachem potu, trawy, lewady miodowej…